Pokolenie światów równoległych

(fot. abbyladybug / flickr.com)
dr Małgorzata Majewska

Nowe technologie, odważne pomysły, postawienie całego swojego życia na jedną kartę. Jak mamy my, dorośli przekonywać dzisiejszych nastolatków, że warto czytać "Dziady" i uczyć się kolejnych faz rozwoju ameby?

17 grudnia 2013 pojechałam do pewnego krakowskiego gimnazjum na nagranie materiału filmowego do serii edukacyjnej, wydawanej przez Studio INIGO. Przygotowowując się razem z reżyserem Dariuszem Fedorowiczem do realizacji filmu “Tożsamość w internecie", dużo czytałam, oglądałam i rozmawiałam z osobami, zawodowo zajmującymi się młodzieżą. Myślałam, że jestem dobrze przygotowana do tego spotkania. Okazało się, że - mimo dobrych chęci - ich rzeczywistość jest zupełnie różna. Bo perspektywa jest inna.

Dopiero tam dotarło do mnie, że jest to pokolenie, które lepiej zna się na technologii niż ich rodzice. To młodzież uczy swoich rodziców czy dziadków, nie tylko jak obsługiwać sieć, ale jak włączyć nowy telewizor czy podłączyć DVD. To oni ściągają babci nową aplikację, a mamie ustawiają konto w banku. To oni wreszcie lepiej i szybciej potrafią sprawdzić godziny otwarcia urzędu skarbowego czy ściągnąć program do obsługi PITów. Mimo, że ani urząd skarbowy, ani PIT nie należą do ich rzeczywistości.

DEON.PL POLECA

Uświadomiłam sobie także, że zdecydowanie bardziej niż moje pokolenie, dzisiejsi nastolatkowie mają poczucie, że można wiele osiągnąć i zarabiać duże pieniądze w bardzo młodym wieku, niekoniecznie dzięki żmudnemu nabywaniu wiedzy w szkole, a raczej dzięki kreatywności i umiejętności ryzyka.

Świadomość sukcesu zawodowego kształtują przykłady z ich podwórka: Mark Zuckenberg, twórca portalu społecznościowego Facebook w wieku 23 lat został milionerem, a w 2010 magazyn "Time" wyróżnił go jako człowieka roku; Steve Jobs miał 21 lat, gdy razem ze Stevem Wozniakiem założyli Apple; Larry Page i Sergey Brin mieli po 25 lat gdy uruchomili przeglądarkę Google. Nowe technologie, odważne pomysły, postawienie całego swojego życia na jedną kartę. Jak mamy my, dorośli przekonywać dzisiejszych nastolatków, że warto czytać "Dziady" i uczyć się kolejnych faz rozwoju ameby? W ich mniemaniu bowiem wiedza, którą przyswajają w szkole i którą oferują im rodzice, jest mało przydatna w wirtualnym świecie. A nam powoli brakuje argumentów, że warto się uczyć, gdyż wartość wiedzy będą mogli ocenić dopiero za kilka bądź kilkanaście lat.

Z socjologicznego punktu widzenia, jest to pierwsze pokolenie, które cały czas żyje w światach równoległych: rzeczywistym i wirtualnym. Większość dzieci w wieku szkolnym ma stały dostęp do sieci. Mają smartfony i tablety. Większość nastolatków śpi z komórką koło łóżka; ma przynajmniej dwa adresy mejlowe; posiada profil na facebooku i innych portalach społecznościowych. Potrafi w ciągu kilku minut sprawdzić ceny biletów lotniczych z najdalszych zakątków świata; godziny otwarcia muzeum w Nowym Jorku, informacje o tym, na jakim etapie jest procedura wydawania nowego dowodu osobistego dla jego rodzica. Umiejętość doskonałego radzenia sobie z technologiami pozoruje przekonanie, że równie dobrze potrafią radzić sobie z własnymi emocjami. Ta złudność sprawczości przyniesie niestety, a może już pociąga za sobą dramatyczne skutki.

Każdy człowiek, a więc także, a może szczególnie, nastolatek - by mieć zapewnione poczucie bezpieczeństwa - potrzebuje jasnych i przewidywalnych reguł, wyraźnie wyznaczonych granic, a rownocześnie poczucie oparcia w świecie dorosłych. Tymczasem, życie w równoległych rzeczywistościach z różnych powodów ten fundament podważa.

