Używasz przekleństw w obecności dzieci?
Istnieją rodzice, którzy mają zwyczaj używać przekleństw jako przecinka w swoich wypowiedziach lub też posługują się nimi, posuwając się czasem nawet do bluźnierstw, kiedy z różnych przyczyn są zdenerwowani, zatroskani lub rozgniewani. Uważają je (takim to dobrze) za swego rodzaju rekompensatę.
Pojawia się zagrożenie, że ojciec mający takie zwyczaje, zacznie używać przekleństw również w relacjach z dzieckiem. Hasła typu: "Jesteś małym...", "g... z tego rozumiesz", mogą zbyt często pojawiać się na jego ustach.
To oczywiste, że dziecko, które spotyka się z podobnymi wyrażeniami na co dzień, zaczyna je uważać za normalne, zwyczajne i jest bardzo prawdopodobne, że samo zacznie ich używać. Posługiwanie się nimi może uznać wręcz za charakterystyczny element zachowania osoby dorosłej.
Problemy pojawiają się, kiedy dziecko zaczyna chodzić do przedszkola lub jest zaproszone do domu przyjaciół lub kolegów.
Jeśli w takich sytuacjach, co może się zdarzyć, dziecko używa przekleństw, rzecz jasna nie działa to na jego korzyść. W najlepszym wypadku zostanie mu przyklejona etykietka osoby źle wychowanej, co wskazywać będzie również na niestosowne zachowanie jego rodziców, także matki, która zazwyczaj nie ponosi w tym względzie żadnej odpowiedzialności.
Wiadomo, jest to bowiem zjawisko powszechne, że jeśli nad dzieckiem zostanie sformułowany osąd, nieważne, pozytywny czy negatywny, opinia ta utrzymuje się i trudno ją zmienić, ponieważ łatwo zapuszcza korzenie w świadomości zbiorowej.
Tymczasem jako rodzice powinniśmy pomagać dziecku w sposób naturalny i swobodny wejść w środowisko zewnętrzne w stosunku do rodziny, a naznaczenie dziecka w sposób negatywny z pewnością mu nie pomoże.
Należy także dodać, że jest absolutnie niezrozumiałe zachowanie taty rzucającego przekleństwami lub nawet bluźnierstwami. Sytuacja taka wymaga radykalnej zmiany. Nie jest to łatwe, ale absolutnie konieczne. Również dlatego, że dostrzeżenie, przyznanie się dorosłego do swej niedoskonałości może stanowić nadzwyczajną okazję do pokazania dziecku lub dorastającemu podlotkowi, że można się zmienić, że możliwa jest poprawa. Cel ten nie jest nieosiągalny, jeśli istnieje w nas wola i wytrwałość w staraniach. Tata pracujący nad swymi wadami ma wtedy pełne prawo, żeby z kolei wymagać poprawy od dziecka.
Kiedy dotrze się do dna i nie można już iść bardziej w dół, droga ku górze stoi przed nami otworem. Jeśli uda się nam to zrobić, dziecko zrozumie, że jest to również w zasięgu jego możliwości.
Więcej w książce: Błędy mamy i taty. Praktyczny poradnik dla rodziców - Gianni i Antonella Astrei, Pierluigi Diano
Skomentuj artykuł