Walka z dziećmi o sprawowanie kontroli

Sukces nie polega na zmaganiach z dziećmi o sprawowanie kontroli (fot. by horizontal.integration)
Carl Semmelroth / slo

Przypomnijcie sobie incydent, w którym zdenerwowaliście się na dziecko albo okazaliście mu niezadowolenie. Co się stało? Jakiego zachowania oczekiwaliście od dziecka po tym incydencie? Dlaczego? Kto kontrolował to, co robiło dziecko? Jak dziecko sprawowało kontrolę?

Kontrola i gniew idą w parze. Nie można sprawować kontroli nad inną istotą ludzką bez swoistego spektaklu, którego celem jest wywołanie w kontrolowanej osobie złego samopoczucia za każdym razem, gdy nie będzie postępowała tak, jak tego chce kontrolujący. To zaś oznacza, że trzeba też mieć w sobie gotowość do ataku, nawet jeśli się go nie przeprowadzi. Prezentowanie gotowości do ataku jest istotą gniewu. Podniesiony głos, słowne groźby i agresywna postawa ciała należą do repertuaru zachowań, wykorzystywanych przez rodziców do kontrolowania dzieci.

Gdy wybierzemy drogę kontroli, to w najlepszym przypadku nauczymy dzieci ukrywania przed nami tego, dlaczego robią to, co robią. Będą utrzymywały samokontrolę, zgadzając się na to, czego chcemy. Ale czy to jest to równoznaczne z dobrowolnym robieniem tego, czego od nich chcemy? Nie! Dzieci mogą dobrowolnie robić to, czego oczekują od nich rodzice. To łatwe w przypadku małych dzieci, wyczulonych na rodzicielskie niepokoje tak samo mocno, jak rodzice są wyczuleni na ich niepokoje. To jednak nie sprawi, że będą dobrowolnie kładły się spać tak, jak tego chcą rodzice.

Dzieci mogą też ukrywać przed rodzicami to, że jedynie dostosowują się do wymogów. Chronią się przed rodzicielskim gniewem, sprawiając wrażenie, że chcą robić dokładnie to, czego oczekują od nich rodzice. Tak naprawdę jednak dostosowują się tylko do życzeń dorosłych. Wszystko cokolwiek robią, robią pod przymusem.

DEON.PL POLECA

Zazwyczaj takie dzieci ulegają kosztem poczucia, że działają pod przymusem. Jako dorośli doświadczą tego samego: będą czuły, że wloką się przez życie po to, aby próbować zadowolić innych.

Sceptyczni rodzice mogą zapytać: "No dobrze, a co z dziećmi, które są po prostu uparte? Robią, co chcą. Powinniśmy karać dzieci po to, aby przekonały się, że nie mogą mieć wszystkiego, czego chcą". To prawda, że małe dzieci nie są z natury zbyt uległe. Powiedzmy wprost: tak naprawdę nie są ucywilizowane. Dziecko urodzone dzisiaj nie różni się jakoś wyjątkowo od dziecka urodzonego 50 tysięcy lat temu. Jeśli dzieci dorastają same, bez opieki dorosłych, to nauczą się działać jak barbarzyńcy - łupiąc, niszcząc i zabijając. Jeśli nasze dzieci mają wyrosnąć na cywilizowanych ludzi, musimy nauczyć je, czym jest cywilizowane zachowanie.

Nauka stawania się cywilizowanym oznacza naukę współpracy - a nie walki - po to, aby osiągnąć to, czego się chce. Nauka stawania się cywilizowanym nie oznacza nauki rezygnacji z samokontroli.

Samokontrola jest tym, co chcielibyśmy, żeby nasze dzieci wypracowały w cywilizowanej kulturze. Uważamy je za uparte nie dlatego, że chcą zawsze postawić na swoim. Myślimy tak, ponieważ bronią się przed niebezpieczeństwem utraty samokontroli. Chcą jej i będą o nią walczyć.

Dwulatki, które wyciągają rączki po wszystko, co znajduje się w ich zasięgu, doskonalą w ten sposób samokontrolę - ćwiczą ją też, gdy w kojcu biorą jedną zabawkę za drugą. Próby nauczenia ich, że nie wolno ruszać serwetek na stoliku do kawy, mogą łatwo pomieszać się z próbami nauczenia dzieci, że rodzice odpowiadają za wszystko, co one robią; zanim czegokolwiek dotkną, muszą zapytać starszych, czy wolno im to zrobić. Rodzice, którzy chcą kontrolować swoje dzieci, odsuwają różne przedmioty poza zasięg dziecięcych rączek i tłumaczą, że będą one niedostępne, dopóki syn czy córka nie zrozumieją takich pojęć, jak własność, kruchość czy wartość.

