Zakonnica jako duchowa matka i przewodniczka

(fot. Paolo Signorini/flickr.com)
Izabela Matjasik / KAI / psd

Co to znaczy być matką duchową dzisiaj i czy kobieta może być przewodniczką duchową dla mężczyzn? - rozmowa z m. Jolantą Olech, urszulanką, byłą przełożoną generalną tego zgromadzenia i byłą przewodnicząca Konferencji Wyższych Przełożonych Żeńskich Zgromadzeń Zakonnych w Polsce. Obecnie matka Olech pełni funkcję sekretarz generalnej Konferencji.

Jak zakonnice postrzegają macierzyństwo, którego wyrzekają się decydując się na życie konsekrowane?

 M. Jolanta Olech: Śluby zakonne nie są wyrzeczeniem się macierzyństwa, a tylko jednej z jego form (choć najważniejszej) - macierzyństwa biologicznego. Złożenie ślubów zakonnych nie odbiera nam rzeczywistości bycia kobietą i pragnienia bycia matką. Wiemy, że są różne formy macierzyństwa, i nie zawsze objawia się tylko poprzez urodzenie dziecka. W życiu konsekrowanym nie rezygnujemy z macierzyństwa, ale je realizujemy inaczej, poszerzając serce, aby obejmowało ono tak wiele dzieci znajdujących się w różnych sytuacjach. Staramy się objąć opieką te, które rodziców nie mają, lub są przez naturalnych rodziców opuszczone, zaniedbane - stąd różne formy opieki nad dzieckiem od sławnych dziś okien życia, przez domy dziecka i inne formy opieki nad dzieckiem potrzebującym; to świetlice i troska o dzieci ulicy… Staramy się też pomagać rodzinom w wychowaniu dzieci, np. prowadząc przedszkola. Zakonnice prowadzą wiele instytucji, których celem jest wychowywanie dzieci, zajmowanie się młodzieżą. A fundament duchowy jest jeden - ślubowana czystość nie czyni serca sterylnym i suchym, ale je poszerza. W naszych konstytucjach zakonnych, np. w rozdziale o czystości, jest sformułowanie, że wychowujemy się do tego, by być siostrami, matkami dla wszystkich. Wprawdzie żadna z nas nie ma możliwości ogarnięcia wszystkich, ale realizujemy to przez konkretne działania w środowiskach i w okolicznościach, w których jesteśmy.

Czy to wystarcza?

 - W zgromadzeniach zakonnych mamy konkretną pomoc do auto-formacji, której nie mają osoby świeckie - zapewniony czas, każdego dnia 2-3 godziny, na modlitwę, medytację, na rozwijanie relacji z Panem Bogiem i czerpanie z Jego miłości, aby żyć nią w stosunku do innych ludzi. To jest fundament, który pozwala przejść przez kryzysy, gdy odczuwa się tęsknotę za dzieckiem, zazdrość wobec kobiet, które rodzą - bo takie uczucia mogą nas też dotyczyć. Wiemy "dlaczego" tak właśnie wybrałyśmy, i skąd czerpać siły i inspiracje, aby tą miłością żyć możliwie najpełniej. Bez tego łatwo pewnie byłoby zejść na pozycję mentalnych "starych panien". Kiedy mówię o "starej pannie" mam na myśli osobę, która skupia się na samej sobie, na kontemplacji swoich problemów, na żalu do całego świata, że nie jest najważniejsza. Jest jak kwiat, który po zachodzie słońca kuli się, zamyka w sobie. Zresztą nie dotyczy to tylko kobiet, może się zdarzyć również w życiu mężczyzny. By dobrze przeżyć swoje życie w zakonie, trzeba po prostu ciągle na nowo uczyć się miłości i coraz pełniej nią żyć.

A na czym polega macierzyństwo duchowe?

