Jak nie drzwiami, to oknem

(fot. Emma Rodelius / flickr.com)
Łukasz Kaźmierczak / slo

Taktyka aktywistów homoseksualnych wobec reszty świata jest twórczym rozwinięciem historii o żabie, którą się powoli podgrzewa w garnku, tak żeby nie zorientowała się, że jest gotowana. A na końcu i tak zawsze jest wrzątek.

Zbyt łatwo założyliśmy, że jesteśmy zupełnie bezpieczni, że do katolickiej Polski nigdy nie dotrze fala agresywnej homopropagandy. Sondaże pokazują wszak, że nasze społeczeństwo ma mocny kościec w sprawach obyczajowych, że u nas nie przejdą żadne małżeństwa homoseksualne, a już  tym bardziej homoadopcje dzieci. Nie, nie - takie rzeczy to nie u nas. Tymczasem homopropagandyści od dawna już tu są i każdego dnia naprawdę usilnie pracują nad zmianą naszej rzekomo toksycznej "homofobicznej świadomości".

Bo geny to nie wszystko…

Wystarczy spojrzeć na to, jak wygląda dziś sytuacja na Zachodzie. Tam też kiedyś chrześcijanie stanowili większość i tam też uważano, że homoseksualizm czy transseksualizm nie są normalnymi zachowaniami seksualnymi. Wystarczyło jednak kilkanaście lat intensywnego prania mózgów, aby sondaże opinii publicznej przechyliły się w drugą stronę.

Społeczeństwa zachodnie zostały po prostu siłą wychowane na bezrefleksyjnej akceptacji homoseksualizmu - za pomocą telewizji, rzekomych autorytetów moralnych, celebrytów  znanych z tego, że są znani, a przede wszystkim na skutek nierzetelnych raportów medycznych, fałszowanych i przegłosowywanych nie w imię racji nauki, ale politycznej  poprawności. Jak ktoś mądrze powiedział - Zachód przegrał batalię o swoją duszę. Tak bardzo, że dziś można tam trafić do więzienia za publiczne zacytowanie fragmentów Biblii i nauczania Kościoła na temat homoseksualizmu. Albo wylecieć z hukiem z pracy za zbyt małą progejowskość.

A u nas? No cóż, to może jeszcze nie ten etap, co wcale nie znaczy, że obrońcy tradycyjnej moralności nie są wzywani przed polskie sądy. Na razie jeszcze z oskarżenia prywatnego. Przykładem jest tutaj konserwatywny dziennikarz Tomasz Terlikowski, któremu posłanka (poseł?) Anna Grodzka wytoczyła proces cywilny za naruszenie dóbr, domagając się 30 tys. zł dla fundacji Trans-Fuzja, działającej na rzecz osób transseksualnych. Adwokaci Grodzkiej argumentowali to faktem, że "pozwany wielokrotnie w mediach i w internecie (…) naruszał dobra osobiste posłanki Grodzkiej, związane z jej życiem intymnym, dobrami dotyczącymi integralności płci i seksualności. Naruszał też jej godność". Sama posłanka (poseł?) oświadczyła zaś: "Poczułam się upokorzona wynurzeniami pana Terlikowskiego, który podważał moją tożsamość. Twierdził, że jestem mężczyzną i że nie można tego zmienić, bo geny o tym decydują. Pisał, że dostałam się do parlamentu tylko dlatego, że jestem transseksualistką". Terlikowski bronił się, dowodząc, że stwierdził tylko powszechnie znany fakt biologiczny. "Marksizm-genderyzm może go oczywiście kwestionować, tak jak marksizm kwestionował rozmaite odkrycia biologiczne w imię ideologii, ale rzeczywistość jest taka, że o naszej płci decyduje nie «serce i dusza», ani nawet nie umysł tylko geny" - argumentował dziennikarz. I nie miejmy żadnych złudzeń - takich procesów wkrótce może być dużo, dużo więcej.

Jak nie drzwiami, to oknem

Jak dotąd aktywiści spod znaku ruchu LGBT, skupiającego najrozmaitsze seksualne "izmy" nie mają jeszcze wystarczająco skutecznych narzędzi prawnych. Ale wkrótce może się to zmienić za sprawą procedowanej właśnie przez polski Sejm tzw. ustawy równościowej, która ma dostosować nasze prawo do niektórych przepisów UE w zakresie równego traktowania. I to już naprawdę nie są przelewki. Proponowane rozwiązania są bowiem jakby żywcem wzięte z niesławnej pamięci sekcji 5 brytyjskiej ustawy "Public Order Act", kneblującej możliwość  jakiejkolwiek krytyki środowisk gejowskich i czyniącej z nich prawdziwie nietykalne "święte krowy".

