Uzależnione od piękna
Każda kobieta lubi dbać o siebie. Kobiece kosmetyczki z pewnością są większe i cięższe od męskich. Częściej liczymy kalorie, ilość i jakość spożywanych produktów. Kobiety częściej są bywalczyniami ośrodków SPA oraz gabinetów kosmetycznych. Mają także więcej kompleksów i systematycznie odnajdują kolejne mankamenty urody do poprawy. Tylko czy zawsze są one adekwatne do rzeczywistości?
Nowy problem
Spora grupa kobiet twierdzi, że źle się czuje bez makijażu i bez niego nie wyjdzie z domu. Można by się zastanawiać czy taka sytuacja już zakrawa o problem. To, że kobieta lubi dobrze wyglądać, że o siebie dba, to nie jest żaden kłopot. Problem pojawia się wtedy, gdy kobieta wyjście z domu uzależnia od tego, czy ma makijaż i do aspektu swojego wyglądu przywiązuje zbyt wielką wagę, kiedy wygląd i uroda stają się priorytetem. Dbanie o siebie jest wyrazem troski o zdrowie i szacunki do własnego ciała. Tym bardziej, że obraz własnego ciała jest jednym z elementów budujących obraz siebie. Wygląd jest odzwierciedleniem tego jaki mamy stosunek do siebie. Jeżeli jednak ta kwestia determinuje nasze samopoczucie i tylko na tym budujemy naszą samoocenę, to mamy kłopot, bo nie da się wyglądać idealnie. Pytanie, które stawia się psychologom dotyczy granicy pomiędzy normalną dbałością o siebie a uzależnieniem. Terapeuci coraz częściej używają sformułowania: uzależnione od piękna, które stawiają obok zakupoholizmu (w przypadku kobiet dotyczy głównie kupowania ubrań) czy uzależnienia od operacji plastycznych, które właściwie stanowią niekiedy jeden z elementów problematyki uzależnienia od piękna.
Znaczna część kobiet robi make-up, by np. zakryć mankamenty skóry. Jest jednak spora grupa fanek makijażu, która traktuje makijaż jako swoistą maskę, bez której nie jest w stanie pokazać się światu. Zdarza się, że kobieta wpada w panikę, gdy mąż wejdzie do łazienki zanim ona skończy makijaż, albo zobaczy ją nago, co powoduje skrępowanie, bo wiele z nas ma po prostu kompleksy. Znów rodzi się pytanie, czy taka reakcja to sygnał, że mamy kłopot? Z pewnością problem pojawia się wówczas, gdy kwestię wyglądu i urody kobieta zaczyna traktować obsesyjnie i zupełnie nie akceptuje swojego naturalnego wyglądu.
Dlaczego tak się dzieje?
Jak grzyby po deszczu rosną strony internetowe, programy i akcje poświęcone zdrowemu odżywianiu się, dbaniu o zdrowie i kondycję, byciu fit, eko i active. Zachęcają do tego znani i lubiani, prześcigając się w kuchni lub na siłowni w kolejnych strategiach jak jeść i chudnąć, pracować i mieć czas na trening, kupować zdrowo i tanio, być piękną i wiecznie młodą.
Portale społecznościowe roją się od zdjęć umięśnionych brzuchów, jędrnych pośladków, twardych bicepsów, ukształtowanych tricepsów, podpierając się spektakularnymi metamorfozami "przed i po". Wszystko jest możliwe, głoszą ich autorzy, trzeba tylko chcieć. W sumie i prawda, ale nawał informacji, którymi przeciętna kobieta jest bombardowana sprawia, że taki właśnie ideał kobiecego piękna: młoda, zdrowa, szczupła, umięśniona i wysportowana.
Problem w tym, że kobiety, bardziej niż mężczyźni, są narażone na konsekwencje niespełniania wymagań kulturowego ideału - wzorca z wyretuszowanych zdjęć, które potrafią wyryć sobie jako cel do osiągnięcia. Jeżeli ich wygląd od niego odbiega, więcej uwagi i energii poświęcają na kształtowanie go zgodnie z wszechobecnym ideałem, nawet poprzez zachowania autodestrukcyjne. Bo często nie zdają sobie sprawy, że podejmowane działania na rzecz upiększania swojego ciała, są szkodliwe dla zdrowia, a czasem nawet życia. Nie mówiąc już, że od niszczycielskiego mechanizmu uzależnienia dzieli je jedynie krok.
