Mam 40 lat i pierwszy raz w życiu kupiłam sobie szpilki. Żyję z syndromem DDA
To zdumiewające. Potrzebowałam kilku miesięcy terapii, żeby pozwolić sobie na szaleństwo kupienia szpilek.
Kupiłam sobie szpilki. Piękne. Czarne. Z wysokim obcasem. Pierwsze w życiu, mimo że za chwilę przekroczę czwartą dekadę życia.
To zdumiewające. Potrzebowałam kilku miesięcy terapii, żeby pozwolić sobie na szaleństwo kupienia szpilek. Trudność życia z syndromem DDA polega na tym, że człowiek wciąż wewnętrznie się kuli, chowa w sobie, udaje, że go nie ma, że nie ma jego uczuć, emocji, lęków i potrzeb. Można tak długo trwać, jakby się było za szklaną taflą lub pod peleryną-niewidką. Można tak długo żyć w przekonaniu, że tylko sukces przyniesie ulgę, satysfakcję, to nieosiągalne poczucie własnej wartości. Kolekcjonuje się więc kolejne sukcesy i porażki, szuka wciąż nowych wyzwań i zadań. Człowiek spala się w biegu napędzanym własną rozpaczą i strachem. Zawsze z nieodłącznym cieniem niekompetencji i poczucia niższości niczym Upiór z Mickiewiczowskich „Dziadów”.
Życie moje całe wydaje mi się być jak dramat romantyczny. Pełne chaosu, niewypowiedzianych gwałtownych uczuć szalejących w duszy niczym tsunami, pustoszących wewnętrzny świat. Pamięć moja to skrawki, urywki tego, o czym nie chce się pamiętać, demony strachu trzymane na niepewnej uwięzi. W dziurach pamięci szukam pomału prawdy o sobie samej. Przywołuję duchy. Karmię je. Co dzień zmagam się z Bogiem. Moja Wielka Improwizacja wciąż trwa.
Ale to nic. Po kilku miesiącach terapii DDA budzi się powoli nadzieja. Na to, że kiedyś wreszcie poznam siebie, tak do końca. Zaczynam od małych rzeczy o wielkim znaczeniu. Na początek szpilki. Piękne. Czarne. Z wysokim obcasem.
***
Tekst pochodzi z bloga cicha.blog.deon.pl
Skomentuj artykuł