Trochę boję się tego pytania [REPORTAŻ]

(fot. Anna Stratenwerth / projectelea.org)
Anna Stratenwerth

Nie umiem opowiedzieć o doświadczeniu pracy w obozie w kilku zdaniach. Zmieniło to perspektywę, z której patrzę na wydarzenia polityczne na naszym kontynencie. Myślę o tylu niesamowitych ludziach, których miałam przyjemność spotkać.

Ponad cztery miesiące temu wróciłam z obozu dla uchodźców Eleonas w Atenach, gdzie przez niecałe 3 tygodnie pracowałam jako wolontariuszka. Minęło sporo czasu, zdążyłam już wrócić do mojego zwykłego trybu życia, ale od 19 września (wtedy wróciłam do Polski) nie było jeszcze dnia, żebym nie myślała o tym, czego tam doświadczyłam, o ludziach, których poznałam, i o panujacej dziś na świecie sytuacji.

(fot. projectelea.org)

Coś jest nie w porządku. Nie wchodząc w dyskusję na temat ideałów naszych przodków, jestem przekonana, że nie walczyli za taką Europę, nie pracowali na taki jej los. Bez względu na poglądy polityczne nikt nie chce Polski, która odwraca się od cierpiących. Nie jest istotne, którą stronę politycznej sceny popieramy, chodzi o pytanie, kim jesteśmy i czym się w życiu kierujemy? Wzniosłe, ale w rzeczywistości to bardzo proste. Czy ktoś z nas chciałby być uznany za barbarzyńcę? Za kata winnego okrutnej zbrodni? Zakładam, że nie. Chcemy być uważani za dobrych, przyzwoitych ludzi. Ale czy nimi jesteśmy? Czy ja, osoba żyjąca w bezpiecznym kraju i mająca potrzebne do życia środki, mogę nazwać siebie dobrym i przyzwoitym człowiekiem, kiedy ktoś cierpi, jest ofiarą okrutnego reżimu, grozi mu śmierć, a ja przechodzę obok? Często jest tak, że skoro nie widzę tej osoby, bo nie puka do mych drzwi i nie siedzi obok mojego domu, to pozwalam sobie na luksus zapomnienia i ignorancji. Pomoc nie jest łatwa, oczywista lub korzystna. Czasem trzeba otworzyć się i zrobić miejsce dla kogoś jeszcze.

Obóz Eleonas znajduje się w mało ciekawej części Aten. Składa się z wielu szeregów blaszanych baraków i trzech dużych, otwartych namiotów. Wyposażenie baraków jest podstawowe (minimalne). W jednym baraku mieszka nawet 12 osób. Obóz został założony przez rząd Grecji rok temu, we wrześniu, i znajdują się w nim głównie Syryjczycy oraz Afgańczycy. Baraki zajmują same kobiety albo sami mężczyźni, ale zdecydowanej większość zajmują je mieszkające razem rodziny, zazwyczaj dwie. W większości to starsze małżeństwa z kilkorgiem dzieci, sporo młodzieży, kilka osób starszych lub niepełnosprawnych.

(fot. projectelea.org)

Obóz dzieli się na dwie części: jedna zarządzana przez ministerstwo, w której jest 1500 osób, i druga zarządzana przez greckie wojsko, w której przebywa 1000 osób. Ja byłam wolontariuszką w projekcie Elea, który działa i organizuje życie obozowe mieszkańców pierwszej części. Projekt Elea został zainicjowany i jest koordynowany przez Cypryjczyka Andreasa i Paulę z Niemiec. Realizują go wyłącznie wolontariusze z całego świata.

Na początku celem projektu było tylko zapewnienie mieszkańcom obozu różnych form zajęć, ale wolontariusze działali na tyle dobrze, że przejęli też dystrybucję żywności, ubrań, a częściowo także stronę edukacyjną (na co składają się głównie zajęcia z angielskiego dla dzieci). W obozie działa też Międzynarodowy Komitet Ratunkowy, SOS Wioski Dziecięce, a do niedawna byli tam Lekarze bez Granic (obecnie w całym obozie, na 2500 osób, jest tylko kilka pielęgniarek).

W czasie mojego pobytu w obozie pracowało około 20 wolontariuszy. Pochodzili głównie z Hiszpanii, Wielkiej Brytanii, Niemiec, Francji czy Stanów Zjednoczonych. Były też pojedyncze osoby z Kanady, Japonii czy Australii (z Polski byłam tylko ja). W większości ludzie przed trzydziestką, ale towarzyszyło nam również starsze małżeństwo i jedna pani, która miała 60 lat.

