Wpływ krawata na losy świata. Jakie jest jego znaczenie w polityce?
Krawat. O tym, skąd się wziął, jakie jest jego znaczenie w polityce i dlaczego dla niektórych jest to pętla zaciskana na gardle, czytamy w felietonie Grzegorza Dobieckiego zamieszczonym w książce "Międzynarodowiec, czyli paradoksy globalnego zaścianka".
Kiedy tylko z mroku pradziejów wyłonili się praludzie, wśród nich mężczyźni, od razu zaczęli sobie zawieszać na szyjach rozmaite przedmioty, które miały ich nie tylko chronić, ale również zdobić. I tak już nam zostało. W historii galanterii okołoszyjnej złotymi zgłoskami zapisali się Chorwaci, zwani także Kroatami. Podobno to właśnie im ludzkość zawdzięcza krawat, a przynajmniej nazwę paska materii zasupłanego pod grdyką eksponowanego wertykalnie.
Jedynie Anglicy, będący – jak wiadomo – osobną częścią ludzkości, w swoim języku sugerują, że krawat jest wynalazkiem Tajów. Ale to właśnie angielscy dżentelmeni jako samozwańczy zbiorowy arbiter elegantiarum, wmówili światu, że krawat ma status obowiązkowego elementu stroju osoby piastującej ważny urząd, zwłaszcza gdy jest ona mężczyzną.
Perfidny los zrządził tymczasem, że premierem Wielkiej Brytanii został polityk, który wspomnianemu obowiązkowi nie bardzo potrafi sprostać, a i z innymi sobie nie radzi. Może więc dlatego Boris Johnson nosi krawat z udręką, jak kamień u szyi. Zamiast się pionizować cała jego postać ulega zgarbaceniu. Po latach uzasadnienie znajduje tu raptem PRL-owska nazwa "zwis męski przedni" – on rzeczywiście Johnsonowi dynda nieprzyzwoicie nisko. Bywa zaś zawiązany aż za bardzo po angielsku, bo lewostronnie: z krótszym końcem na wierzchu, z metką do wglądu.
Szczególnie podczas niedawnej wizyty w Kijowie, skądinąd ważnej, niechlujny gość z Londynu nie pokazał klasy. I już pewnie pozostanie mu obca elegancja władzy, której szybko nauczył się Wołodymyr Zełenski. Anglicy powiedzą: Don’t judge a book by its cover. Ukraińcy mówią: Як вони вас бачать, так і сприймають. Jak cię widzą, tak cię piszą. Krawat w barwach godowych rzekotki nie został w Kijowie przeoczony.
Niemniejszą siłę rażenia oraz zasięg zwisu mają krawaty Donalda Trumpa. Zresztą w ogóle amerykańscy przywódcy, z małymi wyjątkami, nie dzielą upodobania Europejczyków do owej elegancji władzy, wykluczającej nawet nieznaczne odzieżowe wariacje. Proszę spojrzeć na umundurowanie premiera Włoch czy Hiszpanii, na uniform prezydenta Francji. Tak jest, to są mundury. Biała koszula, ciemny garnitur, o ton ciemniejszy gładki krawat; żadnych rzucików, klubowych pasków czy tureckich zawijasków. Żadnej pogoni za modą. Nie ma odstępstwa od kanonu, nie ma zmiłuj. Renegatów spotka nieuchronna kara.
Uwolnić się od jarzma krawatu, a przy okazji spod dyktatu niemieckich i francuskich bankierów, usiłował premier Grecji Aleksis Tsipras. Długo w buncie nie wytrwał, długo na czele rządu nie zabawił. Przepadł też jego minister finansów, który zrzucił nie tylko krawat, ale i marynarkę, był więc jeszcze bardziej awanturujący się. Nieznośnie prowokował skórzaną kurtką, ekonomiczną herezją oraz nazwiskiem (dla niektórych – wyzwiskiem) Warufakis.
Czyli co? Bez krawata nie można? Można. Aby osiągnąć efekt dystynkcji i władczej elegancji można mianowicie owinąć szyję fularem lub zawiązać muchę. Należy przy tym jednak spełnić pewien warunek. Trzeba mieć książęcą klasę Jerzego Giedroycia lub Karela Schwarzenberga. Bez niej wszystko na nic, będzie tylko pociesznie i pretensjonalnie.
Pozostaje jeszcze oddać honor tym wszystkim, którzy krawata nie noszą i nie znoszą ze względów ideowych. Dla których jest on narzędziem ucisku nie tyle szyi, co tożsamości. Za godnego reprezentanta wszystkich tych ludzi, nie tylko mężczyzn, wypada uznać deputowanego z Nowej Zelandii, lidera Partii Maorysów, Rawiriego Waititiego. Demonstracyjnie odmówił on noszenia krawata w parlamencie, co było tam dotąd obowiązkiem, uznał bowiem, że jest to kolonialna pętla zaciskana na jego gardle. Poseł Waititi zastąpił ją maoryskim naszyjnikiem z zielonych kamieni, które mają posiadacza nie tylko zdobić, ale również chronić.
Skomentuj artykuł