Jezus lubił ludzi zabieganych. Jak się modlić, gdy nie mamy czasu?

Jezus lubił ludzi zabieganych. Jak się modlić, gdy nie mamy czasu?

Gdy uważnie przeczytamy Ewangelie, odkryjemy, że Jezus lubił ludzi zabieganych. To do nich zwracał się w pierwszej kolejności, to z nimi chętnie rozmawiał i to spośród nich wybierał uczniów. Istnieją trzy kroki, które pozwolą nam wejść w modlitwę wewnętrzną: zaproszenie Jezusa w swoje życie i trwanie w Jego obecności, karmienie się Jego słowem oraz uproszczenie życia. Jak to zrobić w praktyce? Przypominamy tekst Lucyny Słup, opublikowany w "Życiu Duchowym". 

Praca jest miejscem duchowym, w którym możemy uczyć się otwarcia na Boga

Dla kogoś, kto żyje w świecie, podejmując aktywnie obowiązki rodzinne, zawodowe i społeczne, a równocześnie chce się modlić, nie ma innej drogi, jak włączenie w modlitwę swojej codzienności. Anselm Grün OSB pisze: "Praca, dzień powszedni nie są czymś względem Boga obcym, lecz miejscem duchowym, gdzie możemy uczyć się miłości, cierpliwości, bezinteresowności, szacunku, posłuszeństwa i otwarcia na Boga i ludzi. Doświadczenie Boga nie jest zastrzeżone dla tych, którzy całkowicie wycofali się ze świata, lecz dostępne każdemu, również w samym wirze dnia powszedniego".

DEON.PL POLECA

 

 

Trzy kroki do wejścia w modlitwę wewnętrzną

Modlitwa i działanie to w istocie dwie strony tej samej rzeczywistości. W modlitwie zwracamy się ku Bogu i karmimy się Jego miłością, a w działaniu i pracy to, co otrzymaliśmy na modlitwie, a co w istocie jest Jego miłością, przekazujemy światu, służąc drugiemu człowiekowi. Oto ideał życia chrześcijańskiego: kontemplacja w działaniu! Jest ona darem Bożym, łaską. Jak jednak z nią współpracować? Od czego zacząć przygodę modlitwy?

Istnieją trzy kroki, które pozwolą nam wejść w modlitwę wewnętrzną: zaproszenie Jezusa w swoje życie i trwanie w Jego obecności, karmienie się Jego słowem oraz uproszczenie życia.

Jezus lubił ludzi zabieganych

Gdy uważnie przeczytamy Ewangelie, odkryjemy, że Jezus lubił ludzi zabieganych. To do nich zwracał się w pierwszej kolejności, to z nimi chętnie rozmawiał i to spośród nich wybierał uczniów. Piotra i Jana powołał, gdy byli zajęci łowieniem ryb, Mateusza spotkał, gdy ten siedział w komorze celnej, a Samarytankę zagadnął, gdy przyszła czerpać wodę ze studni. Dwa tysiące lat temu Jezus spotykał ludzi w ich codzienności i do każdego z nas przychodzi także w konkrecie naszego życia. Oto stoję u drzwi i kołaczę: jeśli kto posłyszy mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze Mną (Ap 3, 20).

Pierwszym warunkiem rozwoju modlitwy jest zaproszenie Jezusa do swojego życia, czyli nawiązanie z Nim relacji. A ponieważ jest On Bogiem wcielonym, stąd Jego zaproszenie to także przyjęcie rzeczywistości, w której żyjemy: zdrowia lub choroby, takiego czy innego wyglądu, współmałżonka, dzieci, pracy... Bywa, że ten z pozoru prosty gest zaproszenia Jezusa w codzienność nie przychodzi nam łatwo. 

Chcąc rozpocząć drogę modlitwy, trzeba zdać sobie sprawę z zafałszowań swojego obrazu Boga i przywrócić mu blask zgodny z tym, którym Jego obraz jaśnieje w Biblii, a szczególnie w Ewangelii. Dokonuje się to po prostu przez zawierzenie Mu siebie. To stanowi solidny fundament, na którym może być ustawiona budowla naszej modlitwy. A później konieczne staje się ugruntowanie tej obecności w naszym życiu codziennym. Od zarania chrześcijaństwa temu celowi służyło proste ćwiczenie - przypominanie sobie o Bogu w ciągu dnia, wznoszenie do Niego nie tylko myśli, ale i serca.

DEON.PL POLECA


W modlitwie codziennej pomagają akty strzeliste

Prostym wyrazem trwania w obecności Boga są tak zwane akty strzeliste, czyli krótkie modlitwy dziękczynne, błagalne i proszące kierowane do Boga, który jest obok nas. Mogą to być własne słowa, modlitwy świętych czy też Modlitwa Jezusowa praktykowana w Kościele wschodnim. Szczególną rolę pełnić mogą wersety Psalmów, gdyż właśnie Psalmy zawierają wiele z bogactwa konkretnego, ludzkiego doświadczenia. Jedna z moich znajomych, młoda mama trojga małych dzieci, mówiła mi, jak znakomitą okazją do stawania w Bożej obecności jest karmienie lub przewijanie najmłodszego dziecka, któremu - w jej pamięci - towarzyszy fragment Psalmu 131: jak niemowlę u swej matki, [...] tak we mnie jest moja dusza (Ps 131, 2).

Kluczowe jest ustalenie czasu na medytację Biblii. Codziennie

Trwanie w obecności Bożej w codzienności jest niemożliwe bez codziennego, systematycznego karmienia się Bożym słowem. Dlaczego? Ponieważ bez tego pokarmu nasza modlitwa bardzo się spłyci, stanie się nie tyle rozmową z Bogiem, co kręceniem się wokół siebie i własnych spraw. Słowo Boże daje zupełnie nową perspektywę, gdyż pozwala wznieść się ponad swój sposób myślenia i spojrzeć na własne życie w świetle wiary.