 - To miłość bezinteresowna, życzliwość, troska o drugiego człowieka, pomoc w rozwoju, gotowość zaakceptowania go nie patrząc na cenę, jaką czasem trzeba płacić. Mamy wiele przykładów dobrej matki - także w tym wymiarze duchowym, które można naśladować. Przede wszystkim Matkę Bożą. Niewiele wiemy o Niej samej, ale wiele możemy wywnioskować o Jej macierzyństwo wobec Syna, a potem wobec tych, których On Jej zawierzył. Można by też wskazać wiele kobiet, które były czy są duchowymi przewodniczkami, np. nasza założycielka Urszula Ledóchowska. Jej złotą dewizą było: w relacjach z innym być dobrą, bardzo dobrą, nieskończenie dobrą. Była w klasztorze bardzo kochana, choć oczywiście były też osoby, które kochały ją mniej. Ale tego nie można uniknąć w sytuacjach, gdy dobroć wymaga też trudnych decyzji, gdy widzi się, że podmiot tej dobroci schodzi na złą drogę.

 Przykłady można by mnożyć nie tylko wśród tych, którzy odeszli, ale i tych, którzy są nam współcześni. Macierzyństwo duchowe to po prostu towarzyszenie drugiej osobie (w taki sposób i w takich formach jakie są potrzebne) w jej rozwoju, na różne sposoby - konkretna pomoc w jej sprawach, przeżyciach, dylematach; w jej dojrzewaniu ludzkim i duchowym. Pomoc konkretna, a czasem zwyczajnie przez modlitwę w jej intencji. Ludzie tego potrzebują. Czasem jest to towarzyszenie przedłużone w czasie, czasem krótki kontakt. Dzisiaj coraz częściej np. wspólnoty nasze, czy poszczególne siostry otrzymują telefony, czy listy elektroniczne z prośbą o pomoc.

Częściej jednak mówi się o ojcach duchowych.

 - To wynika z uwarunkowań historycznych, z tradycyjnej pozycji kapłana jako przewodnika duchowego. Kobieta przez wieki była w sytuacji podległości, szczególnie w Kościele. Ale nie znaczy to, że nie było na przestrzeni wieków kobiet, najczęściej wiemy o zakonnicach, znanych jako doradczynie, matki duchowe. Nie gromadziły wokół siebie może tłumów, ale były też takie, które zapisały się w historii jako bardzo wpływowe kobiety, także jako duchowe przewodniczki, jak Hildegarda z Bingen czy św. Teresa z Avili. Pozycja kobiet w klasztorach w średniowieczu była często wysoka, miały realny wpływ na wiele spraw. Wiązało się to również z tym, że klasztory fundowali możni panowie, którzy oddawali tam swoje córki - wysoko urodzone i dobrze wykształcone.

 Ta pozorna nieobecność w dzisiejszej świadomości kobiety w jej roli matki, przewodniczki duchowej, nie wynika z braku predyspozycji kobiet do takich spraw. Pozostawiając kwestię zadań związanych z kapłaństwem, w wielu dziedzinach, jak sądzę, mamy nawet więcej możliwości niż panowie - jeśli chodzi o towarzyszenie w rozwoju duchowym. I takie stwierdzenie to nie jest wynik wojującego feminizmu.

 Częściej mówi się o ojcostwie duchowym, bo kierownictwo duchowe kojarzy się głównie ze spowiedzią. Ale przecież nie musi być ono związane bezpośrednio z sakramentem pokuty i pojednania. Jestem przekonana, że w tej dziedzinie otworzyło się wielkie pole działania dla sióstr zakonnych zarówno ad extra, jak i wewnątrz wspólnot. Np. do zadań dobrej przełożonej zakonnej należy towarzyszenie współsiostrom w rozwoju duchowym, dzieląc się doświadczeniem, dając poczucie bezpieczeństwa i akceptacji.

Może też nie myśli się o zakonnicach jako przewodniczkach ze względu na ogólne skojarzenie siostry zakonnej jako osoby cichej i pozostającej na uboczu?

 - Jest to jednak sprawa odpowiedniego przygotowania i osobistego poziomu życia duchowego. W wyniku pewnego boomu w zgromadzeniach zakonnych żeńskich, jaki się dokonał jakieś 100 lat temu, zakonnic i samych zgromadzeń w stosunkowo krótkim czasie przybyło dużo i z czasem przekładało się to na niezbyt wysokie przygotowanie intelektualne i duchowe sióstr (jak w stosunku do kobiet w ówczesnych społeczeństwach). Dzisiaj się to zmienia i nie sądzę, by można było uczciwie ograniczyć zdolność do kierownictwa duchowego tylko do mężczyzn. Byłoby to po prostu nadużycie. Coraz więcej kobiet przyjmuje zadanie towarzyszenia innym w ich rozwoju duchowym, co widać także podczas rekolekcji, które prowadzą siostry.

