Mężowie niezłomni to dokumentalna opowieść o dwóch wielkich Polakach, metropolitach krakowskich, którzy swoim życiem i dokonaniami, zapisali piękne karty w dziejach Krakowa, Polski i Kościoła. Autor barwnie kreśli tło historyczne, starannie relacjonuje wydarzenia i szczegółowo przedstawia realia epoki. Książka zawiera także wiele wzruszających wspomnień oraz cenne dokumenty.
Kardynał Wojtyła nieraz powoływał się na kardynała Sapiehę, zawsze dostrzegając w nim Niezłomnego Księcia, który bez wahania bronił niezbywalnych praw człowieka do wyznawania swej wiary i godziwego bytowania. W takim to właśnie sapieżyńskim klimacie duchowym rozwijało się życie kapłańskie i biskupie Karola Wojtyły. Wielkość Adama Sapiehy, jego niezłomna postawa, stała się także inspirującą i piękną lekcją dla przyszłego papieża...
Największą zapewne zasługą kardynała Adama Stefana Sapiehy dla Kościoła było tak wczesne odczytanie siły wiary młodego Karola Wojtyły. To właśnie Książę Metropolita ukierunkował alumna tajnego seminarium. Po latach Jan Paweł II tak o tym pisał: „Moje święcenia kapłańskie miały miejsce w dniu, w którym zwykle tego sakramentu się nie udziela: 1 listopada obchodzimy bowiem Uroczystość Wszystkich Świętych i cała liturgia Kościoła jest nastawiona na przeżycie tajemnicy Świętych Obcowania i przygotowanie do Dnia Zadusznego. Jednakże Książę Metropolita wybrał ten dzień ze względu na to, że miałem wkrótce wyjechać do Rzymu na dalsze studia. Przyjmowałem święcenia sam, w prywatnej kaplicy Biskupów Krakowskich. Moi koledzy mieli otrzymać święcenia dopiero następnego roku w Niedzielę Palmową. (...) Miejscem moich święceń, jak już powiedziałem, była prywatna kaplica Arcybiskupów Krakowskich. Pamiętam, że w czasie okupacji często przychodziłem do tej kaplicy, aby w godzinach porannych służyć jako kleryk do Mszy św. Księciu Metropolicie”.
W takim to właśnie sapieżyńskim klimacie duchowym rozwijało się życie kapłańskie i biskupie Karola Wojtyły; a wielkość Sapiehy, jego niezłomna postawa stała się jakże inspirującą i piękną lekcją dla przyszłego papieża.
W dniu swojego ingresu arcybiskupiego – 8 marca roku 1964 – Karol Wojtyła tymi słowy kardynała Sapiehę przypomniał wiernym zgromadzonym w krakowskiej katedrze: „Wczoraj wieczorem pielgrzymowałem do grobu innego biskupa krakowskiego, bł. Wincentego Kadłubka, żeby nabrać oddechu. Kiedy dziś znalazłem się przed sarkofagiem św. Stanisława, uświadomiłem sobie, że poniżej tego ołtarza spoczywa mój... boję się wymówić... Poprzednik. Boję się wymówić dlatego, że wszyscy w Polsce wiedzą, co znaczy to nazwisko i imię, a przed chwilą słyszeliśmy, że Ojciec Święty mnie wskazał jako jego następcę: Adam Stefan kardynał Sapieha. W 1946 roku, 1 listopada włożył na mnie ręce i wyświęcił mnie na kapłana: zrodził mnie dla kapłaństwa”.
Trzy lata później – w stulecie urodzin Sapiehy – przywoływał pamięć o nim, mówiąc: „Wciąż jeszcze przemawia do nas z portretów czy fotografii i ten jedyny w swojej wyrazistości profil: orli nos, wysokie czoło, broda, usta i oczy wyrażające stanowczość i siłę charakteru. Wielu z nas jeszcze pamięta, w jaki sposób ta twarz przechodziła od stanowczości, a nawet surowości, do żartobliwego uśmiechu [Książę Kardynał miał ogromne poczucie humoru], jak natychmiast nawiązywał się bliski kontakt z człowiekiem. (...) Pasterzowanie Księcia Kardynała posiadało tę szczególną cechę bliskości w stosunku do człowieka, a równocześnie cechę wielkiego otwarcia na sprawy Boże i ludzkie: biskup jako wyraziciel historii zbawienia, jako jej szczególny kontynuator. (...) Spojrzenie na człowieka przez pryzmat jego duszy i ciała było czymś naturalnym dla Księcia Kardynała, jak umiejętność stawiania mu wymagań: jedno i drugie wychowuje, jedno i drugie wyzwala w człowieku autentyczne dobro natury i przygotowuje do dobra łaski, która jest darem Bożym. (...) Pasterzowanie Księcia Metropolity było głęboko zakorzenione w szerokim widzeniu spraw Kościoła i Ojczyzny. (...) Ten człowiek był znakiem swojego czasu. (...) Za kardynałem Adamem Stefanem Sapiehą pójdą zawsze te słowa, które Najwyższy Pasterz wypowiedział po Jego śmierci w liście do Episkopatu Polski w 1951 r.: Był On mężem jak drzewo zasadzone nad strumieniem wód, drzewo owocodajne i niezachwiane, którego widok nie tylko dla Polaków, ale dla całego chrześcijaństwa był podstawą nadziei i radości”.