(fot. projectelea.org)

Nie umiem opowiedzieć o doświadczeniu pracy w obozie w kilku zdaniach. Zmieniło to perspektywę, z której patrzę na wydarzenia polityczne na naszym kontynencie. Słowo "uchodźcy" nie oznacza dla mnie po prostu grupy ludzi uciekających przed niebezpieczeństwem. Słysząc i myśląc o nich, widzę Sarę, która codziennie przychodzi z 3-letnim bratem na zabawy z angielskim, i Ryana zawsze pomagającego w rozpakowywaniu ciężarówki z jedzeniem. Widzę Saharę, która uwielbia skakać na skakance i pięknie maluje henną, oraz Ahmeda regularnie przychodzącego pograć w koszykówkę (strzela tylko za trzy punkty).

Widzę Leię, która nauczyła mnie liczyć w farsi i na nasz widok zawsze się szeroko uśmiechała. Widzę Masouda, który jest krawcem i co wtorek prowadzi zajęcia z szycia, oraz małego Ali, który z wolontariuszami spędza całe dnie i uwielbia obrazki ze zwierzętami. Był też pewien pan, który raczej trzymał się na uboczu obozowego życia i nie znałam nawet jego imienia, codziennie przy odbiorze jedzenia dziękował nam, że jesteśmy.

Myślę o tylu niesamowitych ludziach, których miałam przyjemność spotkać, i o tym, że każdy z nich ma inną historię. Łączy ich to, że mają w sobie wiele cierpienia, traumy, lęku i niepewności. Mimo wszystkich doświadczonych potrafili dać mi tyle uśmiechu i ciepła, ile w życiu jeszcze nie doświadczyłam. I kiedy słyszę na ulicy lub od znajomego "prawdy" o imigrantach, nie umiem już dyskutować, spokojnie przedstawiać argumentów, bo czuję się po prostu tak tym dotknięta, jakby mówiono o mojej rodzinie.

(fot. projectelea.org)

Dlaczego tak łatwo nam uwierzyć, że to nie nasza sprawa, a imigranci to agresywni oszuści? Dlaczego współczujemy wujkowi, który miał stłuczkę, a nie umiemy znaleźć współczucia, dla osób, które uciekają przed śmiercią?

Czy będę w stanie spojrzeć w twarz moim wnukom i szczerze powiedzieć: "Zrobiłam wszystko, co mogłam, żeby być dobrym człowiekiem i pomagać tym, którzy tej pomocy potrzebują"? Nie wiem i trochę boję się tego pytania.

Anna Stratenwerth - polska wolontariuszka świecka pracująca w obozie dla uchodźców Eleonas w Grecji

