O tym, jak pewna nieznana filozofka sfaulowała Roberta Lewandowskiego
Czy można sfaulować światowej sławy piłkarza nie grając z nim na boisku? Okazuje się, że tak. Tego śmiałego wyczynu dokonała doktor habilitowana filozofii, etyczka i profesorka Uniwersytetu Warszawskiego Magdalena Środa.
„Nie rozumiem złości na pana od kopania piłki (w Niemczech, bo tam głównie kopie) niejakiego Lewandowskiego. Prezydentowi Dudzie kopanie imponuje, mimo że nie odbywa się na stoku, a we wrażym państwie, a Lewandowski… cóż, powyżej kopania nie podskoczy, czasem też wali głową. Oto skutki. Chyba nie pokumał gdzie był i od kogo odbierał medal, tak jak Duda chyba nie za bardzo kuma komu je daje, mimo że nie kopie, ani nie wali głową w piłkę… w sumie to ciekawe zjawisko, z tym kopaniem i medalami za kopanie, bardzo dziaderskie…” – napisała profesorka Środa na swoim facebookowym koncie.
W sieci zawrzało. Zamieszczony przez filozofkę wpis doczekał się 1,5 tys. komentarzy, ponad 3,7 tys. reakcji i został udostępniony 360 razy (stan na piątek wieczorem). Niektórzy internauci zgodzili się z publicystką, pisząc o symbolicznym „geście Lewandowskiego” i „spadku znaczenia odznaczeń państwowych”. Inni, uznali wpis Środy za żenujący, pogardliwy, cyniczny i arogancki. Zwrócono jej też uwagę, że ordery nie zawsze otrzymuje się za karierę uniwersytecką czy nagrodę Nobla.
Środa i Lewandowski
Magdalena Środa jest doktorem habilitowanym filozofii ze specjalnością „etyka” i uczelnianą profesorką UW. Od lat udziela się także jako feministka, ateistka oraz działaczka na rzecz równouprawnienia kobiet i mężczyzn. Jest laureatką wielu odznaczeń, w tym, za działalność na rzecz tolerancji oraz wolności i afirmacji osób LBGT+. Swego czasu, była też członkinią Europejskiego Centrum Monitorowania Rasizmu i Ksenofobii w Wiedniu. W kontekście całej sprawy szczególnego znaczenia nabiera fakt, że w 1990 roku Magdalena Środa obroniła rozprawę doktorską, pt. „Godność – ujęcie historyczne i normatywne idei”.
Robert Lewandowski, kim jest i jaki jest….każdy widzi. To światowej klasy napastnik, od lat strzelający bramki dla polskiej reprezentacji w piłce nożnej. Na co dzień grający w Bundeslidze.
Co komu wolno i wypada powiedzieć w debacie publicznej?
Zacznijmy od tego, że nie ma obowiązku, ani jakiegoś przymusu, żeby ubóstwiać, kochać, czy nawet zwyczajnie lubić Roberta Lewandowskiego. Ale też, dla równowagi, osoby, które Pana Roberta ubóstwiają, kochają i lubią mają do tego prawo. Co więcej, w ramach prawa i wolności słowa, mogą o tym pisać i mówić do woli. Innymi słowy, przeciętny obywatel w państwie demokratycznym ma i mieć powinien wolność wypowiadania się w dowolnych kwestiach i na wszystkie tematy, formułując takie opinie, jakie uważa za stosowne i właściwe. Ma się rozumieć, na bazie tych poglądów, opinii i ocen, sam staje się przedmiotem dyskusji i ewaluacji.
Zgoła inaczej prawo wolności słowa aplikuje się do osoby publicznej, a tym bardziej do profesorki filozofii i etyczki, która, niejako z urzędu, przynależy (a przynajmniej pretenduje) do lokalnej elity intelektualnej.
Onegdaj, znakomity polski logik i filozof, dominikanin, ojciec Józef Maria Bocheński OP, popełnił był szkic o pojęciu autorytetu. Wyodrębnił w nim trzy różne rozumienia tego terminu.
