Nie pozwól, by ktokolwiek cię znieważał!

Postępuj z innymi fair, ale dbaj też oto, by oni postępowali fair z tobą" (fot.marie-ll / flickr.com)
Arnold A. Lazarus, Clifford N. Lazarus, Allen Fay / slo

Mąż S. często ją znieważał. Pewnego ranka przy śniadaniu zrobił jej awanturę, ponieważ rozmawiała przez telefon zamiast dotrzymywać mu towarzystwa. Później w ciągu dnia S. odebrała jego koszule z pralni, załatwiła jeszcze parę innych spraw męża i postanowiła ugotować na obiad jego ulubioną potrawę.

Od początku umówili się, że H. będzie zarabiał pieniądze, a S. zajmie się prowadzeniem domu. Sądziła, że jeśli stworzy " idealną ", pełną miłości domową atmosferę, jego agresywne zachowanie minie. S. nagradzała negatywne zachowanie swojego męża. W odpowiedzi na swoje wybuchy gniewu H. był wyręczany w codziennych obowiązkach i podawano mu jego ulubione danie. Dlaczego miałby inaczej traktować żonę. skoro jej reakcja na takie jego zachowania była pozytywna?

Zachowanie jest silnie uzależnione od konsekwencji. Zdarzenia, które następują po jakimś uczynku, osłabiają go lub utrwalają. Jeśli S. jest miła dla H., gdy on traktuje ją źle, to uczy go, aby stale był w stosunku do niej grubiański. Gdyby zamiast tego pokazała mu, że chętnie będzie dla niego miła i pomocna, ale tylko wtedy, gdy on będzie wrażliwy i kochający, pozytywny model zachowania miałby większą szansę utrwalenia.

DEON.PL POLECA

Przemoc w małżeństwie jest oczywiście wynikiem kompleksów, a H. nie zaczął obrażać S. dlatego, że była dla niego miła. Najprawdopodobniej sam był źle traktowany w dzieciństwie (większość ludzi uciekających się do przemocy, była wcześniej ofiarami). Problem jednak w tym, że S. pozwoliła H. myśleć, że obrażanie jej jest czymś dobrym; wyświadczała mu nawet specjalne przysługi mimo jego zniewag. W dużym stopniu to my sami uczymy innych, jak mają nas traktować. Poprzez tolerowanie - a nawet nagradzanie - agresywnego zachowania H. S. dawała mu do zrozumienia, że w takim postępowaniu nie ma niczego złego. Nadszedł czas, by wyjść z tego zaklętego kręgu - C., jeden z naszych pacjentów, popełniał wciąż ten sam błąd. Posyłał swojej żonie kwiaty, gdy tylko wyładowała na nim swój gniew. Miał nadzieję, że gest ten poprawi jej nastrój. To jednak tylko dodawało jej odwagi, by atakować go tym intensywniej. Nie utrwalaj tych zachowań innych ludzi, które chcesz wyeliminować. Powinieneś dążyć do tego, by zniechęcić wszystkich do napastliwych zachowań.

Często spotykamy ludzi wplątanych w niemożliwą do wytrzymania sytuację zawodową, kiedy są niegodziwie traktowani przez pracodawców i zwierzchników, lecz boją się temu sprzeciwić. W wielu przypadkach złe traktowanie jest zbyt wysoką ceną za stałą posadę. Jeśli jesteś w takiej sytuacji i nie możesz jej poprawić, lepiej poszukaj innego zatrudnienia. Wprawdzie niełatwo skorzystać z tej rady, gdy tak trudno o pracę, lecz jeśli sytuacja wymyka się spod kontroli, musisz dokonać takiego wyboru, by zadbać o siebie. (Na szczęście prawa zapobiegające nadużyciom w stosunku do pracowników ostatnio gwarantują im nieco większy zakres ochrony. Mogą one ułatwić wybór.)

Do najbardziej nieszczęśliwych należą przypadki kobiet, które, jak S., uwikłane są w brutalny związek małżeński. Wiele z nich znosi złe traktowanie i pozostaje w związkach z przyczyn religijnych lub z powodu ograniczeń finansowych. Bez względu na to, jak dużo miłości i uprzejmości okazują swoim mężom, kobiety te nie widzą końca okrutnych doświadczeń. (Gdy w naszej praktyce stajemy w obliczu domowej przemocy fizycznej, często prosimy o pomoc policję, inne służby społeczne i/lub krewnych, którzy mogą zapobiec tym zachowaniom.) Pochwalamy uprzejmość w związkach, ale nie jako odpowiedź na przemoc. Bardzo dobrze wyraził to aktor Alan Aida: "Postępuj z innymi fair, ale dbaj też oto, by oni postępowali fair z tobą".

Zapamiętaj:

  • Nie muszę znosić niczyjego grubiaństwa.
  • Muszę nauczyć się mówić otwarcie, kiedy nie podoba mi się sposób, w jaki jestem traktowany.
  • Nie będę nagradzać nieuprzejmego zachowania innych osób.
  • Mam prawo wymagać grzecznego i uczciwego traktowania przez wszystkich.
  • Nie będę się uśmiechać i udawać, że wszystko jest w porządku, kiedy ktoś traktuje mnie źle.

Nieuprzejmość zasługuje na stanowczy sprzeciw; nie pozwól, by ktokolwiek cię znieważał.

Więcej w książce: Jak nie wpaść w depresję. 40 szkodliwych przesądów, które zatruwają nam życie - Arnold A. Lazarus, Clifford N. Lazarus, Allen Fay

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Nie pozwól, by ktokolwiek cię znieważał!
Komentarze (56)
M
mirka
8 października 2014, 23:37
Co za stereotym w tekście, że to mąż źle takatuje żonę, a czemu nie ma napisane, że to żona traktuje źle męża itp. - Deonie - ty co chcesz łamać stereotypy sam je podtrzymujesz - a może jest tak, że łamiesz te niepoprawnie politycznie a podtrzymujesz te porpawne. - jak to jest z tobą deonie
JG
Joanna G.
9 października 2014, 00:15
Faktycznie, większość tekstu jest o mężu który źle traktuje żonę, nie wiem jednak czy wczytała się Pani dokładnie, jet tam wzmianka o mężu ,,C", który zawsze posyłał żonie kwiaty, kiedy ta się na nim wyładowała mając nadzieję że to poprawi jej nastrój.  Tekst musi być o czymś, i nie koniecznie musi to być w myśl 50% do 50%, tak żeby nikt nie poczuł się ,,skrzywdzony". Jeśli ma się trochę dystansu, to wiadomo że tekst jest tylko ,,podkładem" do rozpatrywania różnych znanych nam sytuacji życiowych, bez względu na płeć osób biorących w nich udział.
B
Barb
8 października 2014, 17:52
Na jednych rekolekcjach ojciec prowadzacy powiedzial by zaufac Bogu, modlic sie z waira o nawrocenie drugiego i samemu nie wszczynac klotni i nie odpowiadac zlem za zlo - jezeli maz czy zona chce wszczac klotnie to trzeba sie milo i z miloscia zachowac (zaskoczyc dobra reakcja) a zlo predzej czy pozniej ucieknie. Ja "przetestowalam" na mezu - gdy zaczal mnie krytykowac to przyznalam mu racje tam gdzie ja mial, a tam gdzie nie, sprzeciwilam sie ale grzecznie, wszystko relatywnie bez emocji oddajac to Panu Bogu. I o dziwo maz od pewnego czasu nie krytykuje mnie emocjonalnie i nie na miejscu. Ten ojciec prowadzacy powiedzial, ze pokora najbardziej pokonuje szatana ale dla nas, sama przyznaje, jest to bardzo trudne ale nie niewykonalne. Chwala Panu za tamte rekolekcje.
JG
Joanna G.
9 października 2014, 00:21
Zgodzę się ze wszystkim co Pani napisała... Należy tak postępować. Jednak ten tekst jest trochę o czymś innym, nie jest o ,,krytykowaniu" drugiej osoby, ale jest o znęcaniu się psychicznym nad drugą osobą, a to już totalnie coś innego. Jeśli ktoś nie miał z tym do czynienie, nie widział tego, to ciążko będzie coś takiego wytłumaczyć (niestety moja Mama jest w takim małżeństwie i wiem o czym mówię)... Co innego jest staranie się pokojowo i z pokorą rozwiązywać konflikty z małżonkiem, a czym innym jest przeciwstawienie się znęcaniu psychicznemu.
MK
Mądrze korzystać z psychologii
24 marca 2014, 23:01
Myślę, że jednym z elemantów perspektywy chrześcijanina jest pomyślenie o tym, że nie przeciwdziałając brutalnemu/złemu zachowanie, osoba krzywdzona pozwala, żeby bliźni grzeszył. Warto chyba zadbać o to, żeby ten, kto nas krzywdzi, nie naliczał sobie lat pokuty w czyśćcu? Teologiem nie jestem, ale może na tym też polega miłość bliźniego - przerwać ciąg krzywd bez elementu własnego odegrania się.
M
mariusz6606
23 marca 2014, 09:43
Inny chrześcijanin cierpiąc z powodu pewnego człowieka, powiedział o tym temuż Starcowi. Starzec odparł: Wyświadczaj mu dobro. Człowiek ten postępował w taki sposób i znów doznał od niego zła. Znów powiedział o tym Starcowi: „Oto wyświadczam mu dobro, a on nie przestaje mi szkodzić”. Starzec odpowiedział: Nie jemu wyświadczasz dobro, ale sobie samemu, ponieważ Pan powiedział: Dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą i módlcie się za tych, którzy was oczerniają. Każdy bowiem otrzyma według własnych uczynków.