Kobiety odbierają wiele sygnałów, głównie z mediów, ale także relacji społecznych, że powinny dbać o swoje ciało, co prowadzi do pułapki jego dyscyplinowania, nieustającej walki z biologią o to, aby było ono idealne. Bardzo często idealizują one szczupłość jako pożądany wzorzec, w obawie przed utyciem omijają szerokim łukiem wysokokaloryczne produkty, katują ciało obciążającymi treningami i wydają krocie na kosmetyki. Wygląd staje się centralną determinantą kobiecej tożsamości, a te o bardziej negatywnym wizerunku ciała dodatkowo w większym stopniu internalizują przekazy dotyczące urody, przekładając mankamenty i niedoskonałości urody, jakie dostrzegają, na cechy swojej osobowości i samopoczucie. W efekcie czują się mniej wartościowe, mniej pewne siebie, mają zaniżoną samoocenę. Powstające w ten sposób napięcie trzeba zniwelować kolejnymi działaniami na rzecz urody. Nie zawsze jednak zdrowia.
Czemu tak ważna jest cielesność?
W psychologii funkcjonuje pojęcie schematu ciała, który według jednej z koncepcji określa się jako względnie stały wzorzec ciała, modyfikujący wrażenia wywołane przez napływające impulsy sensoryczne związane z postawą ciała i lokalizacją. Inna koncepcja z kolei przedstawia schemat ciała jako reprezentację umysłową, która jest uformowana z percepcyjnych wrażeń, elementów nieświadomych oraz społecznego oddziaływania, a ponadto człowiek przypisuje mu określone znaczenie emocjonalne i traktuje jako część osobowości. Inni badacze traktują schemat ciała, jako element obrazu ciała wraz z pojęciem ciała (body concept), które zawiera w sobie myśli, uczucia i pamięć, odnoszące się do osobistego spojrzenia na własne ciało.
Mniej więcej chodzi o to, że nasz obraz ciała i poczucie cielesności kształtowane jest zarówno przez nasze wewnętrzne procesy, odbiór zmysłowy świata zewnętrznego, a dokładniej bodźców z niego płynących oraz opinii innych ludzi na nasz temat. I naszego ciała. Dokładniej jego wyglądu. A do tego wszystkiego człowiek nadaje temu określone znaczenie, wiążą się z tym określone emocje, towarzyszą temu konkretne myśli. Nasze ciało jest rejestratorem sensorycznym, instrumentem działania i ekspresji, źródłem popędów, instrumentem adaptacji i obszarem prywatnego świata. Tyle funkcji, wiele nieuświadomionych, pełni nasze ciało. Nic więc dziwnego, że pełni tak ważną rolę w naszym życiu. Zwłaszcza w życiu kobiet, dla których jednym z najważniejszych wskaźników czy ich ciało jest idealne, jest odpowiednia waga ciała - i nie jest ważny jej obiektywny wskaźnik, ale jego subiektywna ocena. Stąd szczupłe kobiety często odbierają swoją wagę jako wyższą niż w rzeczywistości. Szczególnie kobiety stosujące restrykcyjne diety, nadmiernie skupione na jedzeniu oraz niezadowolone z ciała przeszacowują jego rozmiar, co w rezultacie wywołuje w nich depresyjny nastrój, niską samoocenę oraz ocenę swojego apetytu jako zbyt dużego.
Należy zauważyć ważną rzecz, że dla kobiet kultury zachodniej synonimem normalnego jedzenia jest ciągłe bycie na diecie. Często bardzo restrykcyjnej. Wiele kobiet nieustannie monitoruje ilość spożywanych pokarmów, bo współczesnej kobiecie po prostu wypada odmawiać jedzenia, ponieważ stanowi to dowód jej wysokiej samokontroli oraz dbałości o swój wygląd. W rezultacie odchudzanie często nie wynika z realnej potrzeby. Kobieta powinna jeść mało, gdyż wtedy oceniana jest jako ładniejsza, bardziej kobieca i dbająca o swój wygląd. A jeśli natura mimo wszystko spłata figla i kobiece starania o super wygląd nie przynoszą oczekiwanych rezultatów, można sięgnąć po odpowiednie narzędzia, które w ekspresowy sposób mogą poprawić nasz wygląd, a przy okazji samopoczucie. W tej chwili nawet pieniądze nie są przeszkodą, bo gabinety kosmetyczne oferują zniżki i promocje, więc wystarczy mieć urodziny, by dostać zabieg 30% taniej, albo przyprowadzić koleżankę, by kolejną usługę mieć gratis. W czym więc problem?
