Kobieto, nie zaczynaj z tym znowu!

fot. Erriko Boccia / Unsplash
Beate M. Weingardt / Edycja św. Pawła / slo

Mężczyźni również mają mnóstwo ubogacających, ale także trud­nych doświadczeń w rozmowach z kobietami.

"Najlepszy przyjaciel najprawdopodobniej będzie miał dobrą żonę, ponieważ dobre małżeństwo polega na talencie do przyjaźni".

Fryderyk Nietzsche

Nadwyrężenie płaszczyzny relacji

Podam niemalże klasyczny przykład z psychologii komunikacji: Mąż pyta żonę: "Co to jest to zielone, co pływa w zupie?". Najoczywistszą odpowiedzią byłaby: "To jest pietruszka" (albo szczypiorek, albo cokolwiek by to mogło być). Udzielając takiej odpowiedzi, żona po­zostałaby na płaszczyźnie rzeczowej. Jednak bardzo niewielu kobie­tom się to udaje. Najczęściej przechodzą one do odbijania piłeczki w kierunku ucha relacyjnego, odpowiadając pytaniem na pytanie: "Dlaczego pytasz? Nie smakuje ci to zielone?", przez co zmuszają męża do wyjaśnień ("Pytam, bo...").

DEON.PL POLECA

Jeszcze mniej bezpiecznie jest, gdy "ona" myśli, że może sobie da­rować to pytanie, ponieważ uważa, że dobrze odczytała "intencję re­lacji" i np. odpowiada z rozdrażnieniem: "Wcale nie musisz jeść tej zupy, jeśli ci nie smakuje". Albo: "No to gotuj sam, skoro nigdy nie można ci dogodzić!". W tym przypadku ona popełnia błąd przeniesienia raczej kobie­cych wzorców komunikacji na partnera i zarzuca mu formę komuni­kacji niebezpośredniej, która jest jak najbardziej typowa dla kobiet, ale nie dla mężczyzn. W tym momencie rozmowa staje się dla męż­czyzny naprawdę uciążliwa, ponieważ musi on bronić się przed za­rzutami. Jeśli np. na pytanie: "Dlaczego pytasz?" odpowie: "Po pro­stu mnie to interesuje", a ona natychmiast zacznie drążyć dalej: "Ale dlaczego cię to zainteresowało? Przyznaj się, że ci nie smakuje!", to on, wzdychając, powie: "Ależ nie, smakuje mi!" i będzie miał cichą nadzieję, że tej wypowiedzi nie będzie już analizowała krytycznie.

Innymi słowy, najczęściej daremne jest usiłowanie wyciągnięcia z mężczyzn wyznania "ukrytej informacji nt. relacji", ponieważ na ogół jej tam nie ma. Jeśli kobieta w to nie wierzy, to świadczy to o braku kobiecej intuicji. Jeśli kobieta zapyta mężczyznę podczas za­kupów: "Jak myślisz, pasuje mi ta sukienka?", a on odpowie prosto: "Tak, bardzo ładnie ci w tym!", to nie powinna się zastanawiać, jaki interes albo myśl może się kryć za tymi słowami ("Czy on chce mieć wreszcie święty spokój? Czy on przypadkiem nie chce mnie ziryto­wać? Czy on może chce jak najszybciej wrócić do domu?").

Bezlitośnie skarykaturował tę kobiecą skłonność do doszukiwa­nia się drugiego dna w prostych męskich zdaniach Loriot* w skeczu Co robisz? (Was machst du?). Pracująca w kuchni żona nie potrafi po­przestać na prostej odpowiedzi spokojnie siedzącego w fotelu męża ("Nic!") i zadając mu kolejne natarczywe pytania, w końcu doprowa­dza go do białej gorączki. To samo zresztą można przećwiczyć z py­taniem: "O czym myślisz?". Męska odpowiedź: "O niczym!" kobiecie wprawdzie nie mieści się w głowie, ale ona powinna w to uwierzyć, ponieważ mężczyźni rzeczywiście potrafią "nie myśleć o niczym", czytaj: bez problemu potrafią odciąć świadomy strumień myśli (co zresztą jest niesłychanie pomocne przy zasypianiu!).

Także na ulubione pytanie kobiet: "Kochasz mnie (jeszcze)?" trud­no jest mężczyźnie odpowiedzieć, ponieważ pytany słusznie prze­czuwa, że pytająca przypuszczalnie nie zadowoli się jednosylabowym "tak". Ale nie potrafi znaleźć w tym pytaniu informacji "po co?", ponieważ treść informacji - co tutaj znaczy słowo "miłość"? - wydaje mu się wystarczająco niejasna i ponieważ przeczuwa, że na to pytanie też niełatwo będzie odpowiedzieć na płaszczyźnie czysto rzeczowej. Dlatego wielu mężczyzn reaguje na to pytanie raczej uni­kiem ("Znowu zaczynasz!", "Co ma znaczyć to pytanie?", "Przecież wiesz!", "Przecież niedawno ci mówiłem!") nie dlatego, że nie kocha­ją partnerki, lecz dlatego, że się obawiają, że to pytanie mogłoby być wstępem do rozmowy na temat relacji, której to rozmowie mogą nie sprostać albo chcą uniknąć trudu z nią związanego.

Mieszanie płaszczyzny rzeczowej i płaszczyzny relacji

Mężczyźni często mówią, że kobiety w rozmowie są "bardziej emo­cjonalne i nierzeczowe" niż oni. Jeśli zaczniemy zgłębiać, co dokład­nie mają przez to na myśli, to okaże się, że mężczyźni nie lubią, gdy kobiety schodzą z płaszczyzny czysto rzeczowej, tzn. jeśli uwzględ­niają płaszczyznę relacji. Z jakiego względu tego nie lubią, widać jak na dłoni po tym, co zostało tu powiedziane: komunikacja staje się przez to nie tylko wielopłaszczyznowa i o wiele bardziej skompliko­wana, lecz - dla mężczyzn - także o wiele bardziej męcząca i stwa­rzająca okazję do konfliktu.

Z pewnością nie jest to jedyny powód. Uważam, że między ludźmi jak najbardziej istnieje dużo okazji i treści do komunikacji, w któ­rych koncentracja na przedmiocie i odsunięcie na bok płaszczyzny emocjonalnej są nie tylko wskazane, lecz także rozsądne.

Upraszcza to współżycie, jeśli skoncentrujemy się na przekazanej informacji albo na zadanym pytaniu, a nie od razu zaczniemy snuć przypuszczenia, co przez to mogło być powiedziane między wiersza­mi. Współżycie ułatwia także, jeśli spodziewamy się od bliskiej oso­by, że w formie jak najbardziej jasnej i wolnej od nieporozumień wy­razi to, czego pragnie albo czego jej brak.

Na przykład gdy podczas jazdy samochodem kobieta zechce pil­nie odwiedzić toaletę, nie powinna pytać męża: "Czy nie uważasz, że powinniśmy zrobić przerwę?" - a potem się denerwować, jeśli on odpowie krótko i węzłowato: "Nie, nie potrzebuję przerwy!". Jeśli natomiast na to odpowie: "Aleja muszę do toalety!", to on zapyta - i będzie miał rację - "To dlaczego od razu tego nie powiedziałaś?!".

Mężczyźni mają prawo do tego, by kobiety dostosowały się tro­chę do ich stylu komunikacji - tam, gdzie jest to wskazane. To zna­czy kobiety powinny zauważyć korzyści płynące z jasnego oddziela­nia płaszczyzny rzeczowej i płaszczyzny relacji - nie żeby wykluczyć płaszczyznę relacji, ale żeby jej permanentnie nie wplatać w płasz­czyznę rzeczową.

