My, wieczni chłopcy

(fot. shutterstock.com)

Paradoks męskości polega na tym, że choć nie można jej nadać, to na pewnym etapie domaga się ona potwierdzenia. Próbujemy zagłuszyć ten wewnętrzny głos, ale jest on trwale zakorzeniony w każdym z nas. W efekcie większość mężczyzn idzie przez życie udając. Nam, wiecznym chłopcom, brakuje odwagi.

Większość mężczyzn, których znam nie mówi o sobie albo ma z tym wyraźny problem. Godzinami potrafimy rozmawiać o swojej pracy, polityce, filmach, rzeczach, które ostatnio kupiliśmy lub chcemy kupić. Jesteśmy mistrzami w krytykowaniu innych. Kiedy jednak przychodzi mówić o tym, co jest wewnątrz nas, o naszych ranach i pragnieniach, zaczynamy się dusić.

Oskarżamy o ten stan rzeczy patriarchalną kulturę i wzorzec męskości, który nam nadała. Mówimy, że winny jest stereotyp, do którego mężczyźni próbują się dostosować, ale w rzeczywistości do niego nie pasują. Ma to rodzić szereg wewnętrznych napięć. To bzdura i nie zaskakuje, że tubą podobnych poglądów najczęściej są kobiety. To nie oskarżenie - to prosta obserwacja: syty nie zrozumie głodnego.

Tragedią naszych czasów jest to, że sami zaczęliśmy wierzyć w tę złą diagnozę. Świat chce żebyśmy nasze słabości obnażali publicznie, byli zawsze opanowani i łagodni, nie podejmowali zbędnego ryzyka, rywalizację zamienili na pracę zespołową a w końcu dbali o siebie w typowo kobiecy sposób… Wymieniać można bez końca, a wielu z nas funkcjonuje wg tych oczekiwań. Odnosimy sukcesy zawodowe, a w naszych rodzinach pozornie wszystko jest tak, jak powinno.

DEON.PL POLECA


Zawsze jednak przychodzi moment, czasem ledwo dostrzegalny, kiedy podskórnie czujemy, że w tej układance czegoś brakuje. A wtedy znów uciekamy. W pracę, w używki, w kompulsywną rozrywkę, w relację z kolejną kobietą albo wykorzystujemy obecną, aby ugłaskała nasz strach. Czasem uciekamy do innych mężczyzn, ale tylko takich, którzy nie powiedzą sprawdzam. Wybieramy aktorów podobnych do nas.

Strach, który jest w nas

Boimy się swojej męskiej tożsamości bo wiemy, że ona jest kaleka - czegoś nam brakuje. Wiemy, że pod wszystkimi pozorami, które tworzymy, kryje się pustka. A pytanie o to, co jest w nas naprawdę, traktujemy jak rzucenie kart na stół. Wiemy, że przegraliśmy. A więc udajemy jeszcze bardziej. Do wyboru pozostają dwie maski: pierwsza, która mówi, że mamy wszystko to, czego potrzebujemy (mam na myśli zasoby wewnętrzne) i druga, z komunikatem: wcale tego nie potrzebuje. Zwykle - w zależności od sytuacji - żonglujemy tymi dwiema postawami.

Brak autentyczności to pierwszy i najbardziej widoczny objaw męskości, która nie została potwierdzona. Aby to zobrazować posłużę się trzema przykładami swoich przyjaciół. Ich imiona oraz kilka szczegółów zostało zmienionych. Pozwolili na wykorzystanie ich historii.

Piotr odsiaduje 15-letni wyrok. Trzy lata przed końcem kary. W różnych więzieniach i aresztach śledczych spędził blisko 20 lat. Tym razem został skazany za włamanie i pobicie ze skutkiem trwałego uszczerbku na zdrowiu. Duży, wytatuowany gość, dobrze zbudowany. Przez długi czas nie podawał mi ręki. Nasza przyjaźń zaczęła się dość kuriozalnie. Po jednym ze spotkań Piotr podszedł do mnie i bardzo poważnie powiedział, że jeśli nie będę żył dobrze (i tak, jak deklaruję, że chcę żyć), to po wyjściu na wolność znajdzie mnie i nie będzie to miłe spotkanie. Użył słów, których nie powinno się przytaczać publicznie.

Na początku byłem wystraszony, później sytuacja mnie rozbawiła, a na końcu zrozumiałem, że ten człowiek swoim językiem mówi do mnie: jesteś dla mnie ważny - chcę, żebyś był dobrym człowiekiem.