Dzieci szybko się uczą, że nie mogą mieć wszystkiego, czego chcą, i że nikt nie jest w stanie spełnić każdej ich zachcianki. Uczą się tego bez konieczności kontroli z naszej strony. To świat je tego uczy. Jeśli dzieci nie rezygnują z domagania się tego, czego chcą, to zazwyczaj jest to sygnał, że toczą z dorosłymi bój o utrzymanie poczucia kontroli nad sobą, a nie o konkretne przedmioty.

Często dzieci, które uważamy za uparte, po prostu nie chcą zrezygnować z samokontroli. To ważne, aby rozróżniać pomiędzy walką o utrzymanie autonomii - możliwości kierowania swoim postępowaniem - a walką o zdobycie jakiejś rzeczy nawet kosztem skrzywdzenia innych.

Będziecie mniej skłonni do podejmowania prób kontroli waszego dziecka, jeśli uświadomicie sobie, że ono chce i potrzebuje samokontroli. Gdy stwierdzicie, że nie chcecie albo nie potrzebujecie zastępować woli dziecka waszą wolą, będziecie też mniej skłonni do gniewu i atakowania syna czy córki.

Przeczytajcie poniższe przykłady, a potem pomyślcie o dwóch zdarzeniach, w czasie których gniewaliście się na dziecko. Zastanówcie się, czy mogliście się zachować inaczej.

Przykład 1.

Mieliśmy kłopot z naszym półtorarocznym synkiem. Ustaliliśmy, że będziemy go kładli spać każdego wieczoru o tej samej godzinie, ale gdy brałam synka na ręce i niosłam do jego pokoju, żeby położyć do łóżeczka, zaczynał wrzeszczeć jak opętany. Uznałam, że po prostu nie chce się kłaść spać. Przyjaciółka zasugerowała mi, że być może syn chce mieć więcej kontroli nad tym, kiedy idzie do łóżka, więc dobrze byłoby, gdybym go do niego prowadziła, a nie niosła.

Następnego wieczoru, gdy znowu nie chciał się położyć, zapytałam go, czy chce sam pójść do łóżeczka. Stał cicho przez dobrą chwilę, potem powiedział: "Chodź" i ruszył w stronę swojego pokoju. Ku mojemu zdumieniu, zaczął sam chodzić do łóżka. Kiedy sięgałam po jego rączkę, łapał mnie za palec i razem maszerowaliśmy do pokoju.

Przykład 2.

Nie mogliśmy sobie poradzić z naszą siedmiolatką. Doprowadzała mnie do szału za każdym razem, gdy prosiłam ją, żeby coś zrobiła. Po prostu się nie ruszała albo spokojnie kontynuowała zabawę. Podnosiłam głos, aż w końcu wrzeszczałam na nią. Pewnego razu straciłam panowanie nad sobą, podbiegłam do niej i zbiłam po pupie.
Przyjaciółka podpowiedziała mi, żebym odczekała chwilę po zadaniu córce pytania lub poproszeniu, aby coś zrobiła. Innymi słowy, powinnam przerzucić piłeczkę na jej stronę i czekać na reakcję. Spróbowałam tak zrobić.

Poprosiłam córkę o posprzątanie pokoju. Zmusiłam się do milczenia, gdy ona nie odzywała się przez bardzo długą chwilę. A potem, cud nad cudami, nie patrząc na mnie podniosła się z podłogi, przyniosła z kuchni kosz na śmieci i zaczęła wrzucać do niego skrawki papieru. Mało nie padłam z wrażenia.Od tamtej chwili znacznie częściej czekam na jej reakcję i nawet jeśli nie robi tego, o co ją proszę, to przynajmniej powie coś w rodzaju: "Nie chcę". Wtedy proszę jeszcze raz i czekam.

Moja nastoletnia córka naprawdę się na mnie wkurzyła, gdy powiedziałam jej, że nie może założyć przezroczystej bluzki, którą sobie kupiła. Wrzeszczała, wyzywała mnie i groziła, że ucieknie z domu. Jej reakcja była tak skrajna, że aż się przestraszyłam. Nigdy nie widziałam, żeby tak reagowała, gdy coś poszło nie po jej myśli.

