Ignacjański model wychowania

(fot. flickingerbrad / flickr.com / CC BY)
s. Ewa Orzechowska SJE / artykuł nadesłany

Ignacjański model wychowania jest doskonałym opisem wzajemnego oddziaływania zachodzącego między doświadczeniem, refleksją oraz działaniem w procesie uczenia i uczenia się, a także odzwierciedla dynamiczny, wzajemny stosunek między nauczycielem a uczniem dążącym do zdobywania wiedzy i wolności.

Znajdujemy w nim opis pedagogicznej roli nauczyciela jako tego, który nie tylko informuje, ale i pomaga uczniom postąpić na drodze prawdy. Jest to dla nas wezwanie do tego, abyśmy sami byli uwrażliwieni na własne doświadczenia, postawy i opinie, aby nie narzucać uczniom swoich idei. Rozwinęłam myśl dotyczącą ignacjańskiego modelu wychowania, ponieważ widzę tu możliwość realnego dialogu w relacji nauczyciel-wychowanek i odwrotnie.

Młody człowiek, wprowadzany w umiejętność szukania wniosków wynikających z do-świadczeń życia, zdolny do podjęcia refleksji nad swoim życiem i postępowaniem i wzrastający w poznawaniu wartości działania, które podejmuje dla siebie i innych, tym samym staje się zdolny do podjęcia dialogu, zarówno w relacjach rówieśniczych, jak i z wychowawcą. Oczywiście jest to ideał, do którego trzeba dążyć. Realia życia są różne i tu pragnę dzielić się zarówno swoim doświadczeniem, jak i ideałem proponowanym każdemu wychowawcy przez pierwszego Wychowawcę człowieka, którym jest Bóg.

DEON.PL POLECA

Podstawą każdego dialogu jest gotowość podjęcia go z obu stron. Dialog mogą prowadzić osoby, które pomimo różnicy wieku lub stanu życia znajdują się w relacji wzajemnego szacunku i traktowania siebie nawzajem jako osoby, która ma swoje racje, poglądy a jednocześnie poszukuje prawdy. Inny dialog będę toczyła z dzieckiem w wieku przedszkolnym, inny z dzieckiem w wieku szkoły podstawowej a jeszcze inny z dorastającym nastolatkiem. Zawsze jednak mam pamiętać, że wchodzę w relacje z osobą, która ma swój świat wartości i poszukiwań.

Jako nauczyciele, katecheci i wychowawcy wymagamy od ucznia właściwego zachowania, postawy, szacunku dla siebie i przedmiotu, którego uczymy. Chcemy, aby się uczył i był aktywny. Dla rodziców często jest dzieckiem, którym można kierować (przynajmniej do pewnego momentu), rządzić, od którego można wymagać iw którym można lokować własne ambicje i oczekiwania.

Z czasem - zarówno rodzice, jak i wychowawcy - przeżywamy rozczarowanie, bo "uczeń" i "dziecko" wymyka się spod kontroli. Postępuje inaczej, buntuje się, chodzi własnymi drogami, zdobywa doświadczenie życiowe nie tak jak my byśmy chcieli. Dla czego tak jest? Dlaczego, jeżeli "kochamy" nie udaje się proces wychowania? Być może zapominamy, że nastolatek to też człowiek, który bardzo potrzebuje akceptacji siebie jako osoby, szacunku, zaufania, zainteresowania, uwagi, kontaktu wzrokowego, miłości i czasu.

To tylko zewnętrzne wrażenie, które czasem odbieramy, że nastolatek nie potrzebuje z naszej strony kontaktu wzrokowego czy zainteresowania swoją osobą. W sondażu pośród nastolatków, potrzeba kontaktu wzrokowego z rodzicami i nauczycielem wyłoniła się na pierwszym miejscu, zaraz potem była potrzeba uwagi i czasu. Młody człowiek popełnia błędy, niejednokrotnie przekornie czyni zło - najczęściej w tym celu, aby zwrócić na siebie uwagę, wzbudzić zainteresowanie. Chce być kochany - chce być dla nas ważny, po prostu chce być zauważony.