Podczas jednej z rozmów Piotr stwierdził, że boi się wyjść na wolność. Wspomniał, że przestępcze środowisko, które na niego czeka, jest wszystkim co ma, a jednocześnie wie, że będąc wśród tych ludzi znów postąpi niewłaściwie.

W jego życiu czegoś zabrakło, a kiedy zaczął zadawać sobie fundamentalne pytanie "kim jestem i czy mam wszystko czego potrzebuję?" odpowiedź nie padła. Nie było obok mężczyzny, który mógłby je udzielić, a żadna kobieta nie jest w stanie tego zrobić. Przemocą i dominacją zaczął szukać odpowiedzi wśród ludzi takich jak on. Nigdy nie chciał krzywdzić innych. Bał się, że jest niewystarczający, a życie na krawędzi pozwoliło ten strach nakarmić.

Marcin był wysoko postawionym menadżerem w jednej z międzynarodowych korporacji. Świetnie zarabiał, dbał o siebie w nieprzesadzony sposób. Nieźle zbudowany, zawsze uśmiechnięty. Typ życiowego zdobywcy. Kiedy pojawiało się zaproszenie do kolejnego przetargu, pracę zaczynał od wywiadu, która z konkurencyjnych firm bierze w nim udział. Lubił mówić, że goście mają już pozamiatane. Zwykle wygrywał.

Poznaliśmy się przy okazji jednego z takich wydarzeń; poprosił o konsultacje i po krótkich negocjacjach dobiliśmy targu. Łączą nas podobne zainteresowania więc zaczęliśmy spotykać się prywatnie. Po jakimś czasie zobaczyłem, że praca zostaje w jego głowie na długo po opuszczeniu biura. Mówił tylko o niej. Niezależnie od tematu, od jakiego zaczynaliśmy rozmowę, wcześniej czy później kończyło się na pracy. Znałem to aż nazbyt dobrze.

Praca stała się tym, co zaczęło go określać. Skuteczność zawodowa stanowiła papierek lakmusowy dla poczucia własne wartości. To okropna pułapka, w której rodzina obrywa rykoszetem w pierwszej kolejności. Po jakimś czasie Marcin zwierzył się, że nieustannie udaje. Tak naprawdę okropnie bał się rywalizacji, każdej tej chwili, w której w pracy coś może pójść nie tak. Nienawidził, kiedy firma zatrudniała kogoś nowego w obszarze jego kompetencji - obawa, że ta osoba może okazać się lepsza niż on spędzała mu sen z powiek. Nie chodziło nawet o to, że straci pracę, ale o to, że przestanie być postrzegany jako lider, numer jeden. Żaden mężczyzna, który byłby dla niego autorytetem, nigdy nie powiedział mu, że to nie jest aż tak ważne.

Jest w Kościele środowisko ludzi, którzy za swoje główne powołanie obrali (celowo piszę, że obrali a nie odkryli) wyszukiwanie i wskazywanie zła. Michał to jeden z nich. Kolorytu sprawie dodaje jego fascynacja tradycyjną formą sprawowania liturgii i skłonność do krytyki niemal wszystkiego co przyniósł Sobór Watykański II. Na jednym z forów wdaliśmy się w niezdrową pyskówkę, która skończyła się niezbyt przyjemnym dialogiem: Michał stwierdził, że już dawno postawiłem się poza Kościołem, a ja skwitowałem to mało wyszukanym "jesteś debilem". Nie wytrzymałem bo gość był tak okrutnie bystry, że mając rację i tak nie miałem szans.

Następnego dnia przeprosiłem, a między nami powstała przestrzeń do rozmowy. Wymieniliśmy się kontaktami na Facebooku i zobaczyłem, że ten inteligentny, bystry chłopak z forum to wcielenie siedmiu nieszczęść. Wygląd niemal zawsze koreluje z tym, co kryje się w nas. Zobaczyłem ubranego w zbyt duży golf, kompletnie wychudzonego, zaniedbanego chłopca z dziewiczym zarostem wokół ust. Typ chłopaka, który zawsze wybierany jest do drużyny na samym końcu. Obraz był kompletnie niespójny z tym, co jeszcze kilka dni temu mogłem zobaczyć, kiedy prowadziliśmy spór. I nie chodziło o temat, ale o formę i zaciekłość.

