Jak mądrze towarzyszyć młodym w Kościele? Jedną z dróg jest "Po­-bierzmowanie"

Jak mądrze towarzyszyć młodym w Kościele? Jedną z dróg jest "Po­-bierzmowanie"
Fot. Alexis Brown / Unsplash
Logo źródła: Życie Duchowe Paweł Zarosa

"Duszpasterstwo to opiera się na doświadczeniu wiary w rodzinie wierzących. Nie chodzi w niej bowiem na pierwszym miejscu o przekazanie doktryny kato­lickiej, jak w wersji szkolnej, ale o stworzenie możliwości mło­dym, aby doświadczyli wiary w życiu codziennym". Paweł Zarosa na łamach 120. numeru "Życia Duchowego" dzieli się doświadczeniem Postcresimy czyli "Po­-bierzmowania", wyjątkowego duszpasterstwa młodzieży.

120. numer "Życia Duchowego" jest szczególny, ponieważ kwartalnik obchodzi swój jubileusz. Z tej okazji na DEON.pl publikujemy wybrane artykuły z jesiennego wydania, które poświęcone jest ludziom młodym. Magazyn próbuje odpowiedzieć na pytanie, dlaczego młodzi odchodzą od wiary oraz jak pomóc im w ufnym pójściu za Chrystusem. Zachęcamy do lektury i sięgnięcia po całe jubileuszowe wydanie.

Świadectwo Mateusza

Mateusz, razem z żoną towarzyszy grupie duszpasterstwa młodzieży:

Będąc młodym chłopakiem, przeżywałem duży kryzys, który osta­tecznie doprowadził do tego, że chciałem popełnić samobójstwo. Nie zrobiłem tego, bo uratował mnie mój tata, którego wtedy z ca­łego serca nienawidziłem. Mój tata jest alkoholikiem, miałem straszne dzieciństwo. Jak tylko było to możliwe, wyprowadziłem się z domu do innego miasta i nasz kontakt praktycznie się ur­wał. Rozmawialiśmy przez telefon bardzo rzadko, raz na trzy-cztery miesiące.

Tego dnia, kiedy już szedłem do auta i zamierzałem się rozbić - zapamiętałem datę: 18 września - zadzwonił do mnie tata. Powiedział, że jest wspomnienie św. Stanisława Kostki i żebym poszedł do kościoła. Zawróciłem z parkingu. Odtąd moje ży­cie bardzo się zmieniło. Wróciłem do Kościoła, poznałem żonę, pojawiły się dzieci. Oboje z żoną czuliśmy, że Pan Bóg woła nas do ewangelizacji, właśnie jako małżeństwo. Kilka lat temu usłyszeliśmy o duszpasterstwie Postcresima. Od tego momentu co piątek spotykamy się z małą grupą młodych w naszym domu.

Dopiero niedawno dowiedziałem się, że św. Stanisław Kostka, w którego święto moje życie zostało uratowane, jest patronem młodzieży, dlatego uznaję całą tę historię za niesamowity cud.

Nie jestem katechetą, nie umiem mówić super katechez, ale umiem i lubię jeździć samochodem, lubię też sprzątać, więc mogę przygotować dom i przywieźć młodych na spotkanie do nas. Moja żona lubi gotować, więc zawsze możemy gości czymś poczęsto­wać. Takimi prostymi rzeczami dajemy im przestrzeń do spotka­nia. Oddajemy trochę swojego czasu, stwarzamy atmosferę do rozmowy. Doświadczamy, że ci młodzi bez namawiania i mora­lizowania zaczynają słuchać Słowa Bożego, wracają do Kościo­ła. Często są z rozbitych rodzin albo rodzice są po rozwodzie. Im wystarcza, że po prostu widzą rodzinę, rodziców i dzieci siedzą­cych przy stole, rozmawiających i słuchających siebie nawzajem.

Św. Stanisław Kostka - patron młodzieży

W opowieści o św. Stanisławie Kostce często akcentuje się jego pobożność, wyjątkową jak na młody wiek. To jednak cecha wielu świętych. Myślę, że młodzi - także dzisiaj - mogą widzieć w Stanisławie swojego patrona nie dlatego, że był szczególnie rozmodlony, ale przede wszystkim dlatego, że był zdetermi­nowany, wytrwały i odważny. Nie bał się szukać swojej drogi, pytać Boga o Jego wolę. Samodzielnie zdecydował, by za Bo­żym wezwaniem pójść, i odpowiedzialnie tę decyzję zrealizo­wał, wstępując do jezuitów. Nie zawahał się nawet sprzeciwić rodzinie, która miała inny plan na jego życie.

