Czy jesteśmy w stanie przekazać dzieciom, jaka jest różnica między dobrem a złem?
„Wiedzieliśmy, że świat zmienił się nieodwołalnie. Pojawiła się zatem myśl, że to dobry czas, by opowiedzieć o szansach i lękach wynikających z nowej sytuacji” - pisze Piotr Żak we wstępie do książki „Sztuka obsługi życia”. W odpowiedzi na pytanie, jak obsługiwać życie i jak robić to dobrze, podpowiedzi udzielają psychiatrzy - prof. Dominika Dudek i prof. Bogdan de Barbaro.
Piotr Żak: Czy nie mają państwo wrażenia, że w ostatnich dwóch, może trzech dekadach bardzo wyraźnie zmieniły się relacje między rodzicami i dziećmi? Kiedyś były one dosyć proste. Istniała hierarchia ważności, która nadawała jakiś porządek życiu rodzinnemu, choć nierzadko była nadużywana. W tej chwili to się kończy. Rodzice chcą być trochę rodzicami, ale też trochę kolegami czy koleżankami. Dzieci natomiast, zwłaszcza nieco starsze, niby potrzebują rodziców, ale najlepiej by było, gdyby ci stali gdzieś z boku i raczej się nie wtrącali.
Dominika Dudek: - Zmienił się model rodziny. Przede wszystkim rodzice poświęcają dzieciom o wiele mniej czasu niż kilkadziesiąt lat temu. Wynika to głównie z wykonywanej pracy. W związku z tym trud wychowania dziecka zostaje przeniesiony na opiekunki, przedszkola, później na szkoły. Obowiązek wychowania zostaje więc w jakimś stopniu rozproszony, rozmyty. Poza tym jest spory kryzys autorytetów, w tym oczywiście autorytetu rodzicielskiego. Jest też dużo rodzin rozbitych oraz patchworkowych, o niejasnej strukturze.
Bogdan de Barbaro: - Bliskie mi jest to, o czym mówi Dominika. Dodałbym jeszcze jedną zależność. Kiedyś wiedza była sprzężona z władzą, ten, kto miał wiedzę, miał w rodzinie władzę. Rewolucja technologiczna tę zależność wewnątrzrodzinną przetrąciła. Dzisiaj nastolatek wie więcej od rodzica w wielu sprawach, lepiej się orientuje w tym, co przynosi XXI wiek. Margaret Mead zauważyła kiedyś, że dawniej im ktoś był starszy, tym był mądrzejszy. Później ta relacja się wyrównała, a dzisiaj ku pana i mojemu, może i Dominiki ubolewaniu, nie ma takiej zależności, żeby mądrości przybywało z wiekiem.
Dla mnie sprawna obsługa smartfona czy umiejętność pisania programów komputerowych nie oznacza mądrości, zwłaszcza tak zwanej mądrości życiowej.
DD: - No dobrze, ale co to jest ta mądrość życiowa? Może się kojarzyć na przykład z podtrzymywaniem tradycji, a czasy się zmieniają i niekoniecznie każda tradycja musi przetrwać. W „Skrzypku na dachu” mądrość życiowa Tewjego Mleczarza wskazywała mu określoną tradycję wyboru partnerów życiowych dla córek. Wiemy, że każda kolejna córka coraz bardziej od tej tradycji odchodziła. Inna sytuacja: czy mądrość życiowa każe babci powtarzać wnuczce: „Dziewczyno, ty się musisz szanować, bo jeżeli nie będziesz dziewicą, to cię twój mąż nie będzie szanował po ślubie” albo „Bez Boga to ani do proga, musisz chodzić regularnie do kościoła, bo inaczej sobie nie poradzisz”. A dla współczesnych młodych ludzi taki przekaz może zupełnie nie współgrać z ich doświadczeniem życiowym i nie przystawać do tego, co tak naprawdę w ich życiu ma znaczenie.
Rozumiem mądrość życiową nieco inaczej. Moim zdaniem mądry życiowo jest ten, do kogo przychodzi się po wiedzę. Przykładowo: wnuk ma problem i nie bardzo potrafi sam sobie z nim poradzić. Wie jednak, że gdy porozmawia z dziadkiem, dziadek mu podpowie, w jaki sposób można sprawę rozwiązać. Ma na tyle duże zaufanie do swojego dziadka, że skorzysta z jego rad. Może je trochę zmodyfikuje, może wykorzysta nieco inaczej, niż dziadek to sobie wyobrażał, ale to zrobi, bo zna wartość tych rad.
BdB: - Moi rodzice bardzo chcieli mi przekazać swoje mądrości życiowe, tylko że one nie zawsze przystawały do tego, co sam myślałem… Myślę, że moje dziś już dorosłe dzieci podobnie przeżywają chwile mojego wymądrzania się. Kłopot może polegać na tym, że niezależnie od kontrowersji między pokoleniami oraz potrzeby indywiduacji u młodego człowieka, o której mówiliśmy, zmieniają się systemy wartości. To, co było uznawane za cnotę niegdyś, dzisiaj już nie jest tak traktowane. Prawdę mówiąc, obawiam się, że zmierza to niebezpiecznie ku relatywizmowi. Mogę jednak coś zrobić, mianowicie próbować przekazać swoim potomkom, że jest różnica między dobrem a złem. Mam tu jakąś szansę, aby pomóc moim wnukom mieć wrażliwość na różnicę między kłamstwem a prawdą, skłonić ich do namysłu, czy rzeczywiście nie ma różnicy między dobrem a złem.
Dominika Dudek, Bogdan de Barbaro, Piotr Żak "Sztuka obsługi życia" (Wyd. MANDO)
DD: Ten wątek rozmowy można podsumować dowcipem. Spotyka się dwóch nastolatków. Jeden mówi do drugiego: „Ty wiesz, jak miałem pięć lat, to mój ojciec był najmądrzejszym człowiekiem na świecie, a teraz, jak mam piętnaście, to on nagle zgłupiał”. Wracając do potrzeby rozróżnień, oczywiście, musimy zdefiniować kwestię dobra i zła. Jestem jak najdalsza od relatywizmu, ale jednak musimy uwzględniać dosyć daleko idące zmiany społeczne. Jeżeli nasz przekaz jako osób starszych będzie taki: „Nie krzywdź ludzi, bądź dla nich dobry, postępuj tak, jak chciałbyś, żeby wobec ciebie postępowali”, to jest on uniwersalny. Natomiast wiele kategorii dobra i zła jest związanych z tradycją, z religią. Niejedna babcia powie jeszcze wnuczce, żeby nie szła ze swoim chłopakiem do łóżka bez ślubu, albo będzie przekonywała, że dobre jest tylko to, co zgodne z nauką Kościoła. A we współczesnym społeczeństwie raczej wielu ludzi uzna, że seks przed ślubem z ukochaną osobą to żaden grzech.
BdB: Oczywiście, że nie chodzi o relatywizm moralny, ale jednak wraz ze zmianami społecznymi pewne kategorie się zmieniają. Chyba trzeba by zdefiniować, co można uznać za kategorię relatywnie stałą, wspólną dla różnych pokoleń. Może to na przykład będzie przykazanie „Nie krzywdź drugiego człowieka”.
Fragment książki „Sztuka obsługi życia” (Wyd. MANDO).
Skomentuj artykuł