Torpedowanie edukacji seksualnej nie wyjdzie na dobre młodym katolikom i katoliczkom

fot. Deposit Photos
Rafał Krysztofczyk

Kiedyś po spotkaniu z młodzieżą podeszły do mnie dwie dziewczyny i poprosiły o chwilę rozmowy. Łączyła je wielka przyjaźń i wzajemna fascynacja erotyczna. Zapytałem, czy rozmawiały już z kimś o tym. Okazało się, że z księdzem. Pytam, co im powiedział, i słyszę odpowiedź – że wyrośniemy z tego.

Łacińska sentencja głosi, że jak on i ona są sam na sam ze sobą, to należy przypuszczać, iż nie odmawiają „Ojcze nasz”. Chciałoby się powiedzieć – bingo!

Czytam kolejne instrukcje Episkopatu skierowane do rodziców, w których to biskupi ostrzegają rodziców przed zaplanowaną, wiadomo przez kogo, demoralizacją dzieci i młodzieży, jaka ma się dziać w szkole. Wygląda na to, że jakieś lotne brygady demoralizatorów będą wdzierały się do szkół i przedszkoli, by pod groźbą braku promocji do następnej klasy gwałcić niewinne dziateczki przez uszy. Ja się nawet tym biskupom specjalnie nie dziwię, oni uważają, podobnie jak ów ksiądz, że nie trzeba niczego robić, a dziateczki po prostu z tej fascynacji erotycznej wyrosną. Potem, oczywiście zachowując niewinność, doczekają sakramentalnego ślubu i zostaną rodzicami. Idąc za światłymi radami wielu duchownych, seks małżeński, bo jakiż może być inny, poświęcą na pomnażanie dzieci. Radość i przyjemność z przeżyć seksualnych? No cóż, takie niezaplanowane skutki uboczne. Najlepiej ograniczyć, skutki oczywiście, do minimum. W dni postne i święta nakazane seksu nie uprawiać. W razie potrzeby stosować zimny prysznic i gimnastykę, na pewno pomoże.

DEON.PL POLECA

Kpię sobie, a co innego mogę zrobić? Biskupi, a za ich przykładem wielu duchownych, uważają, że wbrew przytoczonej sentencji on i ona sam na sam ze sobą jednak to „Ojcze nasz” odmawiają. Oczywiście, jeśli oni taką potrzebę wspólnej modlitwy mają, to wielki szacunek, ale delikatnie mówiąc, nie sądzę, żeby to zjawisko było powszechne. Ja wiem, że ideałem byłoby, aby on i ona, trzymając się za ręce, byli w takiej odległości od siebie, aby „Duch Świety mógł się zmieścić między nimi” (autentyczna rada katechetki).

Szanowni księża biskupi, z pewną taką nieśmiałością pragnę zauważyć, że wy nie macie „zielonego pojęcia”, o czym myśli młodzież i starsze dzieci, co ich interesuje i co oglądają i o czym rozmawiają z rówieśnikami. Kiedy i jak często się z nimi spotykacie, rozmawiacie, co wy wiecie o ich przeżyciach, lękach i niewiedzy? Słusznie zauważył o. Oszajca, że ksiądz ma takie pojęcie o małżeństwie jak wilk o gwiazdach, dokładnie takie same macie pojęcie o młodzieży. Moglibyście wprawdzie przypomnieć sobie, jak to z wami w młodości bywało, ale… i tu dygresja. Zdarzyło się, że moja siostra wracała z pracy ze swoim kierownikiem. Z daleka widać nadjeżdżający autobus, więc siostra proponuje, że jak podbiegną, to go „złapią”. „Pani Agnieszko, nie mogę” – stwierdza kierownik. „Dlaczego?” – dziwi się siostra”. „Pani Agnieszko, stanowisko nie pozwala” – brzmi odpowiedź. Myślę, że stanowisko biskupów nie pozwala im przypomnieć sobie własnych kłopotów i kompletnie je wyparli z pamięci. Ja jestem mniej więcej w wieku naszych biskupów i doskonale pamiętam swoje zagubienie i brak życzliwej pomocy, no ale ja nie mam stanowiska.

Zadziwiająca jest też retoryka tych ostrzeżeń. Biskupi, podobnie jak ja, doskonale pamiętają czasy PRL-u. Wtedy według rządzącej partii komunistycznej zdrowa część klasy robotniczej była deprawowana przez żądnych władzy zachodnich imperialistów. To była owa słynna „ulica i zagranica”, czyli rodzimi wichrzyciele plus mityczny spisek środowisk, których jedynym marzeniem było zawładnąć naszą socjalistyczną Ojczyzną i natychmiast ustawić się w kolejce po chleb i mąkę. Dziś każdy jako tako zorientowany wie, że „tęczowa zaraza”, gender, niewiara w Boga i całe to szatańskie LGBT to określone środowiska w naszym kraju i wicher zła z Unii Europejskiej. Bez tego w naszym kraju pierwsze pozdrowienia byłyby jak Chrystusa wyznanie, a dziateczki płci obojga z białymi liliami wznosiłyby do nieba wdzięczne hosanna i „alleluja i do przodu”.

