Nie przetrzymuj dzieci w domu!

(fot. shutterstock.com)
Joanna Winiecka-Nowak

Nie, nie idziemy na huśtawkę. Jest cała mokra. Z górki też nie zjeżdżamy, przecież śnieg się już prawie stopił. Uwaga! Tam jest błoto! No i masz. Wywróciłeś się w kałużę. Wracamy.

Zimowy spacer z dzieckiem, zwłaszcza podczas styczniowych roztopów, bywa bardzo trudny, a wyjść przecież trzeba, dla zdrowia. Żeby się nie snuć bez celu, wymyślmy sobie jakąś zabawę. Może być nawet pouczająca. Oczywiście tajnie, bo dzieci zwykle pouczane być nie lubią…

Już w drodze do parku zabawmy się w szukanie zwierząt. Mogą być umieszczone na wystawach sklepów i na plakatach, albo wyszyte na kurteczce. Naturalnie liczymy też te najprawdziwsze, żywe. Z pewnością i w tym wypadku czeka nas sukces, mimo że zimą świat przyrody pozostaje uśpiony. Na chodnikach spotkamy ludzi wyprowadzających psy. Sprawdźmy, czy naliczymy ich więcej niż dziesięć, albo określmy, jaka dokładnie rasa będzie nas interesować. Jeśli wytężymy wzrok, może uda nam się dostrzec ukrytego na podwórzu kota. Skrzydła rozwiniemy, gdy wreszcie dojdziemy do celu - parku lub skweru. Tam znajdziemy się w zimowym królestwie ptaków.

Wiele gatunków odleciało jesienią w poszukiwaniu lepszych warunków do przezimowania, są jednak takie, które do nas przyleciały. To Polska jest dla nich ciepłym krajem. Do naszych stad dołączyły na przykład kawki i gawrony, które teraz dumnie przechadzają się po trawniku. Wypatrują jakiegoś smacznego kąska - uśpionego w ziemi pędraka, zasuszonego żołędzia, wyrzuconego kawałka chleba. Równie łatwo będziemy mogli obserwować mniejsze ptaki. Co prawda ukrywają się one w koronach drzew i wśród gałązek krzewów, nie zachowują się jednak tak statecznie, jak więksi kuzyni. Śpiew sikorek i ćwierkanie wróbli usłyszymy znacznie wcześniej, niż uda nam się wypatrzyć żółte czy brązowe piórka. Warto jednak wytężyć wzrok. Zwłaszcza, że popularnym śpiewakom towarzyszą mniej znane nam gatunki - oliwkowozielone dzwońce, pstrokate szczygły i zięby, czerwonobrzuche gile.

DEON.PL POLECA

Czasem pojawia się stado gości specjalnych - czubatych jemiołuszek, które przylatują do Polski tylko zimą. Nad parkowym stawem również dostrzeżemy głównie ptaki. Po niezamarzniętej tafli wody pływają białe łabędzie, czarne łyski i kaczki krzyżówki z niebieskim lusterkiem na skrzydle. Nad stawem krążą mewy. Te również nie należą do najcichszych mieszkańców okolicy.

Poza zwykłymi obserwacjami możemy też zabawić się w bezkrwawe łowy. Policzmy, ile gatunków uda nam się rozpoznać. Spróbujmy im zrobić zdjęcia, a później, w domu, wyszukajmy ich nazwy w kolorowym atlasie lub Internecie. Głębiej natomiast zastanówmy się nad kwestią dokarmiania. Ludzie niestety zwykle czynią przy tym więcej szkody niż pożytku. Rozmoczone w wodzie pieczywo szybko pleśnieje, choroby powoduje również znajdująca się w nim sól, polepszacze smaku i inne chemiczne dodatki. Jeśli chcemy dokarmiać ptaki, zaopatrzmy się w ziarna zbóż i otręby. Pamiętajmy, że dokarmiać je należy systematycznie - zwierzęta przyzwyczajają się do źródeł pokarmu. Akcji dokarmiania nie zaczynamy przed grudniem, by nie zniechęcić ich do odlotu. U nas są narażone na silny mróz i choroby, powodowane zbyt dużym zagęszczeniem na małych stawkach. Temu zaś nie damy rady w żaden sposób zapobiec.

Bardziej ambitną zabawą będzie szukanie dzikich zwierząt, które nie są ptakami. Zimą nie spotkamy owadów, ślimaków ani pająków. Te, które nie zginęły jesienią, śpią ukryte pod kamieniem, w pryzmie liści, lub zakopane głęboko w ziemi. Podobnie czas spędzają teraz żaby i jaszczurki oraz inne płazy i gady. Również ssaki ukrywają się w swoich norach, gniazdach lub korytarzach podziemnych. Wiele z nich śpi. Istnieje szansa, że w parku sąsiadującym z lasem uda się nam zobaczyć sarnę. W centrum miasta w najlepszym razie będzie to przebiegająca przez trawnik wiewiórka albo mysz. Nie zniechęcajmy się jednak brakiem sukcesu, tylko zmieńmy obiekt zainteresowań. Zacznijmy tropić rośliny.