Działał ten sam, odwieczny schemat. Czujemy, że czegoś nam brakuje, ale ten głód chowamy w sobie i zakrywamy go świetną pracą, agresją, albo kompletnym wycofaniem za ekran komputera. Półśrodek, który nie pozwala nam dorosnąć.

Dobra wiadomość jest taka, że stosując nawet najbardziej wyszukane racjonalizacje, nie jesteśmy w stanie wyrwać z siebie wzoru męskości. Intuicyjnie wiemy czym ona jest. Problem polega na tym, że nie wiemy jak sobie z tym poradzić, bo nikt nam o tym nie powiedział. Jestem pewien, że w każdej z tych historii mogłeś znaleźć coś z samego siebie.

Przygoda bycia sobą

Pierwszy krok na drodze do znalezienia własnej tożsamości to akceptacja, że ją zgubiliśmy i czegoś nam brakuje. Tu nie ma drogi na skróty. Patriarchalna kultura, która krytykowana jest za pomniejszanie roli kobiety (ta krytyka jest strasznym aktem ignorancji - o tym innym razem) posiadała element, którego dzisiaj brakuje nam tak bardzo. Otóż ojciec był mentorem. My, mężczyźni szukamy autorytetów i potrzebujemy przykładu. To dlatego, kiedy w domu coś zawodzi, szukamy wsparcia u trenera, duchownego, nauczyciela. W którymś momencie łańcuch został przerwany i wmówiono nam, że to głupie. Wszyscy za to płacimy brakiem autentyczności.

Jakiś czas temu przestałem udawać. Nie, nie tak permanentnie, ale coraz częściej potrafię schwytać samego siebie na tym procederze. Długo szukałem odpowiedzi na pytanie co jest nie tak? Towarzyszyło mi powracające poczucie, że czegokolwiek bym się nie podjął i cokolwiek nie zrobił, zmęczenie rzeczywistością wróci. Odpowiedź nie przyszła z żadnej z mądrych książek, najlepszych medytacji, długich modlitw (nie bezpośrednio, wierzę, że każda z nich została wysłuchana) i szukania sensu. Studia teologiczne przyniosły wiele dobra, ale okazały się kolejną formą ucieczki.

Ktoś powiedział mi wówczas, żebym przestał szukać rzeczy wzniosłych, a znalazł kilku przyjaciół. Takich, którzy poklepią po plecach mnie, a nie moje maski. To wtedy zaczęła się trwająca do dzisiaj przygoda bycia sobą.

Piszę o tym, bo co jakiś czas spotykam ludzi, którzy mają dość. Mężczyzn, którzy idą przez życie wystraszeni, ale tli się wpisana w ich naturę potrzeba rywalizacji, ryzyka, bycia bohaterem dla tej jednej jedynej.

Dzisiaj ja sam chcę bić się z własnymi słabościami i wygrywać, podejmować ryzyko i pozwolić sobie pomóc tam, gdzie już brakuje sił. Być bohaterem dla tej jedynej. W codzienności. A jeśli komuś wydaje się to trochę śmieszne lub naiwne, to pozostaje mi jedynie szczerze mu współczuć.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