 Dawniej opatki wielkich klasztorów wpływały na bieg historii. Dzisiaj nie ma głośnych nazwisk sióstr zakonnych widocznych w życiu publicznym - oprócz kilku, które zajmują się jakoś szczególnie nagłośnionymi przez media dziełami charytatywnymi, lub też dają o sobie znać w inny sposób - ale nie znaczy to, że nie mamy silnych osobowości. Ich praca jest po prostu mniej widoczna, bardziej ukryta. Musimy pamiętać, że przez dziesięciolecia zakony żeńskie w Polsce - z powodu panującego komunizmu - skupione były na przetrwaniu. Z drugiej strony zastanawiam się, czy to jest nasze zadanie, co by nam dało, gdybyśmy zaczęły np. starać się o miejsca w parlamencie? Choć na pewno istnieją przestrzenie, np. na uczelniach, czy w mediach, gdzie mogłoby być więcej sióstr.

Czy kobieta może być duchową przewodniczką dla mężczyzny?

 Dlaczego nie? Zależałoby to od osób i okoliczności. Np. czasem zaprzyjaźnieni księża, chcąc wyrazić aprobatę dla naszego zgromadzenia, mówią żartem, że chętnie by wstąpili do zgromadzenia urszulanów, gdyby takie istniało. Dzisiaj jest kilka, może kilkanaście przypadków, gdy to kobieta jest założycielką zarówno żeńskiej, jak i męskiej gałęzi zgromadzenia, chociażby znana wszystkim m. Teresa z Kalkuty. Ale istnieje więcej takich założycielek, choć mniej sławnych.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Zakonnica jako duchowa matka i przewodniczka
Komentarze (17)
O
ona
26 maja 2011, 20:17
Zatem macierzyństwo duchowe jest z natury wyższe co nie umniejsza, nie poniża stanu świeckiego. Nie każda rodzona matka zajmuje się tylko materialną stroną życia swojego dziecka. Zazwyczaj pierwsze kirerownictwo duchowe zaczyna się już w domu. Władza rodzicielska też pochodzi od Boga. Nie nadarmo szcunek dla rodziców ma swoje miejsce w przykazaniach.
26 maja 2011, 19:57
A jeśli ma 30 lat to już ok? Do księdza-smarkacza zawsze "proszę księdza", ale on do kobiety, starszego, obecego człowieka - "na ty"? To najwyrazniej zalezy od kultury osobistej takiego "ksiedza-smarkacza" ;) Osobiscie nie spotkalam sie - na moje szczescie pewnie - żeby ksiądz rozmawiając z osobą starszą od siebie lub przynajmniej podejrzanie dojrzałą wizualnie zwracał się do niej tak na luzie per "ty".
D
Debil
26 maja 2011, 17:24
Zakony wcale nie mają zapewnionego bytu. Wiele domów trzeba było zamykać, wiele balansowało na granicy nędzy, nawet w Polsce. Więc rodzina zakonna nie różni się niczym od zwykłej rodziny poza jednym - ma nadzwyczajną opiekę, której nie ma zwykła rodzina, która zazwyczaj jest daleko od Boga. A jakoś tak się składa, że wbrew pozorom następuje spadek powołań zakonnych wśród młodych dziewcząt, które jak widać wolą tyrać 24h/dobę z widmem niepewnego jutra niż pławić się w szczęściu i dostatku. Co za parszywa obłuda. Matka poprostu zawzwyczaj nie ma czasu, wiedzy, doświadczenia ani warunków, aby dziecko pchnąć na wyżyny świętości lub umiejętnie nim pokierować. Matka zakonna przejmuje to zadanie od pierwszej matki i ma jeszcze coś czego nie ma zwykła matka - ma władzę od Boga do kierownictwa duchowego i poprzez to nadanie jest z natury uzdolniona do kontynuacji aktu stwórczego, który dokonał się po miłosnym zjednoczeniu dwojga rodziców dającym nowe stworzenie asystując przy tym Bogu. Zatem macierzyństwo duchowe jest z natury wyższe co nie umniejsza, nie poniża stanu świeckiego. Nie czyni też człowieka automatycznie lepszym, daje mu natomiast możliwości rozwoju duchowego jakich nie ma osoba świecka. Najlepiej być małżeństwem w stanie zakonnym - np. III zakon św. Franciszka z Asyżu dla małżeństw (szerzej świeckich). Wtedy ma się dwa w jednym.
