Dlaczego nasze małżeństwa dryfują?

Często małżonkowie zapominają o tym, że powinni pielęgnować swoją relację (fot. paul_swee)
William J. Doherty / slo

Mężczyźni twierdzą, że bliskie relacje nie wymagają tyle pielęgnowania i podtrzymywania, co kobiety. Dlatego większość żon, po okresie jednostronnego starania się o uczynienie z małżeństwa relacji o wysokim stopniu zaangażowania, niestety często zadowala się standardami męża.

We współczesnym życiu małżeńskim, w naszym zapracowanym, rozproszonym, indywidualistycznym, nakręcanym konsumpcją, przesyconym mediami, zorientowanym na pracę świecie w sposób naturalny dryfujemy w kierunku coraz słabszej iskry między małżonkami, płytszych związków, mniejszej zażyłości i mniejszej uwagi poświęcanej relacji między mężem a żoną. Trzeba tylko jeszcze dodać wymogi związane z uwrażliwionym na dziecko rodzicielstwem i mamy dość dobry obraz tego, co powoduje, że nasze małżeństwa z czasem przeżywają kryzysy.

Małżeństwo z czasem przeżywa kryzys

DEON.PL POLECA

Czy poza moimi własnymi opiniami istnieją jakieś podstawy do takich stwierdzeń? Na szczęście małżeństwo należy do dziedzin często badanych przez nauki społeczne. Wiemy, z relacji par małżeńskich, że wraz z upływem lat obserwuje się stały spadek zadowolenia ze związku i że spadek ten jest wyjątkowo gwałtowny po narodzeniu się pierwszego dziecka. Zwykliśmy również myśleć, że małżonkowie "odzyskują" dobre relacje po tym, jak ostatnie dziecko opuszcza dom, jednak najnowsze badania pokazują, że pogarszanie się relacji trwa dalej. Na przestrzeni jednego roku przeciętny spadek satysfakcji płynącej ze związku małżeńskiego nie jest wielki, i może być wręcz niezauważalny, jednak jest on ciągły i niesłabnący.

Jeśli przeciętne łodzie małżeńskie dryfują w kierunku południowym, to co z tymi łodziami, które rozbijają się na skałach, co z ofiarami rozwodów współczesnych małżeństw? Prawdopodobieństwo tego, że obecnie trwające małżeństwa zakończą się rozwodem wynosi jeden do czterech, natomiast według prognoz dotyczących małżeństw, które zostaną dopiero zawarte, wskaźnik rozwodów wyniesie pomiędzy 40 a 50 procent, co stanowi najwyższy poziom w historii ludzkości. Liczba ponownie zawieranych związków małżeńskich jest jeszcze wyższa. Z taką liczbą par, które się rozwodzą, i tyloma osobami odczuwającymi wraz z upływem lat coraz mniejsze zadowolenie z małżeństwa najwyraźniej stajemy w obliczu problemu.

Przyzwyczajenie, dzieci, telewizor w sypialni

Później dokładniej przyjrzymy się siłom, które sprawiają, że nawet dobre małżeństwa dryfują w kierunku południowym. Teraz chciałbym zwrócić uwagę na kilka codziennych czynników, po których pojawia się jeden większy, o charakterze kulturowym.

  • Jesteśmy zbyt zapracowani. Zaabsorbowani pracą, wychowywaniem dzieci i radzeniem sobie z życiem codziennym nie znajdujemy już czasu na to, aby relacja małżeńska była jednym z najważniejszych priorytetów w naszym życiu codziennym.
  • Za bardzo przyzwyczajamy się do swego współmałżonka. W małżeństwie powoduje to nie tyle lekceważenie, co traktowanie swojej wzajemnej obecności jako czegoś oczywistego. Wszystkie relacje tracą z czasem nieco ze swojej nowości i świeżości, jeśli się ich nie pielęgnuje. Psychologowie nazywają to "przyzwyczajeniem", które jest powszechnym zagrożeniem dla bliskich więzi.
  • Telewizja i inne media wdzierają się pomiędzy nas. Telewizja pochłania naszą uwagę nie tylko w ciągu dnia i wieczorem, ale i później: wiele małżeństw posiada telewizory również w swoich sypialniach, co powoduje, że ich uwaga odciągana jest od siebie nawzajem w jedynym czasie, w którym mogliby mieć trochę spokoju.
  • Przestajemy spotykać się ze sobą na randkach, szczególnie po urodzeniu się dzieci. Wyjątkowe chwile we dwoje sprawiły, że jesteśmy małżeństwem, wielu z nas przestaje je jednak aranżować, gdy zostaje rodzicami.
  • Nie wiemy, jakie strategie stosują inne małżeństwa w celu utrzymania pełni życia w swoich związkach. W kulturze zachowywania prywatności w sprawach małżeńskich nie dzielimy się naszymi zmaganiami ani sukcesami z innymi parami. Dryfujemy w dużej mierze samotnie, a jeśli już dzielimy się czymś, to głównie w formie żalenia się.
  • Różnice pomiędzy małżonkami w kwestii " sposobów działania" na rzecz małżeństwa prowadzą w kierunku mniejszego zaangażowania. Różnimy się przygotowaniem do podtrzymywania małżeńskich więzi ze względu na płeć.

