Kiedy duchowe treści zaczynają przytłaczać: o "zmęczeniu Panem Bogiem"

Kiedy duchowe treści zaczynają przytłaczać: o "zmęczeniu Panem Bogiem"
Umiar, który prowadzi do Boga: jak nie zmęczyć się wiarą. Fot. depositphotos.com

Niezliczone rekolekcje, podcasty, komentarze biblijne, duchowe poradniki i piękne dewocjonalia sprawiają, że współczesny katolik ma dostatek, o którym święci dawnych wieków nawet nie śnili. Paradoksalnie jednak właśnie ta obfitość może nas oddalić od sedna – cichego spotkania z Bogiem. Jak wybierać mądrze, by nie popaść w "cukrzycę duchową"?

Mądrze wybierać

Wyobraź sobie, że naraz nie masz dostępu do Pisma Świętego, a Ewangelia, którą słyszysz w kościele, jest tylko po łacinie. Mało tego, że nie masz własnego egzemplarza słowa Bożego, przekład na język polski nie istnieje, a tłumaczenia pojedynczych zdań są bardzo słabej jakości.

DEON.PL POLECA

 

 

Jest to dla nas wręcz niewyobrażalna sytuacja, a przecież tak właśnie kiedyś było. Nawet w XIX wieku Teresa z Lisieux nie miała podczas nowicjatu pełnego dostępu do Pisma Świętego. Aby je przeczytać, musiała prosić o zgodę. Teraz można zamówić sobie przez internet Pismo Święte i to w przeróżnych wydaniach. Zajmie ci to kilka minut. Możesz mieć tyle egzemplarzy, ile chcesz i na ile pozwolą ci finanse oraz przestrzeń na regale.

Czytać też możesz tak naprawdę, ile chcesz. Ponoć przepisanie Biblii w średniowieczu przez skrybę zajmowało rok. Dzisiaj w każdej chwili możesz wziąć telefon do ręki i przeczytać fragment Ewangelii, ot tak, po prostu. Dotąd się nad tym nie zastanawiałam.

Jakie mam szczęście żyć w XXI wieku, gdy najważniejsze słowa na świecie są tak blisko. Mamy ogromny dostęp do materiałów i przedmiotów, które mogą pomóc nam pogłębić życie duchowe. Jest tak dużo komentarzy do Ewangelii, konferencji, rekolekcji online, że gdybyśmy nawet poświęcili całe życie na ich słuchanie, to i tak byśmy wszystkiego nie zdołali przesłuchać. Podobnie jak w każdej sytuacji, kiedy mamy do czynienia z ogromnym wyborem różnych opcji, i tutaj trzeba nauczyć się mądrze wybierać, aby po drodze, czytając kolejny religijny post w social mediach, nie utracić prawdziwego sensu wiary i przypadkiem nie "zmęczyć się" Panem Bogiem (…).

Jeżeli jesteś mieszkańcem Pierwszego Świata, to był, jest albo będzie także twój problem. Nawet w tak intymnej sferze jak duchowość mamy teraz do czynienia z przesytem. Trzeba to wyraźnie zaznaczyć, że niezliczone różańce, święte obrazy na ścianie, figurki, duchowe lektury i gadżety religijne nie zastąpią Miłości, do której zaprasza nas Chrystus. Obrastanie w takie "święte" dobra może nam ten fakt zniekształcić. Łatwiej jest usprawiedliwić zakup biżuterii, jeżeli przy okazji spełnia ona funkcję religijną. Tak samo można sobie wytłumaczyć, że lektura duchowa to przecież bardziej pożyteczny zakup niż kolejna powieść, chociaż na półce już mamy trzy takie książki. Wszystkie w kolejce do przeczytania. To wspaniale, że teraz mamy taki wybór pięknych religijnych przedmiotów, ale warto być czujnym i tego nie nadużywać.