26 maja 2011, 16:37
Albo 20 kilku-letni smarkacz w koloratce mówi do mnie na "Ty". A ile, Pani, ma lat... To ważne pytanie. Bo jeżeli 80, to przesadził... A jeśli ma 30 lat to już ok? Do księdza-smarkacza zawsze "proszę księdza", ale on do kobiety, starszego, obecego człowieka - "na ty"?
P
PWP
26 maja 2011, 15:51
Albo 20 kilku-letni smarkacz w koloratce mówi do mnie na "Ty". A ile, Pani, ma lat... To ważne pytanie. Bo jeżeli 80, to przesadził...
M
migotka
26 maja 2011, 14:35
Albo 20kilku-letni smarkacz w koloratce mówi do mnie na "Ty". Miałam taka sutuacje, więc również powiedziałem księdzu per "Ty". Jemu....kopara opadła.
26 maja 2011, 13:56
Nie bardzo wiem, co właściwie oznacza hasło "klerykalizm". Ciągle jest albo klerykalizm, albo antyklerykalizm, a właściwie rzeczywistość jest gdzieś pomiędzy. W każdym razie na pewno pokutuje jeszcze dziwna wizja, według której osoba wybierająca stan duchowny uważa się z niezrozumiałego powodu za lepszą od ludzi świeckich. Niemaly wpływ miała na  to pewnie sama postawa świeckich wiernych, ale prawdą jest, że jeśli osoba konsekrowana zapomina, że to powołanie jest przede wszystkim służbą, wypacza istotę swojego powołania. I tym samym nie bez powodu wnerwia laikat. Ostatecznie to nie jest tak, że ktoś jest dobrym człowiekiem, bo jest księdzem/siostrą, czyli to, że jest księdzem/siostrą nie dowodzi bycia dobrym człowiekiem. Raczej jakim ktoś jest człowiekiem, takim jest księdzem lub zakonnicą.
O
Ona
26 maja 2011, 13:42
A jak tak sobie myślę, ze o tyle umiem szanować księdza o ile on umie szanować swoją matkę. W końcu każda osoba konsekrowana ma swieckich rodziców, a jest to ralacja w której wszyscy uczymy sie szacunku. To taka refleksja z okazji dnia matki.
26 maja 2011, 11:25
Albo 20kilku-letni smarkacz w koloratce mówi do mnie na "Ty". Coś w tym jest. Laikatu nie wywyższam, bycie księdzem to jest ostra walka codziennie, szczególnie dziś w tych sparszywiałych czasach. Ale mam dość modelu, w którym to noszenie sutanny i życie bez żony/dzieci ma być czymś świętszym i bardziej godnym nieba niż męczenie się codzienną walką o byt i docieranie się w małżeństwie czy samotności.
T
tsj
26 maja 2011, 11:23
Mam wrażenie, że się sam wywyższasz wywyższając laikat nad kler. Ale jest w tym myśl pozytywna: nie powinno być murów ni fos między laikatem a klerem. Można zacząć od tytulatury - braćmi jesteśmy. Klerykalizm wciąż pokutuje: na spowiedzi ja do księdza "ojcze duchowny", a on do mnie "bracie"...
26 maja 2011, 11:12
Macierzyństwo biologiczne do duchowego ma się tak jak Narodzenie Pana do Jego Zmartwychwstania. Siostro to, że z twojego jajeczka nie ma dziecka nie oznacza, że nie jesteś matką w sensie ścisłym. Jesteś jeszcze bardziej niż biologiczni rodzice, dzięki którym powołał Bóg z niebytu córkę, którą teraz prowadzisz do Niego. Współtworzysz z Nim Jej duchową naturą a to oznacza powoływanie z niebytu razem z Bogiem tych cech duchowych, których jej biologiczni rodzice nie dali. Zatem przedłużasz swojej córce akt stwórczy w sensie ścisłym, cały czas ją Bóg stwarza na nowo, gdy jest pod twoją opieką. Twoje macierzyństwo jest o