Nawracam się kilka razy dziennie. Codziennie
Nawracanie, powracanie czy przywracanie? Codziennie pytam siebie o to, co dzieje się z moim życiem. Najszczęśliwszy jednak jestem wtedy, gdy się odwracam - w stronę Boga.
W mojej wierze jest wiele prawd, które traktuję jako objawione. Czyli takie, które nie do końca rozumiem, nie do końca wiem, jak przebiegają, bywają w ogóle obce mojej świadomości, ale - wierny nauce Kościoła - przyjmuję je sercem. Wiele z tych prawd nie wymaga wytłumaczenia. Szczególnie kiedy dzieją się pomiędzy Bogiem a człowiekiem. Rozwój takich sytuacji jest wtedy podyktowany jedynie miłością, a każdy z nas jest tak różny. Miłość, którą obdarza nas Bóg, nie jest zjawiskiem, które można sklasyfikować, ponieważ każdego z nas Bóg kocha wyjątkowo i najbardziej na świecie. W zetknięciu z taką potęgą zawieszam wszystkie swoje dociekania. Niemniej jednak, na bazie własnych doświadczeń, mogę opowiedzieć, jak Bóg kocha mnie.
Prawdą, którą uznaję, ale której nie rozumiałem, jest fakt, że człowiek musi nawracać się całe życie. To nie jest jakiś maksymalnie wysoki poziom zarezerwowany dla świętych. To poziom bardzo podstawowy dla każdego wierzącego w Jezusa. W moim życiu zaczęło się prawdziwe nawrócenie dopiero wtedy, kiedy nie wyznaczałem Bogu godziny spotkania, a pozwoliłem działać Jego łasce, gdy On ją na mnie wylewa. Łaska Boża płynie szerokim strumieniem nieustannie, więc i nawracanie się powinno być nieustanne. Jak to zrobić? Mogę się nawracać z dalekiej trasy raz w roku. Powracać z miejsca, gdzie osiadłem na laurach co kilka miesięcy. Mogę przywracać swój system wartości w każdą niedzielę, kiedy podczas Mszy znajduję wytchnienie od konsumpcyjnego środowiska, jakie otacza mnie przez resztę tygodnia. Tylko wygląda to jak droga syna marnotrawnego. Przychodzę co jakiś czas po zasiłek łaski i idę go roztrwonić, decyduję sam, ale problemy rozwiązuję już wspólnie. Bo nie pomnażam danych mi talentów. Opieram swoje życie na jałmużnie bezzwrotnej lub w najlepszym wypadku oddaję tyle, ile otrzymałem. Wewnątrz wiem, że konto Bożego miłosierdzia jest nieskończone, lecz dobry Ojciec to rodzic szczodry, ale też sprawiedliwy.
Poddałbym się złu, gdybym twierdził, że muszę nawrócić się, zmieniając pracę, środowisko, ludzi. Znowu sam. Tymczasem prawdziwe nawrócenie to codzienne zaproszenie Boga Ojca do swojego życia w każdej chwili. To "odwrócenie", ponieważ podejmując setki decyzji dziennie, mam zawsze możliwość odwrócenia się w stronę krzyża wiszącego na ścianie, a nade wszystko wiszącego w moim sercu. On powinien tam być. Odwracam się i pytam: "A Ty, Jezu, co byś zrobił? Jak pomnożyć majątek miłości, który we mnie złożyłeś?"
Najważniejsze, by nie mnożyć go dla siebie. To przedziwny dar. Nie ofiarowując go, stajemy się duchowymi "wysysaczami". Wyznawca Jezusa nie może chodzić przygnębiony, zrozpaczony, a nawet smutny! Mówi o tym papież Franciszek. Wtedy jesteśmy jak gąbka, która chłonie z innych - wtedy zarażamy ujemnym saldem ludzi dookoła. Wszędzie, gdzie jestem, otacza mnie świat, który potrzebuje mojego radosnego świadectwa. Codzienne decyzje to szansa, by być bliżej niego, podejmowane w pokorze prawdy: "Codziennie tak blisko i wciąż tak daleko od Ciebie, Panie".
W moim życiu nawrócenie to coś tak oczywistego, jak codzienny posiłek, jak spotkania z ludźmi. Prawdziwego siebie znajduję w tej ciszy pomiędzy mną a krzyżem. Tak, jak na Golgocie, gdzie większe świadectwo dała światu milcząca Maryja pod krzyżem niż setki nawróconych świadków Wielkiego Piątku klęczących na ulicach Jerozolimy. Nie ujmując ze świadectwa nikogo, kto poznał Boga w inny sposób. To są nasze spotkania - Mojżesza z żywym ogniem, Św. Pawła upadającego na ziemię, moje w zlaicyzowanym środowisku. Dalej wiedzie nas droga i nie idziemy już sami. Przedziwny Bóg, jeden w trzech osobach. Ten, którego spotykamy jako Jezusa, z którym idziemy później niesieni mocą jego Ducha. Ten, który jest też naszym celem - Dobry Ojciec. Jezus Chrystus, Bóg i człowiek, wiszący, zmartwychwstały, katowany, przemieniony, nasz towarzysz, w którego oczach zawsze możemy się przejrzeć otoczeni miłością.
Skomentuj artykuł