Nie był to jednak tylko jego młodzieńczy kaprys. Stanisław miał przy sobie mądrych nauczycieli, którzy pomogli mu iść za gło­sem serca, a przy tym nie nakręcać konfliktu z rodzicami. My­ślę, że to sytuacja, w której każdy młody może się w jakimś stopniu odnaleźć. Wchodzenie w dorosłość to czas odkrywa­nia siebie, mierzenia się z tym, kim jestem i czego chcę. A tak­że zmagania z tym, czego oczekują ode mnie inni - rodzice, nauczyciele, znajomi. W tym ogromnym napięciu młodzi po­trzebują mądrych towarzyszy, którym mogą zaufać, którzy ich wesprą i będą po ich stronie, a jednocześnie dadzą im bezpiecz­ne oparcie, nie będą chcieli krótkowzrocznie podsycać buntu. Takich, którzy będą ich rozumieć - ale też mówić prawdę. Bo od rodziców ciężko ją przyjąć.

Stanisław zakochał się w Chrystusie, odnalazł w Nim siebie, ponieważ właśnie w Kościele znalazł takich towarzyszy (no­men omen: Jezusowych). To zdanie brzmi dzisiaj surrealistycz­nie. Nawet trudno nam sobie wyobrazić, że współczesna mło­dzież w poszukiwaniu swojej wolności ucieka rodzicom… do Kościoła!

Zaproszeni na ucztę

Nie tylko intuicja podpowiada, że coś tu nie działa. Również w badaniach już wyraźnie widać gwałtowne i nieporównywal­ne do przeszłych trendów odwracanie się młodzieży od Kościoła (zob. badania CBOS z lat 2021 i 2022). Coraz więcej młodych decyduje się na odejście w coraz młodszym wieku. Wśród przy­czyn wskazują brak wiary i potrzeb w tym względzie oraz krytykę Kościoła. A zatem Kościół, Mistyczne Ciało Chrystusa, w którym jest nasze zbawienie i wolność, dla wielu nie przedstawia żad­nej wartości. Młodzi nie widzą, że mogliby tutaj odnaleźć swój dom, odnaleźć siebie. Są nastawieni krytycznie lub obojętnie.

Zasadne więc jest pytanie o to, co robimy źle i czy można to zmie­nić. Czasem spotykam się z poglądem w stylu: "no trudno, jak ludzie nie doceniają, co im Pan Bóg przygotował, to ich strata - my robimy wszystko dobrze, nasze metody głoszenia są wspania­łe i na pewno niczego nie trzeba zmieniać, tylko ludzie są głupi i nie słuchają". Ale Chrystus mówi, byśmy szli na cały świat, do wszystkich ludów - czyli do przeróżnych ludzi tam, gdzie oni są. Chce, byśmy mówili do nich zrozumiałym językiem.

Uzmysłowiłem sobie to ostatnio podczas procesji Bożego Cia­ła, słuchając Ewangelii o uczcie (por. Łk 14,15-24). Zaproszeni wyraźnie nie chcieli przyjść i szukali wymówek: jeden musiał obejrzeć pole, inny wypróbować woły, trzeci się właśnie oże­nił - powiedzmy, że tego jeszcze jakoś rozumiem. Jednak tak powszechna niechęć, by przyjść na wspaniałą imprezę, kazała mi się zastanowić: jak beznadziejnie musiało brzmieć to zapro­szenie? Jak nieudacznie trzeba reklamować czystą, darmową korzyść, żeby mieć zerowy odzew? I czy to przypadkiem nie jesteśmy my z naszą ewangelizacyjną bezradnością?

Świadectwo Joanny

Joanna razem z mężem towarzyszy grupie duszpasterstwa młodzieży:

Usłyszałam kiedyś od znajomego księdza, aby przede wszystkim torować młodym drogę do sakramentu pokuty i pojednania. My mniej więcej co miesiąc celebrujemy z młodymi Liturgię Słowa z katechezą kapłana o tym, "co mówi Kościół" na temat, nad któ­rym się w danym momencie pochylamy, i właśnie z możliwością spowiedzi. Wtedy możemy być świadkami - i uczestnikami - pięk­nego wydarzenia: pojednania z Chrystusem.

