Dlaczego zadowalasz się imitacją szczęścia?

(fot. shutterstock.com)
ks. Marek Dziewiecki / slo

Być radosnym i szczęśliwym to największe pragnienie każdego człowieka. Nikt z nas nie chce być kimś skrzywdzonym, uzależnionym czy zrozpaczonym, a mimo to tak wielu ludzi przeżywa swoje życie jako nieznośny ciężar.

Na ogół raczej nieliczne osoby promienieją radością i szczęściem. To najlepszy dowód na to, że nikt z nas nie jest w stanie stać się człowiekiem szczęśliwym w sposób spontaniczny i bez wysiłku. Szczęście osiągnąć mogą jedynie ci, którzy rozumieją, na czym ono polega oraz jaka droga do niego prowadzi.

Iluzje szczęścia

DEON.PL POLECA

Droga do szczęścia nie jest łatwa. Ci, którzy nie chcą - czy też nie umieją - szukać prawdziwego szczęścia, zadowalają się jego imitacją. Wmawiają sobie, że szczęściem jest coś innego niż… szczęście. Wszystko, co cenne, bywa podrabiane. Właśnie dlatego tak wiele jest imitacji szlachetnych kamieni. O ile jednak noszenie imitacji biżuterii nie jest żadnym dramatem, o tyle zadowalanie się imitacjami szczęścia prowadzi do tragedii. Ludzie nieszczęśliwi wierzą, że będą szczęśliwi, gdy tylko zdobędą lepszą pracę, gdy kupią sobie nowy samochód, gdy wybudują willę lub gdy osiągną wyższy status społeczny. A niektórzy są jeszcze bardziej naiwni: wierzą, że będą szczęśliwi wtedy, gdy zdobędą władzę, gdy pójdą na dyskotekę, gdy zaspokoją jakiś popęd albo gdy zażyją narkotyk.

Człowiek szczęśliwy jest wolny od tych wszystkich iluzji. Wie, że jest szczęśliwy dlatego - i tylko dlatego - że kocha. Tego, kto kocha, cieszy wszystko: zdrowie, przyjaciel, praca, awans zawodowy, ale też piosenka nucona w sercu, stokrotka dostrzeżona na łące i tęcza, która uśmiecha się z wysoka. Natomiast człowiekowi, który nie kocha, nic nie przyniesie radości. Taki człowiek nieustannie i zachłannie planuje kolejne "sukcesy", które - według niego - zapewnią mu szczęście. Jeśli zaś nie zrealizuje swoich zamierzeń, to łudzi się, że to właśnie brak "sukcesów" stał się powodem jego nieszczęścia. A jeśli wymarzone "sukcesy" już osiągnie, to z gorzkim zdumieniem odkrywa, że pozostaje podobnie nieszczęśliwy jak poprzednio. Mimo to z uporem maniaka nadal wmawia sobie to, że coś innego niż miłość zapewni mu szczęście!

Ludzi szczęśliwych spotykamy w każdej grupie społecznej: wśród młodych i starych, wśród zdrowych i chorych, wśród biednych i bogatych. Mogą oni się różnić pomiędzy sobą niemal wszystkim, ale mają jedną cechę wspólną: kochają. Ci, którzy są nieszczęśliwi, również mają pewną cechę wspólną: nie chcą lub nie potrafią kochać. Mimo kolejnych rozczarowań swoim dotychczasowym stylem życia nadal pozostają egoistami, ciągle krzywdzą siebie i innych ludzi, wciąż nie podejmują decyzji, by kochać. Ludzie ci mogą być młodzi, piękni, znani i bogaci, ale to nigdy nie wystarczy im do osiągnięcia szczęścia - z tego prostego powodu, że młodość, bogactwo czy sława nie stanowią źródeł radości. Właśnie dlatego pieniądze ani nie zapewniają szczęścia, ani nie przeszkadzają w tym, by ktoś był szczęśliwy, jeśli tylko kocha.

Najbardziej kuszącą drogą do nieszczęścia jest mylenie radości z przyjemnością. Tymczasem są to dwie zupełnie odmienne rzeczywistości. Przyjemność jest pospolita, czyli osiągalna dla wszystkich, podczas gdy radość jest arystokratyczna, gdyż osiąga ją jedynie niewielu ludzi. Aby doznać chwili przyjemności, wystarczy się najeść, wyspać, odreagować złość czy zaspokoić jakiś popęd. A na tego typu zachowania stać każdego człowieka. Także tego, który jest niedojrzały, zaburzony psychicznie czy zrozpaczony.