Życie społeczne w rzeczywistej przestrzeni porządkowane jest przez reguły życia społecznego, których głównym celem jest ochrona "twarzy" drugiego człowieka. Kultura wypracowała w tym celu szereg strategii grzecznościowych, mających na uwadze potrzebę zachowania godności jednostki. W wirtualnym świecie, w którym nie dochodzi do spotkania twarzą w twarz, w którym człowiek nie widzi reakcji niewerbalnych swojego rozmówcy, to właśnie społeczna potrzeba zachowania twarzy zostaje naruszana przez niewybredne komentarze czy inne akty cyberprzemocy. Co więcej, zjawisko cyberprzemocy jest na tyle świeże, a równocześnie przybiera na tyle szeroki zasięg, że nie zdążyliśmy jeszcze przygotować strategii i procedur radzenia sobie z nim.

Tymczasem - jak wynika ze statystyk prowadzonych przez organizacje, które zajmują się walką z prześladowaniami w Internecie - z powodu nękania w sieci od 2010 r. życie odebrało sobie 34 dzieci. W Polsce ofiarami bezpośrednich ataków w sieci padło 29 proc. osób do 20 lat oraz aż 36 proc. mających od 12 do 16 lat. Fundacja Dzieci Niczyje i Gemius ustaliły, że 52 proc. polskich internautów w wieku 12-17 lat przyznało, że za pośrednictwem Internetu lub komórki miało do czynienia z przemocą werbalną, niemal połowa doświadczyła wulgarnego wyzywania (47 proc.), co piąty poniżania, ośmieszania i upokarzania (21 proc.), a co szósty straszenia i szantażowania (16 proc.). Werbalne ataki dotyczą tych przestrzeni, które u młodego człowieka dopiero się budują, a są niezwykle ważne, gdyż kontytuują jego pojęcie tożsamości. Atakowana jest często domena wyglądu zewnętrznego, ze szczególnym uwzględnieniem płciowości i seksualności; poglądy czy status społeczny. Jak podają cytowane badania, najwięcej werbalnej cyberprzemocy doświadczyli na Facebooku. Dalsze pozycje zajmują m.in. Twitter (28 proc.) i Ask.fm (26 proc.).

Cyberprzemoc ma również swoją wizualną realizację: młodzież masowo udostępnia swoje zdjęcia w internecie, szczególnie na facebooku. Niestety zdarza się, że wrzucone do sieci fotografie są kopiowane i umieszczane w kontekście obraźliwym dla danej osoby, np. na stronie pornograficznej. Przykłady można mnożyć.

Życie w równoległych przestrzeniach ma swoje konsekwencje dla relacji z innymi ludźmi. Dosyć powszechnym obrazkiem współczesnego świata jest rodzina czy grupka ludzi, która siedzi razem w miejscu publicznym, np. restauracji i nie zamienia ze sobą ani słowa. Każdy wpatrzony jest w klawiaturę swojego telefonu/tableta/laptopa. Podobny widok dostrzec można w samochodach: dorosły rozmawia przez zestaw głośnomówiący, a na tylnym siedzeniu dziecko wpatrzone w jakiś ekran. Shirley Turkle (2013) w książce pod znamiennym tytułem "Samotni razem" wskazuje na pozorność takiej relacji. Rodzicom wydaje się, że spędzili czas z dzieckiem tyle tylko, że to nie dziecko było na pierwszym planie. Taka sytuacja, obecna w wielu rodzinach, skutkuje zanikiem umiejętności BYCIA W DIALOGU.

Rozmowa w jednym wymiarze, bez równoległej obecności w sieci, to szansa na taką komunikację, w której na pierwszym planie jest nasz rozmówca: jego reakcje niewerbalne: to zmarszczenie czoła wskaże zdziwienie; gesty - wahanie; zawieszony głos - smutek. Za wypowiadanymi słowami kryję się ukryte intencje. A nader wszystko, rozmówcy mają szansę zrealizować jedną z najważniejszych potrzeb człowieka: potrzebę ważności. Te elementy giną w momencie, gdy jedna strona co chwilę zerka ekran. W tym momencie, to sms, a nie drugi człowiek, staje się - posługując terminologią psychologii Gestalt - figurą, elementem pierwszoplanowym, zaś rozmówca przechodzi w tym momencie do tła. I nawet jeśli za chwilę znowu wejdzie w rolę figury, bezpośredniość i intymność tej komunikacji została zaburzona. Tymczasem powszechną sytuacją w rodzicach jest ciągła obecność w dwóch światach: smsujemy w trakcie kolacji wigilijnej czy nawet - co opisuje Turkle - w czasie pogrzebu. Będąc równocześnie w dwóch światach, w żadnym nie jesteśmy na sto procent. I mimo że siedzimy razem, jesteśmy tak naprawdę sami.

