Bezkresna pamięć

Anna Łoś / "Posłaniec"

Wielowymiarowe, stanowiące przez wieki integralną część wielkiej Rzeczypospolitej Kresy to też nasze dziedzictwo, o którym nie wolno zapomnieć.

Mit kresowej arkadii

DEON.PL POLECA

Ostrówki, Wola Ostrowiecka, Ludwików i setki innych tętniących niegdyś życiem wsi i przysiółków. Ich nazwy dzwonią swojsko dziś w uszach, przybierają kształty, ożywione wspomnieniami dawnych mieszkańców. To dzięki nim i ich determinacji nie zginęły całkowicie z mapy pamięci. Lubię kresowe podróże. Tak jak tę rozpoczętą w Lublinie, a skończoną w Łucku na Wołyniu. Coraz bardziej też rozumiem mądrość marszałka Józefa Piłsudskiego, urodzonego na Kresach, który mawiał: Polska jest jak obwarzanek – to warta, co po brzegach.

Jakie są wspomnienia tych, którzy urodzili się na Kresach? Potrafią godzinami z wielkim sentymentem i lekkim idealizowaniem opowiadać o dobrosąsiedzkich relacjach – czasem biedzie sprawiedliwie i z empatią dzielonej, życiu według kalendarza różnych religijnych obrządków.

Kiedy katolicy mieli Boże Narodzenie, wyznawcy greckokatoliccy brali od nich – dwa tygodnie później – pięknie ustrojone choinki i zapraszali się wzajemnie na “swoje” święta. Do codzienności należały polsko-ukraińskie małżeństwa, gdzie według niepisanej tradycji córka przyjmowała wiarę matki – katoliczki, syn wybierał obrządek wschodni wyznania ojca Rusina (Ukraińca) albo na odwrót.

Życie płynęło spokojnie i wolno w rytmie pór roku, pośród pięknych krajobrazów, i nic nie zapowiadało kresu tej arkadii. O końcu tamtego świata mówią dziś nieme drzewa owocowe, zwarcie rosnące bzy – tak jak w nieistniejących Ostrówkach. Stałam pod zieloną, szumiącą kępą i zdawało się nie tylko mnie, ale nam wszystkim, że ona zachowała dawne ludzkie głosy. W takich miejscach naznaczonych bólem i cierpieniem dzieją się rzeczy niezwykłe.

Tragiczne bezdroża nacjonalizmu

Nie potrzeba wielkiej wyobraźni, by zobaczyć to, co jak ostrzem – gwałtownie i bezpowrotnie – przecięła wojna. Wyjątkowy, wydawać by się mogło, dość trwały eksperyment Europy wielu kultur – polskiej, żydowskiej, ormiańskiej, ukraińskiej, czeskiej – przestał istnieć. Pragnienie “wolnej Ukrainy” u niektórych sąsiadów, zaprawione zawsze niebezpieczną nacjonalistyczną retoryką, spowodowało niespotykane na taką skalę mordy. Historycy od ponad 20 lat usiłują policzyć ofiary. Sprawa jest trudna, bo poznikały dosłownie całe wsie i osady, gdzie nie zajmowano się buchalterią, a księgi metrykalne spalono wraz z wiernymi w ich świątyniach.

Ukraińscy nacjonaliści mordowali systematycznie i metodycznie. Posługiwali się także kalendarzem liturgicznym – najlepiej było napadać na bezbronne kobiety i dzieci uczestniczące w niedzielnym nabożeństwie. Tak jak w rodzinnej miejscowości naszego przewodnika Leona Popka, którego mama cudem ocalała z pożogi. Tamte przeżycia nie opuszczają mimo sędziwego wieku starszej pani i powracają bardzo wyraziście w snach.

Leon Popek, historyk z lubelskiego IPN-u, i Włodzimierz Osadczy z Centrum UCRAINICUM KUL oraz Civitas Christiana zorganizowali konferencję “Niedokończone msze wołyńskie” o wschodnim martyrologium duchowieństwa. Katolicka uczelnia była doskonałym miejscem, by mówić o tamtych zbrodniach przy zachowaniu prawdy historycznej, w perspektywie przebaczenia.