Założenia ustawy równościowej są tak absurdalne, że dopuszczają możliwość w zasadzie dowolnych interpretacji prawnych na korzyść homoseksualistów, a to za sprawą próby wprowadzenia do prawa takich słownych wytrychów jak "ekspresja płciowa", "tożsamość płciowa", "dyskryminacja pośrednia", ,,dyskryminacja przez asocjację", "dyskryminacja przez asumpcję" itp. - które oznaczają wszystko i nic. A to otwiera drogę do wszelkich możliwych scenariuszy: " W szkole, do której chodzą nasze dzieci, my jako rodzice nie będziemy mogli już sprzeciwić się manifestowaniu i promowaniu swojej «ekspresji płciowej» przez dowolnej «orientacji» «seksedukatorów» wpajających uczniom rzekomą równość wszelkich, nawet najbardziej perwersyjnych, zachowań płciowych" - alarmował niedawno prezes Fundacji Taty i Mamy Paweł Woliński.

Nieszczęsna "ustawa równościowa" przeszła już nawet w Sejmie przez pierwsze czytanie - z entuzjastycznym poparciem SLD, Ruchu Palikota i lwiej części posłów PO. A to oznacza, że wszystko teraz w niezbyt pewnych rękach naszych parlamentarzystów. I to od nich zależy,  czy obudzimy się jutro w normalnym kraju, czy raczej w totalitarnym homogułagu.

Gdyby jednak nawet ustawa równościowa nie została uchwalona, to i tak homoseksualne lobby będzie szukać wszelkich możliwych furtek w obowiązującym prawie, aby przeforsować swoją "równość". Jak nie drzwiami, to oknem. Pierwszy przykład z brzegu: jak poinformowała niedawno "Rzeczpospolita", aktywiści gejowscy uzyskali poparcie rzecznik praw obywatelskich prof. Ireny Lipowicz w sprawie możliwości uzyskiwania stosownego  zaświadczenia umożliwiającego gejom i lesbijkom zawarcie ślubu za granicą. W tej chwili takiej możliwości nie mają. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych całkiem słusznie odmawia  im wydawania zaświadczeń o zdolności prawnej do zawarcia małżeństwa za granicą, ponieważ polskie prawo przewiduje, że taki związek mogą zawrzeć ze sobą jedynie kobieta i mężczyzna. Homoseksualiści domagają się zaś zlikwidowania rubryki, w której wpisuje się nazwisko przyszłego partnera. Gdyby tak się stało, nietrudno się domyślić, jakie przyniosłoby to skutki… Na razie aktywiści LGBT odbijają się jeszcze od ściany obowiązujących przepisów, ale kto zaręczy, że za chwilę "wola polityczna" nie sprawi, że gejowskie życzenie staniem się nowym prawem?!

W białych rękawiczkach

Homolobbing w naszym kraju odbywa się jednak przede wszystkim za pomocą propagandy szeptanej. Wystarczy włączyć telewizor albo zajrzeć do kolorowych pism, aby po krótkiej chwili natknąć się na sylwetkę miłego, wrażliwego geja o dobrym sercu, kochającego i uczynnego, co to i staruszkę przeprowadzi przez ulicę, i drewna narąbie, a i wody przyniesie ze studni. Po prostu chodzący ideał. I tylko jedna rzecz burzy tę idyllę - to ta "straszna" polska zaściankowość i zacofanie obyczajowe, które zatruwają życie nieszczęsnego geja. A to przecież takie nieeuropejskie i niepostępowe. Taką bajeczkę bardzo chętnie kupują zwłaszcza "młodzi, wykształceni z dużych miast" - można wręcz mówić o swoistej modzie wśród nich na homoseksualizm.

