To był więcej niż zwykły zbieg okoliczności

(fot. Andrew Morrell Photography / flickr.com)
Joan Wester Anderson / slo

Chociaż Pam Sica i Troy, małżeństwo z Bellport w stanie Nowy Jork, przez całe dziesięć lat starali się o dziecko, nie zdołali wykrzesać iskierki nowego życia. Pam skończyła już czterdzieści lat i lekarze twierdzili, że jej szanse na zajście w ciążę i urodzenie zdrowego dziecka są praktycznie równe zeru.

"Widzisz, Bullet, wygląda na to, że jednak nie będziemy mieć dziecka" - powiedziała Pam pewnego popołudnia, tuląc się do swojego golden retrievera i z trudem powstrzymując łzy. Psa dostała, gdy był jeszcze szczeniakiem i wniosła go wraz z posagiem do swojego małżeństwa. Oboje z Troyem bardzo kochali Bulleta. Raz niemal go utracili.

"Kiedy Bullet miał dwanaście lat, zabraliśmy go na rutynowe badania. Weterynarz stwierdził u niego chorobę serca i guz na wątrobie" - wspomina Pam. "Bał się operować, bo nie był pewny, czy serce psa wytrzyma dawkę środka znieczulającego. Zaczekaliśmy do września, ale wtedy guz urósł już do rozmiarów piłki bejsbolowej". Pam i Troy usłyszeli, że nadszedł czas, aby pozwolić Bulletowi odejść. Ale Pam w żaden sposób nie mogła się na to zdobyć. Ten pies był jej nieodłącznym towarzyszem od tak wielu lat, chciała więc walczyć o jego życie.

DEON.PL POLECA

Wzięli z mężem 5 tysięcy dolarów pożyczki, żeby pokryć koszty operacji i inne wydatki. Ich przyjaciele i rodzina stwierdzili, że to czyste szaleństwo. Przecież mieli już kłopoty finansowe, bo aby zostać rodzicami, często podejmowali dość kosztowne próby. A teraz jeszcze ta droga operacja, której stary pies pewnie i tak nie przeżyje. Pam wiedziała, co inni sobie myślą. W głębi serca nawet przyznawała im rację. Ale miłość rzadko kiedy idzie w parze z logiką i Pam postanowiła, że bez względu na wszystko nie pozwoli Bulletowi umrzeć.

Ku powszechnemu zdziwieniu pies przeżył operację i powoli wracał do zdrowia. Ale to, co przyniósł kolejny rok, przerosło najśmielsze oczekiwania. Los w końcu uśmiechnął się do Pam i Troya - okazało się, że będą mieli dziecko!

Nie obyło się bez problemów w czasie ciąży, ale 10 kwietnia 2002 roku Pam urodziła zdrowego chłopczyka, któremu dali na imię Troy Joseph. Kilka dni po porodzie Troy senior przyniósł do domu kocyk z łóżeczka szpitalnego małego Troya. "Dałem go Bulletowi - wspomina -pies ożywił się jak nigdy, podskakiwał niczym figlarny szczeniak i przez cały czas nie rozstawał się z kocykiem, nawet z nim spał". Gdy kilka dni później Pam i dziecko wrócili do domu, Bullet nie posiadał się z radości. Podbiegł prosto do małego, jak gdyby rozumiał, że to nowy członek rodziny. Wkrótce Pam uzmysłowiła sobie, że Bullet sam siebie mianował stróżem dziecka.

Przychodził do niej, ilekroć mały Troy zaczynał płakać, nawet w środku nocy.

Oswojenie się z rolą matki zabrało Pam trochę czasu, ale czuła się coraz pewniej. Bullet zachowywał się jak jeszcze jeden dorosły członek rodziny i opiekun małego Troya, potrafił ostrzec Pam albo zwrócić uwagę, gdy dziecko czegoś potrzebowało. To było cudowne, że Bullet mógł uczestniczyć w życiu powiększonej rodziny. Pam cieszyła się teraz jeszcze bardziej, że nie dała się przekonać innym i nie pozwoliła na uśpienie psa.
Po trzech tygodniach Pam i Troy przywykli do nowej sytuacji i życie zaczęło toczyć się spokojnym rytmem. Mały dostawał swoją pierwszą butelkę o 4:30 rano.

To było 1 maja - Pam jak zwykle wstała, żeby przygotować śniadanie dla dziecka. Położyła je na plecach na dużym łóżku i otoczyła poduszkami, zostawiła też włączoną lampkę nocną. Troy poszedł wziąć prysznic przed wyjściem do pracy, a Bullet... Pam była przekonana, że śpi obok kołyski. Ostatnio zdawał się potrzebować więcej snu.

Ale Bullet wcale nie spał. Pam usłyszała nagle, że pies szczeka, a po kilku chwilach wpadł do kuchni, machając rozpaczliwie ogonem i skowycząc niecierpliwie. "Bullet, przestań!" - skarciła go Pam. "O co ci chodzi? Chcesz wyjść na zewnątrz?"

Bullet prawie nigdy nie szczekał, nie miał też w zwyczaju wychodzić na dwór o tej porze. Nie o to chodziło. Pies popędził z powrotem do sypialni, a po chwili znów był obok Pam. Spojrzał na nią, szczeknął i podskoczył, jak gdyby chciał powiedzieć: "No, chodźże!" Bullet był o wiele za stary na podskakiwanie. Co się działo?