9
979
9 października 2014, 00:04
Święci często nawet dawali się poniżać innym ale to jest supełnie nie adekwatne do sytuacji podanej w tekście. Droga duchowa polega na tym że odkrywa się swoją godność Dziecka Bożego czyli głębokość świadomość siebie w Bogu i święci mieli tę świadomość oni godząc się na poniżanie widzieli to jako drogę do Boga będąc w bardzo głębokiej relacji z Nim i samoświadomości to nie godzenie się na bezsensowne poniżenia bo będąc w głębokiej relacji z Bogiem, zjednoczonym z Nim nic tak na prawdę nie jest w stanie nas poniżyć. Tutaj absolutnie nie wolno stawiać znaku równości z ofiarami przemocy domowej bo to jest zupełnie co innego. To nie jest łatwe rzeczy do zrozumienia, by to rozumieć samemu trzeba być na drodzę do zjednoczenia z Bogiem.
DN
dobrze, nie pozwolę
22 marca 2014, 12:45
Nie muszę znosić niczyjego grubiaństwa. Muszę nauczyć się mówić otwarcie, kiedy nie podoba mi się sposób, w jaki jestem traktowany. Nie będę nagradzać nieuprzejmego zachowania innych osób. Mam prawo wymagać grzecznego i uczciwego traktowania przez wszystkich. Nie będę się uśmiechać i udawać, że wszystko jest w porządku, kiedy ktoś traktuje mnie źle. Nieuprzejmość zasługuje na stanowczy sprzeciw; nie pozwól, by ktokolwiek cię znieważał. Otóż to. Nigdy więcej nie przystąpię do spowiedzi. 
V
Vega
22 marca 2014, 18:30
Oj tam, co racja, to racja, ale do jakiegoś wartościowego szanującego ludzi ,wierzącego i znającego życie spowiednika może czasem warto... fakt że takich ze świecą szukać, ale jeszcze nie wszyscy wymarli...
M
mateusz
22 marca 2014, 10:43
"pozostaje w związkach z przyczyn religijnych lub z powodu ograniczeń finansowych" Perspektywa tego artykułu nie licuje z portalem katolickim. To artykuł wyraźnie laicki. Wiadomo, ot, wklejony.... Choć wartościowy, to szkoda, że brak w nim spojrzenia z perspektywy chrześcijanina.
M
m
22 marca 2014, 14:49
Kiedy przestałam pozwalać na złe traktowanie mąż wniósł sprawę o rozwód, on - nie ja.
V
viss
22 marca 2014, 18:18
Na czym jednak miałaby polegać ta chrześcijanska perspektywa? Na "garbieniu się" i "podkładaniu" oprawcy w imię pokory i niesienia krzyża, po to, żeby pozwolić zrobić z siebie kalekę?
L
Lysia
22 marca 2014, 08:54
Dawno dawno temu ... mój małzonek od czasu do czasu miał napady złego humoru w trakcie których szukał byle pretekstu, by urządzić teatralną scenkę. Wywoływał kłótnię o drobiazg, a potem brał torbę i pakował się ( "wyprowadzał") z domu. Ja młoda głupia we łzach błagałam go, żeby nie robił z igły widły i nie opuszczał nas ( z małym dzieckiem). Po kilku takich akcjach postanowiłam zmienić front. Przy kolejnej próbie "wyprowadzki" w milczeniu patrzyłam na to pakowanie, a potem głośno szczękając zamkiem zatrzasnęłam za nim drzwi. I wiecie co? Po 30 min przyszedł i już nigdy więcej takich "cudów" nie urządzał, spytał tylko czy naprawdę chciałam, zeby odszedł. Powiedziałam -  trudno! Zauważyłam też, że zawsze przed świętami był niespokojny i szukał zaczepki owocującej później w ciche dni - na znak protestu nie jadł i nie odzywał się.  To było przykre, bo psuło radosny nastój świąt. Któregoś dnia powiedziałam szczerze co widzę, kiedy to przed kolejnymi świętami zanosiło się na powtórkę - słowami - Mój drogi zauważyłam, jak zawsze w tym okresie szatan każe ci psuć nasze święta. Idź do spowiedzi, bo to nie jest przypadek - to jego celowe działanie.  Małżonek głęboko zastanowił się, był zaskoczony - tak, szatan był zaskoczony zdemaskowaniem ! Od tego czasu generalnie święta spędzamy spokojnie w dobrym nastroju. Czasem, coraz jednak rzadziej -  zły nie odpuszcza, ale wtedy przypominam głośno o jego podłych próbach i wszystko wraca do normy.  Może komuś mój wpis pomoże. 
J
Joanna
22 marca 2014, 09:16
Bardzo dziękuję za ten wpis, pomógł mi w spojrzeniu na moje małżeństwo
A
agueda
23 września 2010, 16:43
  Bardzo mądry tekst.   Większość ludzi uważa, że miłość bliźniego polega na godzeniu się na zniewagi, a przysięga małżeńska oznacza, iż życie musi polegać na znoszeniu najgorszego. Dobrze, że ktoś poruszył ten temat :)
L
leszek
12 stycznia 2010, 22:52
Dziękuję Kasiu za to co napisałaś. Odnoszę wrażenie że jesteś w lepszym samopoczuciu bo w tym pisaniu nie widać już złych emocji. Jest wręcz pokój, no może niekoniecznie pełen szczęścia, ale już bez rozpaczy i rozżalenia, a to bardzo dobrze :-) Nie miałem zamiaru i nadal nie mam Ciebie oceniać czy osądzać. Bo nie tylko nie mam do tego prawa ale przede wszystkim ani nie znam okoliczności zewnętrznych ani nie jestem Panem Twojego serca... W tym wszystkim co pisałem, wiem że mogłem być i byłem niekiedy przykry. Ale nie pisałem tego by Ci dokuczyć czy jakoś osądzić. To temat jest bolesny, więc miałem do wyboru, albo milczeć albo próbować Ci jakoś pomóc. A skoro Ty pisłaś to i ja pisałem, bo uznałem że jak wychodzisz na zewnątrz to chcesz, oczekujesz, potrzebujesz aby Ci jakoś odpowiedzieć. Naprawdę nie mam bladego pojęcia czy Twoje małżeństwo zaistniało czy nie. Ale życzę Ci aby orzeczenie jekie otrzymasz było odzwierciedleniem prawdy jakaby ona nie była, i abyś umiała je przyjąć jakieby ono nie było. A mam nadzieję że będziesz się nim cieszyć. Na koniec anegdota z życia, zaznaczam że prawdziwa... Kiedyś wpadłem w odwiedziny do znajomych, a pani domu wita mnie słowami: Ty nawet nie wiesz jak Pan się o nas troszczy... Zapytałem więc zaintrygowany: a co się stało? w lotka wygraliście? A ona mi na to: Nie! Mój mąż wracał w nocy samochodem z trasy, jechał przez las, i wyrżnął w dzika; samochód do kasacji, ale jemu nic się nie stało... Przyznaję że w pierwszym momencie pomyslałem sobie: no tak, rzeczywiście ładnie się troszczy, samochód do kasacji, z czego teraz będziecie żyli... A dopiero po chwili dotarło do mnie, że ona naprawdę jest chrześcijanką, ona naprawdę wierzy w Boga, ona naprawdę wierzy że Bóg istnieje, że Bóg ją kocha, i że się o nią troszczy, a więc to co jej daje jest dla niej najlepsze, choć ona nie zawsze może to rozumie... Życzę Tobie abys Ty również uwierzyla że niezależnie od wszelkich wydarzeń Bóg Cię naprawdę kocha! I daje Ci to co dla Ciebie w danym momencie najlepsze!
