Dziecko a rozwód. O co trzeba walczyć?

Sytuacja dziecka w rodzinie, która się rozwodzi zawsze jest trudna. To, jak sobie z tą sytuacją poradzi dziecko, zależy od rodziców (fot. tomswift65/flickr.com)
Izabela Barton-Smoczyńska / "Sygnały troski"

W Polsce co roku rozwodzi się 45 tysięcy małżeństw. Większość z nich ma dzieci, które w sytuacji rozwodu rodziców są oczywiście w różnym wieku. I o ile wiek dziecka ma znaczenie dla sposobu, w jaki manifestują się emocje związane z przeżyciem rozwodu, o tyle wiek nie ma znaczenia dla faktu, iż rozwód to zawsze kryzys, szok i tragedia.

Sytuacja dziecka w rodzinie rozwodzących się małżonków jest zawsze trudna, lecz to, jaki ostatecznie wpływ będzie miała na dziecko, zależy w dużym stopniu od sposobu, w jaki rodzice się rozstają: czy i w jaki sposób rozmawiają o tym z dzieckiem, ze sobą, jak ustalają zasady współpracy i dalszej egzystencji. Dlaczego tak jest?

Dziecko, którego rodzice się rozstają, doświadcza straty. Podobnie jak w sytuacjach śmierci najbliższych przeżywa okres żałoby. Ważne jest, żeby w tym okresie dziecko wiedziało, że nie jest samo, że jest przy nim ktoś bliski, życzliwy, ktoś, kto wysłucha, doradzi, ale także pozwoli się wypłakać i będzie towarzyszył w powolnym powrocie do równowagi. Tutaj nieoceniona rola rodziców. Dziecko obawia się, że rozstanie rodziców oznacza także zburzenie jego relacji z rodzicami. To trudne, ale można tak zbudować relacje z dzieckiem i z byłym partnerem, aby potrzeby dziecka były zauważone, zrozumiane i zaspokojone. Bo rozwodzimy się tylko z partnerem, nigdy z dzieckiem.

DEON.PL POLECA

Bycie rodzicem weekendowym lub czasowym zawsze jest umniejszeniem roli i funkcji rodziców – oddziałują na dziecko „osobno”, utrudniając proces przyswajania różnorodności w naturalnym środowisku dziecka. Jednakże rodzicielstwo w pojedynkę nadal może być wartościowym rodzicielstwem – świadomym i cennym dla rozwoju dziecka. Dla wielu byłych partnerów (rodziców dziecka) spotykanie się „poprzez dziecko” z eksmałżonkiem i czasem jego nową rodziną jest frustrujące i poniżające.

Emocje te oddziałują na dziecko i wypaczają relacje z rodzicami. Dziecko doświadcza konfliktów lojalności i traci zaufanie do swoich rodziców, a z czasem i do siebie samego. Często eksmałżonkowie (rodzice) porównują się w oczach dziecka i budują koalicje, kierując się w tej grze własnymi racjami i urażonymi emocjami. To ciemna strona rodzicielstwa po rozwodzie, gdzie górują zazdrość o partnera, poczucie niższości lub wyższości i rywalizacja o względy dziecka. Taka postawa utrudnia zakończenie żałoby związanej z utratą rodziców u dziecka i popycha je do depresyjnych zachowań. Badania pokazują, że dzieci po rozwodach rodziców częściej interesują się alkoholem, papierosami, narkotykami i seksem, co w każdym z tych przypadków może się zakończyć co najmniej źle.

Ale są takie rodziny, które dopiero po rozwodzie stały się partnerami dla siebie i dla swoich dzieci. Dziecko ma więcej czasu, który może spędzać ze swoimi rodzicami – jest on unormowany, powtarzalny i przewidywalny. Rodzic zwraca uwagę na dziecko, rozmawia z nim i interesuje się jego doświadczeniami i emocjami. Myśli o tym, jak rozwijać dziecko, jak je wspierać i jak się do niego zbliżyć.

