U Pana Boga za piecem

Dawna zabudowa Węglówki, chałupa (Zamieszańcy) przeniesiona do skansenu w Sanoku. (fot. Silar/wikipedia.org)
WALD / "Dziennik Polski"

Czarny Dział, Królewska Góra i Sucha Góra w naturalny sposób zapewniają bezpieczeństwo.

Węglówka położona jest, jak u Pana Boga za piecem. Nie za wąska, nie za szeroka dolina Czarnego Potoku, ograniczona lesistymi wzgórzami, z których wyrastają trzy znaczne wzniesienia - Czarny Dział, Królewska Góra oraz Sucha Góra - w naturalny wręcz sposób zapewniające bezpieczeństwo i zbawienną nieraz separację od wydarzeń, niesionych przez codzienność.

Dziwić się więc, że przed laty w tak odizolowanym miejscu wykształciła się oryginalna grupa etnograficzna - doprawdy nie sposób.

Cicha i spokojna dolina stała się obszarem poddanym akcji osiedleńczej na przełomie XIV i XV stulecia: świadectwem jest pierwsza znana wzmianka, potwierdzająca istnienie wsi, z 1418 r. Przez wiele dekad jedyną wyróżniającą Węglówkę cechą było wyznanie zdecydowanej większości jej lokatorów.

Choć bowiem Pogórze Strzyżowsko-Dynowskie zamieszkiwali przede wszystkim Polacy, modlący się w obrządku łacińskim, to jednak w 10 wsiach, stanowiących swoiste enklawy, dominowali grekokatolicy, potomkowie osadników pochodzenia wschodniego, prawdopodobnie pasterzy, przybyłych z Rusi. Pozbawieni bezpośredniego kontaktu z duchową macierzą, nie ulegli jednak tendencjom do mimikry, nie upodobnili się do sąsiadów i wytrwale przechowywali wiarę, mowę i tradycje.

Etnografowie dawno już dostrzegli tę odrębność; mieszkańców Węglówki, Bonarówki, Czarnorzek, Krasnej, Oparówki, Rzepnika, Pietruszej Woli, Wólki Bratkowskiej, a także odizolowanych od tego skupiska podniebyleckich wsi Blizianka i Gwoździanka, nazwali Zamieszańcami, co nie jest zresztą żadnym odkryciem, lecz powieleniem etykietki, przylepionej przez beskidzkich Łemków: twierdzili oni, że ich pobratymcy "zamieszali" się pośród polskiego żywiołu.

Społeczność ta zaczęła się przerzedzać od końca XIX stulecia. Kiedy pojawiła się możliwość emigracji za Wielką Wodę, wielu wybrało taką przyszłość dla siebie i swoich dzieci - nieznane było snadź lepsze od codziennego borykania się z biedą w małych gospodarstwach, na nieurodzajnej ziemi, znacznie częściej sączącej ropę naftową aniżeli dającej dobre plony. Ostatecznie Zamieszańcy, jako zwarta grupa, przestali istnieć po II wojnie światowej. Przytłaczającą większość przesiedlono wtedy na Ukrainę i w głąb Związku Radzieckiego, nieliczni, którym udało się uchronić przed wywiezieniem, rozproszyli się po Polsce.

Pamiątką po wielowiekowych gospodarzach Węglówki (oni sami nazywali ją Waniwka) jest dziś murowana cerkiew greckokatolicka. Budowla niezbyt stara - wzniesiono ją w 1898 r. - jednak nie podlega wątpliwości, że o wiele wcześniej musiała w tym samym miejscu stać jakaś świątynia: świadczy o tym dowodnie sąsiedztwo potężnych dębów. Jeden z nich, noszący imię Poganin, cieszy się sławą najstarszego drzewa na Podkarpaciu: wiek mierzącego 20 m wysokości, o pniu szerokim na 891 cm, okazu dendrolodzy szacują na około 650 lat. Już w 1953 r. nadano mu status pomnika przyrody.

Cerkiew - pomimo zmiany użytkowników z grekokatolików na wiernych obrządku łacińskiego jej wezwanie Narodzenia Najświętszej Marii Panny zostało utrzymane - reprezentuje tzw. ukraiński styl narodowy. Wzniesiono ją na planie krzyża z potężną kopułą, posadowioną centralnie, w miejscu przecięcia ramion. Przez czas jakiś nieużytkowana popadła w zaniedbanie, wskutek jednak wytrwałości parafian przeszła rzetelny remont, dzięki czemu nic jej już nie zagraża. Jak twierdził ks. Władysław Sarna, autor "Opisu powiatu krośnieńskiego pod względem geograficzno-historycznym", wydanego w 1898 r., poprzedniczkę murowanej cerkwi wzniesiono około 1600 r.

Od niepamiętnych czasów w Węglówce wydobywano ropę naftową - kiedyś nawet ponoć surowiec, zbierany z miejsc, w których samoczynnie wypływał, dostarczano do Krosna, gdzie służył do celów oświetleniowych. Prawdziwa hossa przyszła dopiero w XIX stuleciu. Penetrujący Podkarpacie przedsiębiorcy naftowi właściwie odczytali sygnały dawane przez ziemię, i podjęli nowoczesne poszukiwania. Efektem było odkrycie złóż - tak zasobnych, że założona w 1890 r. kopalnia wciąż działa. Przez 120 lat dostarczyła przeszło miliona ton ropy.

W poszukiwaniach brali udział fachowcy z całej Europy. Jednym z nich - czego dowód w postaci nagrobka wznosi się koło cerkwi - był emerytowany admirał angielski Nelson Keith (1843-1898). Ten geolog i przedsiębiorca zmarł w trakcie pracy w Węglówce; jego dzieło kontynuowali synowie, Charles i Eddie - zaciszną wieś opuścili dopiero w przededniu wybuchu I wojny światowej. Za ich zapewne sprawą na kamiennej steli, znaczącej mogiłę admirała, pojawiła się poetycka inskrypcja (w polskim tłumaczeniu): "Nie ma śmierci. To, co za śmierć uważamy, jest tylko przejściem do innego życia". Obok Keitha spoczywa córka jednego z jego podwładnych, Lyle Everton Van Siekle, zmarła po niespełna 70 dniach życia w 1894 r.

Cerkiew i kopalnia - to dwa znaki rozpoznawcze Węglówki, symbolizujące niejako jej przeszłość. Za trzeci, kojarzony z nowoczesnością, można uznać wieżę telewizyjną na Suchej Górze. Terytorialnie nie leży wprawdzie we wsi, jednak dominuje nad jej panoramą tak sugestywnie, że trudno jej nie zapamiętać. Dodajmy więc, że budowano ją w latach 1957-1962, że miejsce to wybrano, gdyż okazało się jednym z nielicznych, z których wysyłany sygnał mógł objąć całe dawne województwo rzeszowskie.

Źródło: U Pana Boga za piecem, www.dziennikpolski24.pl

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

U Pana Boga za piecem
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.