katarzyna
12 stycznia 2010, 22:29
Pamiętajcie że najłatwiej ocenia się gdy się czegoś nie doświadczyło, gdy stoimy z boku jak nieomylni sędziowie. Co do Leszka to wierzę (naparwdę!:)) że nie miał On złych zamiarów, poprostu nie zna mojej historii, może wie też jak wiele teraz osób naciąga Sądy Kościelne na te stwierdzenia nieważności (sama jestem tego świadoma) i ma sceptyczne podejście do takich jak ja co to "ślubowali" przed Bogiem a teraz im się odwidziało. Pamiętam jak siedziałam, jeszcze będąc z tamtym cżłowiekiem, na balkonie i patrzyłam na Kościół oddalony od naszego mieszkania o jakieś 50m i myślałam: "Boże daj mi siłę zebym odeszła od niego i potrafiła wejść do Kościoła na mszę bez obaw o karcące spojrzenia osób trzecich". Bo bałam się właśnie, że nikt nie zrozumie, dlaczego uczestniczę we Mszy skoro zostawiłam "męża". Bo bałam się ze odsunę sięod Kościoła w obawie przed oceną innych... A najgorsze jest to że gdy jestem na Mszy Świętej to czuję się tak strasznie obco w Kościele, jakbym tam nie pasowała, jakbym nie miała prawa tam być, jak trędowata... pozdrawiam Wszystkich i o modlitwę proszę kasia:)
katarzyna
12 stycznia 2010, 22:28
oj nie zaglądałam tu już od jakiegoś czasu, bo sił i chęci do tłumaczenia się mi zabrakło... a tu proszę dyskusja się ożywiła :) Bardzo ale to BaAARDZO Wam wszystkim dziękuję za miłe słowa, dodanie otuchy, za madlitwę ( i proszę o więcej:)) Ja naprawdę nie chciałam wywołac burzy, a tylko zwrócić uwagę na to że życie nie rysuje się od linijki i nie jest tak proste jakbyśmy wszyscy chcieli... Gdybym kochała tego mężczyznę (w dniu ślubu i potem), gdybym uważała że nasz sakrament jest ważny, nawet nie fatygowałabym się do Kurii tylko modliłabym się o nawrócenie tego mężczyzny jak tu Jurek sugerowwał... tylko no właśnie najistotniejsze tu jest słowo "gdybym", bowiem ja go ani nie kochałam ani nie kocham, popełniłam tylko (AŻ) grzech współżycia przedmałżeńskiego, którego owocem jest moje dziecko i ślub w Kościele. Gdyby nie ta ciąża nie było by ślubu, wiem to napewno :( Nie powiem nawet przeszło mi kiedyś przez myśl, że gdybym dokonała aborcji wówczas nie miałabym tylu problemów... Ale sami chyba akurat na tym forum mnie zrozumiecie, że tak postąpić nie mogłam, nie potrafiłam... a potem potoczyło się wszystko lawinowo...
L
leszek
12 stycznia 2010, 16:49
Kasiu! mam wrażenie, że my wszyscy czytający Twoje wypowiedzi (ale nie wdawający się w dyskusję) rozumiemy co masz na myśli. I chyba szkoda czasu na Człowieka, który każdą Twoją myśl rozłoży na czynniki pierwsze nie zwracając uwagi na najważniejsze - Twój ból, cierpienia, uczucia..... Leszku! myślę, że czas już zakończyć to pastwienie słowne. Od osądzania jest Pan Bóg - na całe szczęście On jest sprawiedliwy ale przede wszystkim MIŁOSIERNY. Uważam, że należy nawet w internecie zachowywać z szacunkiem i przyzwoitością. Przede wszystkim wsłuchać się w cudzy problem i modlić się w intencji nawet nam obcych ludzi. A będąc tak surowymi dla ludzi, których nie znamy (cóż można powiedzieć o człowieku i jego życiu na podstawie kilkudzisięciu jego zdań?????), jesteśmy kolejnym gwoździem sprawiającym ogromne cierpienie. p.s. nie mam takich problemów jak Kasia, ale nawet mi było ciężko na sercu czytając Twoje wypowiedzi. Niewyobrażam więc sobie jaki ból czuła Kasia. Szukajmy w ludziach dobra. Wiesz Iza, być może Ty masz jakieś objawienia i porozumiewasz się bez słów. Ja jestem jednak na innym etapie ewolucji i nie mam innej możliwości jak porozumiewanie się za pomocą myśli tu zapisanych, a z szacunku dla piszącego staram się wniknąć w to co napisał, aby nie podkładać pod to żadnych swoich treści. Ale za szczyt obłudy i zakłamania uważam Twoje stwierdzenie, w którym w jednym zdaniu wpierw mnie osądzasz(!) wzywając mnie bym zaprzestał się pastwić nad Kasią, a więc że to niby ja się nad nią pastwię... i zaraz potem dodajesz że od osądzania jest Pan Bóg. Czy wg Ciebie tylko odosądzania Kasi jest Pan Bóg a mnie osądzać, i to wydając fałszywe sądy to już można?!? Na jakiej podstawie osądzaszmnie insynuując że osądziłem Kasię?!? W którym miejscu zachowałem się bez szacunku i bez przyzwoitości? Na jakiej podstawie osądzasz mnie że nie wsłuchałem się w Kasi problem i że się za nią nie modliłem?!? Wiem że Kasi musiało być bardzo ciężko wypowiadać się tutaj, i nie miałbym ochoty zamieniać się z nią. Ale skoro pisała to jej odpisywałem (i to bynajmniej nie w formie osądów). Gdyby chciała się wypłakać to nie włączałbym się bo nie widzę siebie w takiej roli.
P
Petre
12 stycznia 2010, 15:56
Hej Kasiu Mam nadzieje, ze jakos ulozysz sobie zycie.
Grażyna Urbaniak
12 stycznia 2010, 15:16
Kasiu, powiem słowami Pana : " i ja Cię nie potępiam". A wielu niestety odgrywa tu rolę przyjaciól Hioba, którzy odzywają się po to by cierpiącemu przymnożyc bólu.
K
Karolina
12 stycznia 2010, 14:54
Zgadzam się w pełni z Izą! I Tobie Kasiu, życzę dużo siły :)
I
iza
12 stycznia 2010, 00:00
Kasiu! mam wrażenie, że my wszyscy czytający Twoje wypowiedzi (ale nie wdawający się w dyskusję) rozumiemy co masz na myśli. I chyba szkoda czasu na Człowieka, który każdą Twoją myśl rozłoży na czynniki pierwsze nie zwracając uwagi na najważniejsze - Twój ból, cierpienia, uczucia..... Leszku! myślę, że czas już zakończyć to pastwienie słowne. Od osądzania jest Pan Bóg - na całe szczęście On jest sprawiedliwy ale przede wszystkim MIŁOSIERNY. Uważam, że należy nawet w internecie zachowywać z szacunkiem i przyzwoitością. Przede wszystkim wsłuchać się w cudzy problem i modlić się w intencji nawet nam obcych ludzi. A będąc tak surowymi dla ludzi, których nie znamy (cóż można powiedzieć o człowieku i jego życiu na podstawie kilkudzisięciu jego zdań?????), jesteśmy kolejnym gwoździem sprawiającym ogromne cierpienie. p.s. nie mam takich problemów jak Kasia, ale nawet mi było ciężko na sercu czytając Twoje wypowiedzi. Niewyobrażam więc sobie jaki ból czuła Kasia. Szukajmy w ludziach dobra.  
L
leszek
4 stycznia 2010, 21:34
to nie był zwykły ksiądz to był sędzia z Kurii, który w TRAKCIE przesłuchania zasugerował mi zmianę tytułu skargi a to różnica nie sądzisz? Ten sam Ksiądz przy mnie zarzucił brak kompetencji innym księżom stąd moje przemyslenia. Tak, to jest różnica, znacząca różnica, tym bardziej mnie to dziwi, wręcz szokuje. Owszem, inni księża mogli być na tyle niekompetentni że uznał za zasadne skrytykować ich, ale bardzo dziwi mnie to że sugerował Tobie zmianę tytułu skargi. Co do wybrania powodu do stwier.niewaz. to nie jest wcale takie oczywiste. Poczytaj prawo kanoniczne a zauważysz ze wiele z tytułów moze się ze sobą ściśle wiązać i wypływac jeden z drugiego... Człowiek nie książka i nie mozna podchodzic do niego podrecznikowo. Sądzisz że wypowiadam się nie czytając KPK?!? No to masz o mnie kiepskei zdanie ;-) Własnie o to chodzi, że wiele tytułów może się ze sobą wiązać, przecież napisałem o podchodzeniu podjeden paragraf/kanon. Ale co ma istnienie Twojego przekonania o nieważności z istnieniem KPK. Właśnierzecz w tym, że TO TY masz mieć przekonanie że Twoje małżęństwo jest nieważne z powodu XXX a rolą prawników jest przebadać kanony i odpowiedzieć Ci że skoro jest tak jak mówisz to masz rację z tą nieważnością, albo że Twoje wyobrażenia o rzekomej nieważności są fałszywe. To nie może być tak, że ktoś będzie Ci czytał KPK, a Ty będziesz kombinować co by z tego Tobie pasowało. Ja nie chce jego powrotu do mnie! Ja załuje ze sie pojawił w moim zyciu, chociaz o paradoksie pewnie nie byłabym tak blisko Boga jak jestem teraz gdyby nie moja przeszłość. Takich jak mój błędów nie popełnia się będąc w pełni tego słowa Katolikiem. Odsunęłam się od Kościoła, bo byłam młoda i głupia. Bo wydawało mi się ze jego nauka to bajeczka dla dzieci. Bo nikt nie lubi zakazów i nakazów a jeszcze mniej osób potrafi je przestrzegać. Oddaliłam się od Boga, od wszystkich i pojawił się on :( Lecz proporcjonalnie im gorzej było w moim "małżeństwie" tym wiecej rozmawiałam z Bogiem. A teraz starsza a ładnych pare lat, mam nadzieję mądrzejsza... patrzę ze smutkiem wstecz ze tak sobie zniszczyłam zycie. Usiłuję to sobie wszystko wyobrazić i sądzę że choć częściowo Ciebie rozumiem. Wierzę jednak ze dla Boga nie ma rzeczy niemozliwych, wierze ze to on mnie prowadzi teraz i ze jest w tym cierpieniu blizej mnie niz kiedykolwiek. Wierze ze bedzie dobrze... I słusznie wierzysz! I będzie dobrze! Sama widzisz że paradoksalnie już doświadczyłaś dobra. Ale pamiętaj! Napewno będzie dobrze, ale bądź gotowa że niekoniecznie tak jak Ty sobie to wyobraziłaś czy wymarzyłaś... Bóg wie co jest dla Ciebie najlepsze, i może Ci to dać, i chce Ci to dać... i da Ci to w najwłaściwszym dla Ciebie momencie... bo zawsze tak daje, tyle że my nie zawsze chcemy czy potrafimy przyjąć...