Dbanie o siebie jako obsesja
Wbrew pozorom, medycyna estetyczna i chirurgia plastyczna to zbawienne gałęzie medycyny, ponieważ dzięki ich osiągnięciom osoby doznające uszkodzeń czy deformacji, a także borykający się z trudnymi do wyleczenia przypadłościami, mają szanse na normalne życie. Możliwość zamykania naczynek na twarzy, skutkujących bardzo trudnym do wyleczenia trądzikiem różowatym, usuwanie blizn potrądzikowych, przeszczepy skóry i rekonstrukcje po wypadkach czy poparzeniach są niebywałym sukcesem tego działu medycyny. Czasem jednak użycie jej zdobyczy wykracza poza wskazania medyczne i jest zwykłym kaprysem. Pomiędzy chęcią bycia zgrabną i atrakcyjną kobietą a ciągłym niezadowoleniem z wyglądu jest cienka granica. Gdy się ją przekroczy, dbanie o siebie zmienia się w obsesję. Wizyty w gabinetach specjalistów zaczynają działać jak narkotyk. Dają krótką satysfakcję i budzą głód następnych. Zaczyna się robić naprawdę niebezpiecznie, gdy potrzeba poprawiania urody jest tak silna, że wszystko inne staje się nieważne: ani pieniądze, ani konsekwencje zdrowotne, które grożą po nieudanych zabiegach. Co więcej, jeśli operacja się nie powiedzie, powoduje konieczność następnej. A ta, która była udana, daje tylko chwilową satysfakcję, za moment pojawia się kolejna potrzeba zmienienia czegoś w wyglądzie. Spirala się nakręca.
W przekonaniu kobiet decydujących się na operacje plastyczne, ich celem ma być zapewnienie dobrej pracy i pieniędzy. Tzn. świetny wygląd ma być gwarantem zdobycia wymarzonej posady. Zadłużają się na zabiegi, ale pomimo udanych operacji, ich sytuacja wcale się nie poprawia. Czytałam kiedyś o dziewczynie, która potrafiła wydać 10 tysięcy na plastykę powłok brzusznych po porodzie, twierdząc, że brzuch leży jej na kolanach. Zabieg pociągał za sobą konieczność korekcji rozstępu mięśni brzucha i przepuklinę pępkową za dodatkowe 2 tysiące. Potem stwierdziła, że skoro tyle się udało, to "musi" zrobić jeszcze biodra i uda, bo po korekcie brzucha wyglądały groteskowo. Ponieważ kobieta nie pracowała, pierwsze pieniądze pożyczyła od matki, która specjalnie wzięła kredyt, kolejne od siostry, a przed kolejnym zabiegiem sprzedała działkę. Zamiast spłacać kredyt, zrobiła sobie wspomniane biodra i piersi, po sugestii lekarza. W wyniku braku zaangażowania w poszukiwanie pracy oraz chęci do oddania pieniędzy, jest w konflikcie z matką i siostrą. Bo przecież nie może szukać pracy tuż przed latem… Krótki rękaw i spódnica przed kolano ujawniłyby nadmiar skór i zgrubienia na rękach i okolicach kolan… Wiara w to, że chirurg może odmienić jej życie sprawiła, że jej córki również cierpią. Nie tylko z powodu finansowych kłopotów. Po prostu brakuje im matki, która tak bardzo skupiona na sobie, przestała dostrzegać innych oraz ich potrzeby.
Psychologowie i terapeuci coraz częściej mówią o zaburzeniach dysmorfofobicznych, czyli skrajnej postaci niezadowolenia z własnego ciała. Osoba zaburzona postrzega własne ciało w sposób zniekształcony. Koncentruje się na defekcie, który jest wymyślony, lub istniejąc rzeczywiście jako niewielki i nie rzucający się w oczy, zostaje wyolbrzymiony przez osobę chorą. Nadmierny monitoring własnego ciała, przyczyniając się do wzrostu negatywnych emocji, głównie lęku i wstydu, a także do powstawania zaburzeń depresyjnych, jest prostą drogą w tym kierunku. Specjaliści, diagnozując to zaburzenie, wskazują, że statystycznie jest to odsetek. Biorąc pod uwagę opinie kobiet na temat swojego wyglądu oraz ich pogoń za pięknem obserwowanym dookoła, zgodnie stwierdzają, że liczba zaburzonych kobiet w tym aspekcie jest mocno niedoszacowana.
Skomentuj artykuł