W dobrym tonie jest więc mieć co najmniej jednego przyjaciela geja, odwiedzać regularnie gejowskie lokale (nawet jeżeli jest się osobą o orientacji  heteroseksualnej), a już szczyt bycia "cool" to odkrycie w sobie z dawna tłumionej homoseksualnej natury. Taka postawa wspierana jest rzecz jasna przez odpowiedni przekaz medialny. Zdaniem ks. dr. hab. Dariusza Oko, jednego z najbardziej dociekliwych badaczy homopropagandy w Polsce, jej głównym ośrodkiem jest koncern Agora, czyli przede wszystkim "Gazeta Wyborcza" i Radio TOK FM. "«Gazeta Wyborcza» szerzy homoideologię w sposób urągający podstawowym intelektualnym i moralnym standardom, o które gdzie indziej tak się dopomina. Artykuły pro i kontra publikuje w proporcji 100 : 1" - napisał w jednej ze swoich prac krakowski kapłan. Wszystko mówią już zresztą tytuły artykułów z "GW": "Dzieci gejów mają lepiej", "Homofobia uczniów bierze się z niewiedzy", albo "Google wspiera gejów i lesbijki. I wybiera Polskę, bo jest homofobiczna".

A homolobby tymczasem zdobywa kolejne przyczółki, okopuje się na nich i wzajemnie wspiera. Głośno było niedawno o przypadku aktorki Joanny Szczepkowskiej, b. prezes Związku Artystów Scen Polskich, która - choć jak sama wielokrotnie podkreślała, jest zwolenniczką równouprawnienia związków homoseksualnych - sama padła ofiarą lobby gejowskiego. Aktorka ujawniła, że "w środowisku teatralnym działa silne lobby homoseksualne. Geje, mimo braku talentu, są faworyzowani w wyborze do roli". I to do tego stopnia, że reżyser, zdeklarowany homoseksualista, miał jej nawet powiedzieć: "Będziesz coraz bardziej martwa i coraz bardziej niepotrzebna"… I tak właśnie działa w praktyce owo grono rzekomo prześladowanych "gejowskich męczenników".

Czy w tej sytuacji nadal będziemy twierdzili, że u nas jest swojsko, bezpiecznie i normalnie?

