Skazany za/na pisanie

Dwa są co najmniej rodzaje książek. Jedne czyta się nieśpiesznie. Inne wartko i łapczywie.
Luk / artykuł nadesłany

Dwa są co najmniej rodzaje książek. Jedne czyta się nieśpiesznie. Inne wartko i łapczywie. Przy tych pierwszych trzeba niekiedy nie lada wysiłku, by dotrwać do końca. Drugie z kolei tak pochłaniają, że ani się człek spostrzeże, a już obraca ostatnią stronicę. Do tej wtórej niewątpliwie grupy zaliczyć wypada iście gotycką prozę Zafóna.

Niesamowita siła tkwi w jego pisarstwie. Siła, której nieliczni chyba tylko mogą się oprzeć. Składają się na ową niesłychaną moc opowieści Hiszpana m.in. wielowątkowo i wielowarstwowo zbudowana fabuła (jakkolwiek kolejne jej poziomy nie przytłaczają ani też nie generują poczucia dezorientacji), równomiernie rozprowadzona akcja, wyważone dawkowanie rozstrzygnięć co rusz pojawiających się zagadek czy nieustannie trzymające uwagę czytelnika napięcie. Wreszcie genialny język - prosty, wydający się nieco oschły, reporterski (zdradza dziennikarskie zacięcie autora), jednakowoż zmysłowy, stymulujący wyobraźnię, o równym rytmie, przystający do treści.

Słowem: wielka, aż rzec by się chciało - magiczna siła oddziaływania. Choć zastosowane po temu środki całkiem klasyczne, wzięte od starych mistrzów gatunku.

Cały ten warsztatowy oręż zaprzęga Carlos Ruiz Zafón do swojej nowej powieści Więzień nieba. Historia rozpoczyna się około Bożego Narodzenia roku Pańskiego 1957. Księgarnia Sempere i Synowie, ku zmartwieniu właścicieli, licho przędzie. Aż tu pewnego dnia, pod nieobecność Sempere-seniora, do oficyny zachodzi jakiś podejrzany typ. I nie dość, iż kupuje ekskluzywnie wydany, unikatowy egzemplarz Hrabiego Monte Christo, to na domiar swój drogi nabytek, ozdobiony niejednoznaczną dedykacją, zostawia dla Fermina, przyjaciela oraz współpracownika rodziny. Ponury jegomość do tego stopnia intryguje Daniela, dociekliwego Sempere-juniora, z tej swojej przypadłości znanego zafónomaniakom z Cienia wiatru, że ten postanawia go śledzić. Obaj panowie wchodzą tedy w mgłę omiatającą ulicę Santa Ana.

DEON.PL POLECA


Krwią i atramentem

Takie inicjum ma mroczna narracja Więźnia nieba. Wraz z rozwojem wypadków przenosi ona czytelnika do roku 1939, do Barcelony, na górę Montjuic, do ponurego zamku. Mieści się w nim więzienie, w którym króluje podły Mauricio Valls. Figura to za wszelką cenę literackiej sławy żądna, acz w sztuce słowa niezbyt utalentowana. Żeby zaś cel swój osiągnąć, nie cofa się przed nikim i niczym. Dlatego więzi naczelnik Dawida Martina, zdolnego, ale przez los doświadczonego pisarza, autora serii Miasto przeklętych. Przymusza go, aby przepracował jego utwory. Oczekuje odeń arcydzieła, które porwie serca czytelników i uczyni go gwiazdą na firmamencie iberyjskiej beletrystyki.

Lecz Martin, zawieszony pomiędzy normalnością a szaleństwem, więzień nieba, więzień samego siebie, osobowość tyleż fascynująca, co tragiczna, na skraju wyczerpania, atramentem, a kiedy mu go brakuje, to i własną krwią, pisze co innego niż oczekuje Valls. Albowiem skazany jest na pisanie. I pisać musi. Wszelako - jak skądinąd wiadomo - ci tylko nieszczęśnicy piszą, "którzy już nic na to nie mogą poradzić" (cytat z Irvinga Stone’a).

* * *

Największą bodaj wadą książki jest jej zakończenie… W zupełnie niespodziewanym momencie. Takie nagłe. A w dodatku otwarte. Niczego właściwie nie rozwiązuje. Przeciwnie - zawiązuje. Niewiadomych przybywa. Bo wszystko tak naprawdę dopiero teraz się zaczyna…

Żałuję, że już rzecz przeczytałem.

Carlos Ruiz Zafón, "Więzień nieba", tłum. Katarzyna Okrasko, Carlos Marrodán Casas, Warszawa 2012

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Skazany za/na pisanie
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.