Przyjaciel zasugerował mi, że być może córce wcale nie chodziło o bluzkę. Może bardziej zaniepokoiła ją możliwość utraty kontroli nad tym, w co się ubiera, niż to, że nie może założyć akurat tej konkretnej bluzki.
Wspomniałam o tym córce. Potoczyła się lawina słów. Córka powiedziała, że kupiła tę bluzkę za swoje pieniądze i nie rozumie, dlaczego zabraniam jej ją nosić. Oznajmiła, że czuje się zestresowana i nie widzi możliwości kontrolowania swojego własnego życia, dopóki będzie mieszkała ze mną. Mówiła wciąż o poczuciu, że musi mnie zadowalać, i o tym, że mam nad nią przewagę i traktuję ją jak niewolnicę; że tylko nią dyryguję i prawie w ogóle nie słucham, co do mnie mówi. Zagadała mnie.

Powiedziałam jej, co usłyszałam od przyjaciela. Zastanowiła się przez chwilę i odparła: "Wiesz, on ma rację. Wcale nie chodzi mi o tę okropną bluzkę. Gdy powiedziałaś, żebym ją zdjęła, po prostu poczułam się stłamszona. I pomyślałam, że dopóki będę z tobą mieszkać nie poczuję się wolna".

Przykład 4.

Mój nastoletni syn kiepsko się uczył. Gdy zobaczyłem jego kartę z ocenami, powiedziałem, że dosyć tego. Ma poprawić oceny przynajmniej na czwórki, a dopóki tego nie zrobi, może zapomnieć o jeździe samochodem. Wybuchnął, i ja też nie wytrzymałem. Wykrzyczeliśmy sobie w twarz wszystko, co nam ślina na język przyniosła. Gotowało się we mnie. On po prostu nie miał zamiaru mnie posłuchać.

Porozmawiałem o wszystkim z moją przyjaciółką. Podpowiedziała, że być może syn bardziej się martwi o świeżo odkryte poczucie niezależności, które towarzyszy mu, gdy może prowadzić samochód, niż o stopnie w szkole. Odparłem: "No dobrze, wobec tego niech zabierze się za poprawianie stopni". Odpowiedziała mi: "Poczucie samokontroli, poczucie odrębności nie działa w ten sposób. Twój syn raczej zaniedba naukę, po to żeby zachować poczucie własnej tożsamości, zamiast próbować je od ciebie kupić. Nikt nie powierzy zarządzania samym sobą komuś, kto wyraźnie okazuje, że wykorzysta taki dar do sprawowania kontroli. Zastanów się, jakbyś zareagował, gdyby jakiś człowiek powiedział ci, że zacznie cię traktować jak równego sobie dopiero wtedy, kiedy nauczysz się dobrze gotować. Zanim byś wyszedł, prawdopodobnie wsypałbyś mu solidną garść pieprzu do garnka".

Powiedziałem synowi, co usłyszałem od mojej przyjaciółki. Spodziewałem się, że znów bez słowa odwróci się na pięcie i odejdzie, ale on usiadł i przez dobrą chwilę w ogóle się nie odzywał. Gdy już zamierzałem przerwać ciszę, powiedział- "Powiem wprost. Zdaniem twojej przyjaciółki chcę sprawować kontrolę nad samym sobą, a gdy zabrałeś mi samochód, był to dla mnie rodzaj ograniczenia swobody". Nie odezwałem się. Zaczął mówić bardziej po ludzku. Stwierdził, że moja przyjaciółka ma absolutną rację, jeśli chodzi o jego plany. Nauka to dla niego obecnie właściwie porażka. Nie lubi tego. Chce podjąć pracę i rzucić szkołę.

Długo rozmawialiśmy. Powiedziałem mu, jak bardzo się o niego martwię i jak próbuję przejąć nad nim kontrolę, żeby choć trochę zredukować mój niepokój. Zacząłem dostrzegać, że powinienem mówić mu o moim zmartwieniu jego ocenami i jego przyszłością, oraz sprawić, żeby stało się to także jego problemem. Jego osiągnięcia będą dla mnie bardzo ważne i pomogę mu zawsze, gdy tylko poprosi, ale w zamian będę oczekiwał, że zacznie dobrze wykonywać swoją robotę. Zmienił się w oczach. Następny semestr zakończył z dwiema czwórkami i trzema piątkami. Niespodziewanie zaczął się interesować szkołą.

Odnotowanie sukcesu

Jeśli chcecie osiągnąć sukces w rodzicielstwie, zredukujcie swój gniew. Wyznaczcie dwie albo trzy strony w waszym notesie, a pierwszej dajcie tytuł: Sukces nie polega na zmaganiach z dziećmi o sprawowanie kontroli.

Więcej w książce: Spokojnie! Bez nerwów! Sprawdzone metody rozwiązywania konfliktów rodzinnych - Carl Semmelroth

Wydawnictwo Jedność, Kielce 2010

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Walka z dziećmi o sprawowanie kontroli
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.