DEON.PL POLECA


Można gromadzić rzeczy materialne i usprawiedliwiać to tym, że przecież mają nas przybliżyć do Pana Boga. Tylko czy faktycznie wszystkie te rzeczy nas przybliżają? Przecież najwięksi święci żyli nie raz w materialnej prostocie albo wręcz ubóstwie. Wystarczy, że wpiszesz "cela św. Tereski z Lisieux" w wyszukiwarkę internetową (dobrze jest to zrobić po angielsku), a już w pierwszych wynikach pojawią się zdjęcia prostego pokoju, w którym żyła ta mała wielka święta. Łóżko, a w zasadzie siennik, jeden święty obrazek nad nim, prosty krzyż na ścianie. Po drugiej stronie niski stolik z przyborami do pracy, kilka książek, lampa. Oprócz tego przybory do mycia się. Gdyby ktoś dzisiaj spojrzał na celę św. Tereski, mógłby pomyśleć, że mieszkanka tego pokoju to minimalistka w pełnej krasie. Miała w nim tylko to, co było jej faktycznie potrzebne.

(…) Chyba mało który święty był tak zakochany w ubóstwie, jak syn kupca Piotra Bernardone. Sam mówił, że poślubił Panią Biedę. Święty z Asyżu, gdyby był superbohaterem, to jego supermocą byłby umiar, a konkretniej tak wielka miłość, że nie pozostawiała już miejsca na rzeczy tego świata. Któremukolwiek świętemu chcielibyśmy się przyjrzeć, zauważymy, że ich drodze ku świętości towarzyszył brak przywiązania do rzeczy materialnych. Nawet tych przedmiotów związanych bezpośrednio z kultem nie mieli wiele.

Święta Teresa od Dzieciątka Jezus jest Doktorem Kościoła i jak widać, nie potrzebowała do tego wymyślnych, pięknych zeszytów i drogich piór ani innych gadżetów. Od razu napiszę, że nie ma nic złego w samym fakcie posiadania ładnych rzeczy ani tym bardziej w tym, że chcemy je mieć. Co innego zakonnica żyjąca w XIX wieku, a co innego świecka kobieta XXI wieku. Piękne rzeczy mogą przybliżać nas do Pana Boga. Jednak to nie jest kwestia samych przedmiotów, ale naszego serca. Ważne, aby o tym nie zapominać, kiedy będziemy robić kolejny zakup w sklepie z dewocjonaliami. To, czy krzyż na ścianie będzie pięknym, rzeźbionym krucyfiksem na zamówienie, czy tańszym drewnianym krzyżykiem, ma drugorzędne znaczenie. (…)

Kiedyś w kawiarniach było jedno mleko do kawy – krowie. Teraz w coraz większej liczbie miejsc mamy oprócz tego do wyboru przynajmniej trzy rodzaje napojów roślinnych i mleko bez laktozy. Pojawia się coraz więcej opcji. Ta różnorodność jest wyrazem amerykanizacji czy też doganiania świata Zachodu. Mnogość wyboru zatacza coraz szersze kręgi i obejmuje kolejne obszary życia. Nasza wiara nie jest tutaj wyjątkiem, bo na jedno na pewno nie możemy narzekać: na brak treści, które mogą pomóc w naszym duchowym rozwoju. Ilość dostępnych konferencji, świadectw, rekolekcji, komentarzy do Ewangelii, przemyśleń w sprawach ducha jest tak ogromna, że naprawdę każdy tutaj znajdzie coś dla siebie. Nawet nie liczę, ile każdego roku pojawia się premier lektur duchowych. Mamy z czego wybierać. Tylko jak to bywa z tak dużym wyborem, może to w pewnym momencie powodować odwrotny skutek. Zamiast czerpać radość z tych wszystkich dostępnych treści, odczuwamy przesyt.

Wszystkie wysłuchane konferencje mogą być obiektywnie dobre, ale nawet w tak ważnych kwestiach co za dużo, to niezdrowo. Śmiem twierdzić, że w religijnych treściach musimy tym bardziej umiejętnie wybierać. Pokusa polega na tym, że skoro te treści mogą być dla nas takie pożyteczne, to trudno w nich znaleźć umiar. Jeżeli coś wymaga od nas pogłębionej refleksji, powinno być podawane w niewielkich ilościach. Inaczej nie będziemy mogli w pełni z tego skorzystać. Są takie podcasty czy konferencje, których pobieżne wysłuchanie nic nam nie da. Aby faktycznie zaczerpnąć z nich potrzebną inspirację, wiedzę czy natchnienie, trzeba słuchać ich uważnie. Niekiedy trzeba do czegoś wrócić, zatrzymać i zastanowić. Logika podpowiada więc, że zamiast przyśpieszać tempo filmu na YouTubie, powinniśmy mocno ograniczyć to, czego słuchamy i co czytamy. Dopiero wtedy faktycznie może do nas dotrzeć sens.