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Jak nie drzwiami, to oknem
Komentarze (15)
K
korek
25 października 2013, 15:00
Jak ktoś się czuje katolikiem, niech jeśli chce przestrzega wytycznych Watykanu. Jak ktoś nie jest albo nie czuje się katolikiem albo nie chce, to nie ma najmniejszych powodów żeby słuchać księży katolickich. Polska to wolny kraj wolnych ludzi.
Martino
24 października 2013, 23:01
@TomaszL: "W postępowaniupoprzedzającym wydanie zaświadczenia na podstawie art. 71 ust. 1 ustawy z dnia 29 września 1986 r. Prawo o aktach stanu cywilnego (...) nie podlega badaniu, czy, z kim i gdzie wnioskodawca zamierza zawrzeć związek małżeński, ani jego rzeczywiste intencje, a jedynie to, czy spełnia on wymagane prawem polskim przesłanki niezbędne do zawarcia związku małżeńskiego. Obywatel ma prawo domagać się wydania takiego zaświadczenia, bez motywowania swojego wniosku (...)" (wyrok WSA w Gdańsku z dnia 6 sierpnia 2008 r., III SA/Gd 229/08).
24 października 2013, 22:29
Jest tylko jedna droga aby w polskim prawie pozostały chrześcijańskie wartości. Potrzebne jest porzucenie obojętności chrześcijan w sferze publicznej i jednoznacze opowiedzenie sie po stronie wyznawanych wartości.
24 października 2013, 22:00
@Velario - jezli jest faktycznie taka interpretacja prawna dot. art 71, to przyznaję Ci racje. W takim wypadku odmowa wydania zaświadczenia prawdopodobnie (bo nie mam czasu w tej chwili zweryfikować orzecznictwa i opinii prawnych w tej sprawie) może być uznana za bezprawną. Skoro wolny czlowiek pragnie zawrzeć "małżeństwo" gdzieś w Europie, w kraju który zezwala na takie praktyki i nie ma w Polsce możliwosci prawnej zablokowanie tego, trudno. Ale polskie prawo i tak nie uznaje tak zawartego "małżeństwa" za legalne na terenie Polski. Choć oczywiście są zakusy, aby udowodnić to nieuznawanie za nielegalne. I oczywiscie w  którymś momencie Polska zostanie zmuszona do uznania zwiazków homoseksualnych za tożsame małżeństwom.
Martino
24 października 2013, 21:22
@TomaszL: Użyte w art. 71 ustawy - Prawo o aktach stanu cywilnego sformułowanie "zgodne z prawem polskim może on zawrzeć małżeństwo" oznacza, że wobec danej osoby nie zachodzą ustanowione przez polskie prawo przesłanki wyłączające możliwość zawarcia małżeństwa, takie jak np. brak przepisanego wieku (art. 10 Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego), ubezwłasnowolnienie (art. 11), choroba psychiczna lub niedorozwój umysłowy (art. 12) czy pozostawanie w związku małżeńskim (art. 13). Chodzi tu więc o przymioty osoby, która zamierza zawrzeć związek małżeński i w związku z tym ubiega się o wydanie zaświadczenia, że jest do tego zdolna, nic więcej. Pytanie, czy zgodnie z polskim prawem obywatel polski może zawrzeć małżeństwo z osobą tej samej płci odnosi się do innej kwestii, która nie ma tu znaczenia, skoro małżeństwo ma być zawarte za granicą. Polskie prawo obowiązuje tylko w Polsce.
!
!!!
24 października 2013, 19:48
Nie udało się poprzez sejm to próbują od... innej strony.
24 października 2013, 19:31
Art. 71. USTAWA z dnia 29 września 1986 r. Prawo o aktach stanu cywilnego " Obywatel polski lub zamieszkały w Polsce cudzoziemiec niemający obywatel-stwa żadnego państwa zamierzający zawrzeć małżeństwo za granicą może otrzymać zaświadczenie stwierdzające, że zgodnie z prawem polskim może on zawrzeć małżeństwo." Czy zgodnie z polskim prawem obywatel polski moze zawrzeć zwiazek małżeński z osobą tej samej płci? To nie jest problem jednej rubryczki, to jest problem mozliwego poświadczenia nieprawdy w urzędowym zaświadczeniu. Osobiście zmieniłbym formę z rybryczki na oświadczenie, iż osoba występujaca zamierza zawrzeć zwiazek małżeński zgodnie z polskim prawem i w wypadku podania nieprawdy zastosowalbym sankcje podobne do np. karno-skarbowych. Skończyłyby sie bajdurzenia o "winie" urzędników, o tym że coś muszą, o formularzach.
Martino
24 października 2013, 17:47
@TomaszL: 1. wola suwerena, czyli Narodu, odnośnie zawierania w Polsce małżeństw lub innych związków na wzór małżeństwa przez osoby tej samej płci, jest negatywna. 2. jednocześnie jednak wolą tego samego suwerena jest, by obywatele polscy mieli możliwość zawierania małżeństw za granicą. W związku z tym urzędnik ma obowiązek wydać takim osobom stosowne zaświadczenie. Suweren, jak już wspomniałem, nie wskazał, jaka powinna być szczegółowa treśc takiego zaświadczenia i w żadnym razie nie nakazał, by ujawniać w nim dane personalne drugiego małżonka. 3. urzędnik, który odmawia wydania zaświadczenia z tego względu, że osoba wskazana jako drugi małżonek jest tej samej płci, co osoba ubiegająca o wydanie zaświadczenia, czyni to bezprawnie, ponieważ żaden przepis prawa nie przewiduje w takim przypadku odmowy wydania zaświadczenia.
24 października 2013, 16:02