Widzę, jak cenne jest, że młodzi czytają Pismo Święte. Prosta spra­wa, ale wcale dziś nie oczywista. Pismo Święte bodaj każdy ma na wyciągnięcie ręki - na półce w salonie albo po prostu w kie­szeni spodni w smartfonie. Kwestia jest tylko taka, że prawie nikt tej ręki nie wyciąga.

Na drugie spotkanie z danego tematu każdy przychodzi z Biblią. Siadamy razem z młodymi przy stole i w ciszy czytamy fragmen­ty Pisma Świętego, które dotyczą omawianego tematu. Staramy się też uchwycić, jaki odzew Słowo ma w naszym życiu i sercu. Na zakończenie, kto chce, może się podzielić swoim doświadcze­niem tego spotkania ze Słowem Bożym.

Mam ośmioro rodzeństwa i kiedy mnie pytano, ile chcę mieć dzie­ci, odpowiadałam pobożnie: "ile Pan Bóg da". Naturalna jednak wydawała mi się liczba dziewięć, tyle ile nas było w domu. Pan Bóg dał nam jedną córkę, ale raz w tygodniu "dodaje nam jeszcze ośmioro" i zasiadamy do stołu w tyle osób, ile w skrytości serca mi się marzyło.

I jeszcze jedna myśl: mamy nasze staropolskie "Gość w dom - Bóg w dom", a może raczej nowotestamentalne "gdzie są dwaj albo trzej zebrani w Imię moje, tam jestem pośród nich" (Mt 18,20). Co piątek gościmy w naszym domu grupę młodych. Porozmawia­my, pomodlimy się, coś zjemy, pośmiejemy się. Później oni wy­chodzą, a On zostaje.

Duszpasterstwo młodzieży szkolnej "Po-bierzmowanie"

Jedną z form duszpasterstwa młodzieży, która mogłaby posłużyć jako punkt odniesienia do szukania nowego modelu, jest "Po­-bierzmowanie", po włosku Postcresima. Sam mam zaszczyt od kilku lat współtworzyć to duszpasterstwo u krakowskich fran­ciszkanów. Pierwsze grupy w Polsce zawiązały się osiem lat temu, w 2016 roku, a we Włoszech funkcjonują już od ponad dwudziestu pięciu lat. Tam jest to rzeczywiście propozycja dla młodych po bierzmowaniu, bo sakrament ten Włosi przyjmu­ją około trzynastego roku życia. W Polsce zaproszenie kieruje­my do tej samej grupy wiekowej (VII klasa podstawówki), dla­tego zazwyczaj pierwsze dwa lata są czasem przygotowania do bierzmowania. Niemniej sakrament ten nie jest tu celem samym w sobie i po jego przyjęciu kontynuujemy spotkania do końca szkoły średniej.

Sednem duszpasterstwa jest spotkanie, co oczywiste, bo i sednem wiary w ogóle jest osobiste spotkanie z Chrystusem. A do Niego zbliżamy się zawsze we wspólnocie. Podstawą jest mała, około ośmioosobowa grupka młodzieży, która spotyka się co tydzień, w każdy piątek wieczorem, z towarzyszącym jej małżeństwem najczęściej w ich domu. Małżeństwa te nazywane są chrzestnymi. Co roku w parafii powoływanych jest kilka takich grup, w zależ­ności od możliwości i zainteresowania. Wszystkie grupy z danego rocznika pracują równolegle, tym samym rytmem. Pochylają się kolejno nad tymi samymi tematami, które wspólnie opracowują chrzestni. Raz do roku cała parafia, wszystkie grupy z każdego rocznika, wspólnie wyjeżdża na wakacyjny obóz.

