Telefon wciąż dzwoni
Minął rok od chwili uruchomienia Telefonu Wsparcia Rodziców zagrożonych pochopnym odebraniem dzieci przez urzędników. W tym czasie dzięki niemu udało się pomóc ponad 300 rodzinom z całego kraju. Wszystkie one doświadczyły fatalnych skutków Ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie.
Na początku lutego media obiegła kolejna poruszająca historia, opisująca los trzech braci z Wrocławia. Siedmio-, trzynasto- i czternastolatek w połowie stycznia zostali zabrani, zgodnie z nakazem sądowym, z własnego domu i umieszczeni w placówce opiekuńczej. Kurator zajmujący się sprawą (zresztą od niedawna, bowiem rodzina w grudniu minionego roku zmieniła miejsce zamieszkania) wylicza: chłopcy chodzą głodni, jeden z nich prosił nawet kolegów ze szkoły o kanapki, nie mieli strojów do ćwiczeń na WF-ie, piórników, w domu jest bałagan. Wcześniejszy kurator stwierdza jednak: "To jest rodzina z problemami, ale matka daje sobie radę. Tym chłopakom na pewno będzie lepiej w tej «kulawej» rodzinie niż gdziekolwiek indziej". − Chłopcy bardzo przeżywają rozstanie - denerwuje się ich matka, która odwołała się od decyzji sądu. Rozprawę wyznaczono na... 20 marca.
Najwyższy wymiar kary
Ten przypadek to kolejny dowód na to, jak potrzebną inicjatywą jest działający od roku przy Stowarzyszeniu i Fundacji Rzecznik Praw Rodziców Telefon Wsparcia Rodziców. Pod jego numerem wsparcia mogą szukać nie tylko osoby, którym odebrano dziecko, ale także takie, które czują się tym zagrożone. Problem odbierania dzieci nie dotyczy bowiem jedynie rodzin dysfunkcyjnych. Obowiązująca od 2010 r. nowelizacja Ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie (nie bez powodu nazywana wprost antyrodzinną) spowodowała, że pracownicy opieki społecznej, służby zdrowia czy pedagodzy zdecydowanie częściej przekazują sprawy rodzin do sądu.
− Nasze doświadczenie pokazuje, że w sądach słowo rodziców ma dużo mniejszą wartość niż opinia urzędnika, nawet niekompetentnego - zauważa Karolina Elbanowska, prezes Fundacji Rzecznik Praw Rodziców. W praktyce dzieci odbierane są z rodzin prewencyjnie, nierzadko z powodu biedy. − Urzędnicy starają się "wychowywać" rodziców potrzebujących pomocy, stosując wobec nich najwyższy wymiar kary, jakim jest odebranie dzieci. Rodzice słyszą: "Odzyskacie dzieci, jeśli znajdziecie pracę, wyremontujecie dom". Jednej z matek odebrano dwutygodniowego noworodka tylko dlatego, że nie miała własnego mieszkania - mówi Elbanowska.
Wykorzystać wszelkie środki
Jak przyznaje Judyta Kruk, koordynatorka Telefonu Wsparcia Rodziców, rodzice, którzy dzwonią pod jego numer, po prostu nie wiedzą, gdzie mają szukać pomocy. Są wśród nich także osoby z problemami wynikającymi z trudności finansowych, które czują się bezradne w stosunku do działań, jakie są wobec nich prowadzone. - Przykład? Pewna pani przeżywając kryzys w małżeństwie, zgłosiła się do Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej, co później sprawiło, że podjęto wobec niej działania ograniczające prawa rodzicielskie. Okazało się, że informacje, które przekazywała, szukając wsparcia dla małżeństwa, zamiast zostać potraktowane jako poufne, wykorzystano przeciwko niej.
Udało nam się jej pomóc. Dzisiaj ta rodzina funkcjonuje normalnie, syn jest z rodzicami, a pani opiekuje się mężem, zresztą chorym - opowiada Judyta Kruk, która zdecydowała się zaangażować w obsługę telefonu, bowiem jako mama niepełnosprawnej córeczki ma wiele doświadczeń z kontaktów z różnymi instytucjami. Postanowiła więc poświęcać część swojego dnia, aby pokazywać ludziom różne rozwiązania sytuacji, w których się znaleźli. - Uświadamiamy rodziców, jakie zagrożenia na nich czekają w związku z obowiązującą Ustawą o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie i czego powinni oczekiwać od pracowników socjalnych i asystentów. Zagrożonym rodzinom pomagamy dotrzeć do odpowiednich specjalistów, zdobyć zaświadczenia i opinie lekarskie, które pozwolą im uniknąć odebrania dziecka. Wspieramy ich emocjonalnie oraz pomagamy na etapie walki w sądzie. Wchodzimy w kontakt m.in. z kuratorami, pracownikami ministerstw i organizacjami pozarządowymi - wylicza Kruk, dodając, że wszystko po to, aby wykorzystać wszelkie możliwe środki wspierające rodziców i dające rodzinie szansę na rozwój.