Widzimy twarze kapłanów. Na przykład ks. Stanisław Grzesiak podczas ewakuacji ludności polskiej ze Skurcza do Włodzimierza Wołyńskiego w styczniu 1944 roku poszedł do kościoła w Porycku, aby pomodlić się za zamordowanego tam przez nacjonalistów ukraińskich ks. Bolesława Szawłowskiego. W świątyni został zastrzelony przez banderowców. Nie ma informacji o jego pochówku. Biografia księdza jest podobna do historii innych kapłanów-męczenników. Zdarzało się niejednokrotnie tak, że mogli ratować się ucieczką, ale nie opuścili swoich wiernych i ginęli paleni żywcem w świątyniach. Spośród wszystkich księży diecezji łuckiej – pisze Włodzimierz Osadczy – którzy ucierpieli w wyniku II wojny światowej, największą grupę – dziewiętnaście osób – stanowią ofiary zbrodni banderowskich. Razem z nimi poniosły śmierć również siostry zakonne, a także kapłani obrządku wschodniego, którzy podobnie jak ich współbracia łacinnicy zostali zgładzeni w imię utopijnej wizji wspólnoty narodowej bez prawdziwego Boga, opartej na neopogańskiej ideologii nienawiści.

Ocalić od zapomnienia

Każda z mijanych przez nas miejscowości ma swoją dramatyczną historię. Po polskich wsiach Ostrówki i Wola Ostrowiecka nie ma dziś śladu. Zachowała się jedynie figurka Matki Bożej – bez głowy i bez rąk… Okaleczona tak jak ta ziemia – mówią kresowianie. Leon Popek od ponad 20 lat bada historię stron swoich przodków i organizuje wyjazdy na Wołyń. Podczas mordu wołyńskiego zginęło tu blisko 30 osób z jego rodziny. Sam z przyjaciółmi, harcerzami i innymi zapaleńcami doprowadził w 1992 roku do ekshumacji zbiorowej mogiły 80 mieszkańców rodzinnej wsi swojej mamy. Ale wciąż czekają na godny pochówek inni w bezimiennych grobach, na których pasą się krowy. Leon Popek od lat opiekuje się cmentarzem, który dosłownie wyrwał zarastającemu go lasowi. Tak rozpoczyna urlop: z rodziną i przyjaciółmi przywiezionym z Polski środkiem chwastobójczym zwalcza ekspansywną naturę, by zmarli, których nazwisk zwykle nie zna, spoczywali na cmentarzu, gdzie można zapalić świeczkę.

Przerwane msze

W moc modlitwy wierzy ordynariusz diecezji łuckiej ks. bp Marcjan Trofimiak. To dzięki jego osobistej inicjatywie od kilku lat we wszystkich kościołach odrodzonej diecezji łuckiej w drugą niedzielę lipca sprawowane są Msze święte w intencji pomordowanych.

Za specjalną zgodą Stolicy Apostolskiej w tym dniu, podobnie jak w Dniu Zadusznym, kapłani i wierni modlą się za dawnych mieszkańców tych ziem.

Sam gospodarz diecezji przyjmujący nas z iście wschodnią gościnnością jest niezwykłym znakiem możliwego dialogu polsko-ukraińskiego. Urodzony w Kozowie, w województwie tarnopolskim, w rodzinie mieszanej z większą domieszką – jak mawia – krwi ukraińskiej, długo nie wiedział o tragicznej przeszłości. W wywiadzie-rzece ks. bp Trofimiak powiedział:

Nie chcemy rozdrapywać ran, które i tak wciąż krwawią, nie chcemy też powstania nowych, ale jednocześnie zapominać też nie można. To jest niedopuszczalne. (...) Będę zawsze to powtarzał: chcemy dokończyć sprawowanie tych mszy świętych, które niegdyś zostały przerwane i pozostają niedokończone. Ginęli ludzie w kościołach i ginęli księża przy ołtarzach. Czy mamy prawo o tym zapomnieć? Mówiąc słowami psalmu: “Czy mogę zapomnieć o Tobie Jeruzalem? Gdybym zapomniał o tobie, to niech uschnie moja prawica i język przyschnie mi do podniebienia!”.

Wracajmy na Kresy, bo dzięki nim łatwiej nam zrozumieć współczesność. To tam ten mityczny obwarzanek nabiera realnych kształtów dzięki wiernej, bezkresnej pamięci.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Bezkresna pamięć
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.