Znam takie małżeństwo, które rozpadło się po kilkunastu latach. Ich dziewięcioletni wówczas syn, dotychczas „synek mamusi”, nagle zaczął mieć ojca, który zabierał go ze sobą do pracy i pokazywał mu różne swoje kompetencje. Ojciec ten, do tej pory raczej despota i tyran, nauczył się gotowania dla swojego dziecka, robienia zakupów, sprzątania itp. Po to, aby dom był domem, gdy syn do niego przyjeżdżał. Zaczął planować wakacje, myśląc o swoim dziecku (a nie o sobie), zaczął poznawać jego potrzeby i zainteresowania po to, aby wiedzieć, co kupić na obiad, na prezent urodzinowy czy jaką wycieczkę wykupić (dotychczas wyręczała go żona, która w jego mniemaniu „nic nie robiła”).

Odkrył nieskończone możliwości dla siebie oraz niezwykłą frajdę „dawania” i towarzyszenia komuś w codziennych zmaganiach. Ona, odcięta od możliwości kontrolowania dziecka i byłego męża, po kilkunastu miesiącach huśtawki emocjonalnej i czekania na „to najgorsze”, które nie tylko, że nie nastąpiło, ale i nie zapowiadało się, że ma nastąpić, zainwestowała we własny rozwój. Odkryła przyjemność uczenia się, samotności i możliwości wyborów. A dziecko kwitło. Z małego chuderlawego chłopczyka, który wiecznie chorował, wyrastał coraz mężniejszy chłopiec. Z dziecka, które było dobre we wszystkich przedmiotach i nigdy nie sprawiało kłopotów, wyrastał ukierunkowany i utalentowany młody matematyk, który wiedział, czego chce, i potrafił o to walczyć.

Po kilku takich latach to rozbite małżeństwo zbliżyło się do siebie na tyle, że ponownie zaczęli być razem, a młode chłopię zostało wybitnym studentem pewnej akademii. Każde z tych trojga przeszło czas smutku i żalu oraz adaptacji do nowych warunków. Rodzina ta miała jeden dar – rozmowy. Oni po prostu zaczęli mieć dla siebie czas i spędzali go na rozmowach i poznawaniu siebie wzajemnie. To też jest oblicze rozbitego rodzicielstwa.