Druga różnica polega na tym, że przyjemność można osiągnąć wprost. Wystarczy sięgnąć po smaczną potrawę czy zostać przez kogoś czule przytulonym. Radość natomiast nie jest osiągalna wprost. Jest ona konsekwencją życia opartego na miłości, prawdzie i odpowiedzialności. Nie ma radości bez miłości. Trzecia różnica polega na tym, że radość jest trwała, przyjemność zaś szybko przemija, a czasem prowadzi do tragedii.

Przykładem unaoczniającym tę prawdę są ludzie, którzy dla chwili przyjemności łamią przysięgę małżeńską albo popadają w śmiertelną chorobę. Tymczasem radości nie tracimy nawet wtedy, gdy przychodzi nam mierzyć się z poważnymi trudnościami - oczywiście pod warunkiem, że nadal kochamy. Czwarta różnica wypływa z faktu, że szukanie przyjemności niszczy nasze pragnienia i aspiracje, prowadząc do grzechu, uzależnień i rozczarowań, natomiast radość umacnia wolność. Człowiek radosny potrafi chronić i realizować swoje najpiękniejsze ideały i marzenia.

Czynienie tego, co przyjemne, prowadzi zatem do bardzo nieprzyjemnych skutków. Właśnie dlatego ten, kto szuka przyjemności zamiast radości, popada w rozpacz. Dramat zaczyna się wtedy, gdy człowiek nie pragnie już niczego więcej niż tylko zaspokojenia jakichś potrzeb cielesnych albo poprawienia nastroju za każdą cenę. Początkowo taki człowiek nie zdaje sobie sprawy z własnej rozpaczy. Z każdym dniem staje się coraz bardziej zniewolony i nieszczęśliwy, a mimo to nie koryguje swego dotychczasowego sposobu postępowania. Tylko ten, kto dojrzale kocha, ma odwagę wyciągać logiczne wnioski z własnego postępowania, a także z postępowania innych ludzi.

Którędy do szczęścia?

Szczęście nie rodzi się ani wewnątrz, ani na zewnątrz człowieka. Ono jest owocem miłości, która objawia się i realizuje poprzez spotkania. Oczywiście chodzi tu nie o jakiekolwiek spotkania, lecz wyłącznie o takie sposoby spotykania się z samym sobą i z drugim człowiekiem, w których obecny jest Bóg. Właśnie dlatego nikt nie może osiągnąć szczęścia w osamotnieniu. Nikt też nie może być uszczęśliwiony przez innych ludzi, a zatem bez podjęcia własnego wysiłku. Szczęście jest owocem szczęśliwych spotkań - czyli takich, w których doświadczamy miłości. Współczesny człowiek tęskni za szczęściem podobnie mocno jak ci, którzy żyli przed nami. Niestety, obecnie wielu ludzi bezmyślnie karmi się bodźcami, obrazami czy przekonaniami, które oddalają ich od szczęścia. Tacy ludzie próbują ratować się "pozytywnym" myśleniem, czyli miłymi iluzjami na temat ich niemiłej sytuacji życiowej. Usiłują sobie wmówić, że są szczęśliwi. Właśnie dlatego z większości badań socjologicznych - zwanych naukowymi! - wynika, że najszczęśliwszymi ludźmi w Europie są… Szwajcarzy i Skandynawowie - a zatem te społeczeństwa, w których największy jest odsetek alkoholików, narkomanów, samobójców, ludzi chorych psychicznie, a także osób rozwiedzionych...