My, wieczni chłopcy
Komentarze (34)
PK
Piotr Krzywoń
15 kwietnia 2017, 19:52
zawsze bedziemy dziećmi 
9 lutego 2017, 10:59
Ja z kolei sądzę, że mężczyźni na codzień są o wiele autentyczniejsi aniżeli kobiety. Pracuję z 9 mężczyznami w jednym biurze i muszę przyznać, żę są to istoty nieskomplikowane, szczere, nie owijają w bawełnę, bezproblemowe. Być może dlatego, że doskonale wkomponowałam się w ich towarzystwo, mamy wspólne tematy, itp. Nigdy nie zauważyłam by coś udawali...
A
Amo
26 stycznia 2017, 09:49
Odnalazłem w sobie każdego z tych trzech gości, o których pisałeś. Dziękuję. Nie podoba mi się jeynie ostatnie zdanie. Wydaje mi się że nie musisz nikomu współczuć, może lepiej spróbować zrozumieć, zresztą zdaje się że rozumiesz to doskonale. Jeszcze raz dziękuję. Marcin (39)
S
szukać
14 listopada 2014, 14:19
a czy kaplan, zakonnik, itp., moze byc bohaterem dla tej jednej jedynej? to przecież też mężczyźni. Nie pytam się prowokacyjnie, tylko bardzo serio
KM
Krutki, malutki
14 listopada 2014, 14:30
Krutki, malutki a co to znaczy dla tej jednej jedynej
W
Wer
14 listopada 2014, 14:57
Oczywiście, ze to b serio pytanie. Kobiety z natury dążą do rozwijania swojej duchowości. Stad tez ich poszukiwania równie uduchowionego mężczyzny.  Duchowe przyciaganie jest ogromne i na to rady nie ma. Oczywiście fizyczne jest z tym związane rownież. I nic w tym złego. Pójście za głosem serca to pójście za Bogiem. Nigdy nie wiadomo, czy kapłanowi nie jest pisane małżeństwo. Życie to seria doświadczeń, które nas czegoś uczą. Ktoś planuje kapłaństwo, ale nie wie czy pan Bóg nie ześle mu tej jedynej jako doświadczenia, które mu do rozwoju duchowego jest równie potrzebne.
M
Marek
14 listopada 2014, 17:03
Jeśli lubi ryzykować. Moim zdaniem kapłan zostawia swoje dotychczasowe życie by pójść za Chrystusem. Jeśli ma wątpliwości to może nie powinien zostawać kapłanem.
W
wol
14 listopada 2014, 19:59
Bezzennosc księży to wymysł KK, ze względu na prawo do dziedziczenia. Nie ma to żadnego związku z ewangelia za to dużo ma do czynienia z pieniędzmi. Myśle i ufam, ze będzie zniesiona w niedalekiej przyszłości. 
M
Marek
14 listopada 2014, 20:02
Poczytaj św. Pawła.
M
Marek
14 listopada 2014, 20:10
Tu też jest o genezie bezżeństwa: [url]http://www.apologetyka.katolik.pl/odnowa-kosciola/forum-teologiczne/193/848-biblijne-podstawy-idei-celibatu-w-kociele-katolickim[/url]
M
Marek
14 listopada 2014, 11:35
Artykuł zręcznie napisany, ale mam niedosyt. Niedosyt bo nawet sam tytuł sugeruje coś negatywnego: My wieczni chłopcy. A dlaczego nie mężczyźni? Pomijam fakt, że w każdym człowieku drzemie dziecko (i to jest ok), to zabrakło mi tu świadectwa o zwykłych (a zarazem niezwykłych młodych meżczyznach). O kim piszę? Np o bezdomnych, bezrobotnych, ludzi obarczonych jakimś cierpieniem czy nawet z mniejszych miejscowości, którzy przez upór, formację i zaufanie Panu Bogu, odzyskują siebie. Przecież są tacy. I wcale nie są malusimi chłopcami, którymi trzeba zmienić pieluchę. Niestety ale artykuły z Deonu są lata świetlne za tymi trkatującymi o męskości z Goscia Niedzielnego.
S
Szpak
27 stycznia 2014, 17:55
oj dobry tekst, łatwo jest poudawać że sie jest prawdziwym facetem, ale jak musisz potem być niewolnikiem swojego udawania to stajesz sie zwykłym tchórzem zdolnym do wszystkiego jak najgorsza dziwka a to nie ma nic wspólnego z prawdziwym męstwem, a prawdziwe męstwo to jest tylko jedno słowo, można by dużo na ten temat gadać, ale słowo jest tylko jedno: HONOR
F
facet
20 stycznia 2014, 11:40
