Rozpacz faweli

Alberto Bobbio / "Magazyn Familia" 5/2009

Głód i brak pitnej wody, przemoc gangów i prostytucja wśród dzieci. Taka jest tragiczna codzienność faweli, czyli brazylijskich dzielnic nędzy, które jak grzyby po deszczu wyrastają wokół wielkich miast.

Rzeka leniwie toczy swoje wody pomarszczone wiatrem i wieloma nurtami, których zawirowania tworzą na powierzchni brudną pianę. Stara drewniana motorówka trzeszczy, płynąc po Amazonce, która zdąża ku swemu ujściu, na wschód od miasta Belem, dzieląc się na wiele odnóg opływających liczne w tym rejonie wyspy.
Wyspa Jutuba raz wydaje się bardzo blisko, po czym znowu się od nas oddala. Joao Pessoa Chavez wyciąga rękę i wskazuje na jeden punkt pomiędzy mangrowcami. Mówi, że dla ludzi tam mieszkających dzień dzisiejszy będzie bardzo ważny. Joao Pessoa Chavez jest dyrektorem Caritasu w Belem, mieście liczącym ponad 2 miliony mieszkańców, z których 40% żyje w najuboższych fawelach, a ponad 50% nie zarabia więcej niż 4 dolary dziennie.
Molo na wyspie Jutuba zbudowane jest ze starych desek, osadzonych w błocie. Jeszcze kilka miesięcy temu nie było nawet tego i żeby dotrzeć na brzeg, trzeba było skakać w błoto. Na wyspach, tak jak w fawelach, żyją najbiedniejsi. Woda dodatkowo utrudnia im życie, ponieważ ich drewniane domki stoją na palach zanurzonych w błotnistej mazi.

DEON.PL POLECA

Życiodajna woda

W Brazylii z powodu wyzysku i kradzieży cierpią nie tylko ludzie zwani semterra (czyli ‘bez ziemi’). Cierpią również mieszkańcy wysp i wybrzeża Amazonii, rybacy i rolnicy, pracujący za marne grosze, nie mający dostępu do wody pitnej i energii elektrycznej.
Dla 79 rodzin z wyspy Jutuba – czyli dla około 300 osób, z których większość to dzieci – woda stała się teraz błogosławieństwem. Ktoś miał pomysł, ktoś inny znalazł pieniądze i zorganizował współpracę pomiędzy rządem stanu Para i Kościołem. Wraz z Joao Pessoa Chavezem na wyspy płyną inni przedstawiciele Caritasu. Wspierają oni projekt budowy 54 studni i systemu pozwalającego na uzdatnienie do picia deszczówki, której przecież nie brakuje, bo w gorącym i wilgotnym klimacie deszcze padają codziennie.

W niewielkiej odległości od Belem leży 19 wysp pozbawionych pitnej wody. Docieramy do jednej z nich. W wiosce spotykamy Saidę, kobietę, która twierdzi, że ma 74 lata. Na widok cysterny z wodą jej oczy stają się dwa razy większe. Nigdy w życiu nie widziała kranu. Teraz stoi obok i czeka, aż Joao odkręci kurek. Saida śmieje się i składa ręce, kiedy czysta woda spływa z jej dłoni i kapie na stopy. Ludzie tacy jak ona żyją tu od lat, ale wybrzeże, na którym mieszkają, nie należy do nich. W zależności od pory roku przez sześć miesięcy żywią się owocami lub tym, co złowią w rzece. Aż do wczoraj musieli przywozić wodę pitną z innej wyspy. Praca ta wymagała nie lada odwagi, gdyż obciążona łódka łatwo się wywraca i cały zapas wody kończy w błotnistym mule.

Prace przy budowie pierwszej studni rozpoczęły się 17 lipca 2008 roku. Dziś wiertło zagłębia się w piasku w poszukiwaniu wody, a skomplikowany system filtrów w zbiornikach sprawia, że woda deszczowa staje się zdatna do picia. Drewniane domy nie mają okien. Nie są one potrzebne, gdyż zaraz za nimi rozciąga się dzika puszcza.

Kościół w drewnianym domu

Projekt Caritasu sprawia, że życie staje się łatwiejsze. Cała wioska to wielki labirynt rur. Każdy dom ma swój zbiornik na wodę. Jedna taka cysterna kosztuje 800 euro. Jutuba jest pierwszą wioską, która ma dostęp do wody pitnej. Inne wyspy ciągle czekają…
Ojciec Jonas, proboszcz z Otero, największej wyspy w tym regionie, raz w miesiącu przyjeżdża, aby odprawić mszę w drewnianym domku, służącym jednocześnie za szkołę i kaplicę. Tam ludzie opowiadają mu o trudach życia nad rzeką. Za jeden kilogram homarów, bardzo wartościowych i smacznych, otrzymują jednego reala, czyli 30 eurocentów. Na targu w Belem kilogram homarów kosztuje już dziesięć realów, czyli 3 euro. Aby przeżyć, wszyscy muszą łowić. Na połów udają się na wschód, bliżej morza, ryzykując tym samym, że zostaną napadnięci przez uzbrojone gangi, których członkowie kradną im ryby, silniki od łódek, a często po prostu zabijają.

