Jaka powinna być naprawdę dobra mama?
Potrzeba, aby u boku noworodka już od pierwszych jego kontaktów ze światem wewnątrzrodzinnym stała "matka opiekuńcza", czyli matka, która umiałaby w zrównoważony i pewny sposób odpowiedzieć na żądanie więzi ze strony malca. Jest przy tym rzeczą oczywistą, że osoba matki opiekuńczej stanowi dar, który towarzyszyć będzie dziecku w całym jego rozwoju aż do wieku dojrzewania i wieku dorosłego.
Jednak, aby nie wypowiadać twierdzeń ogólnikowych ani idealistycznych, z gatunku tych, które mają właściwość (nie zamierzoną) obwiniania rodziców, powinniśmy ustalić zasięg znaczenia trzech terminów: przywiązanie, matka oraz opiekuńczość.
Począwszy od badań Bowlby'ego, dziś wiele wyników podobnych badań zgodnych jest co do opinii, że istnieje w człowieku wrodzony system motywowania otoczenia do przywiązania: ludzkie dziecko (jak zresztą młode pozostałych ssaków) jest wyposażone w możliwości zapewnienia sobie bliskości osoby, która gwarantuje mu przeżycie, zarówno w sensie dostarczania pożywienia, jak i w sensie obrony przed niebezpieczeństwem. Osoba taka, zwana z angielska caregiver (ten, kto się opiekuje), staje się "obiektem przywiązania", czyli więzi, bez której nie można się obyć, obiektem dążenia do bezpieczeństwa i bliskości. I już sam ten fakt zdumiewa nas: mały człowiek nie jest przystosowany do tego, aby żyć samodzielnie (następuje to dopiero po dłuższym lub krótszym okresie zależności), jest dla niego czymś nienaturalnym egzystencja bez więzi, wystarczanie sobie samemu; przeciwnie, wrodzona motywacja ukierunkowana jest na poszukiwanie więzi.
Nawet w sytuacjach pewnej tymczasowości, nawet w przypadku otrzymywania niewystarczających odpowiedzi dziecko ze wszystkich sił próbuje się "przywiązać", odpowiedzieć na więź i jednocześnie ją motywować.
Wszyscy jako ludzie wyczuwamy, że dziecko odrzucające więź, zamykające oczy w obecności innych osób, zamykające się w sobie, nie jest dzieckiem "spontanicznym", szczęśliwym. Jest dzieckiem z jakimś głębokim urazem, zrozpaczonym, pochłoniętym przez swój ból. Poza tym żaden dorosły nie może przejść obojętnie obok noworodka, maltretowanie zaś bezbronnego dziecka przez osobę dorosłą odczuwane jest jako zachowanie nieludzkie, choć nie powinno prowadzić nas do wydawania pochopnych sądów: znęcający się dorosły mógł być pozbawiony prawidłowych więzi w dzieciństwie i pochodzić ze "znęcającej się rodziny", które to trafne wyrażenie zostało użyte przez autorów bardzo znaczącej pozycji książkowej.
Psychoanalityk Rene Spitz w latach czterdziestych i pięćdziesiątych prowadził badania na temat całkowitego pozbawienia opieki ze strony matki. W braku obiektu przywiązania (były to dzieci osierocone bądź dzieci matek odbywających karę pozbawienia wolności) niemowlęta dosłownie powoli umierały: po kilkakrotnych próbach wezwania kogoś płaczem zamykały się w sobie, leżały skurczone i nieruchome, traciły na wadze, stopniowo zaczynały także odmawiać przyjmowania pokarmu (w przypadku ponownego pojawienia się matki lub w obecności osoby mogącej ją w wystarczającym stopniu zastąpić — w ciągu nie więcej niż pięciu miesięcy odzyskiwały chęć do życia).
Poniżej zamieszczamy naturalne i spontaniczne pytania, jakie zadają sobie rodzice. Warto je wypowiedzieć i zachęcić rodziców do poszukiwania w tekście odpowiedzi, które pozwoliłyby przynajmniej lepiej sformułować samo pytanie!
Czy matka umie być matką sama z siebie? Jaka powinna być dobra matka? W jaki sposób rozwija się więź rodzic — dziecko? Czy ojciec może lub powinien zastępować matkę? Co to znaczy stanowić dla dziecka zwierciadło? W jaki sposób zachowuje się dziecko samodzielne i bezpieczne? Czy więź rodzic — dziecko podlega ewolucji? Kiedy dziecko bywa nadmiernie zależne i niepewne albo kiedy wydaje się odrzucać więź? Czy łatwo jest być rodzicem?
Wszyscy wiedzą, że nie wystarczy tylko dać pożywienie (napełnić dziecku brzuszek), trzeba z uczuciem zająć się malcem, a to jest coś o wiele więcej: stwierdzono, że jakość żywienia (mlekiem z piersi czy sztuczną mieszanką) w dużo większym stopniu związana jest z jakością więzi uczuciowej zachodzącej przy karmieniu niż z własnościami organoleptycznymi pokarmu. Badania prowadzone przez Harry'ego F. Harlowa na temat przywiązania występującego u naczelnych wykazały, że młode małp rezusów karmione za pomocą metalowej rurki przez matkę, która podawała im pożywienie świetnej jakości, nie szukały później u niej schronienia w chwilach strachu czy niebezpieczeństwa. W wieku dorosłym wykazywały poważne zaburzenia w sferze zachowań społecznych i troski o potomstwo.
W miarę jak dziecko rośnie, zaczyna także odczuwać potrzebę odkrywania otoczenia, krótkich okresów rozłąki z care-giverem, pozostając jednak w "bezpiecznej bliskości" do obiektu przywiązania, aby w razie zagrożenia czy niepewności móc szybko wrócić w pobliże swojego źródła bezpieczeństwa. Powinno mieć swobodę oddalania się, im bardziej bezpieczne się czuje, tym bardziej jest to "dozwolone".
Można nawet powiedzieć, że między dzieckiem a matką zachodzi swego rodzaju nieuświadomiony "taniec", tak jakby oboje byli związani niewidzialną nicią: im bardziej matka w spokoju "popuszcza mu nici", nie denerwuje się podejmowaniem przez niego prób samodzielnych działań, tym bardziej malec odkrywa przestrzeń, ośmiela się, bada. I, vice versa, im bardziej dziecko okazuje chęć poszukiwań i "odwagę", tym bardziej matka ze spokojem "popuszcza mu nici".
Poczucie przywiązania zaspokaja zatem fundamentalne potrzeby odkrywania świata i utrzymania bliskości, schronienia, do którego się wraca, i bezpiecznej bazy, z której wyrusza się na podbój rzeczywistości.
Więcej w książce: Małe dziecko w rodzinie - Mariateresa Zattoni
Skomentuj artykuł