Karmienie się Bożym słowem to przede wszystkim medytacja, która jest zstępowaniem prawdy objawionej z umysłu do serca. Praktykowana przez dłuższy czas prowadzi do głębokiej wewnętrznej przemiany i otwiera drogę do modlitwy kontemplacyjnej, pozwalającej - jak mówił św. Ignacy Loyola - widzieć Boga we wszystkich rzeczach.

Istnieje wiele metod medytacji, ale niezależnie od tego, którą z nich wybierzemy, jedno jest pewne - potrzeba na nią czasu. I tu właśnie dotykamy momentu największego napięcia w nas. Nie mamy czasu! Mamy go tak mało, że poświęcanie go - i to w sposób systematyczny, codzienny - na medytację wydaje się rzeczą niemal niemożliwą. Dziś jesteśmy nastawieni na ilość i efekt. W naszej pracy - w życiu też - liczy się sukces, wydajność, produkcja. Czy można się dziwić, że tak "nieproduktywna" czynność jak modlitwa, nawet u kogoś, kto osobiście spotkał się z Jezusem i chce przeżywać życie w Jego obecności, wypada najszybciej z napiętego harmonogramu dnia?

Jeśli chcesz traktować modlitwę poważnie, zaplanuj na nią czas

Tymczasem bez czasu na codzienną medytację trudno sobie wyobrazić chrześcijański wzrost. Oczywiście nie chodzi tutaj o jakieś długie godziny spędzane na modlitwie, ale o coś znacznie mniejszego - o dwadzieścia, trzydzieści minut ofiarowanych codziennie Bogu. Taki wybór czasu modlitwy wiąże się z determinacją, osobistą decyzją i - nie bójmy się tego słowa - ewangelicznym radykalizmem. Mówiąc językiem szkoleń z zakresu zarządzania czasem, chodzi po prostu o to, by modlitwę osobistą włączyć w krąg spraw "ważnych, choć niepilnych"; by stała się jednym z priorytetów dnia. Anselm Grim OSB pisze o tym w sposób następujący: "Trudno nie dostrzegać faktu, że wielu ludzi istotnie jest obciążonych wręcz przytłaczającą ilością pracy. Jeśli pomimo to chcę traktować modlitwę poważnie, równie poważnie jak pracę, istnieje tylko jedno wyjście: przewidzieć w planie swojego dnia stałe pory na nią. Podobnie jak ważnych zajęć nie mogę zdawać na przypadek, lecz muszę sobie wyznaczać konkretne terminy, tak też powinienem ustalić stałe pory modlitwy, aby nie były one sprawą przypadku".

Jak odrzucić zabieganie i uprościć życie?  

Kolejny warunek modlitwy w codzienności to konieczność uproszczenia życia. A to oznacza odrzucenie naszego zabiegania! Nie jest to łatwe, ponieważ w dzisiejszym świecie być zajętym - to być ważnym i niezastąpionym. Zrzucając pancerz zabiegania, nierzadko stajemy oko w oko z własną pustką, w której dochodzi do głosu nasza słabość i bezradność i w której może przemówić do nas Bóg.

Odrzucenie zabiegania dokonuje się najpierw w sferze zewnętrznej, w sferze "zamiarów, planów i obowiązków", spośród których wiele - wraz z przeznaczaniem czasu na modlitwę i byciem jej wiernym - okaże się nie aż tak palącymi i niecierpiącymi zwłoki, jak się nam pierwotnie wydawało. To wymaga wysiłku i wyrzeczenia się, czyli ascezy. Jednak jeżeli konsekwentnie będziemy odrzucać to, co wprowadza niepokój i dekoncentruje - doświadczymy łaski. Wtedy ktoś, kto uwielbiał spędzać długie godziny przy komputerze, odkryje, że nie jest mu to już potrzebne do szczęścia; inny, niepotrafiący sobie wyobrazić życia bez codziennych rozmów telefonicznych ze znajomymi, ze zdumieniem stwierdzi, że jednak może bez tego żyć; pasjonatka seriali będzie umiała bez trudu zrezygnować z kolejnego odcinka. Nawet kochająca matka może wówczas dostrzec, że usiłuje rozwiązać zbyt wiele problemów swoich dzieci.

Na trop tego, co - w sobie i wokół nas - powinniśmy uprościć, najłatwiej naprowadzą nas rozproszenia, których doświadczamy podczas modlitwy. Ponieważ są one "przedłużeniem" naszych życiowych rozproszeń, metoda radzenia sobie z nimi jest podobna - nie uciekać od nich, lecz zaakceptować ich obecność, a następnie powierzać je Bogu, stawiając się świadomie w Jego obecność. Taka właśnie postawa, zarówno na modlitwie, jak i w codziennym życiu, sprawia, że nasze życie staje się coraz bardziej jednorodne i proste, ponieważ dajemy w nim coraz więcej miejsca Bogu. Jeśli tak będziemy żyli, to praca nie będzie już "owocem własnych decyzji i inicjatywy, ale wsłuchiwaniem się i posłuszeństwem wewnętrznemu głosowi", a nasze działanie cechować będzie głęboki spokój, bez pośpiechu i zachłanności.

---

Przypominamy Przypominamy fragmenty tekstu z "Życia Duchowego" autorstwa Lucyny Słup. Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji. 

 

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Jezus lubił ludzi zabieganych. Jak się modlić, gdy nie mamy czasu?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.