Czy można iść śladem czegoś, co się nie porusza? Owszem, w dodatku może to być bardzo ciekawe. Zabawmy się w detektywów prowadzących śledztwo na podstawie poszlak.

Przyjrzyjmy się korze, pozostającym na gałęziach zasuszonym liściom i owocom. Zastanówmy się, czy pamiętamy te rośliny z okresu, w którym miały jeszcze liście? Koniecznie poszukajmy też drzew, krzewów i bylin, które pozostają zielone. Z młodszymi dziećmi porównajmy ich wysokość i wygląd gałązek. Zabawmy się też leżącymi na ziemi szyszkami, na przykład w rzuty w dal i do celu, albo w układanie fantazyjnych wzorów. Tylko pamiętajmy - drzewa i krzewy iglaste nie mają owoców. Szyszki to zdrewniałe kwiatostany, czyli zbiory kwiatów. Jeśli się bawić, to fachowo.

Ze starszymi potomkami spróbujmy oznaczyć rośliny, czyli sprawdzić, do jakiego rodzaju lub gatunku należą. Po igłach łatwo rozpoznamy sosny, jodły i świerki. Te pierwsze mają je osadzone na krótkopędach - "wyrastają w pęczkach". Jodłowe igły zakończone są małą, zieloną przylgą. Po oderwaniu pozostawiają na gałązkach okrągłe ślady. Świerkowe wyrastają na zdrewniałych, brązowych trzoneczkach, które pozostają na pędzie po ich opadnięciu. Cisa zidentyfikujemy natomiast po nasionach otoczonych czerwonymi osnówkami. Znakiem rozpoznawczym daglezji są szyszki o dobrze widocznych dwóch rodzajach łusek - zdrewniałych i błoniastych, przypominających zębate języczki. Zimozielone liście mogą mieć też kształt łusek. Takowe posiadają żywotniki, cyprysiki i biota. Do ich dalszego oznaczania przydadzą się ich maleńkie szyszki. Do zielonych zimą, pospolitych gatunków należy też bukszpan - niewielki krzew spotkany w większości parków (i koszyczków wielkanocnych). Zimozielony jest pnący się po pniach drzew bluszcz i wrośnięta w ich gałęzie, kulista jemioła. Sporej wielkości różaneczniki, maleńkie barwinki, oraz dziesiątki innych, mniej lub bardziej znanych roślin. Ich liście są sztywne i grubsze, czasem okryte lśniącym woskiem, czasem wełnistymi włoskami. Niektóre - tak jak u mahonii - mają na brzegach kolczaste ząbki. Dzięki temu nie zamarzają tak łatwo, nie wchodzą też do menu saren i zajęcy.

Kiedy już znudzą nas rośliny i zwierzęta, weźmy pod lupę przyrodę nieożywioną i rządzące nią prawa. Jeśli trafiliśmy do parku podczas roztopów, wzbogacimy się z pewnością o wiedzę dotyczącą stanów skupienia wody. Rozejrzyjmy się wokół, może otrzymamy ewidentne dowody na to, że lód - ciało stałe - to zamarznięta woda. Zwróćmy uwagę na sople i sprawdźmy, czy aby nie zaczęły się topić. W zimniejszy dzień zaobserwujemy też inną przemianę. Nachuchajmy w powietrze i przypatrzmy się, jak niewidzialna para wodna zmienia się w drobne, unoszące się w powietrzu kropelki wody. Wody w stanie ciekłym nie będziemy musieli szukać. Zapewne będzie jej pod dostatkiem w kałużach i - jeśli będziemy mieli mniej szczęścia - również w naszych butach.

Pozostając w temacie kałuż, błotniste alejki są ciekawym poligonem doświadczalnym do obserwacji tarcia. Sprawdźmy, gdzie lepiej nam się śliska - na suchym betonie, czy na alejce pokrytej błotkiem. Czy każdy z nas śliska się tak samo, czy też ma znaczenie rodzaj podeszwy buta? Podobne, a nawet jeszcze bardziej pouczające obserwacje możemy prowadzić jeżdżąc na sankach po śniegu. Przeprowadzimy wtedy dodatkowe eksperymenty, dotyczące wpływu ciężar poruszającego się przedmiotu oraz prędkość poruszania się na siłę tarcia. Zadajmy sobie pytanie, czy łatwiej jest pociągnąć na sankach brata czy tatę? Czy więcej sił potrzebujemy, aby ciągnąć sanki toczące się powoli, czy bardzo rozpędzone?