K
kasia
4 stycznia 2010, 21:30
http://www.youtube.com/watch?v=k19FFFgAkt8
K
kasia
4 stycznia 2010, 20:14
to nie był zwykły ksiądz to był sędzia z Kurii, który w TRAKCIE przesłuchania zasugerował mi zmianę tytułu skargi a to różnica nie sądzisz? Ten sam Ksiądz przy mnie zarzucił brak kompetencji innym księżom stąd moje przemyslenia. Co do wybrania powodu do stwier.niewaz. to nie jest wcale takie oczywiste. Poczytaj prawo kanoniczne a zauważysz ze wiele z tytułów moze się ze sobą ściśle wiązać i wypływac jeden z drugiego... Człowiek nie książka i nie mozna podchodzic do niego podrecznikowo. Ja nie chce jego powrotu do mnie! Ja załuje ze sie pojawił w moim zyciu, chociaz o paradoksie pewnie nie byłabym tak blisko Boga jak jestem teraz gdyby nie moja przeszłość. Takich jak mój błędów nie popełnia się będąc w pełni tego słowa Katolikiem. Odsunęłam się od Kościoła, bo byłam młoda i głupia. Bo wydawało mi się ze jego nauka to bajeczka dla dzieci. Bo nikt nie lubi zakazów i nakazów a jeszcze mniej osób potrafi je przestrzegać. Oddaliłam się od Boga, od wszystkich i pojawił się on :( Lecz proporcjonalnie im gorzej było w moim "małżeństwie" tym wiecej rozmawiałam z Bogiem. A teraz starsza a ładnych pare lat, mam nadzieję mądrzejsza... patrzę ze smutkiem wstecz ze tak sobie zniszczyłam zycie. Wierzę jednak ze dla Boga nie ma rzeczy niemozliwych, wierze ze to on mnie prowadzi teraz i ze jest w tym cierpieniu blizej mnie niz kiedykolwiek. Wierze ze bedzie dobrze...
L
leszek
4 stycznia 2010, 00:13
Moja sprawa podpada bodajże pod 5 powodów do stwierdzenia nieważności i cóż z tego skoro kazali wybrać jeden, a teraz sugerują ze może było lepiej wybrać inny, ale to rozpoczyna proces od nowa itp. A ja myślałam ze jeśli po przesłuchaniu Ksiądz zauważy ze istnieją istotne przesłanki to nieważne z jakiego powodu, ważne ze istnieją... myliłam się i teraz boję się ze owszem powody są, ale źle je zapisałam, bezsensu... No to źle myslałaś, że taka będzie rola księdza. Ale powiem Ci że rola księdza NIE MOGŁA być inna! Ksiądz NIE MOŻE Ciebie instruować co masz wybrać czy co masz mówić aby doprowadzić do uzyskania orzeczenia. Księdzu tego NIE WOLNO, a gdyby tak zrobił to tylko by zaszkodził Twojej sprawie! Może pamiętasz, musiałaś oświadczać że nikt Ciebie nie instruował co masz mówić, a on też musiał oświadczać że nie instruował Ciebie w żaden sposób. Ale trochę się Tobie dziwię że masz problemy z tymi powodami nieważności, bo skoro uważasz że małżeńswto jest nieważne to powinnaś potrafić podać JEDEN KONKRETNY powód (osobną sprawą może być pod ile i jakich paragrafów/kanonów on może podpadać). Mój były (cywilnie) mąż ma już żonę i dziecko poczęte w trakcie trwania naszego małżeństwa... ale mnie to nie interesuje, bo ja nie walczę o rozwód tylko o stwierdzenie nieważności sakramentu udzielanego w dniu naszego ślubu. Typowy problem... I tym trudniejsza sytuacja dla Ciebie... Bo jego powrót do Ciebie wiąże się z krzywdą niewinnych osób - nie wiem jak jego żona, ale dziecko napewno jest nic nie winne... Ale uwierz ciężko udowodnić ze się takowego ślubu nie chciało, bo tylko Bóg jeden wie jak cierpiałam przed ołtarzem, że z powodu własnej głupoty ślubuję mężczyźnie którego nawet nie kocham (tylko dlatego ze jestem w ciąży - wtedy to był wstyd). Ja tylko chcę jeszcze jednej szansy i o nią się modlę, a co do cytatu to wierzę że Bóg nie złączył tego małżeństwa świętym sakramentem bo w przeciwieństwie do Kapłana miał wgląd w moją duszę. Domyslam się że coś takiego jest ciężko udowodnić (zakładając że miało miejsce - choć nie twierdzę że nie miało) no bo skoro Ty sama chciałaś to jakiż to przymus... Nie wiem jaka jest prawda i nie mam najmniejszego zamiaru w jakikolwiek sposób Ciebie osądzać. Uwierz długo już odpokutowuję swój błąd/grzech i niczego tak nie pragnę jak cofnięcia czasu. Łatwo się ocenia i rzuca cytatami z Biblii, gdy człowieka osobiście coś nie dotyczy... Hm... Myślę że Ciebie rozumiem... Nawet jakbym widział kilka znanych mi osobiście osób... Ale to nie jest kwestia łatwego oceniania... Ja nie zamierzam ani oceniać Ciebie ani orzekać czy Twoje małżeństwo zaistniało czy nie... Ja jedynie pisałem o pewnych zasadach, a zasady nie zależą od tego czy to się komu podoba czy nie... I oczywiście łatwiej się o tych zasadach pisze niż je realizuje praktycznie... A z rzucaniem cytatami z Biblii, to zauważ gwoli sprawiedliwości, że to Ty rzuciłaś cytatem z Biblii :-) a ja jedynie podałem kontekst Twojego wyrwanego cytatu oraz drugi cytat, komplementarny do tego podanego przez Ciebie.
L
leszek
3 stycznia 2010, 23:52
Leszek, nie łap za słowa. Niektórzy (wielu, niewielu- nie wiem) powinni włożyć jeszcze więcej trudu itd. Ale skoro ja słyszę wielokrotnie od rodziców, że posyłają dzieci na katechezę żeby nie były odmieńcami to dlaczego ksiądz tego nie słyszy. Znowuż powiesz że Cię łapię za słowa ale trudno. A skąd wiesz że ksiądz tego nie słyszy?!? Bo gdyby słyszał to co wg Ciebie zrobiłby? Powiedz mi, co powinien zrobić ksiądz z dziećmi które nie chcą chodzić na religię ale przychodzą bo muszą bo rodzice im karzą?!? Co powinien zrobić ksiądz z dziećmi które są posyłane na katechezę wyłącznie dlatego że rodzice nie chcą aby były odmieńcami? No, co powinien ksiądz wtedy zrobić?!? Wyrzucić? Nie pozwolic chodzić na lekcje religii?!? A to byłoby uzywanie na wrednym księdzu który od Boga odgania... No, co powinien zrobić wg Ciebie?!? Narzekają, że trzeba być na Mszy (myślą, że tylko w drugiej klasie), umieć Ojcze Nasz, a niektórych ksiądz "ścigał" żeby zdąrzyć ochrzcić na tydzień przed Komunią. A Bierzmowanie ma przecież nawet sloganową nazwę "uroczyste pożegnanie z Kosciołem...". A młodzi przed ślubem mówią: na czas spowiedzi narzeczony się wyprowadzi. Gdzie tu zrozumienie Sakamentu? No i co z tego wynika?!? Wygarnęłaś sobie/mnie, ulżyło Ci pewnie, ale... ta to znam, ja to wiem! Ale co z tego?!?Nie truj ogólnikami, że ksiądz powinien bardziej się starać, powinien się przyłozyć, ale CO KONKRETNIE miałby ksiądz zrobić?!? No i jeszcze te ciąże- też powinni szczerze pogadać, popytać. W moim przypadku ksiądz widział, że trudny związek, mógł trochę więcej czasu poświęcić. Tak myślę. Nie wypowiadam się co do Twojego przypadku bo może tak być że ksiądz źle rozezna i zbyt mało czasu poświęci. Ale tak szczerze, to jak owocowałoby to poświęcenie czasu? Nie doszłoby do slubu? Nie bardzo w to wierzę... A co do szczerej rozmowy to nie bardzo wiem jak ją sobie wyobrażasz? Jak młodzi przychodzą do księdza to oni nie przychodzą pytać się go o zdanie ale chcą ustalić datę i godzinę ślubu! Oni już o wszystkim mają zadecydowane! I ksiądz ma im tylko nie przeszkadzać. I są zadowoleni jak trafi im się ''taki fajny ksiądz'' który nie za wiele pyta i ''nie robi problemów''
L
leszek
3 stycznia 2010, 23:39
poprzednio źle podpisałem (sam nie wiem jak), oczywiście leszek a nie elle
E
elle
3 stycznia 2010, 23:38
Wydawałoby się, że najwazniejsze że są przesłanki a tu jeszcze wybrać jeden powód i dobrze go okreslić- trochę dziwne. To dziwne jak się nie wie o co chodzi bo się nie jest w temacie. Nie może być tak, że ktoś przyjdzie i powie, że nie wie na jakiej podstawie, ale ma wizję czy przeczucie że jego małżeństwo jest nieważne. Jak ktoś coś uważa to musi to uzasadnić! A więc uważam że moje małżeństwo jest nieważne ponieważ XXX. I to zainteresowany MUSI podać te powody rzekomej nieważności, a nie że ktoś miał objawienie i niech sąd teraz szuka co by mogło potwierdzić to objawienie. Jak ktoś WIE że jego małżeństwo jest nieważnie zawarte a więc nie istniejące, to potrafi powiedzieć dlaczego, potrafi podać powód, konkretny powód! A jak ktoś nie potrafi podać konkretnego powodu to należy obawiać się czy aby nie próbuje sobie dorobić ideologii i stąd te całe mnóstwo możliwych powodów. Co do ciąży i wstydu- to normalne, że każda kobieta chce ułożyć sobie zycie z ojcem dziecka, czasami miłość przyjdzie później albo jest wzajemny szacunek i przyjaźń-kto to wie co to miłość. Dąże Kasiu do tego, że nie powinnaś być dla siebie za surowa. Tylko uważaj abys elle nie wylała przy okazji dziecka z kąpielą!!! Skoro twierdzisz że to normalne że KOBIETA CHCE UŁOŻYĆ SOBIE ŻYCIE Z OJCEM DZIECKA, to powinnas również uznać że to normalne, że takie małżeństwa są ważnie/skutecznie zawierane i nie można potem mówić o nieważności ich zawarcia! A więc jeżeli Kasia zachowywała się wg Ciebie normalnie, to w takim razie SAMA CHCIAŁA zawrzeć to małżeństwo więc fakt ciąży nie może być uznany za powód nieważności
E
elle
3 stycznia 2010, 23:36
Leszek, nie łap za słowa. Niektórzy (wielu, niewielu- nie wiem) powinni włożyć jeszcze więcej trudu itd. Ale skoro ja słyszę wielokrotnie od rodziców, że posyłają dzieci na katechezę żeby nie były odmieńcami to dlaczego ksiądz tego nie słyszy. Narzekają, że trzeba być na Mszy (myślą, że tylko w drugiej klasie), umieć Ojcze Nasz, a niektórych ksiądz "ścigał" żeby zdąrzyć ochrzcić na tydzień przed Komunią. A Bierzmowanie ma przecież nawet sloganową nazwę "uroczyste pożegnanie z Kosciołem...". A młodzi przed ślubem mówią: na czas spowiedzi narzeczony się wyprowadzi. Gdzie tu zrozumienie Sakamentu? No i jeszcze te ciąże- też powinni szczerze pogadać, popytać. W moim przypadku ksiądz widział, że trudny związek, mógł trochę więcej czasu poświęcić. Tak myślę.