Jaki jest cel włączenia kolejnego podcastu o Bogu?

Czy my tylko chcemy się poczuć dobrze z samym sobą, zająć sobie czas, czy chcemy faktycznie się duchowo się rozwijać? Nadmiar potrafi stresować. Nawet nadmiar treści duchowych. "Nasza epoka jest pełna zamieszania i niepokoju. Tendencja ta, dobrze widoczna w życiu codziennym ludzi współczesnych, przejawia się też często w sferze życia chrześcijańskiego i duchowego: nasze poszukiwanie Boga, świętości, służba bliźniemu bywają często również nerwowe i niespokojne, zamiast być ufne i wyciszone, jakie być powinny, gdybyśmy przyjęli postawę małych dzieci, jak tego chce Ewangelia. Rzeczą zasadniczą jest to, byśmy któregoś dnia zrozumieli, że dążenie ku Bogu i doskonałości, jakiej się od nas oczekuje, jest znacznie skuteczniejsze, a także łatwiejsze, kiedy człowiek nauczy się we wszystkich okolicznościach zachowywać głęboki pokój serca. A to dlatego, że staje się wówczas bardziej podatny na działanie Ducha Świętego, a Pan może zdziałać w nim znacznie więcej, niż on sam mógłby uczynić dzięki wyłącznie własnym wysiłkom"  – pisze francuski rekolekcjonista.

Kiedy dużo słuchamy i czytamy pobożnych treści, ale nie wprowadzamy ich w życie, może pojawić się zmęczenie. Możemy poczuć nawet "zmęczenie Panem Bogiem", ale to przecież nie Bóg nas męczy, tylko nasze wybory odnośnie do ilości przyjmowanych religijnych treści.

Wiary nie można konsumować

Wiara to nie jest kolejny produkt. Nie konsumujemy przecież powietrza, ale po prostu nim oddychamy. Jeżeli chcemy być bliżej Stwórcy, to nie możemy Jego obecności sprowadzać do przycisku na pasku wideo albo kolejnej strony książki. Po drodze ucieka nam prawda, że czasami trzeba po prostu być. Jeżeli dopada cię taki przesyt treściami religijnymi, dobrze jest odłożyć wszystko i pójść na adorację Najświętszego Sakramentu w ciszy. Warto oddać trochę naszego czasu Bogu.

Kiedy wchodzimy z kimś w poważną relację, to chcemy tę osobę dobrze poznać. Zadajemy jej różne pytania, sprawdzamy, co lubi, czego nie i chcemy poznać jej historię. Robimy to zazwyczaj osobiście. Nawet gdyby okazało się, że istnieje spisana biografia danej osoby, to chcąc naprawdę poznać człowieka, wybierzemy spotkanie z nim, zamiast czytania o nim. Natomiast dzieje się czasami tak, że chociaż jest w nas pragnienie poznania Boga, to czytamy o Nim wiele książek, ale już gorzej z tym spotkaniem. Jedno z mądrzejszych, a zarazem prostych zdań o modlitwie, które usłyszałam, to rada ojca Maksymiliana Nawary OSB: "Modlitwy uczymy, modląc się". Chyba nic więcej nie trzeba tutaj dodawać.

Wybierz jedną rzecz

Gdybyś miała wybrać tylko jeden kanał na YouTubie albo tylko jedno konto religijne w social mediach, to co byś wybrała? Wybranie na dłuższy czas tylko jednego źródła treści o Bogu może zaskoczyć cię bardzo pozytywnie. Słuchając na przykład konferencji tylko z jednego miejsca, możesz być bardziej skupiona na treści. Wtedy możesz też zweryfikować, czy faktycznie źródło, z którego czerpiesz wiedzę o Panu Bogu, jest tym, którego szukasz.

