Marcin Ryszka: Niepełnosprawność to nie jest koniec świata
- Blind football jest najtrudniejszą dyscypliną do trenowania dla osób niewidomych. Nie raz potrzeba nawet i dwa lata, by zawodnika doprowadzić do takiego poziomu, żeby był w stanie wystąpić w meczu - mówi Marcin Ryszka.
Ze sportem jest związany od dziecka. Niepełnosprawność nie przeszkodziła mu w osiąganiu sukcesów w pływaniu. Rywalizował w tej dyscyplinie na paraolimpiadzie, jest trzykrotnym mistrzem świata, medalistą Mistrzostw Europy i Mistrzostw Polski. Marcin Ryszka jest także inicjatorem, kapitanem reprezentacji i działaczem blind footballu w Polsce. Udziela się także w dziennikarstwie sportowym m.in komentuje zawody na paraolimpiadzie w Tokio.
O podejściu do życia, sporcie, blind footballu i niepełnosprawności rozmawiamy z Marcinem Ryszką.
Kamil Babuśka: Z moich obserwacji w mediach, na Twitterze, jak i samego umawiania się do tej rozmowy mam wniosek, że jesteś niezwykle otwarty i sympatyczny. Skąd u ciebie te cechy?
Marcin Ryszka: Ciężko powiedzieć skąd (śmiech). Jestem osobą ciekawą świata, jestem nastawiony na to, że drugi człowiek też jest dla mnie dobry. Wpływ na to ma pewnie też wychowanie moich rodziców. Myślę też, że łatwiej jest po prostu funkcjonować w świecie z uśmiechem i pogodą ducha, niż gdy człowiek jest zamknięty i widzi w ludziach wrogów, przeciwników.
Jest łatwiej, czyli w jakich sytuacjach te cechy pomagają?
- W codziennym życiu, gdy pojawiają się problemy, z uśmiechem łatwiej jest otrzymać od kogoś pomoc. Nie ma osób zupełnie niezależnych, każdy kiedyś potrzebuje pomocy.
Co ci daje największe szczęście w życiu?
- Na pewno rodzina jest na pierwszym miejscu, sport, rywalizacja, spełnianie się zawodowe. Rzadko czuję, że pracuję. Mogę jednocześnie spełniać swoje pasje jak i zapewnić jakieś potrzeby materialne.
Wysoko w tej hierarchii jest sport, rywalizacja. Jesteś od nich uzależniony?
- Od rywalizacji chyba nie, ale od sportu na pewno tak. To jest taka czynność, bez której ciężko jest mi sobie poradzić. Sam widzę po sobie, że często wpadam na jakieś fajne pomysły, albo jestem w stanie sobie poradzić z jakimiś problemami, gdy rano znajdę godzinkę na rozruch, poruszanie się. Rywalizacja nie jest niezbędna by pobudzić endorfiny. Lubię rywalizację ze samym sobą, gdy pokonuję jakieś bariery.
Z rywalizacją miałeś jednak w przeszłości do czynienia. Brałeś udział w paraolimpiadzie, zdobyłeś trzykrotnie mistrzostwo świata, wiele medali Mistrzostw Europy, czy Mistrzostw Polski w pływaniu.
- To był w 100 proc. sport profesjonalny. Robiłem wszystko, by ten wynik był jak najlepszy. Każdy trening był dla mnie pojedynkiem z samym sobą w głowie. Organizm ludzki nie jest stworzony po to, by się męczył, by przekraczał swoje bariery. Organizm się broni, on ci mówi "weź się nie wygłupiaj, poleż sobie na kanapie, posiedź sobie w fotelu". W momencie startu w zawodach nie myślałem o przeciwnikach, co zrobią inni, sam dla siebie byłem największym przeciwnikiem. Jeżeli uzyskiwałem rekord życiowy, byłem w stanie popłynąć swój najlepszy wynik, a nie dawało to np. medalu, to nie było mi ciężko się z tym pogodzić.
Najbardziej nienawidziłem tego, kiedy mimo wyrzeczeń, przygotowań, jadąc na jakąś dużą imprezę, nie byłem w stanie pływać najszybciej w sezonie. Element rywalizacji pewnie we mnie jest, bo jak coś robię to jak najlepiej, ale nie mam tak, że potrzebuję na każdym kroku rywalizować.
Pływanie w twoim przypadku było czymś profesjonalnym. Jakbyś je porównał do blind footballu, który uprawiasz aktualnie?
- Pływanie trenowałem jedenaście razy w tygodniu, dwa razy dziennie. W blind footballu trenujemy, trzy, cztery razy w tygodniu. Ma on też zupełnie inny charakter. Pływanie pozwalało mi się utrzymywać, miałem różne stypendia. Z blind footballu na razie nie jesteśmy w stanie się utrzymywać, bo nie jest to jeszcze tak rozwinięte. Wierzę jednak, że to kwestia czasu, jak sytuacja się zmieni.
Jesteś prekursorem, kapitanem i koordynatorem blind footballu w Polsce. Jesteś dla tej dyscypliny jak Robert Lewandowski dla reprezentacji Polski w piłce nożnej, czyli niezbędny, niezastąpiony. Czujesz w związku z tym ogromną odpowiedzialność?
- Do moich obowiązków należy też wybór sztabu szkoleniowego, organizacja zgrupowań, wszelkie sprawy pozaboiskowe. Łączenie roli działacza i piłkarza jest na pewno niezwykle trudne. Nie boję się brać na siebie odpowiedzialności np. za wynik na boisku. Staram się pomagać, tworzyć zespół, który zawsze będzie się wspierał.
Blind footballu także trzeba się nauczyć. Co jest najtrudniejsze, od czego trzeba zacząć?
- Najważniejsze oczywiście są chęci. Blind football jest najtrudniejszą dyscypliną do trenowania dla osób niewidomych. Musisz posiadać umiejętności piłkarskie; technikę prowadzenia piłki, przyjęcia, podania, strzału.
Jednocześnie potrzeba znakomitego słuchu i orientacji, bo ta piłka, którą gramy grzechocze, gdy się toczy. Musisz też słyszeć podpowiedzi trenera. Niekiedy potrzeba nawet i dwóch lat, by zawodnika doprowadzić do takiego poziomu, żeby był w stanie wystąpić w meczu.
Trwa paraolimpiada, w której ty w przeszłości miałeś okazję uczestniczyć. Jakie masz wspomnienia z tej imprezy i co ona daje zarówno jej uczestnikom jak i widzom?
- To jest na pewno impreza życia. Jesteś wśród najlepszych niepełnosprawnych zawodników na świecie. Reprezentujesz swój kraj, czujesz to na każdym kroku. Możesz wymienić się doświadczeniami z ludźmi z całego świata, możesz poznać ich kultury, zwyczaje. Poznajesz tam niezwykłe historie ludzkie, które później są dla ciebie bodźcem na przyszłość.
Na świecie żyje ponad miliard ludzi, 15 proc. całej populacji, którzy mają jakieś problemy ze zdrowiem, z codziennym funkcjonowaniem. Wiele z tych osób może być inspiracją i wzorem do naśladowania. Gdy zobaczysz, że ktoś z niepełnosprawnością może uprawiać tyle dyscyplin sportu, to uświadamiasz sobie, że ich życie ma sens, że niepełnosprawność to nie jest koniec świata. Tych ludzi nie da się pominąć.
Skomentuj artykuł