Tematy naszych spotkań to nic wymyślnego ani szczególnie oryginalnego. Po prostu "bierzemy na warsztat" podstawy kate­chizmu: Dekalog, cnoty, wady główne czy uczynki miłosierdzia. Kolejne tematy przeżywamy w czterotygodniowych cyklach. Zaczynamy od krótkiego streszczenia, czego dotyczy na przy­kład dane przykazanie. Kilka zdań od chrzestnych - a potem słuchamy, co młodzi uważają i z jakimi opiniami się spotykają. W drugim tygodniu siadamy przy stole, każdy z Biblią, zeszytem i długopisem. Przez pół godziny każdy indywidualnie skrutu­je Pismo Święte - uważnie czyta kolejne fragmenty, które wią­żą się z aktualnym tematem, a następnie notuje, jak to Słowo odnosi się do niego osobiście. Później dzielimy się tym, co nas poruszyło. Trzecie spotkanie nie odbywa się w domu chrzest­nych, tylko w parafii. To Liturgia Słowa, której przewodniczy kapłan. W homilii stara się w przystępny sposób przedstawić nauczanie Kościoła na dany temat. Podczas Liturgii młodzież może skorzystać z sakramentu pojednania. Czwarte spotka­nie nazywa się "Celebracją Przymierza". Każdy z uczestników może zdecydować, czy chce przyjąć Bożą obietnicę (np.: "Nie będziesz zabijał") i zawrzeć z Nim przymierze.

Chrzestni - dom, zaufanie i bardzo prosta służba

Rola chrzestnych jest ważna i odpowiedzialna, choć jednocze­śnie bardzo prosta. Co oczywiste, zgłaszające się małżeństwa muszą budzić zaufanie. Po pierwsze w tym sensie podstawo­wym: gwarantować swoim młodym bezpieczeństwo. Miejscem zbiórki jest parafia, stamtąd chrzestni przywożą grupę do sie­bie, a po spotkaniu każdego odwożą do domu. Zaufanie doty­czy też tej głębszej, duchowej strony. Jeżeli mamy jakkolwiek pomóc naszym młodym w budowaniu relacji z Chrystusem, to sami potrzebujemy troszczyć się o swoją wiarę. A zatem, żeby rodzice (ale też parafia) mieli pewność, komu powierzają swo­je dzieci, małżeństwa te są znane proboszczowi i same uczest­niczą w swojej stałej formacji.

Ma to też drugą stronę. Nasza posługa jest często wymagająca emocjonalnie. Staramy się nawiązać szczerą relację z młodymi, rozumieć ich. Ponadto harmonogram pracy wydaje się napięty - spotykamy się co tydzień przez cały rok szkolny, a na waka­cjach jedziemy na obóz. Kościół, posyłając świeckich do takiej posługi, nie może ich pozostawiać samym sobie, ale musi za­pewnić im wsparcie. Dlatego również dla nas niezwykle ważne są zarówno stała formacja, jak i bieżąca pomoc kompetentnych osób ze strony Kościoła.

To tyle, jeśli chodzi o formalną stronę. W praktyce nasza rola jest bardzo prosta: zapraszamy młodych do naszych rodzin, słucha­my ich, dzielimy się naszym doświadczeniem. Ach! No i oczywi­ście ich karmimy - każde spotkanie kończy się poczęstunkiem, a "Celebracja Przymierza" nawet uroczystą kolacją w najpięk­niejszej zastawie, z białym obrusem i w najlepszych strojach.

Spotkania mają swoje tematy, nie są to luźne pogawędki o wszystkim i o niczym. Staramy się je zwięźle przedstawiać i dajemy młodym okazję, żeby to oni się z nimi zmierzyli. Nie ma to nic wspólnego ze szkolną lekcją albo wykładem wie­dzy religijnej. Zachęcamy ich do szczerości i zapewniamy, że mają prawo do swojego zdania. Nie pouczamy, nie edukujemy ani nie moralizujemy. A na pewno - o zgrozo! - nie egzami­nujemy. Myślę, że najlepsze określenie naszej roli to właśnie towarzyszenie.

Prezbiter

Nie mniej istotną rolę pełni kapłan, który współpracuje z chrzestnymi. Razem z nimi przygotowuje kolejne tematy i sprawuje duchową opiekę nad całym duszpasterstwem. Przewodniczy Liturgii Słowa podczas trzeciego spotkania, ale też odwiedza grupy podczas spotkań w domach chrzestnych. On też stara się poznać młodych i sam daje im się poznać. Przez to, że kapłan i młodzi nie są dla siebie anonimowi, może on mówić do nich językiem, który rozumieją, i o sprawach, któ­re są im bliskie.