Mamy wybór. Decyzja o rozwodzie, choć trudna i obciążająca, może się przyczynić do wzrostu i rozwoju każdego z członków rodziny. Po prostu mamy wybór. Jak powiedział Einstein: „Każdy z nas ma dwie rzeczy do wyboru: jesteśmy albo pełni miłości… albo pełni lęku”.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Dziecko a rozwód. O co trzeba walczyć?
Komentarze (16)
9 grudnia 2017, 23:32
Czasami nie ma innego rozwiązania niż rozwód. Niestety za błędy dorosłych najmocniej cierpią dzieci. Polecam przeczytać książkę "Wariatka" Agnieszki Chrzan, w której opisane jest co przeżywają dzieci rozwódników oraz co mogą zrobić, aby zamknąc za sobą ten rozdział i wkroczyć w dorosłe życie z możliwością stworzenia własnego szczęśliwego związku.
L
leszek
6 listopada 2010, 18:23
Jestem w Kościele Katolickim, a coś nie tak? :-) Przecież już pisałem, i to kilka razy. Nie tak jest modlenie się do Maryji i innych świętych z prośbą o dane/zabranie, obronę/uratowanie itp itd, zamiast modlitwy do nich o wstawiennictwo za nami aby to BÓG spełnił. Nie tak jest również modlenie się o coś co wymaga pozbawiania kogoś jego wolnej woli, a więc aby Bóg spowodował że ktoś coś zrobi lub przestanie robić - można się modlić w cudzych intencjach aby Bóg obdarzał ich szczególnymi łaskami, aby był szczególnie cierpliwy, wyrozumiały, hojny, ale nie aby pozbawiał ich wolnej woli!
L
leszek
6 listopada 2010, 14:24
Ufam, że odnajdziesz Swoją Matkę. Już Ci pisałem, nie czuję się sierotą. Ale czy Ty jesteś chrześcijanką?
L
leszek
6 listopada 2010, 12:55
fragmenty modlitw w parafiach: " o Stolico Mądrości, nad każdą uczelnią i szkołą oraz spraw, by dzieci i młodzież wzrastała w łasce u Boga i u ludzi. Niechaj znajdzie miejsce w Twoim Niepokalanym Sercu każda rodzina i każdy człowiek." "Królowo Rodzin oddajemy Ci i zawierzamy wszystkie nasze rodziny, byś je upodobniła do Twojej Najświętszej Rodziny. Spraw łaskawie, niech dzieci i młodzież wzrastają w łasce u Boga i u ludzi." Błękitne Niebo, nie musisz mi podawać przykładów trącących herezją lub wręcz będących herezją różnych form pobożności ludowej. Jest całe mnóstwo takich nabożnych modlitewników i wszelakiej literatury. To że przytoczysz kolejny przykład jakiejś modlitwy o to by Maryja coś SPRAWIŁA wcale nie zmieni faktu, że SPRAWIAĆ wyłącznie Bóg. Podając takie przykłady, zapewne wbrew swoim intencjom utwierdzasz mnie jedynie w przekonaniu o głębokości zakorzenienia tego antychrześcijańskiego pogaństwa. Sam Ci mogę dorzucić tego rodzaju kwiatek. Znasz pieśń 'Serdeczna Matko'? Opowiadającą o ojcu-psychopacie, nie zważającym na łzy swoich dzieci, ale sieczącym je na oślep rózgą? I o kochającej matce, która ratuje swoje nieszczęsne dzieci przed ojcem-psychopatą? Pieśń wzruszająca, wręcz wyciskająca łzy, możnaby nawet nakręcić jakiś program interwencyjny... Ale co ta pieśń ma wspólnego z Bogiem Ojcem tak kochajacym wszystkich ludzi, że nawet Syna Swojego posłał by ich ocalić?!? Trygława zamieniono sobie na Trójcę a Artemidę na Maryję... I to ma być chrześcijaństwo?!? Dla nie kojarzących przytoczę jedną zwrotkę tej bardzo nabożnej pieśni: Zasłużyliśmy, to prawda przez złości, By nas Bóg karał rózgą surowości: Lecz kiedy Ojciec rozgniewany siecze, Szczęśliwy, kto się do Matki uciecze. Gdyby Boga Ojca i Jezusa Chrystusa obdarzano choć ułamkiem tego kultu maryjnego...
L
leszek
6 listopada 2010, 12:01
<a href="http://www.sluzew.dominikanie.pl/archiwum/pdf/Litania_Dominikanska.pdf">Można również odmawiać Litanię do Najświętszej Marii Panny we wszelkich utrapieniach>>.</a> Powtarzam jeszcze raz. Nie mam absolutnie nic przeciwko kultowi Maryjnemu. Nie mia w związku z tym absolutnie nic przeciwko odmawianiu różańca czy Litanii do NMP. Moje sprzeciwy budzą jedynie niektóre okoliczności z tym związane, m.in. intencje takich modlitw. Jesli modlimy się o WSTAWIENNICTWO to OK, ale jeśli miałaby to być modlitwa by Maryja SPRAWIŁA to już veto! Tak samo veto gdy mielibysmy się modlić o to aby Bóg spowodował że np. ktoś coś zrobi lub przestanie robić, bo jest to równoznaczne z prośbą aby pozbawił kogoś jego wolnej woli. Miałem kiedyś takiego znajomego, który w modlitwie wspólnotowej często modlił się o nagłą śmierć wszystkich obecnych... On oczywiście miał inne, dobre intencje, ale taka była prawda... bo on się modlił o to aby wszyscy obecni jak najszybciej znaleźli się w niebie... tak czy inaczej, miałem opory aby na jego wezwanie odpowiedzieć: wysłuchaj nas Panie...
