Moralnie jednoznaczne ujęcie problemu zła jest jednym z najbardziej fascynujących aspektów życia i nauki Jezusa. Odnajdujemy w Nim religijnego mistrza i nauczyciela, który w głębi własnej duszy utożsamia się z cierpieniem innych.
Ewangelie mówią nam o człowieku chorym na trąd, który podszedł do Jezusa, gdy nauczał On w jednym z miasteczek w pobliżu Jerozolimy. Trąd przerażał ludzi od czasów starożytnych; nawet dziś choroba ta nęka wiele krajów Trzeciego Świata. Nie wiemy, jak poważny był stan tego człowieka; wiadomo jednak, że trąd może zniekształcić skórę i kości, powykręcać kończyny i palce. Atakuje ludzką twarz: pod jego wpływem nos może się zapaść jak po potężnym uderzeniu.
Psychologiczne skutki tej choroby są jednak o wiele poważniejsze niż deformacje fizyczne. Według Ewangelii św. Łukasza człowiek, który podszedł do Jezusa, był "cały pokryty trądem". W czasach Jezusa prawo i zwyczaje żydowskie nakazywały całkowite odizolowanie trędowatych; ich chorobę uważano za ciężką, zakaźną i nieuleczalną. W którymś momencie historii tradycji żydowskiej postawę wobec trądu zaczęła dyktować nie tyle troska o zdrowie, ile względy natury moralnej. Trędowaty był kimś, kogo dotknął gniew Boga, człowiekiem obciążonym winą za wielki grzech. Przebywanie z taką osobą - nie mówiąc już o dotykaniu jej - oznaczało udział w jej winie.
Człowiek zarażony trądem mógł żyć całe lata, nie będąc przez nikogo dotykany. Nic dziwnego, że trędowaty "upadł na twarz", błagając Jezusa, by go uzdrowił. Jego życie było pełne smutku i żalu. "Jeśli chcesz - prosił - możesz mnie oczyścić".
Co zrobi Jezus? Ewangelia mówi, że na widok tego człowieka Jezusa "zdjęła litość". Słowo "litość" oznacza tu "współcierpienie". Nie ulega wątpliwości, że Jezus nie jest oderwanym od rzeczywistości bóstwem z mitologii greckiej. Wie, jak wejść w świat cierpienia innego człowieka. Nie chce, by obca Mu była ludzka słabość. Daje się uwikłać w walkę o życie, toczoną przez chorego, samotnego i zdesperowanego człowieka.
Potem zaś zaczyna działać, instynktownie i bez wahania. "Jezus wyciągnął rękę i dotknął go". Czyniąc to, złamał wszelkie konwencje społeczne, dając trędowatemu nadzieję i przywracając zdrowie. "Chcę - powiedział - bądź oczyszczony". Trędowaty zostaje natychmiast uzdrowiony. Jezus nie tylko przywraca mu zdrowie fizyczne; swym czynem głosi, że Bóg mimo wszystko tego człowieka nie opuścił.
W przeciwieństwie do innych filozofów i nauczycieli religijnych, Jezus traktuje obecne w świecie zło i cierpienie jak intruza. Są to doświadczenia z gruntu obce osobie ludzkiej, zasadniczo nienaturalne, sprzeciwiające się światu stworzonemu przez Boga.
Najdobitniej widać to w opowieści o zachowaniu Jezusa u grobu swego przyjaciela Łazarza, który umarł na kilka dni przed Jego przybyciem. Relacja o tym wydarzeniu z Ewangelii św. Jana powtarza wielokrotnie - ściśle mówiąc, trzy razy - że zbliżając się do grupy żałobników, Jezus wpadł w złość. W jednym z tych stwierdzeń używa nawet greckiego słowa oznaczającego wściekłość i gniew. Skąd brała się złość Jezusa? Czyż śmiertelna choroba nie jest jak pogodny przewodnik, który bierze nas za rękę i prowadzi do raju?
Nie dla Jezusa. Jezus stanął twarzą w twarz ze śmiercią przyjaciela. Zobaczył zrozpaczonych przyjaciół i członków rodziny zmarłego. Poczuł się głęboko dotknięty. W Jego przekonaniu dobry, piękny i integralny świat stworzony przez Boga załamał się i popadł w ruinę. Jezus - co niepojęte - postanowił działać, przywracając Łazarza do życia. Jego pierwszą, niemal odruchową reakcją był jednak gniew. Przeżywając żal po stracie przyjaciela, z wściekłością myślał, co grzech i zło zrobiły ze światem, niszcząc ludzkie życie.
"Gdzieście go położyli?", spytał.
"Odpowiedzieli mu: «Panie, chodź i zobacz»".
Poruszył go jednak nie tylko gniew. Ewangelia św. Jana sugeruje, że scena żałoby wyzwoliła w Nim pokłady współczucia. Dlatego właśnie "Jezus zapłakał". Inaczej mówiąc, reakcją Jezusa na ludzkie cierpienie nigdy nie była obojętność czy ponury fatalizm. Było to raczej połączenie żalu, gniewu i współczucia.
Osoby pobożne może to szokować, lecz Jezus rzeczywiście zmagał się z tragediami tego świata i z cierpieniem, jakie niosą one z sobą. Wiedział, że ludzkie serce może spowić mrok, że może się ono ugiąć pod ciężarem zwątpienia i niewiary. Dlatego ostrzegał swych uczniów, że ci, którzy - niezależnie od powodu - nie trzymają się prawd ukazanych im przez Boga, nie dochodzą do celu podróży: "w chwili pokusy odstępują".
Joseph Loconte - Poszukujący. Droga do wiary w dolinie zwątpienia
Jakże często nie spodziewamy się, że w dolinie rozpaczy Bóg zastąpi nam drogę... i wskaże kolejny krok.
Pogrążeni w żałobie i zwątpieniu dwaj uczniowie Jezusa wracają do Emaus. Nie przypuszczają, że droga ich ucieczki stanie się drogą poszukiwania dla każdego człowieka, którego zawiodły nadzieje. Ślady wędrowców do Emaus stają się naszymi śladami, a my poszukiwaczami wiary."Poszukujący" - historia zarówno dla wierzących, jak i dla uczciwych sceptyków. Chcę przeczytać tę książkę >>
Skomentuj artykuł