Relacja młodzieży i małżeństw z duszpasterzem nie polega tyl­ko na tym, by mieć jakiegoś nadzorcę ze strony hierarchii - cho­ciaż oczywiście potrzebujemy go także, by czuwał nad tym, co mówimy, bo my nie mamy teologicznego wykształcenia. Ufa­my, że dzięki temu niczego w tym nauczaniu nie zagmatwa­my. Ale jest to naprawdę relacja wzajemna, nie tylko narzuco­ny z góry autorytet. Dzięki temu pasterz zna swoje owce. Jest bliżej życia świeckich i młodych, może bardziej teoretyczny ogląd zderzyć z codziennym doświadczeniem swojej trzody, które jest inne niż jego osobiste.

Świadectwo ojca Andrzeja

Ojciec Andrzej, franciszkanin, posługujący duszpasterstwu:

Zainteresowała mnie inicjatywa nazwana Postcresima jako jed­na z form dotarcia do młodzieży. Duszpasterstwo to opiera się na doświadczeniu wiary w rodzinie wierzących. Nie chodzi w niej bowiem na pierwszym miejscu o przekazanie doktryny kato­lickiej, jak w wersji szkolnej, ale o stworzenie możliwości mło­dym, aby doświadczyli wiary w życiu codziennym. Zobaczyli, jak żyje się wiarą każdego dnia w domu, a nie od święta i w ko­ściele. Podziwiam młode małżeństwa mające kilkoro dzieci, które są w stanie poświęcić swój czas w każdy piątek, by zająć się grupą młodych.

Ciekawa jest sama struktura duszpasterstwa Postcresima. Zbudo­wane jest ono bowiem z trzech elementów: młodzi, małżeństwa i kapłan. Nie jest to inicjatywa odgórna, klerykalna, i nie jest to tylko ruch oddolny, bez głosu hierarchicznego Kościoła, nie jest to też spotkanie samych młodych. Jest to więc droga wzrostu i wzajemnego zaufania wszystkich trzech stron.

Jako prezbiter spotykam się z chrzestnymi i z młodymi. Daje mi to możliwość poznania problemu przekazania wiary młodym ze strony chrzestnych i dowiedzenia się o dylematach młodych od nich samych. Doświadczenie to jest dla mnie bardzo ważne. Po­nadto ja sam zderzam się z realnym życiem wiary w bezpośred­nich spotkaniach.

Przekazanie wiary i doktryny z niej wynikającej nie jest łatwe. Jeszcze trudniej zyskać zaufanie małżeństw, a przede wszystkim - młodych. Bez tego jednak nie da się wzrastać w wierze. Owo zaufanie potrzebne jest w sposób szczególny w sakramencie po­jednania. Tam bowiem dokonują się intymne spotkania z miło­sierdziem Boga i prawdziwy wzrost wiary.

Dla mnie jest to lekcja otwartości na młodych i ich problemy, a przede wszystkim ćwiczenie w traktowaniu ich na serio. Grozi mi bowiem, jak każdemu kapłanowi i starszemu wiekiem, pewna forma paternalizmu i wyższości. W dotychczasowym doświadcze­niu zauważyłem, że wysłuchanie, zaufanie młodym jest być może jedyną drogą dotarcia do nich.

Dlatego jestem przekonany, że Postcresima to jedna z lepszych metod towarzyszenia młodym we wzroście wiary. Oczywiście, jak wszystko w życiu, nie daje stuprocentowej pewności. Więcej, często ciężka, żmudna i wyczerpująca praca daje bardzo niewiel­kie widoczne owoce, ale te zależą już od Pana. Nam pozostaje za­siew i myślę, że Postcresima jest jedną z nowych form zasiewu, z której warto skorzystać.

Artykuł ukazał się na łamach "Życia Duchowego".

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
bp Artur Ważny, Piotr Kosiarski

Czy w Kościele jest miejsce dla każdego?

Dziś coraz częściej słyszy się o osobach, które czują się wykluczone z Kościoła. Pytanie o miejsce w nim zadają małżeństwa niesakramentalne, rodzice cierpiący po stracie dziecka, kobiety, które...

Skomentuj artykuł

Jak mądrze towarzyszyć młodym w Kościele? Jedną z dróg jest "Po­-bierzmowanie"
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.