W rodzinnym przeżywaniu Triduum czeka mnie spotkanie z Panem bliższe niż mogę sobie wyobrazić

(fot. depositphotos.com)
Agata Rusek / dobrawnuczka.blog.deon.pl

Istnieje uzasadnione podejrzenie, że w tym roku Pan Jezus nie zmartwychwstanie. Nie poświęcimy pokarmów w naszych kościołach. Nie weźmiemy udziału w żadnej wielkotygodniowej liturgii. Nie pójdziemy w procesjach rezurekcyjnych wśród trąb i głośnych śpiewów. Nie polejemy się w dyngusa. Nie zaprosimy naszych Bliskich do suto zastawionych stołów…

Jest jednak szansa, że Życie przyjdzie do nas w inny sposób. Mimo drzwi zamkniętych.

Pokusa tłumu

Niesamowity jest dla mnie ten Wielki Post. Wiele mojej malizny mi naświetlił, wiele pozwala doświadczyć. Jedną z myśli, która towarzyszy mi na tej drodze, jest to, że paradoksalnie pierwszy raz przeżywam te święta bez przypisów, bez komentarzy, bez zwracania uwagi na otoczkę, a skoncentrowana tylko na Nim, na Jego Osobie i Miłości. Dokładnie tak, jak o tym pisze ksiądz Marek Wasąg:

DEON.PL POLECA

to będą prawdziwie Święta Paschalne, w których Pan odziera nas z wszelkich splendorów i zewnętrzności, żeby nic nam Go nie przysłaniało. Z Niego, w Święta Paschalne zdarli nawet tunikę, pozbawili wszystkiego, co miał ze świata, dlatego Pan zaprasza nas tym razem, aby wejść do swej izdebki i oddawać Mu cześć w Duchu i prawdzie (za: Wspólnota Miłości Miłosiernej).

Myślę o mojej radości bycia we wspólnocie Kościoła. Ona przecież nie jest zła ani niepotrzebna. Pierwszy raz w swoim życiu dostrzegam jednak, że w religijnym tłumie czasami tracę Pana Jezusa z oczu. Dotarło to do mnie zwłaszcza podczas samotnie rozważanej drogi krzyżowej. Stęskniona za rodziną, przyjaciółmi, znajomymi ze wspólnot otoczyłam się nimi w duchu i dopiero na wysokości drugiego upadku pod krzyżem zorientowałam się, że nie widzę Chrystusa, tylko zastawiam go bliskimi sercu ludźmi.

Inaczej – czyli jak?

Czy to źle, że w tych zwariowanych, pandemicznych czasach myślę więcej i czulej o tych, z którymi nie mogę teraz zasiąść do stołu, przytulić, podać rękę na powitanie? Pewnie, że nie. I jestem przekonana, że Pan Jezus wcale się na mnie za to otoczenie tłumem nie obraził. W końcu, jak nikt inny zna moje serce, tęsknoty i intencje. W swojej niezwykłej pokorze i miłości szanuje moją wolność do granic szaleństwa – i po prostu czeka. Aż dojrzeję do tego, by kochać piękniej. Aż zatęsknię, naprawdę zatęsknię – za Nim. Aż znajdę w sobie odwagę, by podejść pod sam krzyż. Dołączyć do tych pięciu (sic!) osób, które zostały do końca kaźni.

O najbliższym tygodniu myślę więc jako o niezwykłej szansie. Wiem, że będzie inaczej niż zwykle, ale czekam na to z radością. I nie jest też tak, że planuję pogrążyć się w duchowej samotni i z pełnym skupieniem czytać Ewangelię. No cóż. Pięknoduchem jestem, ale z tych, co to starają się twardo stąpać po ziemi. Łaska samotności w najbliższej dekadzie raczej mi nie grozi.

Wierzę jednak, że w tegorocznym, rodzinnym przeżywaniu Triduum czeka mnie spotkanie z Panem bliższe niż mogę sobie wyobrazić. Ufam, że mu nasze zwyczaje w tym nie przeszkodzą.

Wielki Czwartek

Pierwszy raz od niepamiętnych czasów nie doświadczymy tradycyjnego pośpiechu i nerwówki ("Czy wepchniemy się z dzieciakami?") przed mszą wieczerzy pańskiej. Jest za to spora szansa, że weźmiemy udział w liturgii u dominikanów, gdzie zawsze chcieliśmy być, ale realia sprawiały, że nie byliśmy w stanie się wcisnąć. Juhu.

Potem zasiądziemy do stołu do naszej prywatnej, rodzinnej wieczerzy. To zwyczaj, który kultywujemy od kilku lat i który wzbudza we mnie mnóstwo pozytywnych uczuć. Co roku po mszy pędzimy do domu na uroczystą, ale bardzo prostą kolację. Wszyscy odświętnie ubrani, na stole biały obrus, świeca i specjał pani domu. Potem zwyczajna rozmowa, ale mimo wszystko – inna niż zawsze. Atmosfera niecodzienności udziela się każdemu i jakoś łatwiej o radość, dzielenie przemyśleniami i zaakcentowanie, że właśnie rozpoczyna się szczególny czas w życiu naszej rodziny. A po wieczerzy nastąpi mycie nóg.

Jest coś szalenie intymnego w tym, że ktoś umywa Ci nogi. Ktoś bliski. W dobrze znanej przestrzeni, wśród rzeczy, które tworzą dom, które są swojskie, zwyczajne i przesiąknięte codziennością. Niezmiennie mnie to porusza. Zarówno wtedy, gdy Mąż myje kolejno nogi mnie i dzieciakom (co zawsze wywołuje u nich salwy śmiechu i doskonale przełamuje patos chwili), jak i wtedy, gdy ja umywam jego nogi. Za każdym razem chwila, gdy trzeba przed bliskim uklęknąć, wziąć / dać stopę, obmyć ją i wytrzeć – jest trudna i niezręczna. Ale orze serce i rozum tak, jakby sam Jezus dotknął nóg człowieka. Polecam. Po tym geście nic już nie jest takie samo w rodzinie.