L
leszek
3 stycznia 2010, 23:24
Tak Leszku, przy innych Sakramentach też księża powinni włożyć trochę trudu i dociec jakie są mowacje- zwłaszcza I Komunia i Bierzmowanie. Chociaż to już trochę inny problem, że ludzie przystępują do tych Sakramentów dla tradycji  i oprawy. Ze ślubem wiążą się poważne konsekwencje. Zresztą z cywilnymi  podobnie- ślub? proszę bardzo. A rozwód- dpiero wtedy pytają dlaczego, co i jak. Dobrze, że starają się ludzi pogodzić ale dlaczego wcześniej też nie dociekają skąd pomysł na ślub. Oj elle, o tyle o ile wydaje mi się że rozumiem intencje, bo sam wiem jak potrafią wyglądać przygotowania do pierwszej komunii św., a zwłaszcza do bierzmowania, i sam byłby za tym aby jednak zwiększyć rygory, to znowuż nie godzę się na tezy typu: księża powinni włożyć trochę trudu. Pisząc w ten sposób sugeruje się że księża nie wkładają wcale trudu więc choć trochę powinni go włożyć. A to jest krzywdzące oczernianie! Nie chciałbym być w ich skórze i tak się użerać by potem jeszcze zostać podsumowanym że powinni włożyć trochę trudu... I choć zgdzam się z tym że to co jest to jest już nie dramat a tragedia to nie bardzo widzę wyjście z tej sytuacji... Postulaty to bardzo prosto można formułować, ale ich realizacja już nigdy nie jest taka prosta. Nie bardzosobie wyobrażam takie sytuacje że ludzie przychodzą prosić o sakramenty a im się ich odmawia... Jeżeli penitent nie spełnia warunków dobrej spowiedzi i rozgrzeszenia to nie powinien otrzymać rozgrzeszenia, ale nawet w takiej zdawałoby się jasnej sytuacji czasem trudno to określić... Kto z Was byłby gotowy osądzać i orzekać, że tego dopuścić a tego nie dopuścić do komunii czy bierzmowania? A sluby? Czyzby dzisiaj nie było takiej sytuacji że młodzi masowo żyją bez ślubu?!? Jeżeli dziś wpierw żyją bez ślubu to jak już jednak przyjdą z prośbą o ślub, to należałoby odsyłać aby jeszcze parę lat pożyli bez ślubu i przyszli np za rok czy dwa?!?
E
elle
3 stycznia 2010, 23:17
Wydawałoby się, że najwazniejsze że są przesłanki a tu jeszcze wybrać jeden powód i dobrze go okreslić- trochę dziwne. Co do ciąży i wstydu- to normalne, że każda kobieta chce ułożyć sobie zycie z ojcem dziecka, czasami miłość przyjdzie później albo jest wzajemny szacunek i przyjaźń-kto to wie co to miłość. Dąże Kasiu do tego, że nie powinnaś być dla siebie za surowa.
K
kasia
3 stycznia 2010, 23:03
"Dość problematyczne... Bo jesli małżeństwo nie zaistniało to nie ma czego odbudowywać, a jeśli było nieważnie zawierane to musiało mieć ku temu powody..." Dokładnie tak, jak modlić się o scalenie małżeństwa które nigdy nim nie było w moim przekonaniu. Moja sprawa podpada bodajże pod 5 powodów do stwierdzenia nieważności i cóż z tego skoro kazali wybrać jeden, a teraz sugerują ze może było lepiej wybrać inny, ale to rozpoczyna proces od nowa itp. A ja myślałam ze jeśli po przesłuchaniu Ksiądz zauważy ze istnieją istotne przesłanki to nieważne z jakiego powodu, ważne ze istnieją... myliłam się i teraz boję się ze owszem powody są, ale źle je zapisałam, bezsensu... Mój były (cywilnie) mąż ma już żonę i dziecko poczęte w trakcie trwania naszego małżeństwa... ale mnie to nie interesuje, bo ja nie walczę o rozwód tylko o stwierdzenie nieważności sakramentu udzielanego w dniu naszego ślubu. Ale uwierz ciężko udowodnić ze się takowego ślubu nie chciało, bo tylko Bóg jeden wie jak cierpiałam przed ołtarzem, że z powodu własnej głupoty ślubuję mężczyźnie którego nawet nie kocham (tylko dlatego ze jestem w ciąży - wtedy to był wstyd). Ja tylko chcę jeszcze jednej szansy i o nią się modlę, a co do cytatu to wierzę że Bóg nie złączył tego małżeństwa świętym sakramentem bo w przeciwieństwie do Kapłana miał wgląd w moją duszę. Uwierz długo już odpokutowuję swój błąd/grzech i niczego tak nie pragnę jak cofnięcia czasu. Łatwo się ocenia i rzuca cytatami z Biblii, gdy człowieka osobiście coś nie dotyczy...
E
elle
3 stycznia 2010, 22:52
Tak Leszku, przy innych Sakramentach też księża powinni włożyć trochę trudu i dociec jakie są mowacje- zwłaszcza I Komunia i Bierzmowanie. Chociaż to już trochę inny problem, że ludzie przystępują do tych Sakramentów dla tradycji  i oprawy. Ze ślubem wiążą się poważne konsekwencje. Zresztą z cywilnymi  podobnie- ślub? proszę bardzo. A rozwód- dpiero wtedy pytają dlaczego, co i jak. Dobrze, że starają się ludzi pogodzić ale dlaczego wcześniej też nie dociekają skąd pomysł na ślub.
L
leszek
3 stycznia 2010, 22:47
Ale dodam jeszcze jedną rzecz. Powinnismy tez modlic się za tego człowieka, aby Bóg dokonał cudu przemiany jego serca. Gdybyśmy mieli wiarę taką "jak ziarnko gorczycy" modlilibyśmy się też aby nastapił cud odbudowy tego małżeństwa. Dość problematyczne... Bo jesli małżeństwo nie zaistniało to nie ma czego odbudowywać, a jeśli było nieważnie zawierane to musiało mieć ku temu powody... A z reguły, o orzeczeniu nieważności myśli strona porzucona chcąc odzyskać wolność. A strona wiarołomna ma już własną rodzinę, tzn żonę i dziecko. Więc taka modlitwa o cud odbudowy jak to nazwałeś, byłaby jednocześnie modlitwą o nie-cud rozbicia innego małżeństwa, przy czym ta trzecia osoba niekoniecznie jest winna, a napewno nie są nic winne kolejne dzieci... To nie takie proste...
