Pozwól dziecku mieć porażkę

(fot. shutterstock.com)
Joanna Winiecka-Nowak

Serce rwie się, by wyręczyć nieporadnego malucha w zawiązywaniu sznurówek. Rozpacz ogarnia cię, gdy dorośnie i przypala swoją pierwszą jajecznicę. Znasz to?

Kiedy w naszym domu pojawia się maleńka, całkowicie zależna od nas istotka, stajemy się świadkami niesamowitego spektaklu - stopniowego rozwijania się i dorastania małego człowieka. Pojawia się wtedy pytanie: co zrobić, by skutecznie wspierać dziecko i dlaczego przeszkadza nam w tym "parasol ochronny"?

Kształtowanie różnych typów samodzielności

Samodzielność dziecka kojarzy nam się z umiejętnością radzenia sobie z ubieraniem, jedzeniem, odrabianiem lekcji i innymi, typowymi dla wieku wyzwaniami. I bardzo prawidłowo - specjaliści klasyfikują te sprawności do tak zwanej samodzielności praktycznej. Dodatkowo też wyróżniają inne oblicza dojrzałości - samodzielność umysłową i społeczną. Ta pierwsza polega na zdolności do rozwiązywania problemów i podejmowania decyzji. Druga określa łatwość porozumiewania się i współdziałania z innymi. Cała trójca zapewnia zaś naszemu potomkowi możliwość funkcjonowania jako osobny byt w skomplikowanej tkance społecznej.

DEON.PL POLECA

Kształtowanie powyższych typów samodzielności często przebiega w sposób równoległy. Dla przykładu - przy pakowaniu plecaka nasz Jasiu potrenuje analizę planu lekcji i uszykuje dodatkowe przybory na technikę. Poza tym podrasuje umiejętności społeczne negocjując z bratem ("Jak mi pożyczysz swoją drugą linijkę, to dam ci przeczytać mój nowy komiks"). Co jakiś czas będzie również musiał we własnym zakresie poradzić sobie z nowym, zaskakującym wyzwaniem, na przykład z utylizacją szkolnej kanapki sprzed dwóch tygodni tak, by niepotrzebnie nie denerwować mamy. Odpowiedź na tego typu codzienne wyzwania może być małym krokiem dla ludzkości, ale sporym przełomem w rozwoju jednostki. Aby mądrze pomóc naszej latorośli, powinniśmy w pierwszej kolejności zdać sobie sprawę, czego możemy od niej oczekiwać.

Od Zosieńki przez Zosię Samosię po Panią Zofię

Noworodek potrzebuje pełnej obsługi - nakarmienia, wykąpania, przebrania w czyste ubranka. Po trzech latach, jak przynajmniej głoszą skrypty dla nauczycieli przedszkolnych, biegle włada już łyżką i widelcem, poradzi sobie w łazience, sam się ubierze (abstrahując od zapinania guzików i wiązania butów), a jeszcze sprawniej rozbierze, zwłaszcza jeśli będzie to etap wstępny do zabawy w "przebieranki". Powoli zaczyna też wchodzić w interakcje z rówieśnikami, o ile nie doświadczył wcześniej szkoły życia w kontaktach z własnym rodzeństwem. Absolwent przedszkola jest znowuż kilka poziomów wyżej. Przy posiłku włada nożem, ma już opanowane kąpanie oraz zapinanie różnego typu wytworów sztuki pasmanteryjnej - od guzików poprzez zatrzaski i klamerki. Współuczestniczy w grach i zabawach zespołowych.

Nowe, zupełnie nieznane wyzwania stoją przed pierwszoklasistą. Powoli wkracza on w świat obowiązkowości i systematyczności na polu edukacyjnym. Początkowo ma zapamiętywać pojedyncze proste polecenia nauczyciela ("Przynieście jutro kredki"), później, wobec wzrastającej ich liczby, uczy się je zapisywać i planować do przodu. W końcu zebrane w drodze do szkoły liście nie zasuszą się w ciągu trzech minut, a domowe złoża plasteliny mogą się wyczerpać i trzeba będzie je uzupełnić szybciej, niż tuż przed porannym opuszczeniem domu.

W kolejnych latach nauki przybywa obowiązków szkolnych, a ich wypełnianie wymaga coraz większego zaangażowania. Dobrze wiedzą o tym rodzice czwartoklasistów, początkujących gimnazjalistów i licealistów. Zderzenie z nowymi realiami bywa brutalne i wyczerpujące. Dodatkowo nasz potomek coraz dłużej przebywa poza domem - nie kontrolujemy już każdego jego kroku, - a co jeszcze trudniejsze do zaakceptowania dla nas - przestajemy być wyrocznią w każdej sprawie. Konieczne, ale i pożądane przez nastolatka staje się niezależne analizowanie bieżącej sytuacji i podejmowanie prób sprostania jej. Końcowym efektem rozwoju jest ukształtowany młody człowiek, który własnoręcznie zatroszczy się o swoje studia i załatwi sobie pracę, uzupełni PIT i wybierze dobrego współmałżonka. Przynajmniej teoretycznie tak być powinno.