Jeżeli w domu zabrakło tej miłości, będzie afiszował się czynieniem zła, wystawiając na próbę naszą miłość i cierpliwość. Często przekorne lub agresywne działanie dziecka lub nastolatka jest sposobem poszukiwania dialogu. Jest to sposób nieodpowiedni, ale często z winy dorosłych jedyny, by młody człowiek mógł "wymusić dialog". Oczywiście ten dialog najprawdopodobniej nie będzie twórczy i owocny w sensie wychowawczym.

W naszym oddziaływaniu wychowawczym jakby rozmijają się dwa światy - nasz i wychowanka - oraz dwie racje. Wychowawca chce wychowywać, a wychowanek chce pozostać wolny w tym procesie. Chce zachować swoją autonomię, chce smakować w życiu dorosłym, chce eksperymentować, ryzykować. My natomiast chcemy go chronić, albo boimy się narazić, nie rozdrażnić, więc schodzimy wychowankowi z drogi. To są dwie skrajności.

Najważniejszą wartością w dialogu jest miłość. Kochać, to nie znaczy tolerować wszystko. Kochać, to akceptować wychowanka jako osobę w tym, kim jest. Nie znaczy to, że mam akceptować zło, które on czyni. Kochać - to szanować go jako osobę, bez względu na to, co czyni. Niestrudzenie rozmawiać i razem z nim szukać konsekwencji czynionego zła. Być dla wychowanka - być dla dorastającego człowieka. Nastolatek wchodzi w życie, w nowość, której nie zna i tak naprawdę ona go przeraża. Jeżeli znamy psychikę młodego człowieka, szybko go "rozszyfrujemy". Jego luzacka postawa, często arogancja zdradza niepewność, niepokój a nawet lęk.

Agresywne zachowanie demaskuje jego prawdziwą potrzebę i prawdę o nim. Trudno jest kochać kogoś, kto wobec nas jest butny, ale on tą butnością krzyczy o miłość. Nasza znajomość okresu dorastania psychofizycznego także warunkuje owocny dialog. Dialog to nie tylko rozmowa.

To zrozumienie, wysłuchanie, cierpliwe czekanie i towarzyszenie młodemu człowiekowi na drodze jego dochodzenia do prawdy. Dialog to nasza obecność i często pośrednie oddziaływanie na decyzje i wybory młodego człowieka.

Ośmielę się wysunąć taki wniosek z dwudziestoletniej pracy wychowawczej i kursów doskonalących w zakresie duchowości i osobowości nauczyciela-wychowawcy, że ten niewerbalny dialog jest o wiele ważniejszy niż dialog w dosłownym znaczeniu. Warto zastanowić się nad stwierdzeniem, że nastolatek jest uczulony na pesymizm. Chociaż zdobędziemy wyżyny wiedzy i doświadczenia, wszystko możemy spalić przez brak entuzjazmu i radości w tym, co czynimy. Nasz pesymizm, nasz smutek sprawia, że tracimy młodych. Czynić wysiłek, by zobaczyć, wydobyć choćby najmniejsze dobro, które jest i pokazać to naszemu wychowankowi, pochwalić go za to. Im więcej pochwał, tym lepiej. Dać mu poczucie, że jest przez nas kochany i szanowany, a przy tym stawiać mu granice i być konsekwentnym w wymaganiach. Wbrew pozorom nastolatek naprawdę tego potrzebuje. Natomiast w interpretacji jego zachowań nie koncentrować się na naganie, uwadze, czy innym sposobie kary, ale (prowadzić do tego, by on sam uczył się po noszenia konsekwencji podjętego zachowania, czy konkretnego wyboru. Tu właśnie jest miejsce na dialog, który w swej dynamice powinien doprowadzić wychowanka do doświadczenia tego, co się stało, do refleksji nad tym wydarzeniem i podjęcia działania w kierunku kształtowania siebie samego. Czas dorastania stawia przed młodym człowiekiem wielkie zadania, o których my jako dorośli nie zawsze pamiętamy, a przecież każdy z nas przez to przeszedł.