L
leszek
6 listopada 2010, 11:20
Jeszcze uzupełnienie... Nic nie mam przeciwko kultowi Maryjnemu jeśli jest on zgodny z Nauką Kościoła, np. wyrażoną w adhortacji Pawła VI pt. Marialis cultus, masz ją np. <a href="http://kosciol.wiara.pl/doc/490260.Marialis-cultus">tutaj</a>. Ale polskie wydanie tego kultu Maryjnego często już nawet nie graniczy z herezją ale wręcz jest herezją. Można godzinami tłumaczyć nawiedzionym tzw. maryjnym, że TO BÓG jest sprawcą wszystkiego, TO BÓG daje nam wszystko... Można im godzinami tłumaczyć, że modlimy się DO BOGA, że wyłącznie DO BOGA zwracamy się z wszelkimi prośbami, a tzw. modlitwa do świętych nie może być modlitwą o sprawienie czegoś (bo TYLKO BÓG może to coś sprawić) a powinna być modlitwą o wstawiennictwo za nami! A więc do Maryji zwracamy się tak jak i do innych świętych wyłącznie o wstawiennictwo! Ale gadał dziad do obrazu... Nawet jak prowadzący modlitwę ksiądz poprosi aby teraz zwracać się z prośbą aby BÓG za WSTAWIENNICTWEM Maryi obdarzył nas swoimi łaskami, to i tak niereformowalni maryjni będą się modlić prosząc: daj/zabierz, uchroń/obroń, spraw. A jak ksiądz (czy ktokolwiek inny) poprosi aby teraz zwracać się z podziękowaniami za wszelkie łaski którymi nas BÓG obdarzył za POŚREDNICTWEM Maryii, to i tak będą się modlić: dziękuję Ci Maryjo, że DAŁAŚ/ZABRAŁAŚ, że UCHRONIŁAS/ORONIŁAŚ, że SPRAWIŁAŚ... Poganie modlili się do różnorakich bóstw, również do różnych bogiń-matek. Modlili się do Hery, Gemeter, Artemidy aby ich strzegły, broniły, aby ich obdarowywały... A pożal się Boże chrześcijanie niczym się od nich nie różnią pod tym względem, gdyż nadal, zamiast modlić się do Boga Ojca wszechmogącego i Jemu za wszystko dziękować, nawet nie próbują prosić świętych o WSTAWIENNICTWO lecz modlą się DO NICH aby to ONI dawali im to czego chcą... I jak się rozmawia z jakimiś protestantami czy jehowitami, to potem nie da się im wytłumaczyć, że katolicy nie uprawiają bałwochwalstwa bo oni sypiąc przykłądami jak z rękawa walą nimi jak w bęben bez trudu dowodząc, że katolicy, nie modlą się DO BOGA ale do Maryji i świętych lub wręcz do desek cudami słynących :-( I z TAKIMI kultami nie chcę mieć nic wspólnego i będę przed takim bałwochwalstwem ostrzegał wszelkich chrześcijan. Ale niech mi nikt nie mówi z tego powodu, że nie wierzę w modlitwę...
L
leszek
6 listopada 2010, 09:09
Nowennę Pompejańską znamy dzięki ojcu Jerzemu z tego forum. Wykpij więc Ojca Jerzego, tak jak kpisz ze wszystkich i ze wszystkiego na tym forum. A mnie daj święty spokój. Wyciągasz jakieś posty sprzed pół roku. Nie wierzysz w działanie modlitwy Twoja strata, nie nasza. My doświadczamy cudów Boga cały czas. Z BOGIEM. Nie kpię ze wszystkich ale z infantylizmu niektórych. To że nie wierzę w to, że wskutek wielokrotnego powtarzania przez kogokolwiek jakiejkolwiek mantry Bóg pozbawia innych ich wolnej woli, wcale nie oznacza że nie wierzę w modlitwę. Jak najbardziej wierzę w to że Bóg wysłuchuje modlitw... tyle że zgodnych ze Swoją wolą, a nie z pogańskimi kultami...
O
ona
5 listopada 2010, 23:48
nadszedł wiekopomny dzień, mogę zgodzić się z leszkiem :) nie wierze nie wierze nie wierze ;)
L
leszek
5 listopada 2010, 23:02