Domowy Uniwersytet Samodzielności

Psycholodzy i pedagodzy są zgodni - największy wpływ na rozwój dziecka mają jego rodzice. To oni decydują, jak wysoko postawią mu poprzeczkę i na ile konsekwentnie będą wdrażać go do nowych umiejętności. To ich wsparcie może przyczynić się do umocnienia w nim wiary we własne możliwości.

Trening czyni mistrza, nawet jeśli mistrz właśnie ukończył roczek. W ramach proponowanych mu dyscyplin znaleźć się może samodzielne jedzenie obiadu i sprzątanie po zabawie. Oczywiście wszystko na miarę zawodnika - marchewka do buzi trafi przy pomocy rączki, a klocki wrzucane będą do pudełka w duecie, razem ze starszym bratem. Dwulatek będzie już bardziej na serio wprawiał się w czynnościach, które przygotują go do roli przedszkolaka. Z podmiotu ubieranego stanie się powoli czynnikiem ubierającym. W ruch pójdzie łyżeczka i kubek-całkiem-kapek. Powoli też będzie można wpisywać naszego milusińskiego do grafika prac domowych.

Trzylatek pomoże już starszej siostrze w rozpakowaniu zmywarki, obejmując dowództwo w dziale sztućców i plastikowych kubków, przetrze stół po posiłku i sparuje wyprane skarpetki. Zerówkowicz będzie aktywnie partycypować w sprzątaniu domu - wynoszeniu śmieci, odkurzaniu, zamiataniu, umyciu zlewu w łazience. Podczas rodzinnego zmywania można go z czystym sumieniem (i wizją czystych talerzy) przydzielić do sekcji płuczącej lub wycierającej naczynia.

Podobnie, krok po kroku, postępujemy z wyzwaniami na polu edukacji zorganizowanej czy planowania terminarza. W ten sposób nabywając zdolność do samoobsługi i kompetencje potrzebne do prowadzenia gospodarstwa domowego, nasz Staś uczy się czegoś jeszcze ważniejszego. Zyskuje przekonanie, że wiele potrafi, sam jest za siebie odpowiedzialny, a podjęte (lub niepodjęte) przez niego działania przyniosą określone skutki.

Nie ucz dziecka bezradności

Oczywiście w drodze do dorosłości pojawiają się drobne potknięcia i spore porażki. Adept sztuki kulinarnej musi przypalić niejeden obiad, wdrażający się do posługiwania kalendarzem przeoczy kilka ważnych terminów. Jako rodzice chcielibyśmy ograniczyć te niepowodzenia do minimum, a najlepiej całkowicie zlikwidować. Serce aż rwie się, by wyręczyć nieporadnego malucha w nakładaniu butów. Rozpacz ogarnia, gdy dzieje się to pół godziny po planowanym wyjściu. Strach patrzeć, jak wczesnoszkolniak po raz pierwszy zaparza sobie herbatę. Łatwiej jest samemu sprzątnąć pokój syna, niż prowadzić dysputę z jego lokatorem. A zresztą, mając tyle lekcji nie powinien się już więcej przemęczać. I choć każdy zdrowy psychicznie rodzic chce, by jego dziecko z sukcesem wkroczyło w dorosłość, nie każdy łączy ten fakt z koniecznością działania wbrew własnym odruchom.

Specjaliści alarmują - pośpiech i roztaczanie nadmiernego "parasola ochronnego" sprawiają, że to właśnie rodzice stają się głównym czynnikiem uniemożliwiającym rozwój pełnej samodzielności u dzieci. Nieświadomie z roli akceleratora przyjmują funkcję głównych hamulcowych. Jeśli w ramach wyjątku nakarmimy naszego oseska-trzylatka lub nadzwyczaj kompleksowo pomożemy w odrobieniu zadań z matematyki czwartoklasiście, można na to przymknąć oko.

Nikt nie jest doskonały, za to każdy co jakiś czas znajduje się w sytuacji podbramkowej - ucieka mu właśnie pociąg lub przepada zaplanowana rok wcześniej wizyta u endokrynologa. Jeśli jednak tego typu działania są na porządku dziennym, nasza Julka będzie wyróżniać się spośród rówieśników celującym przygotowaniem do lekcji, schludnym wyglądem, no i niestety, utrwaloną bezradnością. Póki co możemy ją osłonić przed różnego typu kataklizmami. Jest to jednak chwilowe - w przyszłości i tak będzie musiała stawić im czoła. W dodatku będą miały one znacznie większy kaliber. Konsekwencje karnego wyrzucenia z kółka plastycznego są daleko mniejsze, niż te związane z utratą pracy.

Stąd też psycholodzy i pedagodzy apelują: pozwólmy dzieciom zadbać o siebie. Szykowanie kanapek potrwa wtedy trzy razy dłużej i będzie po nim pięć razy więcej sprzątania, mimo to długofalowo interes ten wszystkim się opłaci.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Pozwól dziecku mieć porażkę
Komentarze (1)
Agamemnon Agamemnon
24 czerwca 2016, 00:46
Wychowanie nadopiekuńcze jest szkodliwe. W Niemczech jest wystarczającym powodem odebrania rodzicom dziecka przez Jugenampty.