17 grudnia 2013 zapytałam uczniów, czy oni doświadczyli cyberprzemocy. Uśmiechnęli się znacząco. Zapytałam, czy ktoś z nich poinformował o tym rodziców albo nauczycieli. Jedna na dwanaście osób. "Co by to dało?" - usłyszałam - "pewnie by mi komputer zabrali i tyle by było" - uzasadnił ktoś inny - "zresztą kto by się hejtami przejmował?" - przekonywała kolejna osoba - "a poza tym obok tego brzydkiego słowa jest uśmieszek, znaczy że żartował". Potrzebowałam usłyszeć to wyraźnie, zadałam więc kolejne pytanie: "to do kogo się zwracacie z waszymi problemami? Mamy czy taty?" - "Kto by tam dorosłym głowę zawracał?". Sprawni w sieci, kompletnie bezradni w zarządzaniu swoją osobą, a kompletnie bezsilni w rozpoznawaniu wlasnych emocji i rozmawianiu o nich z najbliższymi.

Internet ma wiele plusów: ułatwia zdobywanie informacji i komunikowanie się ze światem. Ale dorastające obecnie pokolenie jest pierwszym, któremu przyjdzie sprawdzić doświadczalnie skutki życia w światach równoległych, w których obowiązują zupełnie inne reguły. Nam, dorosłym, nawet jeśli mamy dobre chęci i chcemy być dla młodych ludzi oparciem, często zwyczajnie brakuje wiedzy i doświadczenia na tym polu. Dlatego tak istotna jest i dla nich, ale też i dla nas - nauczycieli, wychowawców, rodziców - edukacja w zakresie internetu, szczególnie zaś zjawisk tak trudnych, a zarazem tak powszechnych jak cyberprzemoc.

dr Małgorzata Majewska - Językoznawczyni, specjalistka w zakresie komunikacji werbalnej i niewerbalnej; interesuje się relacjami między językiem i psychologią; poza Instytutem Dziennikarstwa UJ, prowadzi także zajęcia w Instytucie Psychologii Stosowanej UJ, Instytucie Socjologii UJ oraz Kolegium oo. Dominikanów. Tekst ukazał się w lutowym numerze "Hejnał Oświatowy"

Bibliografia:

Turkle, S. (2013). "Samotni razem", tłum. Małgorzata Cierpisz;
Brandt, R. "Potęga Google’a", tłum Jacek Żuławnik;
wykłady TED

Filmy:

Jak nas śledzi i działa Google?
Fenomen facebooka. Facebook follies (2001)
Mark Zuckerberg. Prawdziwa twarz Facebooka / Mark Zuckerberg: Inside Facebook (2012)

