Wciąż zadziwiają i wprowadzają w zdumienie

Obserwując nasze dzieci, dostrzec możemy, jak szybko się zmieniają (fot. shutterstock.com)
Leszek Ekstowicz / slo

"I para poszła... w gwizdek", tak można by było podsumować wysiłek związany z tłumaczeniem dziecku zagrożeń, płynących z niebezpiecznych zabaw i zachowań.

W takich momentach widzimy, jak wiele trudu kosztuje to, by dotrzeć do właściwych części umysłu i do wrażliwości dziecka, któremu wydaje się, że już wie, iż to, co czyni, jest słuszne i naprawdę poprawne. Działanie dziecka podobne jest do poczynań Cervantesowskiego Don Kichota, który z uporem atakuje rozpędzone śmigła wiatraka i albo je niszczy, albo, co częściej się zdarza, zostaje powalony na ziemię i dotkliwie poturbowany. A rodzicom pozostaje postawa serdecznego przyjaciela rycerza z La Manchy, wiernego sługi Sancho Panchy. I tak jak on, z obawami i z dawnymi przestrogami, muszą patrzeć ze strachem i zadziwieniem na czyny swych dzieci. One wciąż zadziwiają i wciąż wprowadzają nas, dorosłych w zdumienie.

DEON.PL POLECA

Obserwując nasze dzieci, dostrzec możemy, jak szybko się zmieniają. Bo jeszcze wczoraj mały, bezradny, gaworzący tylko malec, dziś czteroletni już człowiek, zdaje się być niczym "ogień życia". Z tego stosu trzaskających "iskrami pomysłów" żaru nieraz wybucha ognisty język nowego dziecięcego pomysłu lub maleńka iskierka mądrości.

Ten czteroletni człowiek to już prawdziwy towarzysz wspólnej wędrówki przez życie rodziców. To już nie jest małe niemowlę, które trzeba przewijać, karmić, nosić. To istota, która jest, żyje, myśli i potrafi swoje myśli wypowiedzieć; potrafi się realnie upomnieć. Potrafi się realizować w słowie i czynie.

I ta właśnie umiejętność plus taki stan świadomości dziecka jest stanem rozdwojenia. Bo jego świadomość i wyobraźnia zebrane z przeżytych już około 1600 dni, wydają się być tak wielkie, iż przysłaniają rzeczywistość. Bajka zastępuje realność. I nie pomogą żadne mowy i tłumaczenia, że np.: ogień choć ładnie wygląda, bo się iskrzy, jest gorący i parzy. Dziecko stwierdzi, że trzeba to po prostu zbadać.

I znów biedny Sancho Pancha - rodzic musi owijać rany, tulić do piersi, by pocieszyć po niezbyt fortunnym doświadczeniu. Rodzic musi po prostu kochać. A ten szalony dzieciak dalej gna, popychany bajkową, wyimaginowaną rzeczywistością, ku niebezpiecznym, lecz istotnym i koniecznym elementom życia, które składają się na doświadczenie.

I choć wciąż nam się wydaje, że to nasze tłumaczenie, napominanie i uczenie jest ciągle bezskuteczne, to tak naprawdę trzeba stwierdzić, że nigdy "cała para nie idzie tylko w gwizdek". Część tej "pary" trafia również w koła "lokomotywy bytu", która z wielkim mozołem, ciężko, ospale porusza się w obranym kierunku.

I toczy się po wybranych szynach ludzkiego, dziecięcego jeszcze "toru życia". Ten czteroletni, wydawałoby się, że jeszcze taki "głupiutki" malec już dziś dostrzega wciąż zmieniający się świat. Zaś minione życie i nurtujące wszystkich pytanie: Skąd się wziąłem? podsumowuje dziecięcym stwierdzeniem: Dziecko najpierw jest u Bozi, w brzuszku, potem w żłóbku w stajence, a potem rośnie, rośnie, rośnie.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Wciąż zadziwiają i wprowadzają w zdumienie
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.