Skłonność wielu kobiet do zbyt chętnego i zbyt szybkiego miesza­nia tych dwóch rzeczy - przynajmniej w rozmowie z mężami - pro­wadzi do tego, że mężczyźni unikają takich rozmów, jak mogą, po­nieważ czują, że nie są w stanie sprostać tej mieszaninie i nie widzą w tym korzystnego oddziaływania na komunikację. Podczas gdy ko­bietom z łatwością przychodzi, że tak powiem, zwinne przeskaki­wanie pomiędzy płaszczyznami rzeczową i relacji, dla mężczyzn ta "skoczność" jest wyjątkowo trudna. Ba, dla większości z nich jest to coś zupełnie obcego, ponieważ oni w miarę możliwości odcinają płaszczyznę relacji.

Kobieta mówi do partnera:

- Uważam, że powinniśmy na nowo urządzić ogród, ten mi się już nie podoba.
- Co chcesz zmienić? (płaszczyzna rzeczowa!)
- Jeszcze nie wiem, też mógłbyś się nad tym trochę zastanowić!(przejście z płaszczyzny rzeczowej do płaszczyzny relacji, połą­czone z niebezpośrednią krytyką)
- Dlaczego mam się zastanawiać, mnie się podoba tak, jak jest! (płaszczyzna rzeczowa, płaszczyzna relacji została zignorowa­na!)
- Jasne, że ci się podoba, bo tak jest najwygodniej. Gdyby to za­leżało od ciebie, to do tej pory mielibyśmy te same meble ku­chenne, które kupiliśmy zaraz po ślubie! (kolejny zarzut na płaszczyźnie relacji)
- Możesz mi powiedzieć, dlaczego mam zmieniać coś, co mi się podoba i co jeszcze jest dobre? (płaszczyzna rzeczowa, płaszczy­zna relacji nadal jest ignorowana, tak jak nowy zarzut)
- Mógłbyś to zrobić na przykład dla mnie! Inne kobiety co parę lat robią sobie nowe ogrody, a mężowie je przy tym wspierają! (nowy zarzut na płaszczyźnie relacji w połączeniu z rezygnacją z argumentów na płaszczyźnie rzeczowej).

Jeszcze długo można by tak kontynuować ten dialog, z rosnącym rozdrażnieniem i agresją po obu stronach. "Ona" permanentnie miesza przedmiot - pragnienie zmian w ogrodzie - i relację: wła­sne niezadowolenie z rzekomego braku inicjatywy i zainteresowa­nia ze strony partnera, które być może jest dla niej oznaką braku szacunku.
"On" natomiast koncentruje się na przedmiocie (czy ogród trzeba urządzić na nowo - tak czy nie?) i niezmiennie ignoruje jej wplatane i coraz wyraźniejsze zarzuty. To mijanie się w rozmowie zdarza się wielu parom, ale kto właściwie jest za to odpowiedzialny? Moim zda­niem zarówno kobieta, jak i mężczyzna. Zasadniczo można powie­dzieć, że problemy w relacjach nie są powodowane ani przez jedną, ani przez drugą osobę, lecz przez sposób, w jaki one do siebie pod­chodzą.

Proszę pozwolić mi zilustrować to na przytoczonym przykładzie. Odpowiedzi żony wyraźnie pokazują, że raz dwa potrafi ona temat rzeczowy potraktować jako wstęp do wytknięcia problemu w relacji, co nie jest zbyt konstruktywne, jak widać po rozmowie. Odpowie­dzi męża sygnalizują, że nie jest on skłonny (albo nie jest w stanie) zająć się tymi dwoma zupełnie różnymi złożonymi tematami jedno­cześnie, a już zupełnie nie, jeśli niezwłocznie zostanie zepchnięty do roli oskarżonego.

Należy zadać takie pytanie: Dlaczego kobieta miesza te dwa tema­ty? Jakiej korzyści oczekuje od ich przeplatania? Przypuszczam, że w ogóle się nad tym nie zastanawia - po prostu tak robi. Pragnienie przedyskutowania do końca tematów dotyczących relacji pomiędzy płciami przez "pas transmisyjny" tematów rzeczowych rokuje nie­wielkie nadzieje na powodzenie! Mężczyźni czują się podenerwowa­ni tak dużym brakiem rzeczowości, kobiety nie czują się traktowa­ne poważnie w swojej - według własnego przekonania krystalicznie czystej i przejrzystej - informacji na temat relacji.

Co byłoby rozwiązaniem? Jeśli mężczyzna zadałby sobie pyta­nie: "Jaki problem w naszej relacji kryje się za tym rzeczowym py­taniem?", to mógłby o to od razu bezpośrednio zapytać partnerkę: "Mam wrażenie, jakbyś oczekiwała ode mnie więcej kreatywności w kwestii domu i ogrodu. Czy czujesz się w tym za bardzo zostawio­na samej sobie?". Na to kobieta mogłaby - rzeczowo! - odpowie­dzieć: "Tak, dokładnie o to chodzi!" albo: "Nie, nie mam takiego po­czucia". W tym przypadku byłaby zmuszona do konkretnego sformułowania problemu, co byłoby ze wszech miar korzystne dla dal­szego przebiegu rozmowy: "Wiesz, chodzi mi o to, że...".

Jeśli natomiast kobieta zadałaby sobie samej pytanie: "Jaki pro­blem w naszej relacji łączę z tym rzeczowym pytaniem?", to mogła­by z góry jasno oddzielić te tematy i np. powiedzieć: "Rozumiem, że ogród ci się podoba, ale byłoby mi miło, gdybyś uszanował moją potrzebę i mimo to pomógł mi w tych czy innych zmianach!". Na to on mógłby spokojnie odpowiedzieć: "Przekonałaś mnie! Pomogę ci, ale proszę, nie oczekuj ode mnie zbyt wiele!".

Wykorzystywanie werbalnej przewagi w dziedzinie emocji

Jak wielokrotnie stwierdziliśmy, kobiety są najczęściej o wiele spraw­niejsze językowo, jeśli idzie o uczucia, ponieważ ewidentnie mają mniej trudności z ich uświadomieniem sobie i ubraniem w formy językowe. Jeśli używają one swojej zręczności słownej do tego, by coś wmówić bądź wybić z głowy mężczyźnie, wykpić go albo zapę­dzić w kozi róg, to mężczyznę ogarnia przy tym coraz bardziej nie­przyjemne uczucie ("Nie dam sobie z nią rady!"). Tym bardziej ma to miejsce, gdy ona upokarza go raniącymi ocenami ("Z niczym so­bie nie radzisz, popatrz na swojego brata - jemu wszystko idzie jak z płatka").

Jeśli kobieta wykorzystuje swoją zręczność słowną, to nieuchron­nie wytwarza w mężczyźnie poczucie bycia słabszym lub bezbron­nym. Czuje się zagrożony. Na to reaguje mózg - niezależnie, czy cho­dzi o fizyczne czy psychiczne poczucie zagrożenia - niezmiennym, utrwalonym programem alarmowym, tzw. reakcją na stres, która obejmuje całe ciało. Reakcja na stres zna dwie alternatywy: albo wal­kę (agresywność, atak werbalny albo fizyczny - rękoczyny), albo ucieczkę (odejście, milczenie, wycofanie emocjonalne itd.).

Niestety, elementem tej reakcji na stres jest sparaliżowanie aku­rat tego, czego kobieta właściwie oczekuje od rozmowy z mężem - a mianowicie zdolności do jasnego myślenia. Zamiast tego zosta­ją uaktywnione odwieczne, prawie że automatycznie przebiegające emocjonalne programy reakcji, które prowadzą do tego, że nie może być mowy o rozsądnym wyjaśnieniu problemów. I rzeczywiście, wie­le aktów przemocy w afekcie (do nich należy także tzw. morderstwo współmałżonka), jest popełnianych przez mężczyzn, a ich przyczy­ną są zachowania albo nawet wypowiedź drugiej osoby, która głębo­ko dotknęła mężczyznę w bardzo wrażliwym u niego punkcie, jakim jest poczucie własnej wartości.