Pierwszy rodzaj autorytetu ma, według ojca Bocheńskiego, status epistemiczny. Oznacza to, że obdarzony nim podmiot (na przykład filozofka lub etyczka Magdalena Środa) powinna posiadać adekwatną wiedzę w dziedzinie, o której wydaje publiczne sądy.
Drugi rodzaj autorytetu, nazwany przez autora deontycznym, oznacza władzę wydawania poleceń i dokonywania ich egzekucji. Innymi słowy, na mocy tego autorytetu akademicy ze stopniami i tytułami naukowymi, mają, przykładowo, prawo, a nawet obowiązek, oceniania swoich studentów podczas egzaminów semestralnych.
Trzeci rodzaj autorytetu, który Bocheński nazywa aksjologicznym, przysługuje tym i tylko tym osobom, które zachowują się (w przestrzeni publicznej) z godnością oraz stosują do norm, zasad i wartości, które nasza cywilizacja promuje i postrzega jako cenne (nie upokarzają, ani nie oczerniają innych ludzi, nie obrażają ich itp.).
Ojciec Bocheński, przy okazji, zauważył, że nikt, nigdy i nigdzie nie może być (na mocy samej, czystej logiki) autorytetem epistemicznym, deontycznym i aksjologicznym we wszystkich możliwych dziedzinach i w relacji do wszystkich ludzkich istot.
Co więcej, bardzo często, mamy do czynienia, na przykład, z naukowcami, którzy, faktycznie, są autorytetami epistemicznymi w jakichś konkretnych dziedzinach (np. fantastycznie znają historię idei etycznych zachodniej cywilizacji), ale, równocześnie, w relacjach międzyludzkich, są pospolitymi chamami, kłamią w żywe oczy, upokarzają innych, drwią z praktykowania cudzej wiary, nienawidzą ludzi dokonujących innych, niż oni sami, wyborów politycznych itd.
Otóż, Pani doktor habilitowana, profesorka UW, Magdalena Środa, nigdy nie była i nie jest (niskie też zachodzi prawdopodobieństwo, że kiedykolwiek się to zmieni) autorytetem epistemicznym w obszarze jakiejkolwiek bądź dyscypliny sportowej, a szczególnie piłki nożnej.
Wiemy to, nie tylko z jej własnej, zacytowanej na początku, wypowiedzi z Facebooka. Wnosimy o tym również z innych publicznych enuncjacji warszawskiej etyczki. Przykładowo z tej, którą opublikowała w Gazecie Wyborczej, tuż po śmierci ikony światowego futbolu, Argentyńczyka Diego Armando Maradony.
Przypomnijmy, co wtedy napisała profesorka Środa:
„Świat zamarł. Przerwano programy telewizyjne. Na stronach internetowych ukazał się wielki czarny napis i zdjęcie. Umarł ktoś bardzo ważny. Jakiś autorytet? Naukowiec, wynalazca, zbawca ludzkości? Nie. To piłkarz, Diego Maradona, facet, który fantastycznie kopał piłkę, zarabiał krocie, był kapryśny jak sześciolatek i traktowany jak bóg, albo kilku bogów. To, oczywiście smutne, że ktoś umarł, ale nieproporcjonalność światowej rozpaczy wobec zasług zmarłego powala z nóg, a przede wszystkim, odsłania ukryte fundamenty patriarchalizmu naszej kultury”.
Jak filozof do analizy
Ponieważ sam jestem absolwentem filozofii (co prawda, nie UW, ale Uniwersytetu Jagiellońskiego) wiem doskonale, że umiejętność trafnej, wieloczynnikowej i wielowymiarowej analizy, otaczającej nas rzeczywistości, to jedna z bardziej fundamentalnych i rudymentarnych sprawności intelektualnych każdego magistra tej dyscypliny, o doktorze habilitowanym nie wspominając.