Społeczność fejsbukowa "Banita" - motto: "chcę być facetem". Łosz cholera, to ja myślałem, że się albo jest, abo nie jest, a chcieć czy nie chcieć to domena takich Grodzkich i innych świrów. A tu proszę bardzo. Ludzie, kurde, nie róbcie se obciachu. ... Czyżbyś nie zauważył, że demon.pl & Co. to filia domeny mafii szechterowo-tuskowej wraz z jej wydelegowanym odpryskiem pt. palikociarnia?
MZ
Marcin Ziemniewicz
20 stycznia 2014, 09:38
Społeczność fejsbukowa "Banita" - motto: "chcę być facetem". Łosz cholera, to ja myślałem, że się albo jest, abo nie jest, a chcieć czy nie chcieć to domena takich Grodzkich i innych świrów. A tu proszę bardzo. Ludzie, kurde, nie róbcie se obciachu.
K
Kris
18 listopada 2013, 14:06
"Czasem uciekamy do innych mężczyzn, ale tylko takich, którzy nie powiedzą sprawdzam. Wybieramy aktorów podobnych do nas" Oj! To we mnie niezle uderzylo za co szczere dziekuje ;)
R
robotnik
14 listopada 2013, 21:45
Czy autor mógłby tak po chłopsku (nie po męsku), napisać o co mu chodzi w dwóch zdaniach? Proszę.
A
aktoto
14 listopada 2013, 19:57
A ja mam 39 latek ....i u mamy sobie mieszkam....a co tam ...żle nie jest....pozdrawiam wszystkich Piotrusiów Panów :PP 
I
Ireneusz
14 listopada 2013, 19:46
do Cogito 1. Odpowiadasz za kogoś. 2. Robisz to niedorzecznie. 3. Zgrywasz wielkiego speca psychologii a robisz banalne błędy ortograficzne w pisaniu. Wystarczy?
C
Cogito
14 listopada 2013, 19:34
Ireneusz Napisz chłopie wprost o co Ci chodzi. Przecież nie napisałem niczego, co nie odnosiło by się i do mnie. Nikogo nie atakuję, natomiast ty od początku nie robisz niczego innego.
NF
normalny facet
14 listopada 2013, 19:09
[url]http://projektpls.pl/?p=690[/url] ... A co to? Zastanów się raczej, dlaczego te babsko i ciotowsko rozgadane NOMy są odstraszające dla normalnych mężczyzn.
M
mcs
14 listopada 2013, 18:48
[url]http://projektpls.pl/?p=690[/url]
I
Ireneusz
14 listopada 2013, 18:44
do Cogito Skąd ty możesz mieć pojęcie o mechanizmach psychicznych rządzących "nami wszystkimi" skoro masz kłopoty nawet z ortografią? No ale ortografia to oczywiście też psychiczny mechanizm legalizmu czyli samooszukiwanie się. A insynuowanie komuś takiego mechanizmu nie jest oczywiście żadnym mechanizmem obronnym....
C
Cogito
14 listopada 2013, 16:48
Masz jakieś ukryte przedzałożenia Ireneuszu. Nie chodzi o herezję morlność... Podejżewam, że węszysz zakamuflowany "atak na kościół" w wypowiedzi autora, gdzie mówi akurat o chłopaku od SV... Ale to tylko jeden z objawów czegoś bardziej podstawowego. Chodzi o zasłonięte się zasadami, które dają nam poczucie bezpiecznego, naszego światka. To może być legalizm prawniczy, obyczajowy, zawodowy...  W przypadku, kiedy w grę wchodzi religia łatwo o samooszukiwanie się "ja tego nie robiędla siebie, tylko dla dobra Kościoła". To nie jest atak na nikogo, ale jeden z podstawowych mechanizmów psychicznych jaki rządzi nami wszystkimi, w rożnym stopniu. Ograniczamy jego szkodliwość uswiadmiając to sobie i przyznanie się... No tak, tak mam.
I
Ireneusz
14 listopada 2013, 16:29
Nigdzie w tekście nie jest napisane, że tekst jest tylkodla sacdjo.... Mam bardzo podobne doświadczenia jak autor, stąd pozwoliłem sobie na one refleksje. ... Genialne! Kto wam przeszkadza w bezkarnym rozpowszechnianiu herezji i deprawacji, ten jest psychicznie conajmniej niedojrzałym "legalistą". Skąd my znany taki NKWDowski chwyt...
C
Cogito
14 listopada 2013, 16:01
Nigdzie w tekście nie jest napisane, że tekst jest tylkodla sacdjo.... Mam bardzo podobne doświadczenia jak autor, stąd pozwoliłem sobie na one refleksje.
A2
Aleja 26
14 listopada 2013, 15:47
ad "Cogito" Czy Ty jesteś autorem textu? Bo do niego było pytanie. ... Nie zaznaczyłeś/-aś, że to pytanie do autora. Ale zawsze ciekawie zobaczyć, jak ktoś inny zrozumiał tekst.
S
sacdjo
14 listopada 2013, 15:21
