O złu, co przemienia serce

Łukasz Libowski

O złu budującym napięcie, targającym człowieka w przeciwnych kierunkach, a przy tym nadzwyczaj trudnym do wyrażenia, wymykającym się wszelkim próbom jego zamknięcia w statycznym słowie - pisze Mario Vargas Llosa w Marzeniu Celta.

Szalony awanturnik

Najnowsza powieść Peruwiańczyka opowiada o zawiłych i burzliwych dziejach Rogera Casementa. Historię tego pełnego ideałów dyplomaty przedstawia w trzech odsłonach, odpowiadającym trzem etapom jego życia.

Cała narracja skonstruowana jest retrospektywnie. Casementa poznajemy w więziennej celi, gdzie oczekuje na ostateczną decyzję sądu: egzekucja czy ułaskawienie? Towarzyszymy mu w tym osobliwym zawieszeniu, w jego niepewności, wglądając powoli w jego duszę. Właściwie to on sam w rozmowach, jakie prowadzi m. in. z kapelanem Careyem, a także z odwiedzającą go przyjaciółką, Alice, odsłania swój duchowy stan. Stopniowo zaznajamiamy się z jego przeszłością. Dowiadujemy się o jego pełnej zaangażowania działalności najpierw na rzecz uwolnienia autochtonów Konga i Amazonii od cywilizacyjnego, czy raczej destrukcyjnego jarzma europejskich kolonizatorów, a potem odzyskania suwerenności przez Irlandię. W jednej ze swych duchowych konwersacji Roger wyznaje, dlaczego był w stanie podjąć tak wielki trud: "Być może wtedy, w Afryce, w Putumayo, straciłem rozum. I wszystko to, co przydarzyło mi się później, było dziełem kogoś, kto, choć nie zdawał sobie z tego sprawy, był szalony".

DEON.PL POLECA

Mesjańskie fiasko

Wraz z rozwojem fabuły wchodzimy w dramat bohatera, który wprawdzie zetknął się ze straszliwym złem strukturalnym, zinstytucjonalizowanym, legalnym (mimowolnie przypominają się w tym miejscu cierpkie słowa Lewisa o piekielnej proweniencji biurokracji), ale sam zdołał uchronić się od skażenia nim. Więcej, usiłował go nawet za wszelką cenę demaskować i zwalczać, w czym zresztą widział swoją osobistą misję.

Czy aby jednak na pewno pozostał niewinny? W tym szkopuł. Bowiem w im niższe schodzimy pokłady jego osobowości, tym bardziej się przekonujemy, że nie jest taki krystaliczny. Bo oto co pewien czas budzi się w nim frenetyczna namiętność, homoseksualna pożądliwość, jakiś przemożny "demon seksu" i wiedzie go wprost w objęcia tej maszynerii, którą zwalcza i z której więzów z przejmującą determinacją usiłuje wyrwać podbitych i bezlitośnie eksploatowanych tubylców. Czyż to nie jego, jako dobroczyńcy ludzkości, jakiegoś quasi-mesjasza, sromotna klęska?

Bolesne zanurzenie

Nie. Zdaje się pobrzmiewać odpowiedź latynoskiego autora. To jego doświadczenie tajemnicy zła. To jego zanurzenie się w otchłań człowieczeństwa. W bolesne rozdarcie między tym, co najszlachetniejsze a tym, co najszkaradniejsze. Wszakże przywykliśmy - jak zauważył Tołstoj w Zmartwychwstaniu - konformistycznie upychać każdego w określone ramy. Dobry albo zły. Ideał albo zakała. Stawiamy alternatywę. Tymczasem: "Każdy z nas jest kolejno nie jednym, lecz wieloma. I te następujące po sobie osobowości, które wyłaniają się jedne z drugich, zazwyczaj wykazują najbardziej niespodziewane i zdumiewające kontrasty" (to słowa José Enrique Rodό, które Vargas Llosa obrał mottem swojej książki). Tymczasem: i dobry, i zły. Święty i grzesznik, jak napisał Tomasz Fiałkowski w Magazynie Literackim (nr 10-11, dodatek do Tygodnika Powszechnego z 6 XI 2011).

Czyż można jakoś ogładzić te kontrasty? Bynajmniej. Noblista nie pozostawia złudzeń. Ponieważ ostatecznie "zło nosimy w duszy […]. Nie uwolnimy się od niego tak łatwo […]. Zło, które nas trawi, jest wszędzie, gdzie żyją istoty ludzkie, a jego korzenie tkwią głęboko w naszych sercach". (Jak nie pomyśleć tu o Augustynie i Lutrze i ich egzystencjalnie bliskich obiekcjach co do optymistycznej wizji ludzkiej natury?) Jeśli tak, to granica, której przekroczenie oznacza wejście w bezkresną przestrzeń nieprawości okazuje się być niebezpiecznie nieostra, zupełnie płynna. Do jej przejścia niekonieczna jest wcale podłość czy bezecność. Na tę drugą stronę wchodzi człowiek, także przyzwoity i prawy, niepostrzeżenie. Zwyczajnie. Po prostu. Gdyż zło jest banalne (Arendt).

Zło = wiara?

Przeżyte zło prowadzi niejednokrotnie do radykalnego ateizmu, ponieważ racjonalnie nie sposób pogodzić feralnego faktu jego istnienia z obrazem dobrego i wszechmogącego Boga. Ateizm o takiej genezie, aby przetrwać, potrzebuje często heroicznego wysiłku i samozaparcia, fundamentalizmu, jakiegoś zacietrzewienia, jakiejś zatwardziałości (Hryniewicz).

Inna jest jednak droga, jaką podąża Casement. Nie kontestuje istnienia Boga. "Kiedy wyczerpują się wyjaśnienia historyczne, socjologiczne, psychologiczne, kulturowe, pozostaje jeszcze w mroku ogromny obszar prowadzący do korzeni zła istot ludzkich […]. Jeśli chcesz go pojąć, jest tylko jedna droga: porzucić myśl racjonalną i odwołać się do religii. To grzech pierworodny" - powiada. Ta wypowiedź zdradza jego taktykę: o zło pyta cum Deo (Adolphe Gesché). Pyta wraz z Bogiem milczącym, Bogiem współcierpiącym, Bogiem ukrzyżowanym, Bogiem, który nie zna nawet idei zła (Jean-Miguel Garrigues). Pyta wraz z Bogiem, który "nie mieści się w ograniczonym umyśle ludzkim". Mógłby skonstatować: malum - ergo Deus (Gesché). Bo przecież: "W sprawach tyczących Boga trzeba wierzyć, nie rozumować […]. Jeśli zaczniesz posługiwać się rozumem, Bóg rozwiewa się jak kółko dymu".

Tym oto sposobem - poprzez zło, które odmienia serce - Roger Casement dochodzi do wiary. Wiary sprzężonej z niewiarą ("Przez całe swoje życie Roger wierzył i wątpił"), wiary dojrzałej.

* * *

U Llosy nie padają banalne odpowiedzi. Tutaj tak naprawdę nie ma żadnej odpowiedzi. Tu otwiera się głębia: skapitulowała teologia systematyczna, na jej miejsce wkroczyła zaś teologia doskonalsza. Albowiem wypowiada się tu teologia literacka. I z właściwą sobie subtelnością, gracją i wigorem, odmalowuje przepastne misterium nieprawości.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

O złu, co przemienia serce
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.