Uczyliśmy się psychologii rozwoju, a jednak trudno nam niekiedy wiedzę przełożyć na rzeczywistość. W dodatku czas naszego dorastania, czas naszego kształcenia się w dziedzinie pedagogiki i psychologii był różny od obecnego. Dziś doświadczamy gwałtownych zmian w kulturze, w ekonomii, we wzorcach zachowań, młody człowiek "atakowany jest" z każdej strony propagandą tego, co łatwiejsze, bardziej wygodne, nie wymagające trudu i pracy nad sobą.

Wchodzi często w antykulturę i nie zawsze potrafi sobie z tym poradzić. Jako katechetka wiem, że dzisiaj jest trudniej dorastać, niż jeszcze dwa lata temu, bo rodzice młodych już wzrastali wobec wzorców, które nie uczyły samowychowania, samokontroli i altruizmu. Na nas spada ten trud. To my jesteśmy -powinniśmy być przygotowani do sztuki wychowania. To my własnym przykładem mamy ukazywać młodemu człowiekowi najwyższe wartości i źródło prawdziwego szczęścia.

Nieustannie podejmować dialog z nim nie z wyżyn naszego piedestału, ale zniżając się do jego doświadczeń, wzorców, wpływu środowiska itp. Czerpać siłę do sprostania tej sztuce możemy jedynie od Jezusa Chrystusa podczas Eucharystii i codziennej modlitwy. Bez tego źródła jesteśmy i zawsze będziemy bezradni wobec ognia, który płonie w każdym dorastającym człowieku. W czasie dorastania młody człowiek osiąga dojrzałość nie tylko fizyczną, ale psychiczną i duchową. Ten czas wymaga od niego reorganizacji wartości. Jako dziecko inaczej wartościuje, wchodząc w wiek dorastania podejmuje wy-bory, co do poznanych wartości. W dużej mierze zależą one od środowiska, w którym żyje nasz nastolatek, ale również od oddziaływania wychowawczego rodziców i nauczycieli.

Do nas należy pomoc uczniowi w tej reorganizacji, aby podejmował ją w kierunku pozytywnym. W tym czasie młody człowiek odkrywa też własną tożsamość i "walczy" o uzyskanie pewnej autonomii. Ponieważ brak mu doświadczenia, czyni to niejednokrotnie chaotycznie, nerwowo a nawet wojowniczo i na oślep. Mądry wychowawca, znając ten etap, będzie mu pomocny w poznawaniu samego siebie i zdobywaniu prawdziwej wolności.

Okres dorastania jest również wyzwaniem do wychodzenia z postawy egoizmu i kształtowania postawy społecznej. Nie należy się dziwić egoizmowi nastolatków - jest to normalne w tym czasie. Jako wychowawcy możemy i musimy podejmować trud, aby uczeń "chciał" podjąć to wyzwanie i pomóc mu w jego realizacji. Temu właśnie ma służyć nasz niestrudzenie podejmowany dialog w miłości. Słuchać drugiego człowieka, to sztuka. Jeszcze większą sztuką jest umiejętność słuchania nastolatka, a przecież nie ma dialogu bez słuchania. On chce być słuchany, ale jak? Kiedy jest szansa, że młody człowiek powie na-prawdę to, co jest jego problemem? Wtedy, kiedy wie, że może zaufać. Na początku będzie badał. Opowie problem koleżanki, czy kolegi i zaobserwuje naszą reakcję. Od niej zależy, czy następnym razem powie nam już o sobie. Dlatego nie należy od razu reagować - negować, osądzać, potępiać. Czasem warto wysłuchać bez komentarza okazując, że rozumiemy tę osobę, że sytuacja jest trudna i może znajdzie się sposób, aby w niej pomóc. Dać możliwość twórczego mówienia młodemu rozmówcy - to nasze zadanie wychowawcze. Błędem jest wyprzedzanie jego toku myślenia: "wiem, co chcesz powiedzieć". Jeżeli uczynimy coś podobnego, rozmowa się skończy, nastąpi zmiana tematu albo przekaz nie będzie szczery.