Tym bardziej powinny dziwić, zastanawiać, a w niektórych aspektach po prostu zawstydzać, diagnoza i analiza, które wyszły spod pióra filozofki i profesorki UW, Magdaleny Środy. Nawet, a może przede wszystkim, jeżeli jest to analiza kilkuzdaniowa, zamieszczona na publicznym profilu Facebooka.
Czym Robert Lewandowski zasłużył na odznaczenie przez Prezydenta RP Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski?
Każdy, kto kiedykolwiek, systematycznie uprawiał dowolną dyscyplinę sportową, zdaje sobie sprawę, jakie kwalifikacje, umiejętności, sprawności i cechy charakteru należy w sobie wyrobić, ażeby, chociaż spróbować, zbliżyć się do tak pożądanego sukcesu, jakim jest własny rekord życiowy. Nie inaczej rzecz miała się, i ma, po dziś dzień, z Robertem Lewandowskim.
W ocenie profesorki Środy, zostanie „takim Lewandowskim”, to pestka. Poza tym, cóż to za prymitywna dyscyplina, ta piłka nożna? Według etyczki z UW, każdy może, jeżeli tylko zechce, zostać takim „kopiącym i walącym głową Lewandowskim”, czy też przygłupim, krnąbrnym niczym dziecko, Maradoną.
Taka „facebookowa analiza” zdradza, odsłania i negliżuje, przede wszystkim, samą analityczkę. Otóż, sprawy maja się dokładnie odwrotnie.
Robert Lewandowski ma za sobą najlepszy sezon w całej swojej karierze. Ze swoim klubem, Bayernem Monachium, wygrał Ligę Mistrzów – najważniejsze trofeum, którego dotąd brakowało w kolekcji polskiego napastnika. Sam piłkarz zdobył także wiele indywidualnych wyróżnień m.in. w plebiscycie FIFA na Piłkarza Roku oraz nagrodę Globe Soccer Awards.
W swojej „epistemicznej dziedzinie”, czyli w futbolu, jest dzisiaj Lewandowski kimś z dorobkiem o światowym znaczeniu i na całym globie jednym z najbardziej rozpoznawalnych, żyjących Polaków.
Wbrew temu, co imputuje Magdalena Środa, piramidalnie trudno jest zostać „takim Lewandowskim”. Takich, jak Lewandowski, jest na świecie, zaledwie kilku. Takich zaś „asów w obszarze etyki i filozofii”, jak profesorka Środa, dziesiątki tysięcy na setkach uniwersyteckich kampusów.
To z tego, między innymi, powodu, „taki Lewandowski”, oraz kilku innych, światowych graczy, zgarniają, co miesiąc, grube miliony euro (czego nie da się powiedzieć o tysiącach filozofujących profesorów rozsianych po wszystkich kontynentach).
Tak, to prawda. Kapitalistyczny rynek zauważa, wychwytuje, wycenia i płaci krocie za „wyjątkowość”, każdą wyjątkowość….przede wszystkim, taką, której wartość kalkulują i wyznaczają miliony sportowych kibiców. To właśnie oni, kibice i fani sportu, na bieżąco, decydują o wycenie swoich futbolowych idoli.
Gdyby kwestia „stania się drugim Lewandowskim” była tak dziecinnie prosta, jak to się wydaje stołecznej feministce, to każdy młody chłopak, wpatrzony w polskiego napastnika i naśladujący jego sportową karierę, po prostu by się nim stawał. Jednak, jak to każdego dnia unaocznia piłkarska rzeczywistość, drugiego Lewandowskiego, póki co, w Polsce nie mamy.
A dzieje się tak, ponieważ, zanim jakikolwiek piłkarz sięgnie po futbolowe laury, musi, najpierw, zapłacić swoiste „frycowe”. Czyli połączyć, oraz zgrać, wiele różnych, skomplikowanych umiejętności i kompetencji, w tym, intelektualnych. Tudzież nabrać właściwego doświadczenia i należytej rutyny.