Ryzykując pewnym uogólnieniem, można powiedzieć, że mężczyźni mają skłonność sądzić, że bliskie relacje wymagają mniej pielęgnowania i podtrzymywania niż uważają kobiety. (Zauważ tę różnicę w kwestii przyjaźni pomiędzy mężczyznami i pomiędzy kobietami). Uważam, że większość żon, po okresie jednostronnego starania się o uczynienie z małżeństwa relacji o wysokim stopniu zaangażowania, zadowala się standardami męża. Nie chciałbym jednak wyolbrzymiać tej różnicy płci ze względu na fakt, że często oboje małżonkowie zapominają o tym, jak powinni na dłuższą metę pielęgnować swoją relację. A prąd bywa zbyt silny na taki poziom wysiłku.

Fragment książki: Jak trzymać się razem w świecie, który chce nas rozdzielić - William J. Doherty

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Dlaczego nasze małżeństwa dryfują?
Komentarze (7)
MR
Maciej Roszkowski
17 marca 2014, 13:09
Swoją żonę poznałem 10 lat wczeniej. Było koleżeństwo, przyjaźń a potem prawie czteroletnie narzeczeństwo. Wszyscy moi synowie ożenili się z koleżankami z liceum po czteroletniej znajomości. Są czasem spory, sprzeczki, nie było nigdy kłótni.
M
m
1 marca 2014, 20:36
Mój mąż bardzo pielęgnował relacje....z innymi kobietami. Teraz tłumaczy dziecku, że Bóg chce naszego rozwodu, a papież zezwoli na sakramenty rozwodnikom i tym w kolejnych związkach 
J
jk
26 lutego 2014, 21:41
Pierwszą połowę życia niszczą rodzice, drugą dzieci - i to w stopniu nieporównywalnie większym!
A
amigo
24 lutego 2014, 00:41
Pierwsze zdanie tekstu przetłumaczone jest jakoś niegramatycznie, a "dryf w kierunku południowym" , czyli zapewne coś co w oryginale brzmiało "went south" to idiom oznaczający, że, najoględniej mówiąc , coś szlag trafił.  No, ale ogólnie coś na rzeczy jest, przy czym stawiam tezę, że to żony są w błędzie próbując utrzymać relacje na poziomie ćwierkania skowronków, podczas gdy człowiek winien oczekiwać własnej zmienności nastrojów i postaw, i budować na bardziej solidnym fundamencie, niż spijanie sobie z dzióbków. Feminizacja wszelkich relacji w dyskursie społecznym nie tylko kłuje już w oczy, ale wpycha nas  w nienaturalne role, w których czujemy się źle i wcześniej czy później my, mężowie, uciekamy do normalnego świata, gdzie odrobina szorstkości i przemocy to nie anomalia, tylko zupełna oczywistość. A wtedy oto zstępuje na takich komentatorów zdziwienie. Czyżby naprawdę uważali, że stopy rozmiar 45 muszą się dobrze czuć w szpilkach???
A
amigo
23 lutego 2014, 00:00
Pierwsze zdanie tekstu przetłumaczone jest jakoś niegramatycznie, a "dryf w kierunku południowym" , czyli zapewne coś co w oryginale brzmiało "went south" to idiom oznaczający, że, najoględniej mówiąc , coś szlag trafił.  No, ale ogólnie coś na rzeczy jest, przy czym stawiam tezę, że to żony są w błędzie próbując utrzymać relacje na poziomie ćwierkania skowronków, podczas gdy człowiek winien oczekiwać własnej zmienności nastrojów i postaw, i budować na bardziej solidnym fundamencie, niż spijanie sobie z dzióbków. Feminizacja wszelkich relacji w dyskursie społecznym nie tylko kłuje już w oczy, ale wpycha nas  w nienaturalne role, w których czujemy się źle i wcześniej czy później my, mężowie, uciekamy do normalnego świata, gdzie odrobina szorstkości i przemocy to nie anomalia, tylko zupełna oczywistość. A wtedy oto zstępuje na takich komentatorów zdziwienie. Czyżby naprawdę uważali, że stopy rozmiar 45 muszą się dobrze czuć w szpilkach???
D
deon
19 marca 2010, 06:16
Mężczyźni twierdzą, że bliskie relacje nie wymagają tyle pielęgnowania i podtrzymywania, co kobiety. Dlatego większość żon, po okresie jednostronnego starania się o uczynienie z małżeństwa relacji o wysokim stopniu zaangażowania, niestety często zadowala się standardami męża. <a href="http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/ona-i-on/art,15,dlaczego-nasze-malzenstwa-dryfuja.html">więcej</a>
KJ
ksiądz Jan Twardowski
19 marca 2010, 06:16
Bliscy i oddaleni Bo widzisz tu są tacy którzy się kochają i muszą się spotkać aby się ominąć bliscy i oddaleni jakby stali w lustrze piszą do siebie listy gorące i zimne rozchodzą się jak w śmiechu porzucone kwiaty by nie wiedzieć do końca czemu tak się stało są inni co się nawet po ciemku odnajdą lecz przejdą obok siebie bo nie śmią się spotkać tak czyści i spokojni jakby śnieg się zaczął byliby doskonali lecz wad im zabrakło bliscy boją się być blisko żeby nie być dalej niektórzy umierają - to znaczy już wiedzą miłości się nie szuka jest albo jej nie ma nikt z nas nie jest samotny tylko przez przypadek są i tacy co się na zawsze kochają i dopiero dlatego nie mogą być razem jak bażanty co nigdy nie chodzą parami można nawet zabłądzić lecz po drugiej stronie nasze drogi pocięte schodzą się z powrotem