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Pokolenie światów równoległych
Komentarze (5)
P3
Paweł 34 lata
30 stycznia 2014, 12:26
Jestem przedstawicielką łodego pokolenia i zupełnie nie mam problemu ze zrozumieniem, że warto przeczytać "Dziady", umieć liczyć, dlaczego warto znać mapę świata i funkcjonowanie ludzkiego organizmu..., ale z tą amebą mam problem. Naprawdę warto? A jeśli nie, to może lepiej nie używać tego sformułowania? Od razu całe zdanie traci swoje przesłanie i siłę, a ja mam poczucie, że ktoś stara mi się wmómić nieprawdę (że to obiektywnie ważna wiedza). Naleze do sredniego pokolenia, zyje w swiatach rownoleglych ze wzgledu na prace i prace naukowa, sprobuje to wyjasnic po swojemu. W czasach mojej wczesnej mlodosci bez komputerow, w dobrym liceum, byla biologia na wysokim poziomie, takze podstawy genetyki. Pamietam ze mimo iz mialam zainteresowania humanistyczne, bardzo mnie to wciagalo. Lubilam byc wszechstronna. Dzis siadasz przy komputerze i od razu wiesz jak jest z ta ameba;) ale czy jestes pewna ze w krotkim czasie znajdziesz zgodne z prawda informacje o genetyce, a nie jakies rojenia zwolennikow teorii spiskowych? W tym celu warto miec podstawy z liceum. Mysle ze wiem o co w tym chodzi, o encyklopedycznosc naszej dawnej edukacji,ktorej mlodziez nie chce bo ma (czesciowo sluszne) wrazenie ze wszystko natychmiast znajdzie w internecie. Jednakze kiedy zacznie sie pracowac naukowo, ta pewnosc znika: najcenniejsza okazuje sie umiejetnosc oceny jakosci informacji i filtrowania jej... Oczywiscie ja wolę Dziady;) ... ... Zanim poczytamy "Dziady" ... [url]http://www.youtube.com/watch?v=Wizew5ntomE[/url]
K
kasia
28 stycznia 2014, 19:30
Jestem przedstawicielką łodego pokolenia i zupełnie nie mam problemu ze zrozumieniem, że warto przeczytać "Dziady", umieć liczyć, dlaczego warto znać mapę świata i funkcjonowanie ludzkiego organizmu..., ale z tą amebą mam problem. Naprawdę warto? A jeśli nie, to może lepiej nie używać tego sformułowania? Od razu całe zdanie traci swoje przesłanie i siłę, a ja mam poczucie, że ktoś stara mi się wmómić nieprawdę (że to obiektywnie ważna wiedza). Naleze do sredniego pokolenia, zyje w swiatach rownoleglych ze wzgledu na prace i prace naukowa, sprobuje to wyjasnic po swojemu. W czasach mojej wczesnej mlodosci bez komputerow, w dobrym liceum, byla biologia na wysokim poziomie,  takze podstawy genetyki. Pamietam ze mimo iz mialam zainteresowania humanistyczne, bardzo mnie to wciagalo. Lubilam byc wszechstronna. Dzis siadasz przy komputerze i od razu wiesz jak jest z ta ameba;) ale czy jestes pewna ze w krotkim czasie znajdziesz zgodne z prawda informacje o genetyce, a nie jakies rojenia zwolennikow teorii spiskowych? W tym celu warto miec podstawy z liceum. Mysle ze wiem o co w tym chodzi, o encyklopedycznosc naszej dawnej edukacji,ktorej mlodziez nie chce bo ma (czesciowo sluszne) wrazenie ze wszystko natychmiast znajdzie w internecie. Jednakze kiedy zacznie sie pracowac naukowo, ta pewnosc znika: najcenniejsza okazuje sie umiejetnosc oceny jakosci informacji i filtrowania jej... Oczywiscie ja wolę Dziady;) ...
A
Anna
28 stycznia 2014, 07:49
Gratuluję b. ciekawego artykułu! Proszę o wskazanie, o które dokładnie wykłady TED chodzi.
A
Anna
28 stycznia 2014, 07:47
A odnośnie budzenia zainteresowania literaturą piękną wśród młodzieży, to może warto pomyśleć o wykorzystywaniu, np. mediów społecznościowych. Tutaj przykład "Wesela" ma Facebook: A. Zielińska, „Wesele” na fejsie, http://www.edunews.pl/nowoczesna-edukacja/ict-w-edukacji/2527-wesele-na-fejsie, 28.01.2014.
Z
Zosia
27 stycznia 2014, 19:16
"Jak mamy my, dorośli przekonywać dzisiejszych nastolatków, że warto czytać "Dziady" i uczyć się kolejnych faz rozwoju ameby?" Jestem przedstawicielką łodego pokolenia i zupełnie nie mam problemu ze zrozumieniem, że warto przeczytać "Dziady", umieć liczyć, dlaczego warto znać mapę świata i funkcjonowanie ludzkiego organizmu..., ale z tą amebą mam problem. Naprawdę warto? A jeśli nie, to może lepiej nie używać tego sformułowania? Od razu całe zdanie traci swoje przesłanie i siłę, a ja mam poczucie, że ktoś stara mi się wmómić nieprawdę (że to obiektywnie ważna wiedza). Pozdrawiam