17 kwietnia roku 1976 kardynał Wojtyła tak dziękował za życzenia świąteczne - złożone przez biskupa Juliana Groblickiego w imieniu kapłanów archidiecezji: „Pamiętamy tę Wielkanoc 1946 roku (...), kiedy przede wszystkim mogliśmy już wejść do katedry i mogliśmy do tej katedry wprowadzić wielkiego męża Kościoła i Narodu, naszego umiłowanego Księcia Metropolitę w purpurze kardynalskiej. Cały Kraków pamięta ten dzień, ja wówczas byłem alumnem i nigdy nie przypuszczałem, że po jakiejś ilości lat odziedziczę po Nim tę stolicę i to biskupstwo (...). Dziękuję za przypomnienie tej wielkiej postaci, która stale oświeca nasze drogi, życie naszej archidiecezji, zwłaszcza życia kapłańskie; bo to była jakaś szczególna tajemnica Księcia Kardynała, ta bliskość kapłanów z nim”.
W rocznicę 25-lecia śmierci Adama Stefana Sapiehy przed kościołem Franciszkanów w Krakowie stanął pomnik Niezłomnego Księcia. Podczas uroczystości – 7 maja roku 1976 – kardynał Wojtyła mówił: „Wypełniając obowiązek wobec historii, odsłaniamy dziś pomnik wielkiego syna narodu polskiego i bohatera nocy okupacji, jałmużnika ubogich księcia kardynała Adama Stefana Sapiehy (...). Autorem jego jest nieżyjący już w tej chwili wielki współczesny rzeźbiarz August Zamoyski (...). On to przed kilku laty zwrócił się do mnie z propozycją wyrzeźbienia postaci Księcia Kardynała (...). Jednak zwierzył się od początku, że pragnie w swoim dziele wyrazić jedną naczelną myśl. Tą myślą jest modlitwa (...). Wtedy w tę ciemną noc okupacji Metropolita Krakowski na swojej stolicy, na swoim stanowisku trwał i stanowił jakiś próg, którego nie odważył się przekroczyć ani podeptać najeźdźca. Chociaż znajdował się tuż, tuż, chociaż swoją siedzibę założył na zamku królewskim, to przecież tego progu nie odważył się przekroczyć ani podeptać. Nie udało się złamać tego Księcia – jak w dramacie Słowackiego – Niezłomnego. Przecież był wielkim synem swojej ojczyzny; stanowczym w trudnych momentach, odważnym ponad miarę jakiejkolwiek przeciętności, niezwykłym synem swojej ojczyzny, niezwykłym mężem dziejów i Polski”.
Jan Paweł II młodzieży zgromadzonej przy ul. Franciszkańskiej 3 - 16 czerwca roku 1999 - przypominał, że: „(...) Tu otrzymałem sakrament kapłaństwa z rąk niezapomnianego Księcia Kardynała Adama Stefana Sapiehy, 1 listopada 1946 roku. Tutaj stoi pomnik kardynała, przed Franciszkanami. Książę Niezłomny. A ja mam jeszcze w pamięci jego twarz, jego rysy, jego słowa, jego powiedzenia: nie gadaj głupstw, co wy tam robicie, nie róbcie jakichś głupstw – tak mówił. (...) Lata płyną naprzód, już wielu nie pamięta księcia kardynała Adama Stefana Sapiehy. Ci, którzy pamiętają, tak jak ja, mają obowiązek przypominać, aby ta wielkość trwała i tworzyła przyszłość narodu i Kościoła na tej polskiej ziemi. Bóg Ci zapłać Książę Kardynale za to, czym byłeś dla nas, dla mnie, dla wszystkich Polaków strasznego okresu okupacji. Bóg Ci zapłać”.