tyle większe o ile dusza jest większa od ciała. Poczucie uczestnictwa w ciągłym akcie stwórczym zależy od twojej wiary. Gdybyś ją miała wielką to byś widziała w sposób rzeczywisty jak Bóg poprzez ciebie stwarza duchowe dary w duszy twojej córki i znałabyś swoją rolę w tym procesie. Co za parszywy klerykalizm. Rozumiem, że fizyczna matka nie ma już prawa a ni możliwości prowadzić dziecka do Boga? Co więcej, sama musi o nie zadbać, musi poświęcić się na coś więcej niż odklepania różańca czy pogłaskanie po główce. Zakonnica skończy lekcje w klasie i ma spokój, matka zajmuje się dzieckiem 24h na dobę, nawet w pracy o nim myśli. Zakonnica ma zapewniony byt, matka musi nieustannie starać się o to, żeby zarobić, odłożyć, pomaga dziecku do śmierci. A tu znowu ta chora ideologia wywyższania stanu duchowego nad prostych, grzesznych i "zanurzonych w świecie" świeckich. Skąd się wam to bierze, hm? Klękajcie przed Bogiem a nie przed zakonną czy księżowską (a choćby i papieską) sukienką.
D
Debil
26 maja 2011, 11:07
Macierzyństwo biologiczne do duchowego ma się tak jak Narodzenie Pana do Jego Zmartwychwstania. Siostro to, że z twojego jajeczka nie ma dziecka nie oznacza, że nie jesteś matką w sensie ścisłym. Jesteś jeszcze bardziej niż biologiczni rodzice, dzięki którym powołał Bóg z niebytu córkę, którą teraz prowadzisz do Niego. Współtworzysz z Nim Jej duchową naturą a to oznacza powoływanie z niebytu razem z Bogiem tych cech duchowych, których jej biologiczni rodzice nie dali. Zatem przedłużasz swojej córce akt stwórczy w sensie ścisłym, cały czas ją Bóg stwarza na nowo, gdy jest pod twoją opieką. Twoje macierzyństwo jest o tyle większe o ile dusza jest większa od ciała. Poczucie uczestnictwa w ciągłym akcie stwórczym zależy od twojej wiary. Gdybyś ją miała wielką to byś widziała w sposób rzeczywisty jak Bóg poprzez ciebie stwarza duchowe dary w duszy twojej córki i znałabyś swoją rolę w tym procesie.
26 maja 2011, 10:56
czy stać polskie zakonnice na taką aktywność. Zadaj raczej pytanie, czy polscy biskupi i księża taką aktywność tolerują.
.
.
26 maja 2011, 10:01
Wiem jedno- jak coś się kuli -zostaje więcej miejsca dla innych,a skoro oni  potrzebują tej przestrzeni, niechaj nie narzekają,że muszą tolerować punkt ,wszystko spręża się do czasu.
K
kate
26 maja 2011, 08:57
z <a href="http://www.ekai.pl">www.ekai.pl</a>
26 maja 2011, 08:30
Skąd czerpiesz dane, kate ?
K
kate
26 maja 2011, 08:06
Szkoda, że temat tak ważny dla Kościoła i kobiet został potraktowany tak powierzchownie i to w rozmowie z jedną z ważniejszych reprezentantek polskich zakonnic. Brak wogóle analizy zagadnienia, jak przy wzrastającym z roku na rok spadku ilości sióstr (15% mniej zakonnic w Polsce w 2010 roku) realizować ten charyzmat "duchowego macierzyństwa", jakie on powinien mieć formy (w Polsce nie ma żadnego seminarium duchowngo prowadzonego przez zakonnice, żadnego centrum duchowego prowadzonego przez siostry), czy stać polskie zakonnice na taką aktywność. Fakt coraz więcej sióstr kończy studia specjalistyczne (nie wnikam na jakim poziomie), coraz więcej robi doktoraty  (tylko nieliczne pracują na uczelniach, znam siostry z doktoratami, które wróciły do przedszkoli i kuchni: nie mówię, że to zła praca, ale marnowanie ludzkiego potencjału), ale nie przekłada się to na większą aktywność choćby na wspomnianym polu formacji duchowej.