Nastolatek chce mieć pewność, że go słuchamy. Chce, aby na niego patrzeć, ale bez przesady, nie jak śledczy. Pomocne tu będzie parafrazowanie, odzwierciedlanie jego uczuć, podążanie za jego myślą. Przede wszystkim trzeba mu po-święcić czas specjalnie, skupić uwagę na tym, co mówi i akceptować go jako osobę, jako człowieka, bez względu na to, czy mówi słusznie czy nie, czy mówi nam o rzeczy dobrej czy złej.

Akceptuję człowieka - to nie oznacza, że muszę akceptować niepoprawną postawę, o której np. próbuje mi powiedzieć. Ciekawe dla mnie było odkrycie, że bardzo ważne jest, aby dziękować dziecku, nastolatkowi za spełnienie obowiązku, za coś, co jest normalne, co nie jest wyróżnieniem. Jest to dlatego ważne, że zwykle negujemy, czyli uwypuklamy zło, które każdemu się zdarza, nam również, a pomijamy dobro, którego z pewnością jest więcej. Jeżeli dziecko wzrasta w takiej atmosferze negacji w domu iw szkole, nie potrafi iść pod prąd czyniąc dobro, bo w jego przekonaniu i tak nikt tego dobra nie zauważy. Podczas jednego z kursów, który dotyczył rozwoju nastolatka, zwróciłam uwagę na to, aby nie moralizować. Często nawet nie wiemy, że moralizujemy. Trzeba pokory, aby pozwolić sobie to powiedzieć. Tu właśnie jest miejsce na refleksję. Zamiast samemu komentować całe zdarzenie, może lepiej pójść razem z uczniem w kierunku refleksji, aby sam odkrył konsekwencję swojego czynu, a w przypadku, kiedy staje przed jakimś wyborem, aby sam doszedł do decyzji przewidując jej skutki.

Jako wychowawca mam pomóc młodemu człowiekowi wypracować w sobie uwewnętrzniony szacunek do norm, wartości i autorytetów - chodzi o to, by on był wewnętrznie przekonany, co do najwyższych wartości życia ludzkiego, aby z własnego przekonania szanował i przestrzegał norm regulujących relacje międzyludzkie i uznawał autorytety, których wpływ i oddziaływanie na społeczeństwo są pozytywne. Taki szacunek może zdobyć dzięki właściwemu wychowaniu w rodzinie, chociaż zawsze są wyjątki. Być może, to my będziemy mieć wpływ na ukształtowanie takiej postawy w naszych wychowankach, przynajmniej niektórych. Rozważając nasze powinności wobec ucznia i sposoby naszego postępowania wobec niego, łatwo dochodzimy do osobistej refleksji, że nasi uczniowie, przynajmniej w jakiejś części, mniejszej czy większej, nie mają tego w rodzinie. Brakuje dla nich czasu, uwagi, nie są traktowani - tak, jak na tym etapie rozwoju tego potrzebują. Zdaję sobie sprawę, że wychowujemy dzieci, które nie rozmawiają z rodzicami i najczęściej wzrastają w atmosferze negacji, zakazów i nakazów bez refleksji, do czego one służą. Nie możemy zatem liczyć jedynie na własne siły. Jedynym, który potrafi wyprostować to, co skrzywione jest Jezus Chrystus. Najczęściej konsekwencją braku dialogu z młodym człowiekiem jest wchodzenie w destrukcyjne subkultury, narkomanię i inne nałogi. Załączony wykres wyraźnie pokazuje, że jedynie miłość, w której zawarta jest zarówno kochająca swoboda, jak i kochająca kontrola, zabezpiecza młodzież i dzieci przed niebezpieczeństwem sięgania po narkotyki i tonięciem w subkulturach młodzieżowych.