Nota bene, skoro jesteśmy już przy wartościach intelektualnych (tak istotnych dla niektórych akademików), warto zauważyć, że Robert Lewandowski, poza rodzimym polskim, mówi biegle po niemiecku i angielsku. Z całym szacunkiem, jestem niezmiernie ciekaw, w jakich obcych językach porozumiewa się, biegle i kompetentnie, doktor habilitowana Magdalena Środa z UW?
Ale to nie koniec zasług Pana Roberta dla Polski i Polaków.
Profesorka Środa pisze w poście, o polskim napastniku, że ten „kopie we wrażym państwie”. To szczególnie intrygująca refleksja u kogoś, kto takie słowa, jak „tolerancja” oraz „godność” odmienia przez wszystkie przypadki.
W tym kluczu śmiem twierdzić, że Robert Lewandowski, w trudnych, historycznie skomplikowanych stosunkach, pomiędzy Polską a Niemcami, odznaczył się (i czyni to dalej) bardziej, niż tysiące polskich dyplomatów razem wziętych.
Chociażby przez to, że dzięki swojej pracowitości, uporowi i naturalnym talentom, każdego dnia ukazuje Niemcom twarz i osobowość kompletnie innego Polaka niż ten, jaki znają ze stereotypowych żartów i mocno dla nas nieśmiesznych dowcipów o Polakach i niemieckich samochodach.
Wreszcie, co by odpowiedzieć na zarzut, że przecież są inni polscy sportowcy, warci podobnego, co Lewandowski, wyróżnienia, twierdzę, że dzisiaj osoba Lewandowskiego jest jedyną, tak na świecie bezbłędnie rozpoznawalną i kojarzoną z naszym krajem polską marką narodową.
Czy się to niektórym podoba, czy też nie, dzisiaj Robert Lewandowski jest naszym narodowym, bezcennym skarbem. Lewandowskiego zna prawie każdy, bo i futbol zna prawie każdy…. Inne dyscypliny sportowe oraz uprawiający je sportowcy, chociaż często wielce utytułowani, nie są w podobny sposób, co Robert Lewandowski, rozpoznawalni. To po prostu nagi fakt, który każdy z nas, czy lubi piłkę nożną, czy nie, powinien wziąć pod uwagę.
W piekle resentymentu
Wielki niemiecki filozof, Fryderyk Nietzsche, jako pierwszy odkrył i opisał rolę resentymentu w ludzkim myśleniu i postępowaniu.
W uproszczeniu, resentyment, to tworzenie iluzorycznych wartości i ocen moralnych, celem psychicznej rekompensaty własnych niemocy i ograniczeń. Z opisanego przez filozofa mechanizmu, najczęściej korzystają wszelkiej maści miernoty i nieudacznicy.
Czyżby zatem w kluczu resentymentu należało odczytywać wynurzenia doktor habilitowanej Magdaleny Środy?
Otóż wygląda na to, że profesorka Środa - niestety - oraz ludzie podobni jej intelektem, poczuciem sprawstwa i życiowego spełnienia, tak właśnie postrzegają dzisiejszy sport i sportowców w ogólności oraz futbol i piłkarzy w szczególności.
Lecząc własne, inteligenckie, jajogłowe kompleksy i deficyty (finansowe, prestiżowe, celebryckie itp.) kompletnie rozmijają się z ocenami i doświadczeniem milionów ludzi (fanów i kibiców sportu) na całym świecie.
A to właśnie ci ludzie, często bez uniwersyteckiego, akademickiego sznytu i doświadczenia, bezbłędnie, trafnie, z analityczną precyzją, zdają się postrzegać i rozumieć niuanse, sensy i znaczenia masowych wydarzeń sportowych, w stylu Mistrzostw Świata czy Olimpiad.
Swoją drogą, to naprawdę zagadkowe, i na swój sposób niepokojące, że filozofka i etyczka z UW, świadoma, jak sądzę, idei zakorzenionego w starożytności olimpizmu, zupełnie nie rozumie świata, w którym żyje i który na tak dalekim od spodziewanego - choćby po tytule naukowym - poziomie, próbuje opisać i wyjaśnić.
Skomentuj artykuł