1% to połowa drogi
(fot. Mukumbura/flickr)
Za nami kampania jednego procenta. Przeżyłem ją tak, jak wielu Polaków - w ogromnym przeciążeniu pracą. Jedynie czasami zerkałem na bilboardy, czy też widziałem w gazetach wydzielone wkładki z wykupionymi przez organizacje boksami reklamowymi. Oczywiście nie jest to ogląd laika, ale osoby, która sama współkreuje podobne kampanie. Jestem też żywotnie zainteresowany wynikami kampanii, ponieważ od niej zależy los Stowarzyszenia WIOSNA, którym zarządzam.
Pomaganie, nie zbieranie
Co o tym myślę? Przede wszystkim mam w głębi poczucie ogromnej niepewności. Z jednej strony, jeden procent jest dla nas ogromną szansą. Dla nas, czyli dla Akademii Przyszłości (1000 dzieci w 14 miastach Polski), czy dla SZLACHETNEJ PACZKI (mamy nadzieję na 400 rejonów w całej Polsce i może nawet ponad 10 tys. obdarowanych rodzin). Jest tym większą szansą, że finansowanie naszych akcji nie mieści się w żadnym z polskich standardów pomagania innym.
Przecież to jest dla wszystkich oczywiste, że jeśli już się postaram i przygotuję pomoc dla rodziny w potrzebie w ramach SZLACHETNEJ PACZKI, to zrobiłem dużo, bardzo dużo. A dofinansowanie organizacji? Tu obowiązuje powszechny stereotyp myślowy: pomaga się za darmo, a w organizacjach ludzie przejadają pieniądze. Mało kto jednak zadaje sobie pytanie, co tak naprawdę kryje się za tym, że w bazie danych SZLACHETNEJ PACZKI pojawia się opis rodziny w potrzebie?
Przecież wcześniej musimy pozyskać i przeszkolić lidera, potem wolontariuszy. Do tego dochodzi zarządzanie ludźmi, przygotowanie do bezpośredniego kontaktu z biedą, tworzenie informacji na stronę internetową i parę innych spraw. To wszystko wymaga dość dużych umiejętności. Tymi ludźmi, którzy pracują za darmo, trzeba zarządzać: zadaniować ich, sprawdzać jakość pracy, motywować. Musimy zbudować zaawansowany portal internetowy, dzięki któremu będzie można znaleźć rodzinę w potrzebie. A potem jeszcze musimy dotrzeć do darczyńcy i przekonać go do tak naprawdę dość trudnej pomocy. Nad jedną edycją Paczki pracuje przez wiele miesięcy kilka setek ludzi. A żeby pomoc miała sens, żeby mieć pewność, że rodzina jest dobrze dobrana i pomoc będzie sensownie wykorzystana, wiele osób musi poświęcać cały swój czas. To jest ich normalna praca. I jak efektywna... Ostatnio połączyliśmy 170 tys. Polaków, a wartość pomocy wyniosła ponad 6,5 mln. zł.
Za to wszystko jednak, takie mamy poczucie, jesteśmy karani. "Po co wam pieniądze" - słyszę przez ostatnie 10 lat od instytucji samorządowych, od sponsorów i wielu innych osób. "Czy te pieniądze pójdą na biednych?" - ostatnio zadał takie pytanie jeden z urzędników ministerialnych. Gdybyśmy działali klasycznie - zbiórka pieniędzy na biednych, z tego 10 procent na koszty organizacyjne - to wszystko w porządku. Ale my nie zbieramy na biednych. My pomagamy biednym. Dostają więcej niż pieniądze, kaszę, mąkę i ryż. Dostają prawdziwą miłość - w wolontariuszu, który ich odwiedza i słucha, w prezencie dostarczonym do domu. W atmosferze opowieści o ich losie. W tych wszystkich zmaganiach jeden procent jawi się jako wielka szansa. To okazja do uporządkowania i poukładania wielu spraw, przede wszystkim zbudowania solidnych podstaw finansowych akcji, które łączą już setki tysięcy ludzi. My już wiemy, że wielu ludzi w całym kraju chce pomagać. Potrzebują jedynie pomocy, by od chęci przejść do działania. Ktoś im w tym musi pomóc.
O wsparciu decydują sekundy
W tym miejscu chciałbym z całą szczerością powiedzieć, że jeden procent to temat, o którym nie mogę myśleć bez drżenia serca. To być albo nie być dla WIOSNY, czyli przede wszystkim dla wolontariuszy, potem dla rodzin w potrzebie i dzieci. To szansa, że będzie normalnie, że wreszcie ktoś zrozumie i nam też pomoże. Przecież każdy z nas mógłby robić coś innego. Akurat w WIOŚNIE pracują ludzie bardzo sprawni zawodowo, nie mają problemu, by znaleźć pracę gdzie indziej, pracę lepiej płatną.
Serce moje drży z niepokoju, bo w kwestii jednego procenta niczego nie mogę być pewny. Z badań OBOP wynika, że 53 procent Polaków nie zamierza przekazać jednego procenta. To jest właśnie połowa drogi. To największa grupa uczestników kampanii społecznych. Przypuszczam, że ich zdecydowana deklaracja odmowy przekazania dotacji wynika z braku zaufania do organizacji pozarządowych. Wolą pozostawić te pieniądze państwu, mają większe zaufanie do niego niż do wybranej przez siebie organizacji. Tak jakby ani jedna nie była godna zaufania. Jesteśmy w tym względzie podzieleni na pół. Nie kryje się za tym żadna debata społeczna, a tylko podział. O organizacjach mówi się w mediach (choć to nie jest żadna debata) albo źle, albo przy okazji epatowania jakimś przejawem krzywdy, biedy, choroby. Same emocje, bez rachunku ekonomicznego, który przy wydawaniu pieniędzy jest konieczny. Sam od lat pokazuję wyliczenia udowadniające, że opłaca się w nas inwestować. Dopiero zaczynam mieć słuchaczy, ale efektywność nie kojarzy się z pomaganiem.
Więc ta niepewność się wzmaga; wydaje się, że w wyścigu po jeden procent wygrywa ten, kto pokaże biedę mocniej; kto złapie za serce. I tak jest. Na takie gesty reaguje największa grupa wpłacających, jak wynika z raportu i listy organizacji pozyskujących najwięcej pieniędzy. I wreszcie trzeci czynnik niepewności - czynności losowe. Na przykład od kilku lat sprzedawane są miejsca w wyszukiwarkach najpopularniejszych programów do rozliczania PIT. Co to ma wspólnego z pożytkiem publicznym? Nie wiem. Wiem, że decyduje to o wielkości wpłat. Wtedy wystarczy dobrze się nazywać i być dobrze pozycjonowanym, aby zostać wybranym. Generalnie o wsparciu organizacji decydują wtedy sekundy.
Jeden procent - to dla mnie ważna sprawa. Tak ważna, jak ważne dla wielu ludzi są pieniądze. I pewnie powinna być traktowana w taki sposób. To jest inny sposób inwestowania pieniędzy w dobro wspólne (inny niż podatki). Dzięki tak łatwej czynności, jak przekazanie jednego procenta, może się wiele w naszym kraju zmienić. Na przykład, marzeniem wszystkich powinno być, aby politycy wywodzili się z dobrych organizacji pozarządowych, a nie przybudówek partyjnych. Wtedy będą inaczej zorientowani na dobro publiczne. Tyle tylko, że dobre organizacje powinny móc w naszym kraju zaistnieć.
Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Skomentuj artykuł