Doświadczenie na śniegu ma jeszcze jedną zaletę - generalnie nie niesie za sobą zniszczeń materialnych i konsekwencji zdrowotnych, które mogą towarzyszyć zabawom w błotnistej kałuży.

Śnieg i błoto przydadzą się nam również do zabawy w Indian. Zbadajmy je dokładnie i poszukajmy śladów. Spróbujmy odgadnąć kto, lub co, je pozostawiło. Łatwo rozpoznamy buty ludzi, ba, nawet określimy, czy byli oni mali, czy duzi. Wyszukamy też buty ewidentnie damskie. Możemy pokusić się również o odgadnięcie, w jaki sposób poruszała się osoba. W tym celu przebiegnijmy się, a później powoli przejdźmy. W końcu przyjrzyjmy się zostawianym przez nas tropom.

W parku znajdziemy też ślady różnych pojazdów. Prym będą wiodły z pewnością wózki dziecięce. W cieplejsze dni jest szansa na ślad roweru, w mroźniejsze - sanek. Najtrudniej będzie znaleźć te, pozostawione przez samochody. Ma to swoje dobre strony, dzięki temu w spokoju zajmiemy się tropieniem zwierząt. Przeanalizujemy budowę łapy psa, czteropalczastej stopy gawrona i podobnej, choć większej i obdarzonej błoną pławną, stopy kaczki. W przypadku, w którym nie rozpoznamy właściciela, zróbmy zdjęcia lub szkice, które porównamy z tymi, umieszczonymi w książkach. Po nitce do kłębka, a po śniegu i błocie do celu - dobrej zabawy.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Nie przetrzymuj dzieci w domu!
Komentarze (4)
E
ew
17 stycznia 2015, 16:39
Pomocny artykuł, faktycznie wywabić dziecko w taką nieokresloną pogodę na zwnątrz jest niełatwo. Może jeszcze dodam, dzięki mojeje przyjaciółce poznalismy nowy sposósb, geocasching (takie poszukiwanie skarbów z gps-em w ręku). Całe rodziny mają z tego tytułu niezłą zabawę.
M
mary
17 stycznia 2015, 14:13
artykuł bardzo ciekawy ale.... wychowałam sie na wsi i moi rodzice nie musieli kombinować co by tu wymyślić...po prostu rano się wychodziło z domu, wieczorem wracało (a i jeszcze przerwa na obiad), na podwórku było dużo dzieci, zawsze coś znalazło sie do roboty... a teraz trzeba sie dwoic i troic zeby odciągnąc dzieci od kompa...chciałabym żeby wróciły znów te czasy gdzie podwórko jest naturalnym miejscem zabaw dzieci i nie trzeba specjalnie aranżować jakichs spotkań czy hiperpedagogicznych spacerów.  Jeśli chodzi o ten artykuł, to dzieciom tez trzeba dać swobodę by mogły sie wyszaleć, wyganiać i same dojsć do tego ze zyje w świecie pełnym roślin i zwięrząt. Moze mi się prościej mówi bo miałam las za domem, ale zawsze będe współczuc dzieciom wychowanym w miescie, że nie mogą doświadczyc tej wolności co dzieci na wsi...
G
Gosia
17 stycznia 2015, 19:12
Ja co prawda wychowałam się w dużym mieście, początki lat 90, ale to było super dzieciństwo, podwórko, 2 duże ogrody, całymi dniami jako dzieciaki siedzieliśmy na dworze i wcale zabawki nie były nam potrzebne;) naszymi ulubionymi zabawkami był trzepak, drzewa i płoty po których się (prze)chodziło, rowery, wąż ogrodowy i wszystko co nam w ręce wpadło (liście, kwiaty, kamienie, półżywy bąk, którego trzeba "operować", żeby nie umarł;), zabawy w chowanego, linkę, gumę, gry zespołowe, podchody, organizacja "swojego domu" w starej bezpańskiej szopie, wycinanie sekatorem "tajnych przejść" z ogrodu na ulicę w żywopłocie... to były czasy!!! Komputer przy tym był nudny, ewentualnie na zimowe wieczory, choć i wtedy w domach chętniej bawiliśmy się po swojemu, bo tak było ciekawiej:) cieszę się, że nie miałam dzieciństwa pełnego elektroniki i zasiedzenia, ale pełne zabaw z innymi dziećmi, ruchu i relacji:)
M
mama
17 stycznia 2015, 09:49
Bardzo ciekawe pomysły na zabawy z dziećmi! A wydawało by się że wyjście do parku to mała aktrakcja...