Duchowa prezydencja

(fot. European Parliament/flickr.com)
Marek Magierowski / "Przewodnik Katolicki"

Chcemy podziękować Polakom i zauważyć, że mamy nie tylko wspólne korzenie w przeszłości, że łączy nas historia, ale także, że uczestniczymy wspólnie w tworzeniu przyszłości - mówił podczas pielgrzymki Węgrów do Polski o. Botond Bator, przełożony węgierskiej prowincji zakonu paulinów.

Pielgrzymka, z udziałem ok. 700 osób, odbyła się w przeddzień przekazania Polsce przez Madziarów unijnej prezydencji. Jej uczestnicy odwiedzili m.in. klasztor jasnogórski, a także Stary Sącz, gdzie została pochowana święta Kinga, zmarła w roku 1292 węgierska żona Bolesława V Wstydliwego. - Powinniśmy pokazać Europie, że wspólnota zbudowana jest na duchowym fundamencie. Mam nadzieję, że Polska przejmie od Węgier tę pałeczkę w sztafecie wierności wartościom chrześcijańskim - powiedział Laszlo Budai, radny z Szigetszentmiklos, a jednocześnie organizator pielgrzymki.

Czy rzeczywiście tak się stanie? Czy Polska podczas sześciomiesięcznego okresu przewodzenia Unii Europejskiej będzie pamiętała o duchowym wymiarze polityki? Główne priorytety polskiej prezydencji nic o tym nie mówią, a z wypowiedzi prezydenta, premiera czy najważniejszych polskich urzędników nie wynika niestety, by oczekiwania węgierskich pielgrzymów się spełniły.

Wśród setek bieżących problemów, które wymagają natychmiastowych działań, sprawy istotne dla ducha zostały odsunięte w cień. - Bądźmy w Unii Europejskiej, my Polacy i Węgrzy, tymi, którzy zachowują wartość wiary, życia, rodziny i narodu - apelował w Częstochowie węgierski biskup Janos Szekelyi. Ale wiara, życie, rodzina i naród przegrywają dziś z kryzysem, deficytem i bezrobociem. Politycy dostrzegają tutaj kontrast między rozwojem wartości duchowych a twardymi realiami życia we współczesnej Europie, w której nie ma czasu na dyskusję o Chrystusie i Jego naukach. Czyż jednak nie powinniśmy właśnie w tym trudnym momencie zatrzymać się na chwilę i zastanowić, czy przypadkiem Kościół nie ma nam czegoś ważnego do powiedzenia?

- Polska prezydencja powinna ukazać, że etyka, moralność i pewne wartości duchowe czy religijne mają wymiar ponadczasowy i nawet jeśli nie są jeszcze w pełni w Polsce zrealizowane, to jednak wciąż ich pragniemy i do nich tęsknimy - mówił w jednym z wywiadów abp Józef Michalik, przewodnicący Konferencji Episkopatu Polski.

Wielu europejskich polityków, tak bardzo zaprzątniętych krachem strefy euro, najwyraźniej zapomniało, że etyka i moralność przeżywają na Starym Kontynencie podobnie głęboki kryzys jak gospodarki kilku peryferyjnych krajów. Co ciekawe, jedną z głównych przyczyn kryzysu w Grecji, Irlandii czy Hiszpanii był rozbuchany konsumpcjonizm, tak często i dobitnie krytykowany przez dwóch ostatnich papieży: Jana Pawła II i Benedykta XVI. Ów konsumpcjonizm zresztą nie miał pokrycia w rzeczywistych dochodach samych konsumentów, którzy przedkładali życie na kredyt nad wstrzemięźliwość, woleli nieustającą rozrywkę od nużącej stateczności.

Jan Paweł II wielokrotnie podkreślał, że wolny rynek nie może działać w próżni i nie może wykraczać poza moralne ramy. Nie krytykował kapitalizmu, jeśli ten opierał się na chrześcijańskiej nauce społecznej, ten ton pobrzmiewa m.in. w jego encyklice Centesimus annus. Jednak szaleństwo europejskiej konsumpcji z kapitalizmem tak naprawdę nie miało nic wspólnego. Bo kapitalizm w swoim wydaniu pierwotnym kieruje się przede wszystkim zdrowym rozsądkiem. Gdy jednak zdrowy rozsądek ulega podnietom nieograniczonej konsumpcji, konsekwencje okazują się bardzo bolesne. - Ludzie szybko zaspokajając swe potrzeby konsumpcyjne i ambicje zawodowe, które stają się ich jedynym celem, popadają we frustrację, a ta przekształca się w depresję psychiczną - mówił polski papież jesienią 2003 r.

Europa jest dzisiaj bez wątpienia w stanie depresji, zarówno umysłowej, jak i materialnej. W trudnych czasach odwrót od hedonizmu w stronę życia rodzinnego, w stronę wiary, może dać nadzieję na lepszą przyszłość. Nadzieję, którą tak wielu Europejczyków już utraciło.

Stary Kontynent, przez promowanie źle pojmowanej idei tolerancji, w ostatnich latach coraz bardziej pogrążał się w gnuśnym ateizmie, który niekiedy przybierał niebezpieczne formy. Bycie katolikiem w dzisiejszej Europie, mówiąc delikatnie, nie ułatwia życia. Coraz trudniej więc dotrzeć do Europejczyków z Chrystusowym przesłaniem. Jak namówić ich do wzmocnienia wiary, skoro sami wypchnęli ją ze swojego życia, tak jak wyrzuca się uwierający w bucie kamyk. Ale my wszyscy, katolicy, protestanci, muzułmanie, agnostycy i ateiści, znajdziemy wspólny obszar, od którego można zacząć moralną odbudowę Europy. Tym obszarem jest rodzina.

Bez rodziny Europa umrze. Przywiązanie do rodziny jest jednym z filarów europejskiej cywilizacji. Powtarzające się w ostatnim czasie próby jej zdeprecjonowania, narzucenia dogmatu "różnorodności relacji społecznych", ze szczególnym podkreśleniem luźnych związków partnerskich, doprowadzają raczej do nasilenia depresji, o których wspominał Jan Paweł II.

Wydaje się jednak, że dziś, w obliczu naprawdę poważnego i dotkliwego kryzysu gospodarczego, coraz większa liczba Europejczyków zdaje sobie sprawę, iż rodzina może być jedyną, bezpieczną przystanią, która ustrzeże nas przed przeciwnościami losu. Że tylko ona przywróci nam nadzieję na spokojniejsze jutro.

Zespół ds. Rodziny Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu dwukrotnie zwracał się do premiera Donalda Tuska z apelem o uznanie polityki prorodzinnej za jeden z priorytetów prezydencji. "Warto zadeklarować jednoznaczne przekonanie o wyjątkowym znaczeniu rodziny jako podstawowej wspólnoty, dla której państwo winno tworzyć jak najlepsze warunki, bez umniejszania jej funkcji" - czytamy w dokumencie.

Ochrona rodziny jest dziś jednym z najważniejszych zadań dla Europy. Politycy powinni zrozumieć, że Europa potrzebuje rodziny, by przetrwać. 

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Duchowa prezydencja
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.