W roku 1905 wybuchła w Królestwie Kongresowym, zwanym też Królestwem Polskim, będącym pod panowaniem rosyjskich Romanowów, rewolucja. W związku z zaistniałą sytuacją papież Pius X wydał list do biskupów polskich (Poloniae populum). Wystąpienie papieskie wywołało nastroje antykościelne wśród Polaków. Do Rzymu na rozmowy z papieżem wyjechał arcybiskup obrządku ormiańskiego Józef Teodorowicz; dodajmy, że urzędował we Lwowie. Po rozmowach z papieżem, sondowaniu nastrojów w Kurii Rzymskiej zdołał osiągnąć zgodę na wysłanie do Watykanu polskiego księdza, którego zadaniem będzie wyjaśnianie spraw polskich. Miał on być nieformalnym ambasadorem spraw naszych przy Stolicy Apostolskiej. Musiał mieć doskonałe rozeznanie polityki zaborców wobec Kościoła katolickiego na ziemiach polskich. Równocześnie winien wiedzieć o krokach dyplomatów Prus i Rosji akredytowanych przy Watykanie. Teodorowicz, znając kler lwowski, zwrócił uwagę na niespełna czterdziestoletniego księdza Sapiehę. Przedstawił jego kandydaturę Piusowi X, który ją niezwłocznie zaakceptował. Tym samym Sapieha został powołany do najbliższego otoczenia papieża, zyskując stanowisko „cameriere segreto partecipante delia Sua Santitd". Akt nominacyjny nosi datę 19 lutego 1906 roku. Przed księciem z Krasiczyna otworzyła się nowa droga - obrońcy spraw Polaków i Kościoła polskiego w Stolicy Apostolskiej. Miał on zawsze dostęp do Ojca Świętego.
Przypomnijmy, że w owym czasie papież był tzw. „więźniem Watykanu”. Otóż 20 września roku 1870 wojska Królestwa Włoch zdobyły Wieczne Miasto. W październiku tegoż roku przeprowadzono plebiscyt, w którym mieszkańcy Rzymu opowiedzieli się za królem Włoch Wiktorem Emanuelem II, a przeciwko papieżowi Piusowi IX, czyli głosowali za przyłączeniem Rzymu do zjednoczonych Włoch. Pius IX ogłosił się więźniem Watykanu, co było początkiem tzw. kwestii rzymskiej, czyli sporu pomiędzy Królestwem Włoch a Stolicą Apostolską. Odtąd z Watykanu Stolica Apostolska kierowała Kościołem, prowadziła samodzielną politykę zagraniczną, utrzymywała – pomimo zniesienia Państwa Kościelnego – stosunki dyplomatyczne z innymi krajami. Dodajmy, że kres tzw. kwestii rzymskiej położyło podpisanie w roku 1929 traktatów laterańskich, ustanawiających Państwo Watykańskie, którego absolutnym władcą jest papież.
Nowy prałat szybko zabrał się do pracy, broniąc polskiej sprawy na terenie Watykanu. Niebawem wybuchł strajk polskich dzieci we Wrześni i na Pomorzu. Dzieci bojkotowały lekcje religii prowadzone w języku niemieckim. Sapieha po zasięgnięciu tajnych opinii w Wielkopolsce przedstawił kardynałowi sekretarzowi stanu sytuację w zaborze pruskim. Niestety, papież nie ogłosił żadnej enuncjacji, uznającej prawa dzieci i młodzieży polskiej do nauczania religii w języku polskim. Jednak zachęcony przez papieża arcybiskup poznański Florian Stablewski wydał list pasterski (1906) broniący praw polskich dzieci do nauczania podstaw wiary i katechizmu w ojczystym języku.
W carskiej Rosji też nie najlepiej przedstawiały się sprawy polskiego Kościoła. Przede wszystkim od połowy XIX wieku permanentnie nie obsadzano stanowisk biskupich albo obsadzano je za zgodą cara ludźmi lojalnymi wobec caratu. Sapieha przygotował w Watykanie listę księży godnych infuły biskupiej, jako kandydatów na przyszłych biskupów rzymskokatolickich w Rosji. W roku 1906 przebywał z tajną misją w Petersburgu. Załatwił wiele, aczkolwiek ważyła sprawa prałata Umberto Benigniego. Władze carskie chciały podzielić diecezję lubelską na dwie odrębne jednostki administracyjne oraz dołączyć do imperium całą Chełmszczyznę celem rusyfikacji mieszkającej tam ludności pochodzenia polskiego, wyznającej katolicyzm. Wyrażał na to zgodę Benigni. O knowaniach Benigniego dowiedział się Sapieha. Po spotkaniu z jezuitą ks. Włodzimierzem Ledóchowskim uradził, że trzeba Piusowi X przedłożyć stosowny memoriał. Sapieha uważał, iż problemy te winny być przez Stolicę Apostolską przekazane kompetencjom biskupów galicyjskich. W roku 1910 doprowadził do spotkania Piusa X z biskupami Bilczewskim, Teodorowiczem i Pelczarem, którzy wręczyli Ojcu Świętemu specjalny memoriał, oskarżając wszechwładnego prałata Benigniego o stworzenie systemu donosicielskiego na terenie Królestwa Polskiego.
Od młodości Sapieha doceniał znaczenie mediów. To on wraz z Maciejem Loretem – w roku 1911 – zorganizował w Rzymie polskie biuro prasowe, które miało najświeższe informacje płynące zza murów Watykanu.
Michał Rożek, Mężowie niezłomni. A naród pamięta ich mądrość, Wydawnictwo WAM
Skomentuj artykuł