L
leszek
3 stycznia 2010, 22:40
Rozumiem, że nie mieliście dzieci. To powinno ułatwić sprawę. JurkuS, dzieci nie mają ŻADNEGO znaczenia więc nie rób jej złudzeń! Badane jest to co było w krytycznym momencie, czy zaistniał sakrament czy nie, czy zaistniało małżeństwo czy nie. A to co było potem, również i dzieci, NIE MAJĄ ŻADNEGO znaczenia dla zaistnienia małżeństwa ileś lat temu! Przy czym musi być udowodnione nie zaistnienie małżeństwa, a nie odwrotnie(!).
Jurek
3 stycznia 2010, 22:37
Ale dodam jeszcze jedną rzecz. Powinnismy tez modlic się za tego człowieka, aby Bóg dokonał cudu przemiany jego serca. Gdybyśmy mieli wiarę taką "jak ziarnko gorczycy" modlilibyśmy się też aby nastapił cud odbudowy tego małżeństwa.
L
leszek
3 stycznia 2010, 22:35
Kasia ma rację co do nauk. Ja w ogóle nie chodziłam. Ksiądzy podczas katechezy dla młodzieży mówił, że poruszlaiśmy "te tematy" więc mamy zaliczone. Nie pamiętam w które klasie, ale chyba nawet przed maturą. Przecież dziecak całkiem inaczej to odbiera! Nie zamierzałemi nie zamierzam twierdzić, że nauki zawsze są prowadzone OK. Nie zgadzam się tylko z potępianiem w czambuł bo bywa i tak że wszyscy prowadzący stają na głowie tylko znaczna część kandydatów ma to w nosie. [quoteTo że część ludzi chodzi tylko po karteczkę i ma pretensje kiedy solidnie prowadzą to ich problem. Powinno być tak, że ślub jeszcze trudniej "załatwić" niż stwierdzenie nieważności. Pewnie że młodz powinni być sami oodpowiedzialni ale trzeba robi odsiew i dokładnie sprawdzać tak jak przy "rozwodzie"- czy są podstawy itd. A to by się dopiero działo :-))) Już to widzę co wtedy by było wypisywane na Deonie ;-))) Nie wiem jednak na jakiej podstawie twierdzisz że ślub powinno być jeszcze trudniej załatwić?!? Nierozerwalność małżeństwa ma swoje uzasadnienie w nauczaniu Kościoła, więc musi być żmudne dochodzenie czy są dowody na to że małżeństwo nie zaistniało. Ale nie widzę żadnego sensownego uzasadnienia dla równie lub jeszcze bardziej żmudnego zabiegania o ślub... Trzeba robić odsiew?!? Ale dlaczego tylko przy tym sakramencie?!? To może jeszcze robić odsiew przy konfesjonale? Jak ktoś znowuż przychodzi z tymi samymi grzechami to nie dać mu rogrzeszenia?!? ;-( Pan Bóg niby taki mądry, ale jakoś głupio zrobił że dał nam wolną wolę? Sądzicie że to naprawicie jak zrobicie odsiew wśród kandydatów do ślubu? Będą musieli udowodnić że już 5-10 lat żyją ze sobą po Bożemu? ;-(
Jurek
3 stycznia 2010, 22:31
Podziwiam Kasię, za odwagę i dostrzegam prawdziwą szczerość w Jej wypowiedziach nawet jeżeli jest w tym wiele rozgoryczenia. Jeżeli jest tak jak mówisz będę się modlił, żeby Pan Bóg pozytywnie rozpatrzył Twoją sprawę poprzez tych którzy z mocy prawa Bożego i kościelnego są do tego upoważnieni. Rozumiem, że nie mieliście dzieci. To powinno ułatwić sprawę.
E
elle
3 stycznia 2010, 22:08
Kasia ma rację co do nauk. Ja w ogóle nie chodziłam. Ksiądzy podczas katechezy dla młodzieży mówił, że poruszlaiśmy "te tematy" więc mamy zaliczone. Nie pamiętam w które klasie, ale chyba nawet przed maturą. Przecież dziecak całkiem inaczej to odbiera! To że część ludzi chodzi tylko po karteczkę i ma pretensje kiedy solidnie prowadzą to ich problem. Powinno być tak, że ślub jeszcze trudniej "załatwić" niż stwierdzenie nieważności. Pewnie że młodz powinni być sami oodpowiedzialni ale trzeba robi odsiew i dokładnie sprawdzać tak jak przy "rozwodzie"- czy są podstawy itd.
L
leszek
3 stycznia 2010, 21:56
dalsza część postu: "Bo to wina Kościoła, że zbyt szybko pozwolił Ci na zawarcie małżeństwa, a teraz zbyt wolno rozpatruje jego ważność, a Tobie przecież należy się wolność bo pragiesz mieć rodzinę..." Nie napisałam tego w kontekście mojego małżeństwa, mnie chodzi o teraźniejszość i przyszłość, bo mojej sytuacji nic już nie wróci, a tylko GŁUPOTA pchnęła mnie przed ołtarz. Chciałabym żeby tej GŁUPOTY uniknęły inne dziwczyny stąd też mój postulat o solidniejszych naukach przedmałżeńskich. czy to tak źle by ktoś nauczył się na błędach takich jak ja? I sądzisz że jak to TUTAJ napisałaś to teraz wprowadzone zostaną w Kościele dłuższe nauki przedślubne i dłuższe terminy oczekiwania na ślub?!? Naprawdę tak myślisz?!? Wiesz... ja również jestem za solidnymi naukami przedmałżeńskimi...ale... I tak wiem (z doświadczenia) że nauki przedmałżeńskie i przedślubne (bo to różne nauki) są bardzo RÓŻNIE prowadzone. Są prowadzone wzorcowo i są beznadziejne, i nie ma siły, NIE DA SIĘ tak zrobić aby wszystkie były zawsze prowadzono wzorcowo. W dodatku, wiem (z doświadczenia) że zdecydowanej większości chodzi wyłącznie o to by szybkoi bez bólu dostać podpisy/karteczki, a im lepsze, bardziej rozbudowane nauki tym więcej pretensji do księdza że sięwygłupia. ""Natomiast skoro to co napisałaś było pełne złosci/zła to ono pozostało w Tobie, choć wylałaś je z siebie to pozostały w Tobie." Zło i złość to dwie różne rzeczy, ale nie o tym chcę pisać... Powtarzam nie jestem na nikogo poza sobą zła! Bo tylko ja tu zawiniłam! Bo dałam się oszukać, zmanipulować, bo jestem zbyt naiwna... igrałam z ogniem i mam tego konsekwencje. Ja tylko raz jeszcze powtarzam uważam że na wzgląd na trwałość sakramentu małżeństwa powinno się więcej uwagi i czasu poświęcić przyszłym małżonkom. Jeżeli tylko Ty zawiniłaś to skąd dywagacje co się kryje za tym że ślub łatwiej dostać niż orzeczenie nieważności? Skąd te pretensje? [qute]a jeśli faktycznie :) życzysz mi dobrze to pomódl się w mojej intencji do Boga by czuwał nade mna i moją sprawą, "Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich" :) OK, oczywiście :-) Ale weź pod uwagę co mówi kontekst cytowanych przez Ciebie słów (Mt 18,18-20): ''Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co zwiążecie na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążecie na ziemi, będzie rozwiązane w niebie. Dalej, zaprawdę, powiadam wam: Jeśli dwaj z was na ziemi zgodnie o coś prosić będą, to wszystkiego użyczy im mój Ojciec, który jest w niebie. Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich.'' Weź też pod uwagę inny fragment Biblii, np Jk 4,1-4: ''Skąd się biorą wojny i skąd kłótnie między wami? Nie skądinąd, tylko z waszych żądz, które walczą w członkach waszych. Pożądacie, a nie macie, żywicie morderczą zazdrość, a nie możecie osiągnąć. Prowadzicie walki i kłótnie, a nic nie posiadacie, gdyż się nie modlicie. Modlicie się, a nie otrzymujecie, bo się źle modlicie, starając się jedynie o zaspokojenie swych żądz. Cudzołożnicy, czy nie wiecie, że przyjaźń ze światem jest nieprzyjaźnią z Bogiem? Jeżeli więc ktoś zamierzałby być przyjacielem świata, staje się nieprzyjacielem Boga.'''
