Co jest najważniejsze?

(fot. PAP/Jacek Turczyk)
Krzysztof Szczerski / "Dziennik Polski"

Właściwa forma to taka, która sprawi, że aparat państwa jest zdolny do realizowania postawionych przed nim celów; przywództwo polityczne jest gotowe do podjęcia poważnych działań w celu realizacji dobra wspólnego; obywatele mają przekonanie, że znajdują w instytucjach publicznych oparcie dla swoich działań; a cała wspólnota polityczna jest przekonana, że kieruje się w stronę podmiotowości, czyli praktycznego urzeczywistnienia swojej tożsamości. To cztery warunki racji stanu we współczesnych uwarunkowaniach polityki, o ile traktujemy ją na serio, a nie jako rodzaj gry z pogranicza terapii zbiorowej (rząd jako środek uspokajający) i komedii slapstickowej (kto komu sprawniej podłoży nogę).

Można te cztery warunki streścić czterema słowami: skuteczność, odpowiedzialność, pomocniczość i samodzielność. Tylko takie państwo, którego system polityczny spełnia te kryteria, jest w stanie odegrać istotną rolę w środowisku międzynarodowym, w którym działamy, szczególnie w kontekście europejskiej integracji. Jest tak dlatego, że środowisko to staje się coraz bardziej wymagające: zaostrza się konkurencja o dostęp do środków finansowych, źródeł energii, pracy, następuje nowe uporządkowanie mapy stref wpływów i nowy podział na centrum i peryferie. Dobre państwo umie wspierać indywidualne działania swoich obywateli a jednocześnie wytycza przed nimi jasne cele wspólne, które jest w stanie następnie sprawnie urzeczywistnić. W ten sposób łączy energię obywateli i siłę swojego aparatu, a one razem prowadzą wspólnotę polityczną we wspólnie uzgodnionym i wydyskutowanym kierunku.

Łatwo zauważyć, iż wspomniane cztery warunki zawierają w sobie elementy instytucjonalne i cnoty publiczne, technokrację i kulturę polityczną. Jest tak dlatego, że elementy te w praktyce wzajemnie się przeplatają i nie należy rozpatrywać ich oddzielnie, to znaczy twierdzić, że naszym problemem są albo wyłącznie brak właściwego oprzyrządowania prawnego (stąd słabość inwestycyjna w infrastrukturze publicznej, a jednocześnie niedopilnowanie prywatnych inwestycji na terenach zalewowych itp.), albo wyłącznie niska jakość polityków (stąd niezdolność do asertywnej obrony naszych interesów i strach przed tym, czy nasze działania nie "urażą" drugiej strony, obawy przed skutkami decyzji). Jedne i drugie braki składają się na stan nieokrzepłego państwa, słabo reagującego w stanach nadzwyczajnych.

Przede wszystkim jednak braki w tych czterech warunkach prowadzą nie tylko do "państwa plastelinowego", które każdy łatwo ugniata z zewnątrz i od wewnątrz, ale także do poczucia politycznego dryfowania na falach wydarzeń, które nie znajdują się pod nasza kontrolą.

W ten sposób możemy przejść do określenia ogólnego kierunku, w którym powinna podążać nawa polityki państwowej, czyli stwierdzenia, czemu to wszystko ma służyć.

Otóż stawiam tezę, że Polska stoi obecnie przed wielkim wyzwaniem dokonania skoku cywilizacyjnego, który pozwoli jej stać się nowoczesnym bytem politycznym, społecznym i gospodarczym, jednocześnie jednak nie powodując wyzbycia się naszej tożsamości i podmiotowości.

Istnieje w debacie publicznej nieuzasadnione twierdzenie, że modernizacja w przypadku Polski musi oznaczać utratę cech samoistnych, czyli specyfiki naszego kraju i kultury (w tym szczególnie swoistego dla nas przenikania się wartości religijnych i narodowych) oraz, że może ona nastąpić tylko poprzez odniesienie się do uwarunkowań zewnętrznych, czyli zawsze jest "modernizacją na wzór". Inaczej mówiąc, wtłacza się nam tezę, że jesteśmy za słabi na podmiotowość, że naszym zadaniem jest w miarę bezkonfliktowe wpisanie się w główny nurt rozwojowy niezależnie od tego, jaką rolę nam on wyznacza. Wiadomo jednak, że zawsze będzie to rola odbiorcy polityki, konsumenta idei, docelowego rynku, klienta systemu bezpieczeństwa. Jesteśmy zatem, zgodnie z tą tezą, skazani na rozwój zależny, finansowany ze źródeł zewnętrznych i poddany zewnętrznym regułom działania. Takie spojrzenie jest w moim przekonaniu całkowicie błędne i skrajnie szkodliwe.