@Velario - jaka jest wola suwerena czyli narodu w sprawie zawierania w Polsce przez osoby homoseksualne formalnych zwiazków na wzór małżeństwa? Czy urzędnik - minister SW może wydać rozporzadzenie, aby umożliwić zawieranie takich związków polskim obywatelom? I nie chodzi mi o zwykły prawny formalizm, czyli, czy zostanie formalnie ukarany. W poprzednim wpisie też nie chodziło mi o formalizm, czy status prawny, ale o dzialanie wbrew wyraźnie zadeklarowanej woli suwerena.
Martino
24 października 2013, 15:37
@Velario - Jakie skutki - postąpienie wbrew woli narodu. Bo zmiana formularza musiałby nastapić ustawą, z woli sejmu. Działanie urzędnika, nawet w randze ministra, czy premiera zmieniajace rozporządzenie byłoby sprzeczne z wolą narodu. Obecna wola narodu, to nieuznanie prawa homoseksualistów do zawierania zwiazków na wzór małżeństw. Kazda próba obejścia woli suwerana jest przeciez niedpopuszczalna. ... Kto Ci naopowiadał takich bzdur?:) Zgodnie z art. 27 ust. 1 pkt. 6 ustawy z dnia 29 września 1986 r. - Prawo o aktach stanu cywilnego, wzór zaświadczenia, o którym mowa w art. 71 tej ustawy (tj. zaświadczenia wydawanego osobie zamierzającej zawrzeć małżeństwo za granicą) określa minister właściwy do spraw wewnętrznych, w drodze rozporządzenia. Nieprawdą jest więc, że: a) zmiana wzoru ww. zaświadczenia wymaga formy ustawy, b) zmiana wzoru ww. zaświadczenia wymaga zgody Sejmu, c) zmiany wzoru ww. zaświadczenia nie może dokonać właściwy minister. Ponadto ustawa w ogóle nie wypowiada się co do szczegółowej treści zaświadczenia, wobec czego ewentualne zrezygnowanie w nim z rubryki, w której ujawnia się dane przyszłego małżonka, nie dałoby się ocenić jako zgodne/niezgodne z wolą suwerena.
24 października 2013, 14:15
@Velario - Jakie skutki - postąpienie wbrew woli narodu. Bo zmiana formularza musiałby nastapić ustawą, z woli sejmu. Działanie urzędnika, nawet w randze ministra, czy premiera zmieniajace rozporządzenie byłoby sprzeczne z wolą narodu. Obecna wola narodu, to nieuznanie prawa homoseksualistów do zawierania zwiazków na wzór małżeństw.  Kazda próba obejścia woli suwerana jest przeciez niedpopuszczalna.
Martino
24 października 2013, 14:01
@TomaszL: Tak, pisałem o woli suwerena i konieczności przestrzegania prawa przez urzędnika - nie bezwzględnej, tylko względnej (urzędnik może bowiem odmówić zastosowania określonego prawa przejściowo, jeżeli dostępny jest instrument prawny, za pomocą którego może wszcząc procedurę kontroli jego zgodności z prawem wyższego rzędu, i decyduje się z niej korzystać).  Nie domagam się teraz łamania prawa i w ogóle nie rozumiem, na jakiej podstawie stawiasz mi taki zarzut. Pękam po prostu z ciekawości, jakie skutki, których autor artykułu nawet nie poważył się wymienić, przyniosłoby zlikwidowanie rubryki, w której do wystawianych przez USC zaświadczeń wpisuje się nazwisko przyszłego małżonka (w tekście błędnie: partnera).
Z
znudzony
24 października 2013, 08:15
Tekst godny "Frondy" :( jakie to smutne, że zaniżacie standardy.
Martino
21 października 2013, 19:44
"Ministerstwo (...) całkiem słusznie odmawia im wydawania zaświadczeń o zdolności prawnej do zawarcia małżeństwa za granicą (...). Homoseksualiści domagają się zaś zlikwidowania rubryki, w której wpisuje się nazwisko przyszłego partnera. Gdyby tak się stało, nietrudno się domyślić, jakie przyniosłoby to skutki...." O Boże!!! Jakie?! Na USC spadnie deszcz ognia i siarki czy też urzędniczka zamieni się w słup soli?
M
M.
21 października 2013, 19:32
Dawno już nie słyszałam, żeby ktoś mówił "nieee, (...) to nie u nas". Co tez samo w sobie jest dowodem na przerażające tempo zmian naszej jakby nie było (po?)katolickiej mentalności. Ten temat jest wałkowany niemal co kilka dni w polskich mediach, i nawet jeśli "prosty, zwykły" Polak nie jest nim zainteresowany, to jednak już chyba tylko ci, co wyrzucili tv, nie czytają gazet a dnie spędzają na uprawianiu marchewki na jakimś totalnym odludziu,- tylko ci nie biorą udziału w dykusji.  Mówienie o polskiej zaściankowości jeśli chodzi o tzw. tolerancję (specjalnie piszę tzw. ponieważ to słowo przeszło jakąś niewyobrażalną zmianę znaczenia) mija się trochę z prawdą, ponieważ wystarczy sobie przypomnieć (każdy pewnie słyszał to nieraz w swoim życiu), że o ile kilka(naście) lat temu powszechna opinia "prostego, niezainteresowanego Polaka" brzmiała: 'to nie u nas', "to zboczenie", o tyle teraz ten sam Polak często mówi: "mnie to w sumie nie obchodzi kto z kim sypia/ja do sypialni ludziom nie będę zaglądać, byle sie nie obnosili". Może wg "postępowych" standardów taka postawa to zdecydowanie za mało na miano tzw tolerancyjnej, ale nie trzeba się długo zastanawiać, by zauważyć, że to jest naprawdę znaczący krok obrazujący zmianę nastawienia.