To, że jest dużo takich miejsc, gdzie można usłyszeć mądre rzeczy, wcale nie oznacza, że istnieje jeden uniwersalny klasztorny kanał albo kazania jakiegoś księdza będą odpowiednie dla wszystkich. Po to mamy wybór, aby mądrze z niego skorzystać. Uniwersalne jest tylko Pismo Święte. Możemy mieć pewność, że słowo Boże jest dla każdego. Dzieje się tak, ponieważ jest ono żywe i przemieniające. Ludzkie słowa nie mają aż takiej mocy sprawczej. Znam jedną osobę, która śledzi tylko jeden religijny kanał na YouTubie. To mój mąż i jest on niewątpliwie wzorem w mądrym dobieraniu treści z internetu. Nawet jeżeli wspominałam mu czasami o innych wartościowych kanałach, to pozostawał przy tym jednym. Ma ku temu prosty powód. Chce jak najwięcej wyciągnąć z tego, co słucha. Sztuka umiaru to zgadzanie się na to, że wiele rzeczy nas ominie. Tych obiektywnie dobrych też. Przecież i tak nie pojedziemy na wszystkie wspaniałe rekolekcje ani nie przeczytamy wszystkich wspaniałych dzieł, które zbliżały ludzi przez wieki do Pana Boga. Są to tylko narzędzia, a przecież nikt z nas nie potrzebuje dwudziestu śrubokrętów z tym samym gwintem. Tak naprawdę wystarczy jeden – ten odpowiedni.

(…) Czy to, czego słuchasz, zachowujesz tylko dla siebie, czy chcesz dzielić się tym z innymi? Kardynał Grzegorz Ryś używa w jednej ze swoich homilii bardzo ciekawego określenia: cukrzyca duchowa. Polega ona na tym, że objadamy się duchowo. W kazaniu chodziło o uczestnictwo we wszelakich wydarzeniach religijnych. Tutaj również może się wkraść nadmiar. Szukając emocji, uniesień i ciągłej chęci skonsumowania tego, co duchowe, można taką turystykę sobie urządzać. Wielbienia, msze święte z modlitwą o uzdrowienie, koncerty religijne, rekolekcje itd. Same w sobie te wydarzenia wszystkie są dobre. Ważne jest jednak, aby wiedzieć dokładnie, dlaczego chcemy w nich uczestniczyć i co dalej. Jeżeli z nawet najpiękniejszego wielbienia wychodzimy niesieni tymi emocjami, ale zostawimy to wszystko dla siebie, to gubi się ewangelizacyjny charakter uczestnictwa w tym wydarzeniu.

Nadmiar emocji może zasłonić sedno sprawy. Czego szukamy? Boga czy duchowego widowiska? Święty Jan napisał, że mucha osiadająca na miodzie pozbawia się swobody lotu. Tak też i dusza przywiązująca się do słodyczy duchowych pozbawia się swobody i kontemplacji. Możemy paradoksalnie wiązać siebie samych poprzez nadmierne, bezrefleksyjne odhaczanie kolejnych wydarzeń, które przecież w teorii powinny nam dawać siły i być przystankami ku wolności. Myślę, że termin "cukrzyca duchowa" można również zastosować w przypadku treści, które przyjmujemy sami, w domowym zaciszu. Żadna forma ewangelizacji nie powinna się kończyć tylko na nas. Ksiądz Krzysztof Grzywocz pięknie to ujął w słowach, że tak naprawdę mamy tylko to, co oddaliśmy. Chociaż w teorii możemy napełniać się tym, co Boże, to bez pogłębionej refleksji i oddawania Słowa innym tak naprawdę nie mamy nic. Mamy wtedy jakby rozpoczęte dzieło, nieukończony szkic. Są oczywiście sprawy, które powinniśmy zachować dla siebie. One zostają na naszym osobistym placu budowy, ale jeżeli uda się nam już coś w sobie zbudować, to warto zaprosić do tego innych.

Fragment pochodzi z książki "Wystarczalizm. Jak uporządkować mieszkanie, głowę i ducha"

 

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Emily Rand-Przykaza

Za dużo kupujesz? Za bardzo się martwisz?
Za często jesz? Za wiele spraw do załatwienia?

Przesyt dotyka różnych obszarów naszego życia. Nadmiar rzeczy wypełnia nasze domy, a natłok myśli – głowy. Jesteśmy przebodźcowane i...

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Kiedy duchowe treści zaczynają przytłaczać: o "zmęczeniu Panem Bogiem"
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.