L
leszek
3 stycznia 2010, 21:35
No tak nie ma co tłumaczyć czym się rózni grzecznościowy zwrot z dużej litery od tego samego słowa napisanego z małej w cudzymsłowiu, bo przecież zawsze mogłeś wybrać zwrot "Księża" którego też użyłam, ale nie lepiej "oni"... Własnie! Nie mam zamiaru przez ileś postów roztrząsać że napisałem z małej litery! Uważam że to tak mało istotne że możesz nawet uznać to za mój brak kultury, byleby skończyć z młóceniem słomy. Czy pisanie prawdy jest złe? Czy mój tekst nt Kościoła ma być tylko pochwalny? Ależ pisanie prawdy jest dobre! To pisanie nieprawdy jest złem! Dlatego zareagowałem! A Twoje tekst na temat Kościoła powinny być prawdziwe! Złość i żal jest złym doradcą... "Te zarzuty że nikogo nie obchodzi Twoje cierpienie, zarzuty o braku miłosierdzia i dzieleniu na lepszych i gorszych to takie komplementy?!?" To nie są zarzuty! To są moje subiektywne odczucia, moje doświadczenie i tyle! Czy miałeś z czymś takim do czynienia iż sądzisz że masz jedynie słuszną prawdę czy jak wielu Polaków znasz się poprostu na wszystkim? To nie są zarzuty bo to są Twoje subiektywne odczucia?!? Ano właśnie! To są Twoje SUBIEKTYWNE odczucia! SUBIEKTYWNE!!! Ale TO TY podałaś je w formie uogólnionych autorytatywnych stwierdzeń dotyczących CAŁEGO KOŚCIOŁA, jakbyś TO TY była w posiadaniu jedynie słusznej prawdy... Gdybyś napisała, że spotkałaś jakichś KONKRETNYCH ludzi u których nie było współczucia, miłosierdzia itp to jeszcze może bym uwierzył... "Widzę jednak że coś Ci się poplątało. Bo to nie jest tak, że Chrystus wybaczał bez żadnego ''ale''. Chrystus wymagał wiary i żalu za grzechy, grzesznik musiał mieć świadomość swojego grzechu i żałować go, dopiero wtedy mozliwe było przebaczenie. I Kościół naśladuje w tym Chrystusa. Abyś mogła uzyskać przebaczenie i rozgrzeszenie, wpierw musisz uznać swoją grzeszność i żałować tego... Ale z tego co piszesz jak na razie przebija postawa obrażonej pokrzywdzonej z roszczeniami..." Co Ty mozesz wiedziec o moim żalu za grzechy i o moim cierpieniu? Jestem już po przesłuchaniu w Kurii i Ksiądź który prowadził ze mną rozmowę wręcz nie mógł uwierzyć że tak się obwiniam, ze cały ciężar wzięłam na siebie... to on zasugerował to o czym tu napisałam o naukach itp. Nie ma dnia bym nie załowała, ale nie ma tez we mnie tyle siły by podołać tej sytuacji. Nie mam pojęcia o Twoim żalu za grzechy i nie wypowiadałem się o nim, pisałem o czym innym. Ponieważ twierdziłaś że Chrystus w przeciwieństwie do Kościoła przebaczał bezwarunkowo to ci napisałem jak to jest z tym przebaczaniem naprawdę. Ale skoro twierdzisz teraz że to Ty siebie obwiniasz, to jak to ma się do Twoich wcześniejszych pretensji że to Kościoł nie potrafi Tobie wybaczyć?!?
DT
Dominik Tomczyk
3 stycznia 2010, 21:32
No to zaczęła się naprawdę fajna dyskusja. O to chodzi! Naprawdę czytam z zaciekawiem i oczekuję dalszego rozwoju sytuacji. Bo warto dzielić się tym, co przeżywamy... Kasia ma rację: czym innym jest zło a czym innym złość. Może to też łapanie za słówka, bo każdy z nas używa swojego "własnego" języka do wyrażania swoich myśli i uczuć. Nawet Jezus się po prostu zdenerwował, mówić inaczej zezłościł, gdy wszedł do świątyni i zobaczył kupczenie w domu modlitwy! Czyż nazwiemy to Jego "oburzeniem" czy może jednak użyjemy mocniejszego słowa. Nie bójmy się mówić odwaznie o tym, co czujemy. Mamy do tego prawo. Bóg słyszy każdego, bez względu na formę wypowiedzi. Bóg widzi serce i ono jest dla Niego najwazniejsze. Kasia, daj nam wszystkim znać, jak zakończy się Twoja sprawa. Nie jesteś sama!
K
kasia
3 stycznia 2010, 21:02
dalsza część postu: "Bo to wina Kościoła, że zbyt szybko pozwolił Ci na zawarcie małżeństwa, a teraz zbyt wolno rozpatruje jego ważność, a Tobie przecież należy się wolność bo pragiesz mieć rodzinę..." Nie napisałam tego w kontekście mojego małżeństwa, mnie chodzi o teraźniejszość i przyszłość, bo mojej sytuacji nic już nie wróci, a tylko GŁUPOTA pchnęła mnie przed ołtarz. Chciałabym żeby tej GŁUPOTY uniknęły inne dziwczyny stąd też mój postulat o solidniejszych naukach przedmałżeńskich. czy to tak źle by ktoś nauczył się na błędach takich jak ja? ""Natomiast skoro to co napisałaś było pełne złosci/zła to ono pozostało w Tobie, choć wylałaś je z siebie to pozostały w Tobie." Zło i złość to dwie różne rzeczy, ale nie o tym chcę pisać... Powtarzam nie jestem na nikogo poza sobą zła! Bo tylko ja tu zawiniłam! Bo dałam się oszukać, zmanipulować, bo jestem zbyt naiwna... igrałam z ogniem i mam tego konsekwencje. Ja tylko raz jeszcze powtarzam uważam że na wzgląd na trwałość sakramentu małżeństwa powinno się więcej uwagi i czasu poświęcić przyszłym małżonkom. pozdrawiam a jeśli faktycznie :) życzysz mi dobrze to pomódl się w mojej intencji do Boga by czuwał nade mna i moją sprawą, "Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich" :)
K
kasia
3 stycznia 2010, 21:01
No tak nie ma co tłumaczyć czym się rózni grzecznościowy zwrot z dużej litery od tego samego słowa napisanego z małej w cudzymsłowiu, bo przecież zawsze mogłeś wybrać zwrot "Księża" którego też użyłam, ale nie lepiej "oni"... Czy pisanie prawdy jest złe? Czy mój tekst nt Kościoła ma być tylko pochwalny? "Te zarzuty że nikogo nie obchodzi Twoje cierpienie, zarzuty o braku miłosierdzia i dzieleniu na lepszych i gorszych to takie komplementy?!?" To nie są zarzuty! To są moje subiektywne odczucia, moje doświadczenie i tyle! Czy miałeś z czymś takim do czynienia iż sądzisz że masz jedynie słuszną prawdę czy jak wielu Polaków znasz się poprostu na wszystkim? "Widzę jednak że coś Ci się poplątało. Bo to nie jest tak, że Chrystus wybaczał bez żadnego ''ale''. Chrystus wymagał wiary i żalu za grzechy, grzesznik musiał mieć świadomość swojego grzechu i żałować go, dopiero wtedy mozliwe było przebaczenie. I Kościół naśladuje w tym Chrystusa. Abyś mogła uzyskać przebaczenie i rozgrzeszenie, wpierw musisz uznać swoją grzeszność i żałować tego... Ale z tego co piszesz jak na razie przebija postawa obrażonej pokrzywdzonej z roszczeniami..." Co Ty mozesz wiedziec o moim żalu za grzechy i o moim cierpieniu? Jestem już po przesłuchaniu w Kurii i Ksiądź który prowadził ze mną rozmowę wręcz nie mógł uwierzyć że tak się obwiniam, ze cały ciężar wzięłam na siebie... to on zasugerował to o czym tu napisałam o naukach itp. Nie ma dnia bym nie załowała, ale nie ma tez we mnie tyle siły by podołać tej sytuacji.
L
leszek
3 stycznia 2010, 20:21
"ZŁO" we mnie pozostanie... Panie Boże chroń mnie od takich katolików! Nie rozumiem tego "im" i "oni" w cudzymsłowiu, czy aby czytanie ze zrozumieniem to Twoja mocna strona? Bo ja napisałam "Im" z dużej litery w imię szacunku (jako że nie chciałam powielać słowa "Księży") a nie bo chciałam kogoś umiejszyć jak Ty mnie... Ponieważ TY nie rozumiesz to na tej podstawie wywnioskowałaś, że czytanie ze zrozumieniem nie jest MOJĄ mocną stroną?!? Bo Ty napisałaś z wielkiej litery a ja z małej?!? I nie chciałaś nikogo umniejszyć?!? Bo to co napisałaś to był taki panegiryk?!? Te zarzuty że nikogo nie obchodzi Twoje cierpienie, zarzuty o braku miłosierdzia i dzieleniu na lepszych i gorszych to takie komplementy?!? Panie Boże chroń nas przed takimi osobami z takimi komplementami! Ja nie potrzebuję odreagowania, ja potrzebuję (hmm jak widać bezskutecznie) potwierdzenia że Kosciół potrafi tak jak Chrystus wybaczać bez żadnego "ale"... A niby czego Kościół Ci nie potrafi wybaczyć?!? Oczywiście nie musisz pisać ale skoro stawiasz zarzut że Kościół nie potrafi wybaczyć to wypadałoby napisać coś więcej o tym czego Ci Kościół nie potrafi wybaczyć. Widzę jednak że coś Ci się poplątało. Bo to nie jest tak, że Chrystus wybaczał bez żadnego ''ale''. Chrystus wymagał wiary i żalu za grzechy, grzesznik musiał mieć świadomość swojego grzechu i żałować go, dopiero wtedy mozliwe było przebaczenie. I Kościół naśladuje w tym Chrystusa. Abyś mogła uzyskać przebaczenie i rozgrzeszenie, wpierw musisz uznać swoją grzeszność i żałować tego... Ale z tego co piszesz jak na razie przebija postawa obrażonej pokrzywdzonej z roszczeniami... Bo to wina Kościoła, że zbyt szybko pozwolił Ci na zawarcie małżeństwa, a teraz zbyt wolno rozpatruje jego ważność, a Tobie przecież należy się wolność bo pragiesz mieć rodzinę... czy to aż takie karygodne, czy to aż tak okrutne, że trzeba aż wypisywać ze ZLO w kimś (we mnie ) pozostanie! Czy Ty zdajesz sobie sprawę z mocy takich słów! Z tego że tak się nie mówi bo to złorzeczenie? Nie! Ja nie złorzeczę Tobie! Wręcz przeciwnie, życzę Ci wszytkiego najlepszego! Życzę Ci aby stosowne Sądy bez zbędnej zwłoki rozpatrzyły kwestię ważności Twojego małżeństwa i aby wydał orzeczenie zgodne z prawdą. Życzę Ci również abyś potrafiła przyjąć te orzeczenie niezależnie od tego jakie ono będzie. Natomiast skoro to co napisałaś było pełne złosci/zła to ono pozostało w Tobie, choć wylałaś je z siebie to pozostały w Tobie. w moim poście nie ma insynuacji, oszczerstw czy osądów - są przemyślenia na podstawie doświadczenia. Jak to nie ma?!? A czym jest Twoje pytanie ''Czy to nie jest dziwne, że z taką łatwością, żeby nie rzec z bezmyślnością''?!? To ma być te przemyslenie?!? NIE MA żadnego przemyślenia, tylko jest insynuacja że coś się za tym kryje :-( A czym są Twoje stwierdzenia:'' Bo kogo obchodzi jej krzywda, gdy przecież sama tego chciała... gdzie tu miłosierdzie, gdzie współczucie ale szczere, a nie traktowanie jak zbędny balast dla czystości Koscioła'''?!? To mają być te przemyslenia?!? NIE MA żadnych przemysleń, a są osądy, że nikogo nie obchodzi krzywda, nie ma miłosierdzia, a współczucie jak jest to jest nieszczere :-( A Twoje stwierdzenie że: ''To nie jest milosierdzie a dzielenie na lepszych i gorszych'' to kolejne przemyslenie?!? Nie... to kolejne odreagowywanie się poprzez rzucanie oszczerstw :-( Więc nie mów mi o rzekomych swoich przemyśleniach! Kasiu, nie znam sytuacji więc nie będę się wypowiadał czy Twoje małżeństwo jest ważne czy nie, życzę Ci jak najlepiej, ale nie możesz obwiniać otoczenia czy Kościoła za swoją sytuację bo to Ciebie będzie niszczyć!