Biedni i bogaci

„Kościół wskazuje sposoby wyjścia z trudnej sytuacji i budzi ludzkie sumienia – mówi Orani Tempesta, pokorny, ale zdecydowany cysters, biskup Belem, który mocno angażuje się w pomoc społeczną. – Ewangelia nie pozwala na żadne kompromisy, bo zbyt dużo jest ubogich, a mało bogatych”. Belem jest tragicznym obrazem brazylijskiej biedy.
Wskaźnik umieralności dzieci o cztery punkty przewyższa średnią krajową. Na 1000 dzieci 50 umiera przed ukończeniem pierwszego roku życia. Bardzo wysoki jest również procent rodzin niepełnych. 30% rodzin stanowią młode dziewczyny z dziećmi. Praca wykonywana przez dzieci jest jedyną szansą na przeżycie. 75% dzieci nie chodzi do obowiązkowej w Brazylii szkoły podstawowej. Większość kończy jako meninos de rua, czyli ‘dzieci ulicy’, które tworzą bandyckie gangi zorganizowanego świata przestępczego. Można ich spotkać dosłownie wszędzie.
Skala przemocy w faweli Guamá, najbiedniejszej dzielnicy Belem, jest przerażająca. Lokalna gazeta „Jornal do Pará” codziennie zamieszcza ośmiostronicowy insert, zatytułowany „Poliçia”, w którym informuje o zabójstwach, gwałtach, porwaniach i kradzieżach. Nikt o zdrowych zmysłach nie pójdzie do faweli nawet w dzień. Taksówkarze boją się podjeżdżać w jej okolice.

Lekarstwa w klasztorze

Ojciec Claudio Pighin zna fawelę bardzo dobrze. Od 30 lat pracuje tam jako misjonarz. Przemierzając samochodem błotniste ulice faweli Guamá, opowiada nam o recesji, która spowodowała jeszcze większą biedę: „Mamy mniej fasoli i ryżu, a fawela się rozrasta. Najbiedniejsi sprzedają wszystko, co mają, byle nie umrzeć z głodu”.
W 1992 roku ojciec Claudio wybudował kościół, któremu nadał imię św. Małgorzaty Goretti, patronki wszystkich zgwałconych dzieci i dziewcząt. Życie kobiet jest tutaj straszne: „Mieliśmy przypadki aborcji dokonywanej na 10-letnich dziewczynkach”.
Spotykamy panią Flor, która jest niewidoma, ale ma kilka dolarów, gdyż jej synowie założyli nieopodal kościoła bar. Spacerujemy pomiędzy drewnianymi barakami i rozwalającymi się murami z zakratowanymi oknami. Na ulicy pełno jest bezpańskich psów i nagich dzieci.
W samym centrum faweli Guamá mają swój dom siostry zakonne. Jest ich pięć: dwie Hinduski i dwie Brazylijki oraz siostra Sylwia z Włoch. Siostry prowadzą małe laboratorium, w którym produkują lekarstwa, gdyż tutaj nikogo nie stać na kupowanie leków w aptece.

Bezczynność policji

Siostra Sylwia opowiada o przemocy panującej w faweli Guamá, o 13-letnich dziewczynkach, dla których nie ma innej alternatywy niż prostytucja. „Mogą jedynie wybrać, gdzie chcą sprzedawać swoje ciało – mówi siostra – albo w domach publicznych, w których dominuje przemoc i niemożliwy do opisania brud, albo w mieście, w wielkich hotelach i salonach masażu”. Siostra Sylwia codziennie chodzi po błotnistych ulicach i odwiedza zdesperowane matki. „Jeśli mogę, zabieram od nich biedne dziewczynki. Biorę je do naszego domu, gdzie uczymy je gotować, szyć, sprzątać. Szukamy im zajęcia w barach, żeby mogły pracować jako kelnerki”.
Siostra opowiada też o kradzieżach i zasadzkach przygotowywanych przez policję, która do faweli boi się wejść. A jeśli już wchodzi, to tylko po to, żeby dokonywać grabieży, zostawiając po sobie dziesiątki trupów na ulicy. „Boimy się, ale musimy mieć odwagę, żeby wyjść na ulicę – mówi siostra Sylwia. – Nie zakładamy nawet zegarków, żeby nie prowokować złodziei. Jezus nas chroni. Jeśli bałybyśmy się niebezpieczeństw, nie mogłybyśmy pomóc nikomu”.
Z siostrami współpracuje wiele osób, które odwiedzają samotnych starszych ludzi, robią im zakupy. Chodzą od domu do domu i tłumaczą matkom, że ich córki wcale nie muszą się sprzedawać. Życie w faweli neguje wszelkie wartości. Walka o przetrwanie zupełnie gasi ludzkie sumienia. Ojciec Claudio mówi, że „bardzo trudno mówić tu o ewangelizacji. Jeśli uda nam się przekonać jakiegoś ojca, że nie powinien współżyć ze swoją 10-letnią córką, to już olbrzymi sukces”.
Ewangelia przemawia tutaj w specyficzny sposób. Jeden zbiornik na pitną wodę i jedna dziewczynka uratowana z domu publicznego – to wartości bezcenne.

Warto wiedzieć

Fawela – rozległe dzielnice nędzy, tworzące się wokół brazylijskich miast. Zamieszkiwane są przez najbiedniejszą ludność w domach zbudowanych z najtańszych materiałów (często odzyskanych ze śmietnisk: tektury, dykty, blachy, desek itp.). Szacuje się, że żyje w nich prawie 3/4 ludności Brazylii. W fawelach zamieszkują nowo przybyli mieszkańcy z wiosek. Istnienie tych dzielnic wywołuje wiele szkodliwych zjawisk, np. nielegalne budownictwo, brak wodociągów, kanalizacji, wysypisk śmieci i cmentarzy. Do tego dochodzi wysokie bezrobocie i olbrzymia przestępczość.
Belem – stolica stanu Pará w północnej Brazylii. Zwana jest także Belem do Pará. Znajduje się nad zatoką Marajó, będącą częścią Rio Pará, południowego ujścia Amazonki. W 1990 roku miasto liczyło 1,2 miliona, a w 2008 roku – już prawie 2,2 miliona mieszkańców.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Rozpacz faweli
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.