Jak wytyczać dzieciom granice?
Wytyczanie dzieciom właściwych granic stało się jednym z największych problemów współczesnych rodziców. Przypuszczalnie u źródeł związanej z tym niepewności leży brak pozytywnych doświadczeń z własnego dzieciństwa, kiedy to dorośli nie doświadczyli zbyt dużo ograniczeń albo ustalone granice były niezbyt jasno określone (rzadziej zbyt ciasne).
Przecież dopiero co pokolenie dziadków protestowało przeciwko utartemu schematowi zasad zachowania i lekceważeniu potrzeb dzieci. Ich potomstwo było wychowywane częściowo w zbyt liberalny sposób. W wielu kręgach dobre zachowanie uważane było za niemodne. Dzieci nie miały być wychowywane na dobrze przystosowanych hipokrytów. Dorośli milkli natychmiast, jeśli dzieci chciały zabrać głos. Ich pociechy mogły, a nawet powinny, brudzić się bez skrępowania. "Wariowanie" w restauracjach, poczekalni u lekarza, na dworcu czy lotnisku uważane było za normalne dla wieku dziecięcego i musiało być tolerowane. Nienaganne maniery traktowano natomiast w wielu rodzinach za przejaw zacofania i kołtuństwa.
Dzisiaj rodzice patrzą na to inaczej. Dobre zachowanie jest dla nich priorytetowym celem wychowania, tak jak to pokazały cytowane na początku ankiety. Równocześnie uważają, że dzieciom należy stworzyć warunki do możliwie swobodnego rozwoju, powinno być im wolno pełną parą dawać wyraz swojej radości życia i samemu decydować, w co chciałyby się ubierać albo co chciałyby jeść. I to jest dobre podejście. Nie ulega wątpliwości, że dzieci potrzebują swobodnej przestrzeni, by móc zdrowo się rozwijać. Jednak jak to trafnie wyraziła jedna z dyrektorek poradni wychowawczej: swobodna przestrzeń - to również przestrzeń, a każda przestrzeń ma swoje granice.
Rodzice, którzy nie pokazują wyraźnie swoim dzieciom, gdzie leżą granice, których przekraczać nie wolno, nie wyświadczają przysługi ani sobie, ani swojemu potomstwu: sobie nie, bo ich latorośl w beznadziejnym poszukiwaniu tych granic staje się coraz bardziej nieznośna: jest bezczelna, traci panowanie nad sobą, nie wychodzi z fazy buntu, niszczy rzeczy, stawia żądania i bije się z innymi dziećmi. Albo całkowicie chowa się w sobie, nie reaguje na jakiekolwiek próby zainteresowania ją czymkolwiek, uważa wszystko za głupie i nudne. Me wyświadczają też przysługi dziecku, ponieważ dzieci, które w ten sposób tracą kontrolę nad sobą albo są tak znudzone, czują się straszliwie nieszczęśliwe - zagubione w tej "swobodnej przestrzeni", bez poczucia gruntu pod nogami, bezbronne i zdane tylko na siebie, co w konsekwencji bardzo poważnie szkodzi ich rozwojowi w kierunku bycia pewnym siebie i samodzielnym, dorosłym człowiekiem.
"Nie" musi oznaczać konsekwentne "nie"
Odczucia rodziców przy wyznaczaniu granic są podobne do tych, związanych z rozstrzyganiem konfliktów. Dorośli boją się krzyku i kłótni. Rzadko jednak daje się ich uniknąć, ponieważ w naturze dzieci leży, że ciągle na nowo badają, gdzie leżą granice. Aby rzeczywiście przekonać się, że oto dotarli do punktu, którego przekroczyć już nie mogą, bronią się i tylko wówczas zaakceptują ten punkt jako rzeczywiście obowiązującą granicę, kiedy będzie on bezdyskusyjny i niezmienny. Dlatego tak ważne jest, by rodzice byli konsekwentni.
"Nie" oznacza niezmienne i bezdyskusyjne "nie", nawet jeśli nasza pociecha zacznie się awanturować. Dziecko będzie całkowicie zdezorientowane, kiedy rodzic raz będzie przykładał do pewnych spraw wielką wagę, a już następnego dnia będzie je traktował z dużo większym dystansem.
Rozsądne "nie" i sensowne granice wymagają stawiania takich zakazów i nakazów bądź też ustalenia takich konsekwencji, które dadzą się na dłuższą metę egzekwować. Tylko przy takich założeniach dziecko będzie mogło kierować się tymi zasadami i umocnić zaufanie zarówno do własnej osoby, jak i do rodziców.
Wiecej w książce: Jak przekazywać dzieciom wartości - Gerda Pighin
Skomentuj artykuł