K
kasia
3 stycznia 2010, 18:56
Domikniku dziękuję, jeśli tylko możesz pomódl się za mnie, proszę. pozdarwiam
K
kasia
3 stycznia 2010, 18:53
"ZŁO" we mnie pozostanie... Panie Boże chroń mnie od takich katolików! Nie rozumiem tego "im" i "oni" w cudzymsłowiu, czy aby czytanie ze zrozumieniem to Twoja mocna strona? Bo ja napisałam "Im" z dużej litery w imię szacunku (jako że nie chciałam powielać słowa "Księży") a nie bo chciałam kogoś umiejszyć jak Ty mnie... Ja nie potrzebuję odreagowania, ja potrzebuję (hmm jak widać bezskutecznie) potwierdzenia że Kosciół potrafi tak jak Chrystus wybaczać bez żadnego "ale"... czy to aż takie karygodne, czy to aż tak okrutne, że trzeba aż wypisywać ze ZLO w kimś (we mnie ) pozostanie! Czy Ty zdajesz sobie sprawę z mocy takich słów! Z tego że tak się nie mówi bo to złorzeczenie? w moim poście nie ma insynuacji, oszczerstw czy osądów - są przemyślenia na podstawie doświadczenia. pozdrawiam
DT
Dominik Tomczyk
3 stycznia 2010, 18:46
Kasiu, najwyższa pora, aby kościół przypomniał sobie o tzw. "przywileju Pawłowym". Jeżeli Twój mąż jest osobą niewierzącą, jeżeli sprzeciawia się praktykowaniu wiary przez Ciebie, jeżeli... to biblijny "przywilej Pawłowy" jest w mocy! Prawda jest taka, że kościół o tym zapomina i nie korzysta z biblijnego prawa do rozstania. Głowa do góry! Rzeczywiście, nie chodz o to, abys nosiła swój krzyż. Malżeństwo nie może być cierpiętnictwem i nie wszystko powinniśmy podpinać pod krzyż. Krzyż Jezusa jest oznaką Jego zwycięstwa i taki powinien pozostać. Może mówię skrótowo, dlatego też proszę o nie łapanie za słówka. Dzielę się tylko tym, co czuję czytając post Kasi. Masz rację: dobrze że Bóg jest nieskończenie miłosierny i to On i tylk oOn będzie nas sądził sprawiedliwie. Ale On już dokonał nad nami sądu: ofiarował swojego jednorodzonego Syna, abyśmy mieli życie! życie! życie! Pozdrawiam Cię serdecznie i trzymaj się! Pan jest z Tobą i Bóg widzi Twoje serce, zranione serce, smutne serce, cierpiące serce, krwawiące serce... My tego nie widzimy, ale On tak!
L
leszek
3 stycznia 2010, 18:33
Kasiu, rozumiem że możesz bardzo to wszystko przeżywać ale takie wylewanie emocji nic nie daje! Wbrew pozorom nic dobrego nie daje nawet Tobie! Odreagowałaś się że ''im'' wygarnęłaś, ale ''oni'' nawet tego (najprawdopodobniej) nie przeczytają, a całe zło związane z Tym co napisałaś pozostanie W TOBIE! Tak, ZŁO!!! Bo wyrzuciłaś z siebie różne insynuacje (czy to nie dziwne że procedury ślubne to szybko a procedury dot. orzeczenia nieważności tak długo), osądy (nikogo nie obchodzi że Ty cierpisz) i wręcz oszczerstwa (rzekome dzielenie na lepszych i gorszych).
K
kasia
3 stycznia 2010, 18:13
Hmm a czy Kościół choć stara się wyrównać (chociażby czasowo i z równą wnikliwością) że tak to nazwę "procedury przedślubne" z postępowaniem o stwierdzenie nieważności małżeństwa? Czy nie jest dziwne, że z taką łatwością, żeby nie rzec z bezmyślnością zezwala na śluby (wystarczy kilka nauk przedmałżeńskich, sprawdzenia czy narzeczeni są praktykujący zerowe, a ciąża sprawia że wszystko po cichutku i pospiesznie - to załatwi się w miesiąc lub dwa), a jednocześnie wydłuża procedury postępowania w procesie o stwierdzenie nieważności do kilku kilkunastu lat, gdy osoba pokrzywdzona juz ledwo znosi swoje brzemię? Bo kogo obchodzi jej krzywda, gdy przecież sama tego chciała... gdzie tu miłosierdzie, gdzie współczucie ale szczere, a nie traktowanie jak zbędny balast dla czystości Koscioła. Czemu morderca, gwałciciel, złodziej po spowiedzi nie ma postawionych tylu "ale", bo możesz wrócić do Kościoła "ale" nie wolno ci już tego i tego. To nie jest milosierdzie a dzielenie na lepszych i gorszych i piszę to ja, osoba która jako jedyna z tego nieszczęsnego "małżeństwa" cierpi bo druga strona nie uznaje księży i Kościoła. Jasne że mam żal... owszem, ale nie jestem na tyle silna, żeby znieść życie w pojedynkę na zawsze, bo dałam się wmanewrować w małżeństwo którego nie chciałam. Chciałabym żeby tego posta przeczytali Księża pracujący przy sprawach o stwierdzenie nieważności, chciałabym żeby Im dalo to coś do myślenia, bo mnie nie zależy na drugim hucznym weselu, na białej sukni, tylko na normalnej RODZINIE. Gdybym nie wierzyła w Boga to chybabym już dawno zwątpiła w to wszystko, a przede wszystkim nie poszłabym do Kurii upokarzać się i przechodzić przez koszmar wracania do przeszłości... Pora skupic się na naukach przedmałżeńskich, wydłużyc ich trwanie, podejść do par bardziej indywidualnie a nie hurtowo, bo potem odsetek takich kobiet jak ja upokorzonych, zdradzanych itp pewnie by się zmniejszył... Dobrze chociaż że Bóg jest nieskończenie miłosierny...
RK
Robert Kożuchowski
3 stycznia 2010, 16:30
Kasiu twój dramat to cieżki krzyż, ale żaden nie jest ponad twoja miarę. Kościół wskazuje drogę do Nieba. To niby jak może mówić cudzołóż??
K
kasia
3 stycznia 2010, 14:50
A czy Kościół postępuje fair z tymi kobietami, gdy uciekają od mężów tyranów? Czy fair jest mówienie takiej kobiecie "dobrze, odejdź od niego, tak traktować Cię przecież nie może... ale do końca swych dni musisz mu dochować wierności boście małżeństwem przed Bogiem"? Jak wtedy ma się poczuć kobieta powiedzmy tuż po 20tce, odrzucona przez męża i Kościół, który niby chce dobrze, ale nakazuje jej życie bez miłości drugiego mężczyzny (bo niech nikt mi nie wmawia że idea "białego małżeństwa" jest dobrą propozycją dla młodych zdrowych ludzi.
X
xcv
16 grudnia 2009, 13:27
Z artykułu i z praktyki życiowej wynika jasno, że przymilanie się oprawcy nie powstrzymuje przemocy, tylko ją utrwala.A każdą przemoc należy jak najszybciej i skutecznie powstrzymać.
C
Cynthia
16 grudnia 2009, 10:15
Wszystko dobrze, tylko jak się spróbuje chłodno traktować takiego terrorystę, to ten zwiększa agresję... A jak się takiemu przymili, to jednak poprawia się jego nastawienie.