Człowiek prawdziwie kochany, który doświadcza ciepła i szacunku, cieszy się zaufaniem a jednocześnie wie, że ktoś jemu towarzyszy (kochająca kontrola - nie ma potrzeby, nie chce sięgać po środki, które pomagają mu uciec od rzeczywistości). Ciesząc się akceptacją najbliższych, nie musi niewolniczo zabiegać o akceptację grupy, a gdyby nawet, bo jest to bardzo ważne w tym okresie, nie musi się lękać, kiedy jej nie zyska, bo zna swoją wartość, dzięki właściwej postawie rodziców jest wolny w uczuciach. Wychowany do dialogu czuje się bezpiecznie, żyje wprawdzie i szczęśliwie "ląduje" po burzliwych odkryciach świata dorosłych, za którym w tym czasie tak bardzo tęskni.

Często zastanawiam się nad pytaniami: Czy jako wychowawcy kształtujemy w dorastającym człowieku zdrowe poczucie jego wartości, wolności w uczuciach, wolności w wyborze dobra? Czy poprzez nagany, sarkastyczne uwagi, złośliwe komentarze, nie niszczymy w młodym człowieku poczucia, że jest on coś wart, że jego życie jest potrzebne, że wszystko, co czyni ma sens? Wiem, że podjęcie dialogu z wychowankiem, nastolatkiem jest bardzo trudne. Często dani nam są młodzi ludzie, którzy przyszli do gimnazjum lub szkoły średniej z bagażem niekorzystnych doświadczeń. Jednak zawsze warto spróbować "bombardować miłością" przychodzących do nas uczniów, aby dzięki temu otworzyć drzwi dla wzajemnych rozmów, zaufania, szczerości, a tym samym do nadziei na pomoc tym, którzy już zatracili granice miedzy dobrem a złem i są zagrożeniem dla samych siebie i dla innych? Każdy z nas jako nauczyciel jest - powinien być - liderem.

Naszym zadaniem jest przewodzenie i towarzyszenie młodemu człowiekowi w poszukiwaniu prawdy i prawdziwej wolności. Zarówno błędem jest zbytnia surowość i styl rygoru, jak i zbytnia pobłażliwość i poprzestawanie na "kumpelstwie". W jednym i drugim przypadku nie będziemy autorytetem dla młodego człowieka. Zasada złotego środka jest aktualna w każdej dziedzinie życia. Wracamy tu do miłującej swobody i miłującej kontroli. Kochać i stawiać granice. Wymagać i dopuszczać margines dla zwykłych ludzkich słabości. Oto styl, który proponuje nam Jezus Chrystus. Modlitwa i troska o świętość rodzin jest również naszą podstawową troską choć-by z tej racji, że wszyscy jesteśmy chrześcijanami. Zanim spotkamy się z dzieckiem, z jego rodzicami, zanim rozpoczniemy dialog, podejmiemy jakiekolwiek konsekwencje - pierwszym krokiem z naszej strony powinna być modlitwa. Nie mamy innego wpływu na to, aby w rodzinie dziecko było chciane, kochane i słuchane. Dobrze jednak mieć świadomość, że takie dzieci powierzone są naszej trosce. Bóg podarował nam każde z nich w zaufaniu, abyśmy ze swej strony uczynili wszystko, co możliwe, aby je ocalić. Każdego dnia doświadczamy bezradności wobec uczniów, którzy ulegają nałogom, odrzucają najwyższe wartości; a może był taki czas, że któryś z nich chciał kiedyś z nami porozmawiać i podobnie jak jego rodzice nie mieliśmy czasu. Zabrakło nam humoru czy cierpliwości...