Najcięższy kaliber
Wiele z ponad 300 spraw, które w ciągu roku działania Telefonu Wsparcia Rodziców udało się pomyślnie rozwiązać, dotyczyło zgłoszeń ze strony szkoły. − W jednej ze wsi na Dolnym Śląsku nauczyciel oskarżył rodziców o przemoc, ponieważ dziecko było zbyt nieśmiałe i za grzeczne.Pomogliśmy im, zachęcając do udziału w kursach kompetencyjnych dla rodziców, co pozwoliło oddalić, często zresztą stosowany, zarzut o brak kompetencji - wspomina Judyta Kruk. Poważnym problemem jest także prześladowanie przez szkoły dzieci z dysfunkcjami. Ich rodzice są oskarżani o zaniedbania, co według obecnie obowiązujących przepisów jest przemocą wobec dziecka.
Zgłaszające się po pomoc rodziny nierzadko padały też ofiarą donosu sąsiadów, z którymi pozostawały w konflikcie. Czasami wystarczy, że komuś przeszkadza na przykład hałaśliwość wielodzietnej rodziny i to jest już wystarczającym powodem do zgłoszenia, że dochodzi w niej do przemocy. − To oskarżenie najcięższego kalibru. Gdy w grę wchodzi krzywda dziecka, wobec rodziców obowiązuje "domniemanie winy". Pomagamy takim rodzinom oczyścić się z zarzutów, zdobyć niezbędne zaświadczenia i kierujemy pisma do sądu. Niemniej, nawet jeśli zarzuty są całkowicie bezpodstawne, to zawsze mamy do czynienia z długotrwałym i bardzo stresującym dla rodziny procesem - tłumaczy Judyta Kruk.
Do sądu za klapsa
Inny typ spraw to te, w których jak przestępcy traktowani są rodzice, którzy dają swoim dzieciom klapsy. − Od czasu wejścia w życie nowelizacji Ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie przedszkole czy szkoła, która dowie się o tym, że rodzic uderzył dziecko, ma obowiązek zgłosić podejrzenie popełnienia przestępstwa i tak też się dzieje. Zapowiedzi promotorów ustawy, że nie będzie "procesów za klapsa", okazały się fałszywe - zauważa Elbanowska.
Okazuje się, że w kłopoty można również wpaść przez najbliższych krewnych. W jednej z rodzin, która zgłosiła się po pomoc, dziadkowie oskarżyli ojca o autorytarne zachowania. Kiedy urzędy rozpoczęły badanie sprawy, zabrano dzieci rodzicom. Sąd przyznał pieczę nad nimi dziadkom, do czasu wyjaśnienia sytuacji, mimo że nie było podejrzenia, iż życie lub zdrowie dzieci jest zagrożone.
By nie stracić dzieci
Niedawno koordynatorka Telefonu Wsparcia Rodziców została doradcą społecznym przy Pełnomocniku ds. Konstytucyjnych Praw Rodziny w Ministerstwie Sprawiedliwości.
− Nasza praktyczna wiedza jest unikatowa i bardzo potrzebna w pracach nad zmianami prawa. Tysiące przeprowadzonych rozmów dało nam pełen ogląd sposobu funkcjonowania systemu ingerencji instytucji państwowych w życie rodzin - stwierdza Karolina Elbanowska, dopowiadając, że Fundacja Rzecznik Praw Rodziców wciąż walczy o zmiany w ustawodawstwie.
Stowarzyszenie i Fundacja Rzecznik Praw Rodziców nie otrzymują na swoją działalność żadnych dotacji państwowych, podczas gdy rząd przeznacza corocznie na system odbierania dzieci rodzicom budżet liczony w milionach złotych. − Bieżące funkcjonowanie Telefonu Wsparcia Rodziców możliwe jest jedynie dzięki pomocy indywidualnych darczyńców, którzy przekazują na ten cel niespełna 3 tys. zł miesięcznie. Tymczasem pilnie potrzebny jest dodatkowy pracownik, ponieważ liczba bardzo poważnych spraw, z którymi zgłaszają się do nas rodzice, stale rośnie - przyznaje Elbanowska, podkreślając, że to jedyne tego rodzaju rozwiązanie w Polsce, dzięki któremu rodzice, którym odebrano dzieci lub czują się tym zagrożeni, mogą otrzymać merytoryczną pomoc. Jest ona bardzo cenna, bowiem rodzinom, które przeżywają traumę po rozdzieleniu z dziećmi, państwo nie zapewnia nawet elementarnego wsparcia psychologicznego.
Skomentuj artykuł