Dziecko! Pam nagle uświadomiła sobie, co Bullet chciał jej przekazać. Pobiegła za nim do słabo oświetlonej sypialni i osłupiała. Mały Troy miał głowę odchyloną do tyłu, a z jego gardła wydobywał się dziwny, chrapliwy odgłos. "Troy!" - krzyknęła Pam i rzuciła się do zasłon, żeby wpuścić więcej światła. Twarz dziecka przybrała purpurową barwę, która po chwili zmieniła się w siną. Jego ciało całkiem zwiotczało. Co to było?! Nagła śmierć łóżeczkowa? Bezdech senny? Krztusił się? "Troy!" - krzyknęła jeszcze raz Pam i chwyciła za słuchawkę telefonu.

Troy senior wybiegł z łazienki i kiedy zobaczył, co się dzieje, od razu rozpoczął resuscytację. Pam zadzwoniła na pogotowie, ale była tak roztrzęsiona, że nie mogła sklecić sensownego zdania. "Boże - myślała w duchu - dlaczego miałbyś najpierw dać mi dziecko, a teraz je odebrać?"

Bullet zachowywał się bardzo niespokojnie. Gdy policja i ratownicy medyczni przyjechali, Troy oddał im dziecko, a wtedy pies kompletnie oszalał. To on był stróżem dziecka - próbował powiedzieć tym nieznajomym osobom - nikt nie miał prawa zbliżyć się do małego! Bullet szczekał i skowyczał przez cały czas, gdy przebiegała akcja ratunkowa. Pam zdołała uchwycić słowa jednego z ratowników: "Tracimy go". Wydawało się, że ten koszmar nigdy się nie skończy. Boże, Boże - powtarzała w kółko Pam.

Dziecko zostało przewiezione do szpitala Brookhaven Memorial w Nowym Jorku, a stamtąd do ośrodka Stonybrook, lepiej przystosowanego do leczenia chorych niemowląt. Pam była roztrzęsiona, gdy stan małego dwa razy gwałtownie się pogorszył, a jeden z pracowników szpitala zapytał, czy zgodzi się oddać organy dziecka, jeśli nie przeżyje. "Wpadłam w histerię" - wspomina Pam. "Przecież przywieźliśmy go tam, żeby wyzdrowiał, a nie żeby umarł. To było dla mnie zbyt dużo w tak krótkim czasie".

Lekarze wciąż nie wiedzieli, jaka była przyczyna tak złego stanu dziecka, ale pod koniec tego okropnego dnia lekarz prowadzący miał do przekazania ważną informację: "Mieliście dużo szczęścia, że tak szybko zareagowaliście. Kilka minut później mogłoby już dojść do uszkodzenia mózgu". Pam i Troy spojrzeli na siebie oszołomieni. Dopiero teraz do nich docierało, że Bullet uratował małego Troya. Kilka lat później rozmawiali też z pracownikiem pogotowia, który wtedy odebrał ich wezwanie. Pamiętał, że życie dziecka wisiało na włosku. "Co się stało, że poszłaś wtedy do pokoju małego?" zapytał Pam. "Gdybyśmy się zjawili kilka sekund później, pewnie już byśmy go nie odratowali".

Mały wkrótce zaczął wracać do zdrowia, a dwa tygodnie później był już w domu. Do czasu gdy skończył osiemnaście miesięcy, pojawiały się jeszcze niewytłumaczalne objawy. Z czasem zdiagnozowano u niego chorobę refluksową przełyku, która jest dysfunkcją żołądkowo-jelitową możliwą do kontrolowania za pomocą leków. Okazało się również, że Troy urodził się z otworem w sercu, który jednak sam zasklepił się z wiekiem.

Jak wyjaśnić zachowanie Bulleta tamtego dnia? Skąd mógł wiedzieć, że życie małego jest zagrożone? Eksperci twierdzą, że psy są w stanie wyczuwać takie zmiany w atmosferze, których ludzkie zmysły nie rejestrują. A może Bullet był przyzwyczajony do normalnego odgłosu oddychania dziecka, a kiedy coś się zmieniło, od razu wyczuł kłopoty. Pam przekonują te wyjaśnienia, jest też dla niej oczywiste, że "gdybyśmy nie zdecydowali się uratować Bulleta, nie miałby kto uratować małego Troya. To więcej niż zwykły zbieg okoliczności".

Psi stróż czuwał nad małym Troyem jeszcze tylko przez rok. Pewnego ranka spokojnie zakończył swój żywot w ramionach Pam, która chciała, żeby właśnie tak odszedł. Później miała wątpliwości: "Zastanawiam się, czy podjęłam właściwą decyzję co do Bulleta" - zwierzyła się mężowi pewnego gorącego sierpniowego dnia, gdy siedzieli razem na patio. "Co jeśli cierpiał, a ja tylko przedłużyłam to cierpienie?"

Troy spojrzał na ogród, gdzie Bullet spędził tak wiele wspaniałych chwil. Gdyby tylko psy potrafiły mówić! Nagle zaczął padać deszcz. "Ulewa trwała tylko minutę - wspomina Troy - a potem z rozgrzanego słońcem patio zaczęła parować woda i utworzyła koło".

"Popatrz!" - krzyknęła Pam. Tuż przed nimi pojawił się ogromny żółty motyl, przefrunął dokładnie przez środek koła uformowanego przez parę i poleciał dalej w stronę drzewa sąsiadów.

Pam i Troy spojrzeli po sobie. Motyl - symbol nowego życia. Czy to była odpowiedź Bulleta?

Dzisiaj Troy Sica jest zdrowym dzieckiem i wiedzie szczęśliwe życie ze swoimi rodzicami. Przywykł już do tego, że bardzo często całej rodzinie towarzyszy duży żółty motyl. "Patrz, mamo!" - mówi. "To Bullet!"

Wiecej w książce: Anielskie ogony - Joan Wester Anderson

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

To był więcej niż zwykły zbieg okoliczności
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.