Nie chcę w ten sposób ograniczyć kobiecie prawa do wolnego wy­rażania swojego zdania ani do działania według własnego uznania. Ale każda kobieta żyjąca w związku powinna się dobrze zastanowić nad tym, jak zrealizować to prawo wobec mężczyzny nie raniąc go głęboko, ani nie wymagając od niego zbyt wiele pod względem emocjonalnym.

Brak empatii

Kobiety mają czasem skłonności do niezwracania uwagi na wraż­liwość, podatność na zranienia u mężczyzny, jeśli ten się otworzy, przez co mogą go zranić, nie będąc tego świadomą. Często nie uświa­damiają sobie w pełni, jak wiele wysiłku kosztuje mężczyznę mówie­nie o nieprzepracowanych doświadczeniach, ranach albo "słabych punktach" jego psychiki albo życia. Wszystko to, co najchętniej by ukrył albo zachował dla siebie, ostatecznie zagraża jego obrazowi sa­mego siebie i zaufaniu do siebie! Jeśli kobieta zauważy w mężczyź­nie poczucie bezsilności i bezradności, doświadczenie klęski i poraż­ki, zranienia i gorzkich rozczarowań, wówczas powinna zareagować na nie z wielką cierpliwością, taktem i ostrożnością. Przedwczesna ocena, krytyczne uwagi, drwiące i negatywne komentarze nierzad­ko są tu trucizną, która niszczy związek.

Mąż przychodzi wieczorem z pracy, żona go pyta:
- Jak było dzisiaj w pracy?
- Jak zwykle...
- Co to znaczy "jak zwykle"? Wyglądasz na wykończonego!
- No, jeśli ci idioci z innego działu ciągle rzucaliby ci kłody pod nogi...!
- Naprawdę uważasz, że w twoim dziale jest mniej idiotów?
- Nie, ale nie o to teraz chodzi.
- Dlaczego? O to też chodzi, bo nie uważam, żeby szukanie winytylko u innych, kiedy pojawią się problemy, było dobre!
- O Boże, nie zaczynaj z tym znowu. Idę się wykąpać.

Właściwie zaczęło się wspaniale - pytanie żony zachęciło męża do podzielenia się aktualnym nastrojem. Mąż nie od razu podejmuje to zaproszenie, lecz odpowiada najpierw ogólnym "jak zwykle". Żona jednak uparcie pyta dalej i zagaduje nawet konkretnie o stan jego uczuć - "wyglądasz na wykończonego". Ona sygnalizuje w ten spo­sób jeszcze raz, że jest zainteresowana jego przeżyciami wewnętrz­nymi i że chciałaby mieć udział w jego doświadczeniach.

Na to kolejne pytanie mąż naprawdę się otwiera, ale na swój spo­sób - nie mówi, jak się czuje (że jest mocno sfrustrowany), lecz opi­suje problem w sposób odwracający uwagę od siebie samego - "ci idioci z innego działu". Próbuje tego, co opanował najlepiej, a mia­nowicie skonstruować problem rzeczowy - "gdyby inni nie byli ta­kimi idiotami..." - i sygnalizuje, jak bardzo bolesne są dla niego te doświadczenia. W tym miejscu żona powinna była dalej zapytać tak: "Czy chcesz przez to powiedzieć, że boli cię zachowanie twoich kole­gów? Co takiego robią?".

Zamiast tego żona wykonuje nagły zwrot od współczującego zain­teresowania do ataku. Jej drwiące pytanie - "naprawdę uważasz..." - jak najbardziej mogłoby być zinterpretowane jako niebezpośredni zarzut - »być może ty też należysz do tych idiotów, tylko tego nie widzisz!". W ten sposób żona schodzi z płaszczyzny rzeczowej roz­mowy i nagle atakuje męża na płaszczyźnie relacji. Mąż ze zrozu­miałych względów reaguje rozdrażnieniem i obroną, ponieważ nie chce tak po prostu pogodzić się z nagłą zmianą tematu, która jest także zmianą płaszczyzny rozmowy. Nadal próbuje przekazać swoją informację, do czego ona go wyraźnie zachęcała! Ale do tego nie do­chodzi, ponieważ ona mu bez wyczucia wchodzi w słowo - "dlacze­go...?" - i do tego jeszcze nawet konkretyzuje i rozszerza swój atak.

W ten sposób ostatecznie dokonało się zejście z płaszczyzny empatycznego współodczuwania. Żona wykorzystała gotowość męża do rozmowy o sobie do tego, by poruszyć najwidoczniej od dawna tlą­cy się w niej problem związany z ich relacją (który być może brzmi: "Cierpię z tego powodu, że w naszym małżeństwie też umywasz ręce od problemów"). Mąż przejrzał jej grę i zareagował złością i wycofa­niem. Przez przedwczesny atak żona szybciutko zamknęła męża, któ­ry właśnie zaczął się ostrożnie otwierać, i wywołała w nim "odruch izolacji". Następnym razem przypuszczalnie mąż nie da się tak nie­ostrożnie naciągnąć na zwierzenia.

Kobiece poczucie wyższości

Z powodu bardziej rozbudowanej świadomości stanu ducha i emocji u kobiet często mają one skłonności do postrzegania mężczyzn jako istot ułomnych, niejako skazanych na kalekie życie emocjonalne, z którego tylko kobiety mogą ich wyratować. W tej postawie obja­wia się brak szacunku dla odmienności mężczyzny. Zamiast respek­tować inność, kobieta czyni swoje predyspozycje miarą wszystkie­go. Tego rodzaju - na pewno nieświadoma - zarozumiałość wywo­łuje u mężczyzn raczej tendencje do wycofania niż gotowość walki. Niekoniecznie chcieliby być traktowani z wyższością, raczej woleli­by być uznani przynajmniej za równych i - skądinąd słusznie - nie mają ochoty o to walczyć.

W rozmowach z małżeństwami zauważam np. często, że kobiety bez ogródek skarżą się na jakąś wadę partnera ("Mój mąż jest takim bałaganiarzem, ciągle muszę po nim sprzątać!", "Nie ma umiejętno­ści społecznych, dlatego to ja muszę dbać o nasze kontakty z ludź­mi!", "Mój mąż ostatnio bez przerwy o czymś zapomina. Czy pani mąż też tak ma?") - podczas gdy mężczyznom z natury zdarza się to o wiele rzadziej. Wprawdzie bronią się przed tymi zarzutami - czę­sto z zakłopotaniem i nieporadnie ("To nieprawda!", "No, tak źle to jeszcze nie jest!"), ale - co ciekawe - rzadko przechodzą do kontrata­ku ("A ty co? Z niczym nie potrafisz się rozstać, nasz dom wygląda jak jeden wielki śmietnik!", "A ty? Do tej pory nie potrafisz zrozu­mieć rozliczenia za prąd!"). Według moich doświadczeń, kiedy męż­czyźni zostaną zaatakowani, znacznie rzadziej mają skłonności do takich ripost niż kobiety.

Mężczyźni są - takie mam wrażenie - raczej gotowi do akcepto­wania i tolerowania partnerek takimi, jakie są, podczas gdy kobie­ty najczęściej pewnego dnia zaczynają zauważać w partnerze różne wady i je piętnować.

"Jasne - mogłaby w tym miejscu powiedzieć typowa kobieta -mniej wymagającemu jest zawsze łatwiej! My, kobiety, nie jesteśmy tak prosto skonstruowane, jesteśmy bardziej wymagające!". Być może nawet miałaby w tym rację, jeśli chodzi o relacje i ich kształto­wanie - ale nie może to być powodem, by te małe wymagania męż­czyzn z góry traktować jako coś negatywnego albo małowartościowego. Przeciwnie - ten, kto potrafi się zadowolić i cieszyć tym, co ma, z pewnością jest o wiele bardziej uzdolniony do szczęścia niż wiecznie poszukujący czegoś jeszcze lepszego malkontent.