Jak bardzo różni nas ono od kondycji duchowej i intelektualnej czasów II Rzeczypospolitej omawiała tocząca się na łamach "Dziennika Polskiego" debata o dwóch Dwudziestoleciach. Dziś ona także powraca, gdy porównuje się osiągnięcia inwestycyjne czasów międzywojennych i dramatyczną walkę o "utrzymanie wałów z worków z piaskiem" po 20 latach III RP, przy nieporównywalnym poziomie technicznych możliwości wówczas i dziś.

Jeszcze wyraźniej problem modernizacji jako źródła podmiotowości a nie środka peryferializacji pokazywała zrealizowana ostatnio w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Łodzi wystawa "Modernizacje 1918-1939. Czas przyszły dokonany". Ukazywała ona w znakomity sposób jak w różnych krajach Europy Środkowej (od Estonii po Jugosławię) próbowano stworzyć projekt nowoczesności, który czyniłby z tych nowopowstałych państw rozpoznawalny punkt na mapie. Dla każdego z tych społeczeństw można było zobaczyć odmienny symboliczny pomysł na nowoczesność, zawsze jednak było to działanie skierowane na znalezienie "swojej marki", ani nie poprzez odwoływanie się do historii i kultu dawnego złotego wieku, ani nie poprzez pokorne naśladownictwo innych, lecz poprzez połączenie swojej tradycji, kulturowej tożsamości, własnych ambicji z projektem na wskroś nowoczesnym, z modernizacją - Czesi mieli swoich przedsiębiorców na światową skalę, w Jugosławii rozmawiano o zaaplikowaniu skostniałej Europie pełnego energii bałkańskiego geniuszu barbarzyńcy, a w krajach nadbałtyckich tworzoną wyrafinowaną architekturę, współgrającą z naturą.

Polska budowała wówczas Gdynię, jako swoje okno na świat i symbol włączenia się w rywalizację globalną. Był to niezwykle ambitny strategiczny projekt gospodarczy i polityczny o dalekosiężnych konsekwencjach; Gdynia była narzędziem niezbędnym w warunkach ówczesnego modelu globalizacji, gwarantującym nam "bycie obecnym" w grze morskiej i, jak chcieli niektórzy, także np. kolonialnej. Jednocześnie był to projekt zmieniający życie codzienne, dający każdemu nowe możliwości korzystania z nowoczesności - od wypoczynku i sportów wodnych po wyprawy morskie. Pokazane na wystawie, foldery dwóch towarzystw podróżniczych kuszą Polaków w 1934 roku do odbycia wycieczki do Ziemi Świętej i Egiptu oraz przez Atlantyk do Brazylii i Argentyny. Polskimi statkami.

Na tym właśnie polega pomysł na podmiotową modernizację, tytułowy "czas przyszły dokonany" - musi ona zakładać, że celem jest nowoczesność, nie baśniowa ani utopijna, ale konkretna i samodzielna: naszymi statkami, z naszych portów, z naszymi kapitanami i z naszymi towarami albo dla naszej przyjemności podróżowania. Na cały świat.

Polskę musi być stać na podmiotowość. Nasza polityka musi być zdolna do wykreowania pomysłów na miarę Gdyni XXI wieku, przy uwzględnieniu obecnych kryteriów nowoczesności i narzędzi globalnej rywalizacji. Musimy znaleźć swoją specjalizację i swoją przewagę konkurencyjną, a nie starać się jedynie "utrzymać wały". Inaczej zostaniemy wchłonięci przez zewnętrzny cykl modernizacyjny, który ulepi nas na własną modłę. Do tego nie można dopuścić, bo najważniejsza jest Polska.

Krzysztof Szczerski jest politologiem, wicedyrektorem Instytutu Nauk Politycznych i Stosunków Międzynarodowych UJ, w latach 2007-2008 był wiceministrem spraw zagranicznych i wiceministrem w Urzędzie Komitetu Integracji Europejskiej.

Źródło: Co jest najważniejsze?, dziennikpolski24.pl

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Co jest najważniejsze?
Komentarze (2)
K
kks40
23 czerwca 2010, 08:56
"Dziś ona także powraca, gdy porównuje się osiągnięcia inwestycyjne czasów międzywojennych i dramatyczną walkę o "utrzymanie wałów z worków z piaskiem" po 20 latach III RP, przy nieporównywalnym poziomie technicznych możliwości wówczas i dziś."... W wymiarze wodno (j/w ) - lądowo(Polskie drogi) -powietrznym (Bezpieczeństwo elity w Smoleńsku)...trudno tu o jakis komentarz :(
*
*
22 czerwca 2010, 16:01
"Co jest najważniejsze?" Najważniejszy jest Bóg. Jeśli człowiek tak ustawi hierarchię wartości, że Bóg (czyli w praktyce stosowanie Dekalogu) będzie w jego życiu na pierwszam miejscu, to wszystko inne będzie na właściwam miejscu (przy dobrej woli i z pomocą Bożą uda się szczęśliwie i godnie przeżyć "wędrówkę na ziemi").