Radość bycia Ojcem - Opowiadanie

www.magazynfamilia.pl

Jestem ojcem dwóch szesnastoletnich synów. Tak się złożyło, że prawie całą przestrzeń emocjonalną i duchową dotychczasowego ich życia przyszło mi wypełniać samemu, bez matki. Jednak z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że największym darem, jaki w moim życiu otrzymałem, są moje dzieci, i nie ma niczego, co mogłoby przewyższyć tę wartość.

Dzieci! - zawołałem swoim donośnym głosem - proszę umyć ręce i przyjść na kolację, czekam na was już od dziesięciu minut - dodałem, stawiając na stole świeżo zaparzoną herbatę. Po chwili siedzieliśmy wszyscy przy wieczornym stole, to znaczy ja i moi bliźniaczo do siebie niepodobni bliźniacy, spożywając ostatni dzisiejszego dnia posiłek.

- Tatusiu - przerwał nagle ciszę Amos (mój mniejszy syn) - czy mógłbym otrzymać od ciebie 100 Euro na wycieczkę ze spływem kajakowym, którą organizują koledzy ze starszych klas naszej szkoły?

- 100 euro? - powtórzyłem jego słowa z niedowierzaniem, nieco zaskoczony tą propozycją. - Czy zdajesz sobie sprawę, że byłoby to bardzo nieodpowiedzialne z mojej strony pozwolić tobie na taką wycieczkę, bez fachowej opieki, tylko z kolegami? Przecież ty masz dop… Nie dokończyłem zaczętej myśli, gdyż w tym momencie uświadomiłem sobie, że za półtora miesiąca, moje jeszcze nie tak dawno bezbronne małe istoty skończą szesnasty rok życia.

DEON.PL POLECA


Mój Boże! - pomyślałem, już od szesnastu lat spełniam misję, jaką mnie obarczyłeś; od szesnastu lat gram główną rolę w spektaklu, jaki dla mnie napisałeś. Od szesnastu lat wypełniam Twój scenariusz, poświęcając wszystko to, co sprawiało mi wcześniej przyjemność, i co najciekawsze, czynię to z radością, i bez najmniejszego żalu do Ciebie, pomimo tego (co chyba sam przyznasz), że rola matki i ojca dla jednej osoby nie zawsze jest łatwa.

- Ja także wolałbym pieniądze - odezwał się Martin (drugi z moich synów), sprowadzając mnie na ziemię. - Chciałbym sobie kupić nową komórkę oraz spodnie, takie jakie się dzisiaj nosi wśród młodzieży - dodał po namyśle.

- OK. Niech tak będzie, otrzymacie to, o co prosicie, i będziecie mogli wykorzystać zgodnie z waszymi potrzebami. Z uśmiechem zaakceptowałem ich prośbę. Muszę jednak zaznaczyć, że tego, o co mnie prosicie, nie mogę potraktować w kategoriach prezentu podyktowanego sercem, a raczej jako spełnienie mojego obowiązku, dotyczącego zapewnienia wam podstawowych warunków do prawidłowego funkcjonowania w środowisku, w jakim się obracacie. A więc, abyśmy mieli wspólną przyjemność, zapraszam was na wycieczkę do Pergamonu, a potem na pyszne lody. Co wy na to?

- Zgoda! Jesteś taki kochany! - wykrzyknęli prawie jednocześnie, obejmując mnie, i całując po okrytych szarzyzną czasu skroniach. Jakaś nieproszona łza zabłąkała się na mojej rzęsie, a ja myślami słuchałem wewnętrznego głosu, który, jak górskie echo, ciągle powtarzał: "Tak, to są i pozostaną dla ciebie na zawsze, małe kochane dzieci".

Po kolacji, chłopcy położyli się do swoich łóżek i szybko zapadli w głęboki sen. Ja zaś długo siedziałem przy włączonym telewizorze i słuchając mojego ulubionego I. Koncertu fortepianowego b-moll, Piotra Czajkowskiego, mimowolnie błądziłem myślami po niedalekiej przyszłości, widząc zbliżający się dzień, gdy moje "ptaszęta wyfruną z gniazda", by nigdy już do niego na stałe nie powrócić. Dzień, gdy zostanę sam ze swoimi wspomnieniami o czasach, kiedy były jeszcze małymi, bezradnymi, ukrytymi pod moimi ciepłymi "skrzydłami domowego ogniska" obiektami najpiękniejszej z odmian miłości, jaką jest miłość matczyna (a w moim przypadku matczyno-ojcowska) do dziecka.

Po raz pierwszy poczułem dziwny niepokój przed nadchodzącymi szybkimi krokami zmianami w moim ułożonym życiu. Zacząłem bać się tego, co jest nieuniknione, z czym z pewnością trudno będzie mi się pogodzić, a co jest naturalną koleją rzeczy, mianowicie oddaniem moich dorastających, nie całkiem jeszcze "opierzonych", a już prawnie pełnoletnich "pisklaków" światu.

Przecież przez wiele lat ich pielęgnowałem, chroniłem i cierpliwie przygotowywałem do pierwszego "lotu", uczyłem wszystkiego, co powinni wiedzieć i umieć, by sobie w tej swojej dorosłości poradzić. Nie wiem, na ile dobrze spełniłem swoją rolę, i na ile moi synowie gotowi są do tego, by samodzielnie funkcjonować w tak zmaterializowanym, gotowym na wszystko (nawet kosztem własnej godności) społeczeństwie. Przecież oni są jedyną radością i sensem mojego życia! Wizja dalszego życia w czterech ścianach, bez nich, wydała mi się nonsensem.

I chociaż pojmuję, że tak jak ja przed laty, również oni zapragną kiedyś odejść, by budować fundamenty własnej egzystencji z wszelkimi konsekwencjami wynikającymi z dorosłości, i upomną się o prawo do własnej interpretacji bytu, czyli o prawo życia na własny rachunek, to emocjonalnie nie potrafię jeszcze (i chyba długo nie będę) pogodzić się z tym. Logicznie rzecz ujmując, moi synowie, mimo tego, że kiedyś odejdą fizycznie, i być może założą swoje rodziny i podarują mi wnuki, to wiecznie pozostaną ze mną, we mnie i dla mnie - odetchnąłem z ulgą. A swoją drogą, nie ważne jest to, ile nasze dzieci mają lat, ale ważne jest to, że możemy wspólnie z nimi spędzić czas, sprawiać im radość i cieszyć się tym, że one po prostu są…

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Radość bycia Ojcem - Opowiadanie
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.