Poza tym można rzec, że istnieje tyle form relacji, które dzięki małym wymaganiom są źródłem ulgi i odprężenia, bo dzięki nim obie strony nie czują presji oczekiwań i przez to mają mniej stresów. Mam tu na myśli np. relacje między dorosłymi dziećmi a rodzicami. Często ojcowie są tu "łatwiejsi w obsłudze" od matek, ponieważ oni nie mają wobec dzieci pewnych oczekiwań ("Przyjdziecie na świę­ta, prawda?", "Mam nadzieję, że ochrzcicie dziecko!"). Ojcowie tego nie robią, tylko akceptują styl życia dzieci albo zachowują krytyczne uwagi dla siebie.

Także w przyjaźniach odbieram mężczyzn z reguły jako mniej skom­plikowanych. Nie sprawdzają i nie przeliczają, kto ostatnio dzwonił i kto kogo zapraszał. Nie ważą każdego słowa na aptekarskiej wadze. Konflikty, nieporozumienia i różnice zdań nie prowadzą od razu do kryzysów w relacji, lecz bez wielkich ceregieli i bez długiej wymiany zdań mogą być odłożone ad acta. W miarę możności respektują wol­ność i inność drugiego człowieka. Zanim się na kogoś zdenerwują, starają się najpierw zbytnio nie przejmować tym, czego doświadczy­li - co w wielu przypadkach jest najmądrzejszym rozwiązaniem.

Dlaczego kobiety nie są tak mało wymagające w relacjach? Czy naprawdę jest to oznaka - jak oczywiście twierdzą - większej wraż­liwości albo wyższego stopnia rozwoju? A może mogłaby to być także oznaka przeceniania własnego ja i jego rozlicznych wyma­gań i drażliwości? Czy kobiety nie mogłyby się więc nauczyć czegoś od mężczyzn, zwłaszcza w dziedzinie tolerancji i małych wymagań - np. zasady "żyj i pozwól żyć innym", zwłaszcza w relacjach rodzin­nych, żeby nawzajem nie odbierać sobie przestrzeni do życia? Na pewno wskazane jest - czy to dla mężczyzny, czy dla kobiety - zastosowanie mądrych zaleceń poety Kahlila Gibrana, które dał on wszystkim świeżo poślubionym:

Kochajcie się wzajemnie,
lecz niech wasza miłość nie stanie się więzieniem - niech będzie raczej morzem falującym od brzegu duszy do brzegu. Napełniajcie wzajem wasze kielichy,
lecz nie pijcie z jednego kielicha. Dzielcie się chlebem, lecz nie jedzcie z jednego bochenka. Śpiewajcie, tańczcie i bądźcie radośni,
lecz niech każde z was będzie samo, jak same są struny lutni, choć każda drga tą samą muzyką. Bądźcie razem, lecz nie nazbyt blisko, albowiem filary świątyni stoją oddzielnie.

*Niemiecki komik, rysownik, pisarz, scenograf, kostiumolog, aktor, reżyser profesor sztuk teatralnych (przyp. tłum.).

Więcej w książce: Dlaczego mężczyźni wolą milczeć, a kobiety nie chcą się z tym pogodzić? - Beate M. Weingardt
Edycja Świętego Pawła, Częstochowa 2010

