Wiara większa niż strach

św. Charbel
Błażej Tobalski

Życie św. Charbela było życiem zwyczajnego człowieka. I w tej zwyczajności jest nam bliski. Natomiast jego siła objawia się w tym, że kiedy usłyszał głos Boga... - z ojcem Charbelem Beiroutchym z Libanu, kustoszem grobu św. Charbela rozmawia Błażej Tobalski.

Jest Ojciec imiennikiem św. Charbela. Czy to popularne imię w Libanie?

- Imiona świętych są w ogóle popularne w Libanie, co wynika z naszej kultury. Imię maronickie powinno pochodzić od jakiegoś silnego świętego, bo potrzebujemy tej ich siły na co dzień. Nigdy nie było nam łatwo zmagać się ze skalistą ziemią naszego górzystego kraju i z przeciwnościami, jakie niosła nam historia. Dlatego popularnymi świętymi, od których bierzemy imiona, są np. prorok Eliasz, który przedstawiany jest z mieczem, czy św. Jerzy, który zabijał smoki. Natomiast imię Charbel, co znaczy Historia Boga, dopiero od niedawna zyskuje popularność. Jego kult tak naprawdę zaczął się szybko rozpowszechniać dopiero po beatyfikacji w 1965 r., bo wcześniejsze cuda nie były zaaprobowane przez Stolicę Apostolską. Teraz jest, jeśli można tak powiedzieć, bardzo popularny.

W czym w takim razie tkwi siła św. Charbela, który przecież nie był wojownikiem tylko mnichem?

DEON.PL POLECA

- Rzeczywiście, jego życie było życiem zwyczajnego człowieka. I w tej zwyczajności jest nam bliski. Natomiast jego siła objawia się w tym, że kiedy usłyszał głos Boga: "Zostaw wszystko, idź za Chrystusem, aby wszystko otrzymać", po prostu to zrobił.

Zaznaczył Ojciec, że św. Charbel jest obecnie bardzo popularnym świętym. Zakonnicy w Annaya, gdzie znajduje się jego grób, mają więc pewnie ręce pełne roboty?

- Nie narzekamy na brak zajęć, tym bardziej że do grobu św. Charbela pielgrzymuje co roku jakieś 4,5 mln osób.

4,5 mln!? To nieprawdopodobne! To o milion więcej pielgrzymów, niż przybywa co roku na naszą Jasną Górę. A Polska jest przecież zdecydowanie większym i ludniejszym krajem niż Liban.

- Zdecydowanie. Liban ma jedynie 10,5 tys. km2 powierzchni i mieszka w nim obecnie ponad 3 mln Libańczyków. Szacuje się przy tym, że 14 mln moich rodaków żyje na emigracji, dosłownie na całym świecie. W samej Brazylii jest ich prawie 6 mln. I to libańscy emigranci stanowią najliczniejszą grupę pielgrzymów przybywających do Annaya. Natomiast drugą co do liczebności są Polacy. Nie ma miesiąca, żebyśmy nie gościli pielgrzymki z waszego kraju. Zazwyczaj trwają one kilka dni, ale prawie zawsze Polakom zależy na tym, aby być w Annaya 22. dnia miesiąca i uczestniczyć w uroczystej procesji odbywającej się wówczas z udziałem Nohad Al Chami.

Nohad to kobieta uzdrowiona w 1993 r. w cudowny sposób za wstawiennictwem św. Charbela, prawda?

- Dokładnie. Dziś ma 77 lat i mieszka w Byblos, kilkanaście kilometrów od Annaya. Kiedy dostała udaru mózgu z powodu niedrożności tętnicy szyjnej, a w konsekwencji paraliżu lewej połowy ciała, ona i jej rodzina modlili się za wstawiennictwem św. Charbela. 22 stycznia 1993 r. wieczorem córka natarła jej szyję ziemią pochodzącą z grobu świętego zmieszaną z jego olejem. W nocy Nohad przyśniło się, że zbliżają się do niej dwaj zakonnicy. Jeden z nich powiedział: "Jestem ojciec Charbel i przyszedłem cię zoperować". Po chwili na swojej szyi poczuła ręce zakonnika i silny ból. Kiedy się obudziła, zorientowała się, że może się normalnie poruszać. Wstała więc z łóżka i w lustrze zobaczyła, że po obu stronach szyi ma zszyte rany o długości kilkunastu centymetrów. Po pewnym czasie ponownie we śnie ukazał jej się św. Charbel, mówiąc, że zostawił jej blizny, aby wszyscy mogli je zobaczyć, a szczególnie ci, którzy oddalili się od Boga i Kościoła. Polecił również kobiecie, aby każdego miesiąca w rocznicę uzdrowienia udawała się do klasztoru w Annaya na Mszę św. I tak robi, a dzień ten zawsze przyciąga rzesze pielgrzymów. 22 stycznia tego roku w sprawowanej u nas Mszy św. uczestniczyło 150 tys. osób, a w niedzielę przypadającą po tym dniu 200 tys. A trzeba pamiętać, że nie wszyscy pielgrzymi nawiedzający grób świętego i jego pustelnię biorą udział w Eucharystii, bo nie wszyscy są katolikami.

Z tego, co Ojciec mówi, wynika, że obecna napięta sytuacja na Bliskim Wschodzie nie zahamowała ruchu pielgrzymkowego. Czy kiedy wokół trwa wojna, w Libanie jest spokojnie?