ad "Cogito" Czy Ty jesteś autorem textu? Bo do niego było pytanie.
C
Cogito
14 listopada 2013, 14:57
Sacdjo, można mieć rację na poziomie merytorycznym w wielu dziedzinach... praca, hobby, zdrowie jw. A mylić się w sprawach zasadniczych, w życiu, w podejściu do samego siebie, do innych. W tym wypadku "wiedza doskonała" okazała się ucieczką, czymś czym chłopak próbował się określić. Prawdopodobnie zranienie i poczucie, że jest postrzegany jako niedorajdy życiowa chciał sobie kompensować "terroryzmem legalistycznym" wobec innych, tu mu nikt nie podskoczył. A kwestią zasadniczą jest, czy to mu daje szczęście i zbliża do ludzi.
I
Iluuuna
14 listopada 2013, 14:47
mnie to wygląda jak takie małe streszczenie ,,Dzikiego serca" J. Eldredge'a :) polecam wszystkim wiecznym chłopcom, którzy poszukują swojej męskości :P
S
sacdjo
14 listopada 2013, 13:51
Co oznacza zdanie: "Nie wytrzymałem bo gość był tak okrutnie bystry, że mając rację i tak nie miałem szans." ?
K
kobieta
14 listopada 2013, 13:38
Co do kobiet to autor ma rację, pawdziwa kobieta chce być tą jedyną. Ale kobiety tez udają i grają czesto. Zabijają swoje naturalne powołanie do macieżyństwa,  dla różnych powodów ale np żeby zrealizować się zawodowo.  Nie tylko wy mężczyźni udajecie I wiadomo nie rozumiemy się często, ponieważ używamy innych języków, a oboje nie chcemy dla siebie dla  siebie źle, tylko wyrażamy to w inny sposób. Jestesmy inni, a żeby mógł zaistnieć proces, muszą być różnice, nie chodzi aby się zrozumieć,  ale porozumieć, bo kobieta nie zrozumie nigdy mężczyzny, w pewnych sprawach i na odwrót, dlatego ważne jest aby mężczyźni mięli pewną grupę przyjaciól, z którymi pogadają, pojdą na mecz czy pograją w jakąs grę, i właśnie jakiś meski autorytet, od którego mogą się nauczyć zegoś wartośiowego oraz, który pomoże im rozwiązać jakiś problem. Tak samo jak kobiety, czasami potrzebują damskiego towarzystwa wygadają się wyżalą, czy pojdą na zakupy.  Często jest też, tak że matka, opiekuje się zbytnio swoim synem i w konsekwencji, on nie ma tak wielu rozwinietych cech osobowych męskich, bo to wychowania każdego dziecka powinni być potrzebni oboje rodzice, ale autorytet Ojcieca jest największy podobnie z matkami i córkami. Niestety z różnych wzgdów, nie zawsze jest to możliwe:( Ale alpel tu do mężczyn! Jeśli będziecie mięli, czy macie synów, niech mają w was oparcie i autorytet, żeby mogli wyrosnąć na prawdiwych, mężczyzn. Coć też powinni zaować matkę, od której, mogą nauczyć się wrażliwości, dla swojej przyszłej żony. Jednym spoiwem mężczyn i kobiet choć nie do końca , bo kobiety trochę inaczej odczuwają rzeczywistość ale jednym głownym łacznikiem jest Pan Bóg. On nas może połaczyć i pozwoli lepiej się porozumiewać
A2
Aleja 26
14 listopada 2013, 13:29
"Studia teologiczne przyniosły wiele dobra, ale okazały się kolejną formą ucieczki." Oj tak. Religijność (nie wiara!) jest częstą ucieczką. I nie dotyczy tylko mężczyzn.
A2
Aleja 26
14 listopada 2013, 13:27
Czytając niektóre komentarze odnoszę wrażenie, że wątli chłopcy w za dużych swetrach są nader aktywni "na deonie"...
RZ
Remigiusz Zajączkowski
14 listopada 2013, 10:07
Wg mnie ciekawy tekst. Brakuje mi tylko trochę jakby takiego męskiego zakończenia :). Tak jakby za dużo niedopowiedzeń, ale może dlatego, że każdy z nas powinien swoje męskie ja tam powstawiać... Największy minus to wg mnie niepotrzebne opisy Michała. Mogą bardziej skierować uwagę raczej na prawdopodobnie nie zakończony spór zamiast na te kontrasty... :) Chyba że to był jednak główny cel :) Ja osobiście nie wspólczuję osobom, którym coś tam we mnie wydaje się śmieszne lub naiwne. Zgadzam się z nimi lub nie... Choć oczywiście zdarza mi się przy tym czasami zdenerwować...