Ciasny, ale własny w Oazie...

Dostaliśmy duży pokój w akademiku na piątym piętrze, gdzie oprócz nas mieszkali praktycznie sami obcokrajowcy z wymiany międzynarodowej. (fot. by will_i_be / flickr.com)
Ewelina Łaś / slo

Sławek opowiada mi historię zamieszkania w Oazie razem ze swoją żoną i synkiem.

- W zeszłym roku wynajmowaliśmy pokój na stancji, przy czym umowę musieliśmy podpisać na rok. Ale chcieliśmy mieszkać w akademiku. Złożyłem podanie o miejsce w domu studenckim Uniwersytetu Rolniczego, bo studiuję tu na wydziale leśnym. Dowiedziałem się, że owszem, należy mi się miejsce w akademiku, ale żonie i dziecku już nie! Patrycja studiuje na Krakowskiej Szkole Wyższej. Na szczęście na Politechnice przyjęli nas jak swoich. Dostaliśmy duży pokój w akademiku na piątym piętrze, gdzie oprócz nas mieszkali praktycznie sami obcokrajowcy z wymiany międzynarodowej.

Jednak ostatecznie o decyzji przeniesienia się do Oazy zdecydowała wygoda - szybsze dojście na uczelnię dla Sławka i łatwiejszy dojazd dla Patrycji. Miejsce tutaj otrzymali z tzw. puli rektorskiej.

Pytam Patrycję o ich relacje z sąsiadami, czy nie złoszczą się, gdy dziecko płacze.

- Mały rzadko płacze, dobrze nawiązuje kontakty ze studentami! Znamy sąsiadów z widzenia. Byłam u każdego i pytałam czy np. nie będzie im przeszkadzała Kacprowa wanienka w przedpokoju; zgodzili się.
- Sławek mówił mi o zaletach mieszkania w Oazie. Są jakieś wady?
- Nieszczelne drzwi i kratka wentylacyjna nad drzwiami, którą jak widzisz zasłoniliśmy tekturą, bo strasznie przepuszczała dźwięki. Mimo to lubię mieszkać akademiku. Mamy z mężem i Kacperkiem ciasny, ale własny kącik.

Z czego się utrzymują? Patrycja pobiera stypendium z fundacji pozarządowej (jest zameldowana na wsi) i stypendium naukowe. Sławek ma stypendium socjalne i w weekendy pracuje fizycznie (ścina drzewa na wysokościach - chce w przyszłości założyć własną firmę). Na żłobek dla Kacpra na razie nie mogą liczyć, ponieważ mają 23 pozycję na liście rezerwowej.

- Jak wygląda twój plan dnia, Patrycja?

- Wstaję przed ósmą, zajmuję się dzieckiem, trochę się uczę w międzyczasie, potem obiad, a po południu zwykle jedziemy z Kacprem na uczelnię. Mam indywidualny tok studiów na psychosocjologii na KSW. Moja grupa polubiła Kacpra; zawsze witają się najpierw z nim, a potem ze mną. W czasie wykładów koledzy biorą go na ręce, dają mu długopisy do zabawy. Jeśli chodzi o wykładowców, to nie mają nic przeciwko dziecku na Sali.

Wyjątkiem jest jeden pan, który pewnego razu wpatrywał się we mnie z groźną miną. Zrozumiałam jego aluzję i opuściliśmy z Kacprem salę wykładową…

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Ciasny, ale własny w Oazie...
Komentarze (1)
S
Sowa
31 marca 2011, 08:22
Serca można łowić na różne sposoby,czasem zupełnie niewyobrażalne,ale liczy się cel- dobro rodziny,świętość małżeństwa,potrzeby dziecka i wspomaganie życia,aż po grób. Pracy wiele, ale ten się trudzi dobrze,kto wie dokąd zmierza.Zgoda?