Może "nie zasłużyliśmy" na zaufanie przez surowość czy brak dyskrecji...? Ta refleksja jest dla mnie bardzo ważna, ponieważ mam świadomość, że brak podjętego dialogu w tym czasie, kiedy młody człowiek jeszcze chciał rozmawiać, obciąża nas odpowiedzialnością wobec jego zachowań i decyzji. Jest to również bardzo ważny okres ze względu na rozwój seksualny młodego człowieka. Nie możemy uciekać od tematów trudnych dla nas, tym bardziej, że nastolatek w swych pytaniach, czy zachowaniach jest często arogancki i bezwstydny Jest to też wpływ mediów i braków wychowawczych w rodzinie). Jest to kolejny sposób jego maskowania się wobec rzeczywistości, która również go przerasta i którą odkrywa często po omacku, nie mając wzorców, a wręcz przeciwnie, coraz więcej antywzorców.

Naszym zadaniem jest pomóc młodemu człowiekowi rozpoznać pozytywy dojrzewania seksualnego i jego niebezpieczeństwa. Mamy mu pomóc poznać siebie, podjąć samokształcenie swojej osobowości, samokształcenie uczuć i emocji. W tej dziedzinie też będziemy "próbowani" przez młodych, na ile mogą liczyć na naszą otwartość i wiarygodność. Nie chcą suchych nakazów i zakazów. Nawet, jeśli trudno im przyjąć normy moralne, bez względu na to, co wybiorą, chcą wiedzieć, że cokolwiek im mówi-my, czynimy, to dla ich dobra, dla ich szczęścia. Muszą wiedzieć, że w tym, kim są, co myślą i co mówią, są przez nas kochani. Chcą toczyć z nami dialog wiarygodny. Tylko dzięki refleksji, zatrzymaniu się nad tym, co pochodzi z zewnątrz i wewnątrz nas, pozwoli nam na wzrastanie jako nauczycieli i wychowawców.

Refleksja - autorefleksja to inaczej rozeznawanie poruszeń, doświadczeń, które nam towarzyszą, aby wyciągnąć odpowiednie wnioski i podjąć działania służące dla naszego rozwoju, jak również dla rozwoju ucznia. Podobno więcej można "powiedzieć" bez słów. Uczeń rozpoznaje nas po gestach. Np. ramiona złożone przed sobą świadczą o tym, że boimy się uczniów, odcinamy się od nich. Otwarta postawa, to ręce splecione z tyłu lub luźno opuszczone wzdłuż ciała. Dużo znaczy nasz wyraz twarzy - można w nim wyczytać zalęknienie, niepewność czy wręcz niechęć. Jak często bezlitośni są młodzi, kiedy rozszyfrują "słabość" nauczyciela. Może być dla nich bardzo miły, ale jeżeli nie jest od nich "silniejszy", jeśli ich się boi, jest niepewny swojej pozycji itp. - klasa potrafi go zniszczyć psychicznie. Co zatem?

Trzeba nam poznawać samych siebie. To najpierw siebie mam kształtować w prawdziwej wolności, również od kompleksów, abyśmy mogli być przewodnikami nastolatków. Najpierw ja muszę wyzbyć się lęków i wewnętrznych blokad, by zaskoczyć młodych swoją otwartością i męstwem. Najpierw ja muszę zaakceptować i pokochać siebie, abym była zdolna akceptować i kochać moich wychowanków. Wtedy mój przekaz niewerbalny będzie przynosił pozytywne efekty wychowawcze. Moja otwartość i kontrolująca miłość, wolność wewnętrzna, postawa etyczna i wiarygodne świadectwo życia - moja osobowość jako wychowawcy jest kamieniem węgielnym dialogu z młodym człowiekiem.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Ignacjański model wychowania
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.