Kiedy dzieci pójdą już spać, być może uda nam się też spotkać w gronie naszej Wspólnoty. Usiąść przy stole z kubkiem herbaty w ręku, połączyć z innymi na videokonferencji, podzielić czasem przedświątecznych przygotowań i wielkopostnych refleksji. Do tej pory nie było szans na takie spotkanie. Pandemia paradoksalnie nam to umożliwia.

Wielki Piątek

Myślę, że ten dzień będzie szczególnie trudny. Borys, Nadia i Iwan uwielbiają tańczyć, śpiewać i mimo naszych niekończących się rozmów o symbolice i znaczeniu Wielkiego Postu – z uporem maniaka śpiewają radosne "gloria" i "alleluja". Chciałabym jednak, by w tym dniu w centralnym miejscu naszego domu stanął krzyż, byśmy wszyscy mogli go cały dzień adorować, dotykać, wielbić.

Kilka lat temu odwiedzaliśmy znajomych z Ruchu Spotkań Małżeńskich. Piorunujące wrażenie zrobiło na mnie to, że w ich ogromnym salonie stoją dwa duże stoły. Na pierwszym, który mijasz po wejściu do domu – leży wielki, około półmetrowy stary krzyż, dwie świece i Pismo Święte. Przy drugim, w głębi pokoju – toczy się życie rodziny. Nasi gospodarze za każdym razem, gdy przechodzili obok pierwszego stołu, dotykali krzyża. Widać było, że ten gest jest u nich tak naturalny, jak oddech. Kiedy po wspólnie spędzonym wieczorze wyraziłam swój podziw dla ich postawy, uśmiechnęli się, a pani domu swobodnie przytuliła się do tego krzyża i z ogromną czułością powiedziała: „Piękny jest, prawda? Ten krzyż przypomina nam, jakimi wielkimi szczęściarzami jesteśmy”. Prawda. Jesteśmy. Wielki Piątek dobitnie to uświadamia.

Wielka Sobota

Moi bliscy jeszcze o tym nie wiedzą, ale w sobotę czeka nas Wielkie Sprzątanie. Wszyscy zostaną zagonieni do roboty. Bo to porządkowanie i czyszczenie też jest potrzebne. Żeby zaakcentować nowy etap. Zmianę. Uroczysty nastrój. Kto będzie się migał, zostanie zaprzęgnięty do pieczenia chleba, ciasta i malowania pisanek. Wszystko po to, by każdy miał swój aktywny udział w celebracji, czuł się potrzebny i współodpowiedzialny.

A święconkę? Poświęci Najlepszy z Mężów. I myślę, że to jest piękny, bardzo wymowny gest. Nasze ręce mogą / powinny błogosławić. A błogosławieństwo to nie magia, tylko postawa pokory i wdzięczności – świadomość, że wiemy, od kogo pochodzi wszelkie Dobro i zachwyt nad tym, że jako dzieci Boże mamy udział we wszystkim tym, co przygotował dla nas Ojciec w Niebie.

Wielkie Dni

Nie wiem, ile z liturgii będzie nam dane doświadczyć online. Oby jak najwięcej. Na pewno tradycyjnie w niedzielny poranek zaraz po obudzeniu puścimy na cały regulator "Alleluja" Haendla (sprzęt mamy dobry, litości dla sąsiadów nie będzie), a potem będziemy skakać, tańczyć i śpiewać na całe gardło wszelkie pieśni uwielbienia, jakie przyjdą nam do głowy. Dzieciaki, które widzą taką eksplozję radochy u rodziców, nigdy nie dają się długo prosić. Potem to my się od nich możemy uczyć, jak swoją artystyczną ekspresją wyrazić Bogu wdzięczność za dar wiecznego życia. Jak już się wyszalejemy, to nietypowo dla siebie ustawimy laptopa na stole, włączymy videokonferencję i spędzimy śniadanie z Rodziną. Później pójdziemy na Eucharystię. Jeszcze nie wiem, gdzie, ale na pewno razem. Mam nadzieję, że będzie z tego wiele radości.

Bardziej

Nie wiem, na ile nasze plany się zrealizują. Mam w sobie spokój, że jakkolwiek nie będzie, będzie dobrze. Czyli tak, jak chce Pan Bóg. Być może ten pokój serca płynie najbardziej z faktu, że z moich uświadomionych (na ten moment) mar Pan Jezus już wstał. Dyskretnie, w ciszy, ale bez cienia wątpliwości. Poszłam do spowiedzi. Dłuuugiej (nie tylko dlatego, że trzeba było zachować wszystkie higieniczne zalecenia ;-). Usłyszałam od mojego spowiednika trudną naukę, którą miętoliłam w sobie w pustej, ciemnej kaplicy. Wpatrując się w Najświętszy Sakrament, pytałam ze zdumieniem: „Serio, Panie Jezu? Tak mnie kochasz, że mi to wszystko wybaczasz?”. Odpowiedź była jednoznaczna i natychmiastowa: „Bardziej, Kochana. Bardziej!”.

Ciebie On też kocha bardziej niż myślisz. Nie bój się więc. Z mar Twych wstanie!

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

W rodzinnym przeżywaniu Triduum czeka mnie spotkanie z Panem bliższe niż mogę sobie wyobrazić
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.