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Kobieto, nie zaczynaj z tym znowu!
Komentarze (54)
M
Magdalena
14 sierpnia 2013, 11:07
Gdybym była mężczyzną uznałabym ten artykuł za uwłaczający mojej godności…wszak autorka nie opisuje relacji żona – mąż, kobieta – mężczyzna, ale mamusia - synek, gospodyni –lokator , pani – zwierze domowe…
M
marta
13 sierpnia 2013, 23:42
trochę prawdy tu jest, ale ostatnio dziwnym trafem spotykam wielu mężczyzn, którym zadaję konkrente pytanie, np: ile zapłacę za przejazd taksówką? i dostaję odpowiedź: dogadamy się... gdzie tu rzeczowość?
K
katarzyna23
12 sierpnia 2013, 23:47
Jakoś mnie nigdy nie było blisko do stereotypowej kobiety, w mojej rodzinie też nie ma stereotypowych ról ani cech charakteru, dla przykładu ojciec jest większą gadułą, a to mama pracuje zawodowo. Ja też nie przejmuję się np. pierdołami, tak jak opisane w tym artykule że nie liczę "kto do kogo ile dzwonił", w wielu rzeczach bliżej mi do myślenia "męskiego", ale nigdy nie uważałam się za faceta, szczerze mówiąc w ogóle nie jestem przywiązana do żadnej płci, jestem po prostu człowiekiem z unikalną osobowością, który nie wierzy w stereotypy.
12 lipca 2013, 09:46
"Wniosek z tego typu artykułów jest taki:" wszyscy potwierdzają, to co juz od dawna podejrzewałem: kobiety różnią się od mężczyzn... ;-) Między kobietą i mężczyzną nie ma przepaści... ale jak obie strony solidnie popracują to mogą ją sobie wykopać - nie kopcie przepaści, kochajcie się i starajcie się....
C
cudna:)
12 lipca 2013, 09:39
Każda płec ma swoje fiksacje i obrony bardziej dla siebie charakterystyczne. Jest to odmienny punkt widzenia mężczyzny, który ma ciekawe spostrzeżenia. Misz masz czyni uogólnienie. Wielu panów nie ma potrzeby nadkontroli tylko potrzebe wolności, zatem po co mają się uruchamiać?
C
cudna:)
12 lipca 2013, 09:34
Jeszcze jedno. Wniosek z tego typu artykułów jest taki: między mężczyzną a kobietą zionie przepaść, a porozumienie jest wręcz nieprawdopodobne. Normalnie dwa gatunki: homo masculinum i homo femininum. Zwolennicy ideologii gender mieszają ludziom w głowach kwestionując różnice płciowe, a pewna grupa chrześcijańsakich publicystów przegina w drugą stronę wręcz demonizując te różnice. W ten sposób to my się przed gender nie obronimy. Dla mnie to jest leczenie dżumy cholerą i zwykłe antagonizowanie płci. A przecież kobieta i mężczyzna zostali stworzeni do harmonii. Niech lepiej młode pokolenie nie czyta tego typu artykułów, bo są antyreklamą małżeństwa. ...
17 czerwca 2013, 14:52
Najlepszym wyjściem z tego komentarza, oraz punktem wyjścia w sensie wiary i psychologicznym powinna być miłość. Miłość boska, doskonała, dana od Boga jako dar jest w stanie przebaczyć każde niezrozumienie, nieporozumienie, przepaść, ustalić wspólne działanie i je umocnić. Człowiek prawdziwie kochający traktuje ten artykuł z dystansem bo wie że miłość spaja wszystko we właściwy sobie, doskonały i pożadany sposób.
R
racja
9 czerwca 2013, 17:48
dlatego doceniajcie partnerki i partnerów, którzy się nie wpisują w te straszliwe schematy i dzięki którym wasze życie nabrało smaku i innego wymiaru. róznice płciowe były są i będą, bo to jest ciekawe i to nas różni(i przyciąga jednocześnie). ale kiedyś poznacie osobę, która mimo róznic genderowskich będzie miała w sobie to coś, bez czego nie będziecie mogli żyć i pobiegniecie za tym. czasami miłość długo się rozwija więc dawajcie jej czas, ta, która powoli rozkwita później lepiej smakuje...pozdro!
L
leszcz
9 czerwca 2013, 14:24
Jeszcze jedno. Wniosek z tego typu artykułów jest taki: między mężczyzną a kobietą zionie przepaść, a porozumienie jest wręcz nieprawdopodobne. Normalnie dwa gatunki: homo masculinum i homo femininum. Zwolennicy ideologii gender mieszają ludziom w głowach kwestionując różnice płciowe, a pewna grupa chrześcijańsakich publicystów przegina w drugą stronę wręcz demonizując te różnice. W ten sposób to my się przed gender nie obronimy. Dla mnie to jest leczenie dżumy cholerą i zwykłe antagonizowanie płci. A przecież kobieta i mężczyzna zostali stworzeni do harmonii. Niech lepiej młode pokolenie nie czyta tego typu artykułów, bo są antyreklamą małżeństwa.
T
tak
9 czerwca 2013, 13:51
Większość piszących tu kobiet odebrało ten tekst emocjonalnie a nie rzeczowo, stąd zamiast zastanowię sie nad tym co pisze Pani psycholog rodzinny ( tak mi sie wydaje) nie wytrzymując rzekonej krytyki "walą na odlew". Jedna nawet oświadcza, że woli być lesbijką. Widzę, że woli wybrać byle jaki powód i winny szukać u innych. W sumie smutne wnioski z głosów tego forum. Zamiast wykorzystac mądrość Autorki i zrozumieć  a potem poprawić relacje, piszące Panią wolą sie utwierdzać w przekonaniu, że  są atakowane za niewinność. Trudno to wytłumaczyć sobie na bazie większej emocjponalności. Chyba jednak, przepraszam, ale większego zacietrzewienia i głupoty. W ten sposób na pewno nie będziecie szczęśliwsze ani mniej samotne
N
niewiasta
9 czerwca 2013, 12:48
Przepraszam bardzo, ale ten artykuł b. mnie zirytowal jak i insynuacje o emcjonalnosci kobiet (tak, to oczywiscie kobiety są "be"). Weźmy  pierwszy z brzegu przykład. Cytat: " Pracująca w kuchni żona nie potrafi po­przestać na prostej odpowiedzi spokojnie siedzącego w fotelu męża ("Nic!") i zadając mu kolejne natarczywe pytania, w końcu doprowa­dza go do białej gorączki." To, co ma powiedziec owa kobieta do męża, zeby to bylo na "płaszczyźnie rzeczowej"?  Czy takie słowa byłyby wystarczajaco rzeczowe:  "To rusz d.. z fotela i mi pomóż! "?? Postaram sie je dzisiaj zastowac.
A
Ann
9 czerwca 2013, 12:28
Zgadzam się z przedmówcami. Jeśli chodzi o relacje damsko-męskie to prawdą jest to, że kobiety są bardziej uczuciowe, a mężczyźni bardziej rzeczowi - jednak nie każdej kobiecie łatwo jest wyrażać uczucia, tak jak nie każemu mężczyźnie łatwo jest mówić rzeczowo. Ponadto każdy ma inny charakter... Po przeczytaniu artykułu odnoszę wrażenie jakoby między kobietami a mężczyznami nie było możliwe porozumienie, a kobiety powinny dostosowywać się do stylu wypowiedzi mężczyzn i odcinać się od swoich uczuć. A patrząc na dziadków swoich i bliskich wierzę w to głęboko, że porozumienie jest możliwe ;)
A
Aga
9 czerwca 2013, 12:02
Bardzo ciekawe uogólnienie. Ja jestem świadoma różnic w odbieraniu komunikatów przez kobiety lub mężczyzn. Z moim mężczyzną komunikowałam się jak najjaśniej, konkretnie i bez podtekstów czy ukrytych wyrzutów.... Od niego natomiast usłyszałam, że powinnam w jego wypowiedziach odczytywać między wierszami jego ukryte myśli! I bądź tu kobieto mądra! Co wy na to panowie?
K
Kwadrii
9 czerwca 2013, 11:20
Uwazam, ze autor bardzo celnie oddal roznice charakteru kobiet i mezczyzn i powodujace je problemy. Prawda, przytoczone przyklady czesto przejaskrawione, ale dobrze oddajace sedno problemu. Co do zarzutow ze bzdury powiem tyle -  nie da sie opisac czegos tak skomplikowanego jak relacje mesko-damskie na 2 stronach, jest to niemoziwe, ale kierunek jest dobry....
C
CypherR
9 czerwca 2013, 00:14