- W Libanie patrzymy na całą tę sytuację nieco inaczej niż wy, Europejczycy. Tak naprawdę chrześcijanie na całym Bliskim Wschodzie, nie tylko w Libanie, nigdy nie żyli w pokoju. To, co się teraz u nas od kilku lat dzieje, to dla nas nic nowego. Tak było od wieków. Jako chrześcijanie dobrze wiemy, że sam Chrystus był prześladowany i umęczony na krzyżu. On dał nam przykład, jak żyć. Pokazał, że mamy podążać Jego śladami. Tak naprawdę więc chrześcijanie na Bliskim Wschodzie nie szukają pokoju. Chcemy żyć w wewnętrznym pokoju, a jest on możliwy do osiągnięcia jedynie w Bogu. Stąd w czasie wojen i prześladowań, jakie nas dotykały w ciągu wieków, nie myśleliśmy przede wszystkim o tym, żeby uciekać, dlatego, że takie właśnie życie rozumiemy jako życie wiarą.

Trzeba też przyznać, że teraz, w związku z kryzysem wywołanym przez Państwo Islamskie, sytuacja chrześcijan w Libanie jest o wiele lepsza niż w innych krajach tego regionu. Jesteśmy zresztą jedynym państwem na Bliskim Wschodzie, gdzie prezydentem jest chrześcijanin. Mamy wolność wyznawania naszej wiary i stąd w Libanie można zobaczyć liczne krzyże na wzgórzach, figury Matki Bożej czy świętych w wielu miejscach, a także usłyszeć bijące dzwony kościelne wzywające na nabożeństwa.

Sytuacja jednak się zmienia. Do Libanu przybywają bardzo liczni uchodźcy, którzy są przede wszystkim muzułmanami.

- Kwestia uchodźców także nie jest dla naszego państwa czymś nowym. W 1948 r., kiedy wojska izraelskie zajęły Palestynę, Palestyńczycy, którzy w większości byli muzułmanami, uciekli właśnie do Libanu. Ci muzułmanie, a było ich 700 tys., żyją w naszym państwie od ponad 60 lat. Teraz przyjęliśmy ponad 1,5 mln uciekinierów z Syrii. Oczywiście, mają oni wpływ na naszą ekonomię i funkcjonowanie państwa, ale nie jest to dla nas coś, do czego nie bylibyśmy przyzwyczajeni.

Państwo Islamskie podejmuje ciągłą ekspansję. Nie boicie się w związku z tym, że wolność religijna i swobodne wyznawanie wiary także w Libanie może się skończyć?

- Tak jak mówiłem, kryzys, którego obecnie doświadczamy, nie jest dla nas czymś nowym. Nie zaczęliśmy się więc bać teraz. Jako chrześcijanie zawsze żyliśmy w pewnym strachu, ale większa niż nasz strach jest nasza wiara. Wierzymy, że zwłaszcza w tych trudnych czasach nasz pokój pochodzi od Boga, a pośrednio od Maryi. W Libanie Maryja jest otaczana niezwykłą czcią i bardzo kochana. Wy, Polacy, powinniście to rozumieć. Tak jak wy macie swoją Matkę Bożą Częstochowską, tak my w Libanie mamy Matkę Bożą Libańską, która czuwa nad nami z narodowego sanktuarium w Harissie, do którego przybywają także muzułmanie. Również św. Charbel miał wielkie nabożeństwo do Matki Bożej. Zresztą nie tylko miłość do Maryi nas łączy. Wydaje mi się, że naszym narodom, pomimo oddalenia geograficznego, jest do siebie bardzo blisko. Polacy, tak jak Libańczycy, wiele wycierpieli w swojej historii. Bardzo rozpowszechniony jest też u nas kult Miłosierdzia Bożego, świętej siostry Faustyny i teraz także św. Jana Pawła II.

Wiara Ojca zdaje się iście libańska - jak skała. Ojciec jest jednak mnichem. A czy inni mieszkańcy Libanu też podchodzą w ten sposób do obecnego bliskowschodniego kryzysu?

- Przed dwoma laty, kiedy zaczynały się niepokoje, rządzący naszym krajem, wśród których są zarówno chrześcijanie, jak i muzułmanie, podjęli wraz z biskupami wspólną inicjatywę. Liban został poświęcony Najświętszemu Sercu Jezusa i Matce Bożej. A odbyło się to w ten sposób, że kapłan trzymając monstrancję z Najświętszym Sakramentem, latał helikopterem nad całym krajem, błogosławiąc go i kropiąc wodą święconą. Równocześnie patriarcha maronicki przewodniczył uroczystej Mszy św. z udziałem m.in. pary prezydenckiej. Podczas niej podkreślał, jak ważny jest Bóg, Maryja i święci w utrzymaniu wolności wyznawania wiary w Libanie. Czujemy się więc dobrze chronieni, silni wiarą, mimo wszystkich pojawiających się problemów. Wierzymy, że jeśli przetrwamy, to tylko dzięki Maryi i świętym.

O. Charbel Beiroutchy jest libańskim mnichem należącym do Kościoła maronickiego, jednego ze starożytnych Kościołów Wschodu obrządku katolickiego, który jako jedyny zachował łączność z Rzymem. Pełni również funkcję kustosza grobu św. Charbela znajdującego się przy klasztorze w Annaya w Libanie.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Wiara większa niż strach
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.