Ale tak na poważnie, szanowni księża biskupi, wasze apele i instrukcje to owa musztarda po obiedzie. Dzieci i młodzież jest już tak „uświadomiona”, że to wasze dostojne zgromadzenie zemdlałoby zapewne z wrażenia, gdyby „nausznie” o tym się przekonało. Niemal każdy nastolatek, bez niczyjej pomocy, a w szczególności pomocy deprawatorów seksualnych, ma w swojej kieszeni takie prostokątne „pudełko”, a w nim tyle „uświadomienia”, że brakłoby życia, by się z nim zapoznać w całości. I to wcale nie jest śmieszne. To jest połączenie kłamstwa na temat ludzkiej seksualności z obrzydliwością przekazu. I to jest fakt, a nie wasze urojone lewactwo, które nie ma nic innego do roboty tylko deprawować naszych młodych. Seks to kasa, seks świetnie się sprzedaje i niepotrzebna jest do tego żadna ideologia, seksu nie trzeba reklamować!

My, chrześcijańscy rodzice i dziadkowie, nie mamy tyle pieniędzy, by na tym polu konkurować, ale powinniśmy mieć odwagę, by ukazywać młodym ludziom, stosownie do ich wieku, piękno ludzkiej płciowości i przekazywać, że jest ona darem Najwyższego. Powinniśmy tak ich wychowywać, aby z tego daru rozumnie i odpowiedzialnie korzystali. Powinniśmy – gorzki śmiech, ilu rodziców to czyni, a ilu uważa, że jak dorosną, to sami się dowiedzą – jasne, że się „dowiedzą” i to raczej wcześniej niż dorosną.

Proszę nie wciskać mi głupot, to ja odpowiadałem na pytania starszych dzieci i młodzieży, na setki pytań, to ja widziałem ich bezradność i zagubienie w tym temacie. To ja, mam taką nadzieję, prostowałem ich myśli, a nie wy. Stać was na wszystko, tylko nie na to, by wykształcić i odpowiednio zapłacić ludziom, którzy podjęliby się zadania szczerej rozmowy z młodymi w duchu chrześcijańskich wartości. W tych okolicznościach edukacja w szkole jest sensowną propozycją, choć jak najbardziej zgadzam się, aby rodzice zachowali czujność. Nie da się wykluczyć udziału ludzi nieodpowiedzialnych czy zwyczajnie głupich. Czy wy naprawdę uważacie, że po lekcji o antykoncepcji (zakładam, że uczciwie przeprowadzonej) męska część klasy rzuci się do okolicznych kiosków i wykupi cały zapas „gumek”, by wieczorem wypróbować je z koleżankami z klasy? Czy wy uważacie, że dzisiejsze dziewczyny na dźwięk słowa „seks”, czerwone ze wstydu, ukryją twarz w dłoniach?

To, że dzieci i młodzież jest „wychowywana” przez Internet, wulgarne rozmowy i świat, jest też waszą zasługą. Torpedujecie, jak sięgnę pamięcią, jakiekolwiek próby poważnej rozmowy na ten temat. Mógłbym jeszcze opowiedzieć o parodii, jaka często działa się i dzieje się na tzw. kursach przedmałżeńskich, tylko już wypaliłem się w tym temacie po latach użerania się z waszymi podwładnymi, aby robić to z sensem, a nie „na odwal się”. Możecie nazwać strusia krową, ale mleka z tego nie będzie (holenderskie powiedzenie). Nie cofniecie życia fal (A. Asnyk), daleki jestem od przekonania, że należy się położyć na tych falach w wygodnej łódeczce i płynąć z prądem. Łódź potrzebuje mądrego sternika i odpowiedzialnych wioślarzy. Możecie próbować zawracać Wisłę kijem, ale już był jeden taki, który trudził się wtaczaniem kamienia na wysoką górę. Nie radzę go naśladować!

tekst pochodzi z bloga rafal.blog.deon.pl

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Torpedowanie edukacji seksualnej nie wyjdzie na dobre młodym katolikom i katoliczkom
Komentarze (1)
MK
~M K
29 listopada 2019, 13:05
Juz male dzieci ktore ciekawe sa wszystkiego co jest naturalna rzecza w swiecie zadaja rodzicom pytania o seks i inne tego typu rzeczy i dobrze jest gdy rodzic jest na tyle madry ze umie odpowiedziec. Problem jest gdy dziecko swa wiedze czerpie z internetu, od kolegow a do rodzicow wstydzi sie przyjsc zapytac. Im wczesniej dziecko bedzie uswiadomione tym mniejsze prawdopobobienstwo ze nie bedzie mialo krzywego spojrzenia na te sprawy poprzez informacje z zewnatrz, no chyba ze dziecko jeszcze nie interesuje sie i nie zadaje pytan to trzeba poczekac i znalezc moment aby porozmawiac z nim ale nie gdy bedzie juz nastolatkiem. Wtedy juz czesto jest pozno. Polecam ksiazke Marka Babika "Tato! Gdzie ja mam te plemniki?". I wcale edukacja seksualna nie musi naruszac czy wchodzic w konflikt z nauczaniem kosciola.