Cały artykuł jest wyrazem subiektywnej opinii. Jest w im trochę prawdy, ale większość to bzdury ( autor próbuje uogólniać na bazie własnych, wąskich doświadczeń). Relacje damsko-męskie to dalece bardziej skomplikowany problem, napewno nie jest tak, jak przedstawił to autor: biedny, czuły, zamknięty, niezrozumiany facet vs głupia baba, która chce ciągle go zmieniać, czepia się bez powodu i w ogóle go nie wspiera.. głupoty...
K
Kasia
8 czerwca 2013, 23:04
Witam wszystkich.artykuł ciekawy,ale po co rozstrząsać jakie są kobiety, jacy są mężczyźni,skoro taka już nasza natura? Relacje kobieta-mężczyzna opisane w tym artykule powinny być pokazane moim zdaniem jako równowaga życiowa,a głównie skupiają się tylko na samej KOBIECIE-jeśli wszyscy mielibyśmy się zmieniać tak ,jak każdy by sobie tego życzył,to byłoby po prostu nudno i gdzie wtedy byłaby równowaga??? Nie ma chyba najmniejszego sensu całe życie opiniować "a kobiety to są takie i takie...", "bo mężczyźni to tacy i tacy" i tak w nieskończoność można pisać książki,artykuły itp. Po prostu bądźmy sobą... Pozdrawiam serdecznie :)
A
Alka
8 czerwca 2013, 22:10
A ja uważam, że, o ile owszem są takie kobiety, to jest to zbyt duże uogólnienie krzywdzące dla wielu z nas. Kwestią kluczową jest tutaj dbałość o skuteczną komunikację przez i kobietę i mężczyznę. Nie należy obarczać całą odpowiedzialnością kobiet, których, moim zdaniem, większość nie reaguje na odpowiedzi mężczyzny w sposób opisany w artykule. Przynajmniej ja nie postrzegam siebie w taki sposób. Jeśli mi się to zdarzy, np. przez gorszy nastrój, to mój mężczyzna informuje mnie o tym wprost a ja weryfikuję sposób w jaki formułuję wypowiedzi. Działa to w obie strony, bo i on często ironizuje na mój temat. Nigdy też nie opowiadam znajomym o naszych nieporozumieniach. Swoje brudy pierze się w swoim domu i kropka. Moim odczuciem było to, że atykuł sugeruje jakoby kobiety przeceniały własne "ja" a biedni mężczyźni musieli się borykać z tego konsekwencjami. Mężczyźni, mówcie nam wprost o swoich reakcjach na nasze wypowiedzi a każda kobieta której zależy na związku na pewno je przemyśli - i - nie ujmując męskiej inteligencji, gdy Wy usłyszycie o naszych reakcjach na Wasze zachowania, nie wątpię, że też je przemyślicie. Moim zdaniem to kwestia charakteru i motywacji do utrzymywania związku a nie płci. Pozdrawiam
G
gosia
8 czerwca 2013, 21:31
i dlatego jestem lesbijską!
L
leszcz
8 czerwca 2013, 19:24
A ja popieram piszące tu panie. Drogie panie, nie dajcie sie wpędzić w poczucie winy, w myśl, że Wasz styl komunikacji jest wadliwy, a nasz męski, wzorcowy. Poza tym, ile ludzi, tyle stylów. Z jednym lepiej się dogadać, z drugim gorzej,niestety. A najgorzej z zapatrzonym  w siebie i swoje wizje egocentrykiem, czy jest babą czy chłopem.
P
placek
8 czerwca 2013, 18:39
99% prawdy, zweryfikowałem w życiu, niestety.
S
sewilla
8 czerwca 2013, 17:54
Dodam, że podział na Kobietę czepiającą się i Mężczyznę niewinnego i niezrozumianego nie do końca do mnie przemawia. Znam kilka relacji w których mężczyźni w rozmowie ze swoją partnerką notorycznie przechodzą z płaszczyzny rzeczowej na płaszczyznę relacji, podczas gdy kobieta zadaje pytanie typu: Kim był ten mężczyzna który przywitał się koło skrzyżowania?- pytanie dla kobiety - dla mnie, beż podtekstu, zadane z ciekawości spowodowało lawinę interpretacji, nie jest to tylko moje doświadczenie. Myslę, że panie się ze mną zgodzą. Jaki jest cel podziału na płeć, skoro takie zachowania wynikają raczej na podstawie osobowości oraz doswiadczenia życiowego każdej indywidualnej jednostki. Kobieta i Mężczyzna nie są odpowiednim podziałem w tej kategorii. Pozdrawiam krótkowidzów.
M
MAGDA
8 czerwca 2013, 17:34
"I rzeczywiście, wie­le aktów przemocy w afekcie (do nich należy także tzw. morderstwo współmałżonka), jest popełnianych przez mężczyzn, a ich przyczy­ną są zachowania albo nawet wypowiedź drugiej osoby, która głębo­ko dotknęła mężczyznę w bardzo wrażliwym u niego punkcie, jakim jest poczucie własnej wartości." a może dlatego, że wielu mężczyzn nie potrafi panować nad agresją a takie artykuły tylko potwierdzają, że wina leży po stronie kobiety???
B
Basia
8 czerwca 2013, 17:29
Rozumiem, ale także często czytam o tym, jak to kobieta jest trudna w komunikacji, podczas gdy mężczyzna często mówi "no wiesz, jestem facetem i mam tak i tak". OK, powinnam czytać, dowiadywać się i czynić nasze życie z mężem prostszym. ALE nie może być tak, że problemy komunikacyjne leżą JEDYNIE po stronie kobiety. Warunkiem dobrego związku jest, żeby to dwie strony się starały, a nie tylko jedna. A w mediach katolickich (zaznaczam, jestem wierząca) ciągle czytam o tych biednych, napadanych werbalnie przez kobiety mężczyznach. A może by tak coś o problemach kobiet z męską ambicją i apel do panów, by przezwyciężyli swoje stereotypy i pomagali w obowiązkach (wiedzieliby wtedy co to za zielone pływa w zupie). 
I
Iza
8 czerwca 2013, 16:39
Powyższy tekst jest generalizacją i to powierzchowną. Być może doświadczenie autorki (Niemki) jest takie, ale gdybyśmy wzieli inny krąg kulturowy, np. kraje Bliskiego Wschodu, czy choćby Italia, albo Ameryka Łacińska, to tam widać, że zachowanie  mężczyzn potrafi być podobnie "emocjonalne" i "nierzeczowe". Dlatego trudno przyznać w pełni rację opinii autorki. Nie wyklucza to, że przypadki, które przepadały w większości tak się zachowywały... Może miała pecha ;-).
KA
Ku Agape
8 czerwca 2013, 15:55
Widzę,że ta sama myśl w tym samym czasie. W zupełności się zgadzam. Tzreba WSPÓLNIE szukać porozumienia,nie oczekiwać,że jedna z osób: męzczyzna bądź kobieta, dopasuje się do drugiej.
KA
Ku Agape
8 czerwca 2013, 15:53
Ten artykuł wydaje mi się nieco agresywny i nieco raniący. Myślę,że w zdrowej relacji damsko-męskiej powinno się siebie traktowac indywidualnie,nie przyrównując do jakichś generalnych wzorców,tłumacząc większość zachowań "a,my mężczyźni tak mamy" albo "jestem kobietą,mam do tego prawo". Kluczem do dobrej relacji wydaje mi się raczej WOLA porozumienia i szukanie go, zwłaszcza w sytuacjach, gdy ktoś czuje się zirytowany zachowaniem drugiej osoby. Miłość to rezygnowanie z udowadniania własnych racji i bronienia się przed zarzutami na rzecz okazywania akceptacji, współnego budowania i dążenia do jedności. Choć czasem to wydaje się naprawdę trudne,co przyznaję bez bicia. Usilne tłumaczenie swoich zachowań i usprawiedliwianie się może prowadzić do zranień. Najważniejsze to wyrazić wolę współpracy.
S
Sea
8 czerwca 2013, 15:43
Ten artykuł jest tendencyjny. W skrócie - jak są problemy na płaszczyźnie językowej, to ty KOBIETO masz się dostosować do mężczyzny.  To jest najlepsza droga do konfliktów. OBIE strony muszą wykazać się wyrozumiałością i chęciami do dialogu. Jeśli chociaż jedna ze stron będzie uważała się za lepszą, a także będzie żądała dostosowania "języka" rozmowy pod nią, druga zawsze będzie się czuła źle w związku.
X
xxx
8 czerwca 2013, 15:33