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Trochę boję się tego pytania [REPORTAŻ]
Komentarze (10)
Oriana Bianka
5 kwietnia 2017, 23:55
"Chcemy być uważani za dobrych, przyzwoitych ludzi. Ale czy nimi jesteśmy? Czy ja, osoba żyjąca w bezpiecznym kraju i mająca potrzebne do życia środki, mogę nazwać siebie dobrym i przyzwoitym człowiekiem, kiedy ktoś cierpi, jest ofiarą okrutnego reżimu, grozi mu śmierć, a ja przechodzę obok? " Chcemy być uważani za dobrych i przyzwoitych ludzi i dlatego, gdy nie chcemy pomagać, zrobić miejsca dla innych, tworzymy obrazy uchodźców jako groźnych morderców, gwałcicieli, nierobów chcących żyć na zasiłkach naszym kosztem. Dodatkowo, aby nie stawić czoła problemowi i zmierzyć się z prawdą, przedstawiamy nasz naród w roli wiecznej ofiary skrzywdzonej przez innych, mitologizując krzywdy i cierpienia zwalniamy się z wzięcia odpowiedzialności za swoją rolę w przeszłych tragediach narodowych. Wokół mitu ofiary budujemy tożsamość zbiorową w przekonaniu wyższości moralnej, bo wszystkiemu byli winni inni, a nie my. W rezultacie na niewiele potrafimy się zdobyć. Czy taka egoistyczna postawa nam sie opłaci, czy rzeczywiscie zapewni bezpieczeństwo? Nie solidaryzujac się z innymi teraz, kiedyś w trudnej sytuacji dla nas, inni moga nie solidaryzowac się z nami.
WDR .
5 kwietnia 2017, 17:20
Nie wchodząc w dyskusję na temat ideałów naszych przodków, jestem przekonana, że nie walczyli za taką Europę, nie pracowali na taki jej los." Oczywiście, że nie. Polska nie była krajem kolonialnym wykorzystującym ekonomicznie ludy afrykańskie. Wręcz przeciwnie, byliśmy wyzyskiwani przez przodków Berlina, Moskwy i Wiednia. A jeśli już to niektórym można stawiać zarzuty złego traktowania chłopów pańszczyźnianych (przy nich czarnoskórzy w USA mieli luksusy). Na szczęście w porę nastąpiły zmiany (m.in. edukacja u podstaw) i w 1918 roku zdybyliśmy niepodległość także dzięki powszechnemu udziałowi chłopstwa (i to nawet tego, które wyemigrowało do Kanady, USA czy Argentyny patrz: Błękitna Armia).
Z
zorro
5 kwietnia 2017, 14:14
piękny, idealistyczny reportaż wolontariuszki, która widzi problem uchodźców tylko z jednej strony. każdy ma prawo mieć swoją opinię na każdy temat, ale historia już nam nie jeden raz pokazała, że takie idealistyczne traktowanie poważnego tematu jest zwykłym nadużyciem. pamiętamy przecież jak zachodnioeuropejscy intelektualiści, dziennikarze, politycy, zafascynowani byli rewolucją sowiecką i budową w rosji idealnego komunistycznego społeczeństwa. do czego to doprowadziło? do śmierci wielu milionów niewinnych ludzi. a wracając do tematu uchodźców to przytoczę pewną historię młodej amerykanki, która studiowała w wiedniu i mieszkała w wynajetym mieszkaniu. poznała ona bezdomnego emigranta z afryki, nad którym się zlitowała i przyjęła go do swojego mieszkania. po tygodniu sąsiedzi zawiadomili policję, że nie widują swojej sąsiadki. otwarto drzwi i znaleziono zamordowaną, a wcześniej zgwałconą 23 letnią dziewczynę.
O
Oriana
5 kwietnia 2017, 08:14
Jesteś wspaniałą dziewczyną, Anno. Ty i inni wolontariusze pomagający ludziom, którzy znaleźli się w tragicznej sytuacji uciekając przed okrutną wojną, zasługujecie na wielkie uznanie.  Dziękuję Ci za ten reportaż, bo o uchodźcach powinni mówić właśnie ci, którzy ich poznali.  Polacy, którzy ucierpieli tak bardzo podczas II Wojny Światowej i którzy też byli uchodźcami, powinni rozumieć sytuację tamtych ludzi, a tymczasem zachowują się często nie tylko obojętnie, ale wrogo. Propaganda straszenia prowadzona cynicznie dla celów politycznych okazała się nazbyt skuteczna.  Wiele lat temu pomagałam w azylu dla uchodźców prowadzonym przez siostry zakonne w Szwecji i miałam okazję poznać osobiscie uchodźców z Bałkanów i wysłuchać ich przerażających historii. Jakie mieli pragnienia? Chcieli pracować i zapewnić godziwe warunki swoim rodzinom i wykształcenie dzieciom. Potem byłam w kontakcie z siostrami i wiem, że udało im się skutecznie pomóc wielu ludziom. Niedawno jedna z ich wychowanek wygrała w konkursie muzycznym i w telewizji szwedzkiej dziękowała siostrom. Siostry pomagały też Polakom uciekajacym z Polski w czasie stanu wojennego.  
5 kwietnia 2017, 07:12
Jestem za pomocą dla uchodźców, to nie podlega dyskusji, ale jednocześnie władza ma obowiązek zapewnienia bezpieczeństwa własnym obywatelom. Cierpienie tych ludzi jest tak samo realne, jak gwałty w Niemczech, strefy szariatu czy przestępczość w obozach i na ulicach miast, gdzie uchodźcy przebywają. Ci z rządu biorą za to niezłą kasę, więc niech kombinują, jak połączyć milosierdzie z bezpieczeństwem naszych dzieci i bliskich.
WDR .
5 kwietnia 2017, 16:30
+
5 kwietnia 2017, 04:43
A może by tak dla kontrastu umieścić, równie pradziwy i autentyczny reportaż kogoś, kto pracował w obozie uchodźców w Niemczech, Szwecji, Włoszech, itp. Tak dla równowagi, było pradziwie. Bo ten reportaż to sielanka wolontariuszki. Nie przeczę, że może tak to przeżywać. Ale uchodźcy to problem o wiele bardziej złożony i zawsze trzeba go widzieć szerzej. Bez stawiania do konta i pod pręgierz, tych, którzy mają trochę inne zdanie na ten temat, a nie są wcale przeciwne udzielaniu pomocy potrzebującym i robią to na inny sposób może równie skutecznie? 
DD
Daniel Dramowicz
4 kwietnia 2017, 23:05
Anno, naśladuj dalej Jezusa. Dziękuję Ci!
ZZ
z z
4 kwietnia 2017, 21:45
"Bez względu na poglądy polityczne nikt nie chce Polski, która odwraca się od cierpiących" Jeżeli alternatywą jest bezpieczeństwo moich bliskich, to ja chcę.
WDR .
5 kwietnia 2017, 16:29
Nigdy nie będzie takiej alternatywy. Pomoc można realizować w różny sposób. Polacy zawsze pomagali i nie sądzę, żeby to się zmieniło.