Najważniejsze jest to, by nie karmić dzieci lękiem
Nigdy nie wiemy, prowadząc pociechy pierwszego września na rozpoczęcie, jak się zakończy dana klasa. Nie tak dawno całkiem normalnie zaczynający się kolejny rok szkolny okazał się najdziwniejszym w historii edukacji, bo dzieci usiadły w domach przed ekranami… Miniony także wydawało się, że już niczym nas nie zaskoczy, a w jego trakcie wybuchła wojna. Ten też może być dla nas niespodzianką – na plus lub na minus.
Delektuję się końcówką wakacji, niespiesznymi popołudniami bez odrabiania lekcji, pakowania się na jutro, bez zadań domowych, które się nagle przypominają, akurat wtedy, gdy trzeba iść już spać, bez gubiących się bidonów i śniadaniówek, bez jeżących włos na głowie opowieści ze szkolnymi przygodami w roli głównej.
Oddycham głęboko.
Co prawda nasz najstarszy syn żartuje sobie, że jeśli czeka nas zdalne, to on zaklepuje śpiwór i kubek z gorącą herbatą, a moja dobra znajoma pisze mi właśnie, że szuka czegoś ziołowego na uspokojenie, bo już zaczyna się stresować szkołą, ale mimo to mocno wierzę, że można cieszyć się tymi ostatnimi dniami, nie mącąc tej radości obawami i lękami.
Liczę, że z Bożą pomocą się to uda.
Obserwuję donicę stojącą na tarasie. Na początku wakacji zasialiśmy w niej ziarenka – teraz zieleń się z niej wylewa. Nie mam pojęcia, co z niej wyrośnie – córeczka dostała nasionka w przedszkolu, z zapewnieniem, że to kwiaty. To dla nas coś nowego: zazwyczaj sadząc czy siejąc, wiemy dokładnie, co ma wyrosnąć. Tym razem będzie to całkowicie niespodzianka.
To trochę jak z tym nowym rokiem, który przed nami. Oczywiście, są powody do obaw, ale na razie wyrasta zieleń – mówiąc w przenośni. Na razie jest świeżość, zapał, radość, nowe zeszyty, przybory szkolne. Ufam, że zobaczymy też kwiaty, choć nie wiemy dokładnie, co wyrośnie i jakie jeszcze przyjdzie nam przechodzić burze i zawieruchy.
Ufam. Wzrusza mnie to, jak gorliwie nasze dzieci modlą się o mieszkanie dla dziadków, jak angażują się w poszukiwania; jak wspominają, że chcą zaprosić na urodziny kolegów z Ukrainy, którzy chodzą z nimi do szkoły.
Nigdy nie wiemy, prowadząc pociechy pierwszego września na rozpoczęcie, jak się zakończy dana klasa. Nie tak dawno całkiem normalnie zaczynający się kolejny rok szkolny okazał się najdziwniejszym w historii edukacji, bo dzieci usiadły w domach przed ekranami… Miniony także wydawało się, że już niczym nas nie zaskoczy, a w jego trakcie wybuchła wojna. Ten też może być dla nas niespodzianką – na plus lub na minus.
Ale najważniejsze, by nie karmić dzieci lękiem, nie wprowadzać nerwowej atmosfery w domu. Moi rodzice z pespektywy lat żałują, że nasze wczesne dzieciństwo przypadło na etap politycznej zawieruchy i najzwyklejszej w świecie – biedy. Ale ja nie wspominam w ten sposób tych lat. Byłam zafascynowana nowymi ołówkami, a jeszcze bardziej – nowymi koleżankami i kolegami. Cieszyłam się z drobiazgów, mimo że nie mieliśmy wiele. Dla mnie to były prawdziwe skarby. To wielka zasługa moich rodziców, którzy wyczarowywali przed naszymi oczami cudny świat z kamyka, sznurka i kolorowego szkiełka. Nie czuję się pokrzywdzona – jestem szczęśliwa.
Nasze dzieci też być może nie będą wspominały z bólem tych szkolnych lat, które przypadły w tracie pandemii i wojny (i nie wiadomo czego jeszcze). Dużo zależy od nas, dorosłych, jaki świat im pokażemy. Nie chodzi o to, by tuszować prawdę lub ją przemilczać, ale by pokazać również to, że świat jest nadal piękny, że ludzie nadal potrafią kochać i wspierać się nawzajem. Że warto żyć. I że w tym, czasem tak pełnym bólu, świecie jest Bóg.
---
Tekst ukazał się na blogu jasminowa.blog.deon.pl
Skomentuj artykuł