Podam niemalże klasyczny przykład z psychologii komunikacji: Mąż pyta żonę: „Co to jest to zielone, co pływa w zupie? NAJLEPIEJ ODPOWIEDZIEĆ: żaba. ... Proponowana odpowiedź nie jest najlepsza, lecz najgłupsza. Tak odpowiadają idiotki. ... Odpowiedź jest na poziomie pytającego, skoro dorosły chłop nie wie co to jest piertruszka. I to jest własnie idiotyczny tekst typowej kobiety. Zamiast jasno i rzeczowo odpowiedzieć jednym słowem to zaczyna się jakieś bezsensowne, nic nie mające wspólnego z tematem pierdolamento.
S
swecna
8 czerwca 2013, 15:03
Ja tam nie wiem, ale od jakiegoś czasu wciąż spotykam arty tłumaczące męskie zachowania. A może w końcu mężczyźni zadali by sobie trochę wyciłku i spróbowali poznać swoje kobiety, a nie wciąż wciskac kobietom do głowy, że to one powinny zaakceptować mężczyznę bo on PO PROSTU taki jest...
DD
do Dorotki ;)
8 czerwca 2013, 09:01
Podam niemalże klasyczny przykład z psychologii komunikacji: Mąż pyta żonę: „Co to jest to zielone, co pływa w zupie? NAJLEPIEJ ODPOWIEDZIEĆ: żaba. ... Proponowana odpowiedź nie jest najlepsza, lecz najgłupsza. Tak odpowiadają idiotki. ... Odpowiedź jest na poziomie pytającego, skoro dorosły chłop nie wie co to jest piertruszka. ... Dotko, można też odpowiedzieć: "A co byś chciał, żeby to było?"
A
a
8 czerwca 2013, 08:58
Świetny artykół.
D
Dorota
7 czerwca 2013, 23:09
Podam niemalże klasyczny przykład z psychologii komunikacji: Mąż pyta żonę: „Co to jest to zielone, co pływa w zupie? NAJLEPIEJ ODPOWIEDZIEĆ: żaba. ... Proponowana odpowiedź nie jest najlepsza, lecz najgłupsza. Tak odpowiadają idiotki. ... Odpowiedź jest na poziomie pytającego, skoro dorosły chłop nie wie co to jest piertruszka.
jazmig jazmig
7 czerwca 2013, 19:29
Problemem jest to, że kobiety i mężczyźni rozumują zupełnie odmiennie. Dobrze by było, aby obie strony o tym wiedziały i tę wiedzę stosowały we wzajemnych stosunkach. Przykład ze zmianą ogrodu jest wzięty z życia, bo niekoniecznie chodzi o ogród, bywa że chodzi o zmianę mebli w mieszkaniu lub ich ustawienia. Mężczyzna zwykle po osiągnięciu w mieszkaniu jakiegoś akceptowalnego stanu nie chce go zmieniać, ponieważ czuje się w nim dobrze. To nazywa się własnym fotelem i kapciami. Mężczyzna po prostu potrzebuje jakiegoś swojego kąta, gdzie ma swój ulubiony fotel i kapcie, a gdy to ma, to nie widzi potrzeby żadnej zmiany. Dlatego, jeżeli kobieta chce zmienić coś, powinna poszukać jakiegoś racjonalnego uzasadnienia, bo w przeciwnym wypadku mężczyzna odrzuci jej propozycję, a w przypadku powtarzania tej propozycji może reagować ze złością. Potwierdzam opinię autorki, że mężczyzna rzadko wypowiada się z podtekstami. Kobiety niepotrzebnie doszukują się drugiego dna w ich wypowiedziach. Kolejnym błędem kobiet, bardzo poważnym, jest oczekiwanie, że małżonek odgadnie sam, czego w danej chwili pragnie kobieta: kwiatków, czułości, pozmywania naczyń po obiedzie itp. Rozumowanie: gdyby kochał, to by sam odgadł, jest błędne. Mężczyzna nie ma kobiecej intuicji i trzeba się z tym pogodzić.
jazmig jazmig
7 czerwca 2013, 19:10
Podam niemalże klasyczny przykład z psychologii komunikacji: Mąż pyta żonę: „Co to jest to zielone, co pływa w zupie? NAJLEPIEJ ODPOWIEDZIEĆ: żaba. ... Proponowana odpowiedź nie jest najlepsza, lecz najgłupsza. Tak odpowiadają idiotki.
G
gosia
7 czerwca 2013, 15:57
Kobiety popełniają wiele "błędów komunikacyjnych", którymi osłabiają mężczyzn, ale bez prezsady... artykuł sprawia wrażenie, jakoby kobiety miały stać się mężczyznami, wyrzekając się swojej kobiecej wrażliwości tylko po to, aby mężczyzna miał komfort rozmowy i "święty" spokój.. a co mężczyźni?? A może jeśli mężczyzna zadba o kobietę, docni ją, będzie okazywał miłość i troskę, a także doceniał jej wysiłki wkładane w prowadzenie domu to kobieta nie będzie stale odczuwała braku miłości ze strony męża i nie będzie chciała na wszelkie możliwe sposoby dopominać się o okruchy okazywania uczucia oraz odrobiny uznania dla jej nieustannego poświęcenia które podejmuje z miłości? Kobieta staje sie w pełni kobietą w momencie gdy może mieć w mężczyźnie oparcie i jest pewna jego miłości. W przeciwnym razie przeradza sie w zrzędę, lub męską odmianę kobiety - próbując w swej bezsilności w jakikolwiek sposób wykrzesać z faceta odrobinę męskości.. kobiety mają wiele do pracy nad soba w dziedzinie komunikacji, ale mężczyźni nie mniej.. 
Janusz Brodowski
7 czerwca 2013, 10:51
Autorka posiada dar przekazywania ważnych i trudnych informacji w niesamowicie lekki i intrygujący sposób. W naszym małżeństwie bardzo pomaga przeznaczenie jednej godziny w miesiącu na omówienie tematów "nieomówionych". To ułatwia komunikację. Niestety nie stosowaliśmy tego od początku i przeżyliśmy trochę rozczarowań :(.
MR
Maciej Roszkowski
7 czerwca 2013, 10:20
Zgoda. Bywa trudno, ale również jak pieknie
A
ala
6 czerwca 2013, 15:45
@MR Zgoda, u kobiet dominują uczucia, u mężczyzn informacje, ale...kobieta nie przekazuje TYLKO uczuć ,a mężczyzna nie przekazuje TYLKO inforamacji. Różnie to wygląda przy różnych temperamentach. Znam mnóstwo rzeczowych kobiet i mężczyzn, którzy ciagle coś przemycają między wierszami. Myślę, ze generalnie międzykomunikacja ludzka jest wielkim wyzwaniem, bo ten człowiek naprzeciw nas taki niepowtarzalny, oryginalny, nietypowy, inny od nas i trzeba włożyć sporo wysiłku, uwagi, cierpliwości, czasu i dobrej woli, żeby znaleźć wspólny jezyk:)
MR
Maciej Roszkowski
6 czerwca 2013, 15:17
       Gdy mówi kobieta przekazuje uczucia, gdy mówi mężczyzna  przekazuje informacje. jedno i drugie może być błędem. Informacja bez uwzględnienia potrzeb i nastroju kobiety może ją urazić, bo zabraknie jej tej odrobiny uczucia. Przekazywanie uczuć ZAMIAST informacji często budzi zniecierpliwienie. Rzecz w uchwycenou proporcji. I dlatego bywa trudno.
Ż
żabka
23 września 2012, 19:20
Podam niemalże klasyczny przykład z psychologii komunikacji: Mąż pyta żonę: „Co to jest to zielone, co pływa w zupie? NAJLEPIEJ ODPOWIEDZIEĆ: żaba.
23 września 2012, 18:55
Artykul dotyka waznych roznic damsko-meskich i przyznaje sporo racji autorowi, ale zdecydowanie zbyt wiele od kobiet wymaga.. Sama czesto lapie sie na tym, ze zazdroszcze facetom prostoty myslenia i zachowania, a dosyc mam swojej pogmatwanej natury. Kobiety sa po prostu inaczej skonstruowane i po to Bog nas tak zaprogramowal, zebysmy sie nawzajem docierali!:) Zabawne, ze ja tez utknelam w 1/3 Urzekajacej i chyba czas ja dokonczyc!
S
Seba
10 sierpnia 2012, 12:05
Świetny tekst, aż korci żeby kupić książkę:) A jesli chodzi o Urzekającą to polecam audiobook'a, bo w jednej trzeciej książki utknąłem (niektóre koleżanki też:)). Dla mniej zdeterminowanych do takich lektur kobiet polecam piękne "streszczenie" Urzekającej, pt. Twoje urzekające serce. Poza tym w temacie relacji polecam konferencje o. Adama Szustaka na bazie Pieśni nad pieśniami. "Jedynym o co naprawdę warto walczyć jest miłość" (film Wojna z K. Costnerem)
B
Basia
5 sierpnia 2012, 21:20
