Patrzysz na zegarek, a nie na mnie!

(fot. mahnoorraja / flickr.com)
Wolfgang Bergmann / slo

Brak czasu rzutuje dziś na rozwój małych dzieci o wiele bardziej negatywnie, niż jesteśmy w stanie to sobie wyobrazić. Pośpiech odbija się negatywnie także na życiu wielu rodzin, chociaż nikt o nim nigdy nie mówi. Porozmawiajmy więc o pośpiechu.

Mama się spieszy, a dziecko chciałoby się pobawić. Zabawa dziecka jest czymś bardzo poważnym, jest pracą, jest zdobywaniem świata. Dziecku nie powinno się wtedy przeszkadzać. Oczywiście, nie zawsze jest to możliwe, czasem trzeba dziecko od zabawy oderwać. Lecz nie można robić tego gwałtem, na siłę. A tak dzieje się wówczas, gdy mama się spieszy. Rozejrzyjmy się wokoło współczesne rodziny i matki żyją przeważnie w permanentnym stresie.

Mama jest gdzieś umówiona na określoną godzinę, a dziecko się bawi. Rozpiera je radość, bo udało mu się złożyć na czworo kartkę papieru. To naprawdę wielki sukces poznawczy. Można go porównać z napisaniem artykułu do specjalistycznego czasopisma przez człowieka dorosłego. I teraz proszę sobie wyobrazić, droga czytelniczko/czytelniku, że właśnie formułujesz szczególnie mądrą myśl i rzucasz ją na papier, żeby z dumą pokazać efekt mężowi/żonie czy byłemu profesorowi, który nigdy by nie przypuścił, że stać cię na coś podobnego, gdy nagle ktoś z nich przychodzi i tonem nieznoszącym sprzeciwu komunikuje: "Koniec, musimy iść. Spieszę się!". Czy nie wywołałoby to w tobie buntu? Rozgoryczenia? Oczywiście, że tak!

DEON.PL POLECA

To właśnie czuje dziecko, kiedy przerywa mu się składanie kartki papieru. Mama nie spojrzała nawet, co się dziecku udało przecież nie ma czasu. "Za chwilę trzecia, musimy szybko wychodzić!" oświadcza kategorycznie, a dziecko nie rozumie z tego ani słowa. Wszystko jedno, czy będzie to niemowlak czy pięciolatek taka sytuacja to zawsze gorzkie rozczarowanie.

Cała radość gaśnie, bo mama nie doceniła, nie dostrzegła wysiłku. Mama się spieszy, to wszystko.

Nieliczenie się z dzieckiem, niedostrzeganie jego potrzeb zaczyna się nagłym i bezlitosnym przerwaniem zajęcia. Na tym się nie kończy. Teraz mama nerwowo poprawia kurteczkę na dziecku i z pośpiechem zakłada mu czapkę, patrząc jednocześnie na zegarek. A przecież kiedyś, ubierając dziecko, pięć razy całowała je w nosek albo przynajmniej patrzyła na nie z czułością. Teraz nie ma czasu. Dziecko jest jeszcze wewnętrznie zaprzątnięte rozpamiętywaniem przerwanej zabawy i stara się głośno nie oponować, lecz mama nie nagradza jego postawy ani jednym ciepłym gestem.

Nie patrzy na nie, patrzy na zegarek. Potem szybko wyprowadza je na zewnątrz. Dziecko nagle wybucha płaczem. Mama jest zaskoczona. Co mu się stało?

Powodem jest oczywiście ten okrutny pośpiech (czy jak to nazwiemy), fakt, że w ciągu niespełna półgodziny mama tak naprawdę nie zauważyła dziecka trzy albo cztery razy. Tego nie wytrzyma żaden człowiek, a małe dziecko tym bardziej. Dziecko musi więc to jakoś wyrazić, eksploduje, jeśli nie wybuchnie głośnym płaczem. A mama? Mama jest bezsilna. Jeszcze jeden przykład, jak różne mogą być formy ignorowania dziecka i jak fatalne są tego skutki.

Wychowanie i uzdolnienia kryją się w różnych okolicznościach dnia codziennego. To tam mieszka szczęście, jeśli się go stamtąd nie przepędzi. To nie wielkie plany i zamiary rodziców są tym, co kształtuje/formuje/ma wpływ na dziecko. Są to drobiazgi, małe gesty, przejawy cichej miłości, a także nieświadomie szorstkie reakcje. Jedne z nich dziecko wzmacniają, inne osłabiają. Trwa to przez całe życie.*

* Przed kilkoma laty zdobyły rozgłos pewne badania przeprowadzone w Ameryce. Para naukowców doszła mianowicie do wniosku, że "rodzice są zupełnie nieważni". Dowiedli tego empirycznie. Okazało się, że plany, zamiary i ambicje rodziców nie mają dla rozwoju dziecka większego znaczenia. Z czego wyciągnięto wniosek, że rodzice nie mają na dziecko istotnego wpływu. Badacze jednak się pomylili. Nie zrozumieli bowiem, że prawdziwe życie nie dzieje się w głowie, tylko w gestach, spojrzeniach, tonie głosu i dotknięciach. Tym oddziaływają rodzice na dzieci. To kształtuje dzieci nieodwołalnie. Tylko w jednym owi badacze mieli rację: nie ma znaczenia to, czego rodzice chcą świadomie!

Więcej w książce: SZTUKA RODZICIELSKIEJ MIŁOŚCI - Wolfgang Bergmann

***

SZTUKA RODZICIELSKIEJ MIŁOŚCI - Wolfgang Bergmann

Dziecko niczego bardziej nie pragnie niż miłości obojga rodziców, którzy okażą mu zainteresowanie, akceptację i zapewnią bezpieczeństwo. Ale czy tata może przegrać z synem w piłkę? Czy mama powinna przymykać oko na wszystko? Jak wyrażać czułość i równocześnie wymagać? Gdzie stawiać granice, by uchronić dzieci przed zagrożeniami i niepotrzebnym cierpieniem?

Autor przypomina, że rodzicielstwa nie wysysa się z mlekiem matki. Tej sztuki trzeba się stale uczyć - cierpliwie, wytrwale, znosząc błędy i porażki. To jedyna recepta na udaną rodzinę.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Patrzysz na zegarek, a nie na mnie!
Komentarze (2)
J
jewka
25 listopada 2013, 22:42
ani jednego komentarza ... smutne ... nie mam dzieci (paradoksalnie - właśnie przez taki pośpiech) więc z perspektywy czasu mogę docenić (i ocenić ) wspomnienia swojego dzieciństwa - BEZ żłobka, przedszkola i tysiąca (zbytecznych) zajęć "rozwijających" - za to ze swobodą, mnóstwem czasu na zabawę właśnie, i różnymi doświadczeniami obecności rodziców - wbrew pozorom bardziej doskwierał mi pośpiech Mamy, która nie pracowała zawodowo tylko prowadziła dom niż taty, który pracował "na etacie" - ale kiedy wracał - po prostu był - wtedy tego wogóle nie zauważałam , ale to Ojciec dostosowywał się do mnie a nie odwrotnie - nie chodzi o to że mogłam robić co mi się tylko zechce - chodziło właśnie o tempo egzekwowania poleceń i respektowanie MOICH potrzeb - NIGDY nie czułam, że jestem dla moich Rodziców balastem czy powietrzem ... niestety sama jestem najlepszym przykładem, że sam trud rodzicielski ani nie załatwi wszystkiego , ani nie zastąpi ..
M
Maryla
2 lipca 2014, 14:32
Bardzo malo dzieci dzisiaj takie dziecinstwo ma. No i takich rodzicow.