smoczyco, nie uzywaj skrajnych argumentów w obronie tezy, że rozwód nie jest takim złym wyjściem. Błekinte niebo ma wiele racji. To my swoją niewiarą zamykamy (taka jest nasza wolność) możliwość uczynienia cudu przez Boga. Tak mało miejsca zostawiamy Bogu na działanie w naszym życiu. JurkuS... Nie możesz chyba uznawać że piszę Ci na przekór bo Ciebie nie lubię a jestem wielbicielem smoczycy, ale naprawdę, smoczyca ma niestety rację, rozwód nie zawsze jest takim złym wyjściem, a czasem jest wręcz koniecznym. I to właśnie dlatego, że Błękitne Niebo nie ma racji twiedząc że modlitwa wszystko może załatwić. Jest tak jak zauważyłeś, swoją niewiarą zamykamy Bogu mozliwość uczynienia cudu. A gdy zamykamy Bogu możliwość działania to modlitwa nic nie zdziała.
L
leszek
5 listopada 2010, 22:56
Smoczyco, jedno jest pewne, poczytaj świadectwa, za mało modlitwy !! Jedni za drugich. Matka modliła się o uratowanie od rozwodu syna. Była zrozpaczona! Mało, że nie doszło do rozwodu, to jeszcze Bóg obdarował ich dzieckiem! OTO SIŁA MODLITWY! I co? I Pan Bóg pozbawił jej syna i jego żonę wolnej woli dokonując jakiejś lobotomii w ich mózgach, i się nie rozwiedli? Twój bóg jest całkowicie obcy chrześcijańskiemu Bogu Abrahama, Izaaka i Jakuba... Już kiedyś był wątek na temat modlitwy wstawienniczej, ale widzę że nic Ci to nie dało i nadal kultywujesz swoją wiarę w pogańskiego bożka-satrapę, traktującego ludzi jak marionetki którymi manipuluje zależnie od tego jak natrętni są jego wyznawcy :-( Poczytaj świadectwa: <a href="http://www.pompejanska.pl/29,nie-do-odparcia.html">http://www.pompejanska.pl/29,nie-do-odparcia.html</a> Zajrzałem i nie mam zamiaru czytać takich pogańskich tekstów. Jeszcze tylkobrakuje świadectw o cudownych interwencjach Artemidy Efeskiej :-(
K
kubi
5 listopada 2010, 21:49
ja mam kobietę po rozwodzie a fuj
Jurek
9 kwietnia 2010, 13:36
smoczyco, nie uzywaj skrajnych argumentów w obronie tezy, że rozwód nie jest takim złym wyjściem. Błekinte niebo ma wiele racji. To my swoją niewiarą zamykamy (taka jest nasza wolność) możliwość uczynienia cudu przez Boga. Tak mało miejsca zostawiamy Bogu na działanie w naszym życiu.
R
rozwód-w-kanie
6 kwietnia 2010, 17:44
 Trzeba zadbać o to,żeby dziecko nie zwątpiło w Bożą miłość i opiekę .Sprawić,aby zobaczyło,że przysięga małżeńska sięga ponad podziały,rozstanie,wyprowadzki a zwyczajna modlitwa za rodzinę czyni prawdziwe cuda.
Grażyna Urbaniak
6 kwietnia 2010, 17:05
Tematem nie jest działanie diabła, ale to nie zmienia faktu, że działa on w świecie i macza pazury w niejednym rozwodzie. Dlatego wypowiedź Błękitnego nieba nie jest niczym nie popartymi sloganem. Jest smutną prawdą, popartą Ewangelią. 
Jurek
30 marca 2010, 16:13
Gdy moja żona powiedziała, że odchodzi ode mnie, mój 10 letni wtedy syn powiedział: to co tatuś, nasz dom rozpada się? Co mozna wtedy powiedzieć dziecku? Powiedziałem mu, że ich domem jest mama, która ich kocha i tata, których ich kocha chociaż nie będzie mógł być zawsze przy nich. Moi synowie nie doświadczyli tych 10 punktów, które bardzo dobrze pokazała smoczyca. Ale jest to zasługa także mojej żony, która była, jest i będzie moją żoną. Moi synowie nigdy nie musieli wbierać między tatą a mamą. Myślę, że w jakiś sposób udało nam się ocalić dom. Czy bez Chrystusa, tak po ludzku byłoby to mozliwe...?
OP
Ojciec Pio na temat rozwodów...
29 marca 2010, 22:52
"Dziecko a rozwód. O co trzeba walczyć..." Ojciec Pio najlepiej to wyraził: "Ociec Pio bronił również z wielka mocą prawdy o nierozerwalności i świętości małżeństwa, sprzeciwiając się prawu do rozwodów. Rozpad małżeństwa i rodziny był dla niego wielką niesprawiedliwością, wyrządzającą krzywdę nie tylko dorosłym, ale przede wszystkim dzieciom. Dlatego mawiał, że „rozwód jest paszportem do piekła”. Już jako piętnastolatek napisał w szklonym wypracowaniu: „Ach, gdybym był królem! Ile pięknych rzeczy chciałbym dokonać.. Przede wszystkim zwalczałbym rozwody, tak upragnione przez wielu złych ludzi, i sprawiłbym, że sakrament małżeństwa byłby szanowany”. To młodzieńcze pragnienie będzie realizował jako roztropny i wymagający kapłan, kształtując sumienia narzeczonych i małżonków."