Mysle,ze dobra odpowiedzia na pytanie Meza : " Co to jest to zielone w zupie " jest - " Zaba " . Tradycyjne ,wielowiekowe rozpieszczanie  Mezow doprowadzilo do tego ,ze zachowuja sie Oni w domu  jak KALEKI ,NIEZDARY ,nie jak KOCHAJACY ,ZATROSKANI WSPOLMALZONKOWIE i PARTNERZY ,Ktorzy tez powinni umiec ugotowac Zonie i Dzieciom Zupe ...,bo czesto Zony tez pracuja zawodowo .Malo to ,ze serwuje im sie jedzenie jak w najlepszej restauracji to jeszcze prowokuja zatroskane ,zabiegane  Zony - glupimi pytaniami ....Panowie ,wescie sie do roboty ,Bog ,Ktory JEST MILOSCIA NIE AKCEPTUJE NIEWOLNICTWA ...MALZENSTWO JEST SAKRAMENTEM SW.
A
Ania
3 sierpnia 2010, 18:23
Bo najzwyczajniej  jest ona po prostu "wrzucana" do ksiegarni katolickich.
K
katoliczka
3 sierpnia 2010, 13:05
Dlaczego spodziewałaś się,że Urzekająca miałaby byc tylko w księgarni katolickiej skoro napisana jest przez protestantów ?
A
Ania
2 sierpnia 2010, 16:58
Nie wiem czy to jest wyzsza szkola jazdy- w koncu wspolautorem jest takze facet- no a facet z facetem sie przeciez dogada... Jezeli eksponuje sie taka przepasc miedzy kobieta a mezczyzna na poziomie komunikacyjnym. Sama dostalam te ksiazke od znajomej- najpierw byla rzucona w kąt. Po burzliwych egazinach jakie przewalily sie przez ostatni moj czas- siegnelam po nia- tak dla relaksu- sadze ze nie tylko facetom ona pomoze zrozumiec kobiety ale i samym kobieta spojrzec inaczej na wiele trudnych spraw a nawet sobie czasem je uswiadomic ze one iw ogóle stnieja. Kupilam ja takze mojej najlepszej kumpeli- ktora przezyla rowiniez bardzo trudne chwile w zyciu. Szukajac jej weszlam do pierwszej lepszej ksiegarni ktora nawet nie byla katolicka- i ku mojemu ogromnemu zdziwieniu sprzedawca gdy uslyszal tytul ksiazki ktora szukam stwierdzil, ze kazdy powinien ja przeczytac- i powinna byc ona obowiazkowa lekturą... Fajnie uslyszec takie swiadectwo na ulicy ;-)
M
manuela
2 sierpnia 2010, 11:16
Uważam, że "Urzekająca" to wyższa szkoła jazdy dla faceta. Sam John, jak pisze, wpadł na pewne rzeczy wiele lat po ślubie. Może wtedy jest czas i szansa na dotarcie emocjonalne i rozumienie bez słów. Ale na początku - faktycznie trzeba się z tym facetem dogadać... Ich rzeczowość i prostota komunikatów mogą w tym pomóc. A wiedza o nich pomoże wrażliwszym kobietom uniknąć wielu cierpień, i trochę inaczej patrzeć na bycie w związku z tą akurat osobą. Co do samotności - wielokrotnie w "Urzekającej" podkreślany jest wątek Romansu. I to jest jakaś odpowiedź na głębokie kobiece tęsknoty. Osobiście nie jestem zdania, że wszystkie nasze głody emocjonalne i pragnienie powinna/ może zaspokajać druga osoba w związku. Ale  nie wiem, jak to w praktyce wygląda. Cenne są uwagi autorki artykułu o męskiej wrażliwośći, męskim ego - że łatwo ich urazić, że nie wycofują się np. z głupty czy tchórzostwa czy złej woli, ale dlatego, że czują się niepewnie. Kobiety same najlepiej wiedzą, co to znaczy... I ta opinia, że kobietom brakuje empatii w rozmowach z facetami (a przecież mają być bardziej uczuciowe). I druga - pocieszająca - iż, w zasadzie faceci akceptują kobiety, z którymi są. "Kobiety niech będą, jakie chcą, byle by były" - powiedział ktoś. Jeśli nie oznacza to, że nieczego od nich nie wymagają, to całkiem dobrze rokuje to chyba dla zwiąków:)
A
Ania
1 sierpnia 2010, 17:58
I tu pieknie wyłania sie nam ta wlasnie łatwizna na ktora idzie facet- owszem- troche czasu zajmnie to by zrozumiec zranienia ktore doznala dana kobieta - ktore determinuja w jakis sposob jej postepowanie- takie a nie inne- tylko powiedz mi ktoremu facetowi sie chce wejsc w ten "balagan"? Lepiej jest przeciez dobrze tak jak jest... No przeciez po co komplikowac sobie zycie?- czy to nie jest łatwizna? Bo przeciez gdyby facet tak na prawde zadal sobie troche trudu by rozpoznac i dostrzec owe zranienia na pewno by zrozumial dlaczego ona tak postepuje a nie inaczej- po prostu by ja zrozumial. Juz nie mowiac o polepszeniu relacji miedzy kobieta a mezczyzna a nawet czasem jej uzdrowiemiu. No ale po co sie w to dzisiaj bawic?
A
Ania
1 sierpnia 2010, 17:51
Samotnosc jest dobra na chwile- a nie na zostawianie samej sobie przez faceta kobiecie...A niestety czesto tak jest- bo kobieta ma zbyt duzy  w sobie"balagan"- i wydaje sie facetowi przez to zbyt skomplikowana albo jest zdyt... albo niedosyc... A najlepiej zrobic tak ze facet powie ze bedzie w poblizu- gdzies w jakiejs odleglosci a ty sobie radz sama ze swoimi problemami, zranieniami i jeszcze powie: nie wymagaj zbyt duzo ode mnie...Albo z kims sie jest albo.... pomylilo sie powolanie do samotnosci z powolaniem do malzenstwa... Samotnosc- tak ale tylko na krotka chwile- i nie powinna byc ona sednem bycia z kims- a dziaj sie lansuje egoizm nawet kiedy sie jest z kims- no tego chyba nie zaprzeczysz....
A
Ania
1 sierpnia 2010, 14:53
Tyle ze w dzisiejszym swiecie zbyt duzo sie lansuje egoizmu - wszystko dla siebie i nic dla drugiego- nawet w malzenstwach czy narzeczenstwie - najpierw trzeba byc dla drugiego a nie sam dla siebie- i po co ta samotnosc? I powtarzany jak mantra tekst "bo on mnie nie rozumie?" Najpier trzeba byc dla dugiego zeby byz z kims. A samotnosc, bycie tylko i wylacznie dla siebie albo promowanie nawte juz od lat szkolnych indywidualnosci nie jest dobre... To promuje swiat- i czy jest to takie dobre zeby na oslep isc za tym i nawet na chwile sie ne zastanowic gdzie sie idzie?
A
Ania
1 sierpnia 2010, 13:35
A czy ja napisalam o zalczaniu sie nawzajem?! I radze naprawde przeczytac "Urzekajaca"- napisalo ja malżenstwo John & Stasi Eldredge jest to ksiazka o odkrywaniu tajemnic kobiecej duszy przeplatanej watkami teologicznymi - i kapelusze z głów za ta ksiazke- szczegolnie za fragmenty napisane przez męża Stasi. A pojscie faceta na latwizne nie jest dla kobiety zbawienne bo tak na prawde stan duchowy w tym momencie kobiety okreslany jest jako SAMOTNOSC. Bo facet nawet nie probuje zrozumiec co sie dzieje w jej duszy co jest uwarunkowane roznymi wczesniejszymi zranieniami - zamiast kobiecie pomoc to facet sie wycofuje i zostaje gdzies troche dalej zamiast byc  z nia- a rozne zranienia mozna przezwyciezyc- tylko trzeba chciec odkryc je - radze przeczytac ksiazke apotem sie wypowiadac...
BM
Barbara Magdalena
1 sierpnia 2010, 11:09
Błagam, zrezygnujcie z określenia "partner"! Już kiedyś nawet męża zaproszono na przyjęcie - z "partnerką". Słowo to jest celowo popularyzowane, by zrównać związki przygodne i konkubinackie z małżeństwami! A na katolickiej stronie nie przystoi!!! I bardzo razi.
A
Ania
31 lipca 2010, 19:15
No ładnie... kobiety maja sie "dostosowac" do mezczyzn- tylko dlaczego oni maja pozostac na tym samym etapie jakim sa? Niech tez wyjda troche dalej- poprzeczke trzeba sobie podwyzszac a nie stac w miejscu dostosuj sie do mnie bo mnie sie nie chce. Polecam ksiazke "Urzekająca" dla "uzupelnienia" wiadomosci- wspolautorem jest rowniez facet- ktory slusznie zauwaza, ze faceci ida na zbytnia latwizne....
S
samiec
31 lipca 2010, 15:40
 Facet to proste stworzenie i bardzo konkretne. Jak facet coś mówi, to zrozum to kobieto dosłownie! Nie ma żadnych podtekstów! I my faceci nie czytamy w myślach! My się porozumiewamy SŁOWAMI! I my kierujemy się logiką, a nie 6,7,8 czy 9 zmysłem!