Człowiek "nowoczesny i postępowy" nie chce nawet słyszeć o tym, że istnieje droga do prawdziwego szczęścia. Nie chce o tym słyszeć z tego powodu, że droga do szczęścia jest trudna - a przez to mniej uczęszczana. W każdych czasach drogą tą pozostaje Chrystus, gdyż tylko On może nauczyć nas mądrze kochać i przynieść radość, jakiej ten świat ani nam dać, ani zabrać nie może. Ludzie nieszczęśliwi są mistrzami w zatruwaniu życia innym ludziom. Oni zrobią wszystko, byleby tylko odebrać nam szczęście. Oni nie chcą, byśmy byli dla nich mądrym darem, lecz naiwną ofiarą, którą będą mogli dowolnie manipulować i posługiwać się - w (złudnej!) nadziei, że to przyniesie im szczęście. Tacy ludzie są nieszczęśliwi dlatego, że nie kochają, ale wmawiają sobie, że cierpią dlatego, że nikt ich nie kocha, że praca nie daje im satysfakcji albo że ten świat jest źle urządzony i niesprawiedliwy.

Na początku trzeciego tysiąclecia człowiek oddala się od szczęścia na niespotykaną wcześniej skalę - nie tylko ze względu na własną słabość i naiwność, lecz również dlatego, że pada ofiarą cynizmu niektórych ludzi i środowisk. Cynicy to ci, którzy w sposób świadomy i przewrotny głoszą iluzję o istnieniu łatwego szczęścia, posługując się mile brzmiącymi sloganami typu: "żyjcie na luzie", "róbcie, co chcecie", "nie tłumcie popędów". Czynią to po to, by jak najwięcej ludzi przywieść do rozpaczy. Cynicy doskonale wiedzą o tym, że ludzi nieszczęśliwych łatwo doprowadzić do każdej formy zniewolenia i że w konsekwencji można na nich zarobić kolosalne pieniądze. Najłatwiej jest dorobić się na ludzkim nieszczęściu. Człowiek nieszczęśliwy kupi dosłownie wszystko: alkohol, narkotyk, nikotynę, pornografię, prostytucję, a truciznę, jaką jest antykoncepcja, nazwie "lekiem" po to, by zapomnieć, że samemu sobie wyrządza drastyczną krzywdę…

Skoro szczęście jest owocem miłości, to nie jest ono zależne od tego, w którym miejscu świata i w jakim momencie historii rozgrywa się nasze życie. Jest natomiast zależne od stopnia dojrzałości spotykających się ze sobą ludzi. Mamy świadectwa o pięknych spotkaniach między ludźmi, którym przyszło żyć w okrutnych realiach obozów koncentracyjnych czy gułagów. Z drugiej strony prymitywne spotkania mają często miejsce w luksusowych willach czy wśród ludzi uznawanych za moralne "autorytety".

Żaden człowiek nie może własną mocą nauczyć się takich spotkań, które oparte są na miłości i które przez to niezawodnie prowadzą do szczęścia. Nikt z nas nie jest przecież miłością. Tylko Bóg jest miłością i tylko On ma radość w sobie. My możemy mieć jedynie udział w Jego radości - i to tylko w takim stopniu, w jakim mamy udział w Jego miłości. Jedyną przestrzenią szczęśliwego spotykania się z samym sobą i z drugim człowiekiem nie jest jakieś szczególnie piękne miejsce czy jakiś wyjątkowo korzystny czas, ale trwanie w Bogu i Jego miłości. To nie przypadek, że najmocniejsze i najbardziej wzruszające więzi tworzą najwięksi przyjaciele Boga.

Szczęście małżonków

Skoro szczęście nie zależy od miejsca czy czasu, lecz od miłości, to największe szczęście płynie z najsilniejszych więzi. Przykładem niezwykle silnych więzi między ludźmi jest miłość małżeńska i rodzicielska. Samo bycie blisko siebie nie gwarantuje jednak szczęścia w sposób automatyczny. Bliskie więzi najbardziej bowiem weryfikują jakość miłości, która nas łączy. Właśnie z tego powodu stosunkowo łatwo jest cieszyć się kimś, z kim spotykamy się jedynie od święta, i to nawet wtedy, gdy nie łączy nas dojrzała miłość. Przykładem są randki zakochanych, którzy jeszcze nie umieją kochać i którzy niespokojną zazdrość mylą z pogodną tęsknotą. Maksimum szczęścia to sytuacja, kiedy ktoś dojrzale kochający spotyka ludzi, którzy kochają w równie dojrzały sposób. Natomiast wtedy, gdy człowiek wiąże się z kimś, kto nie kocha, życie może stać się dla niego piekłem na ziemi. Nie wiem, czy ktoś będzie w piekle po śmierci, ale wiem, że w doczesności wiele osób przeżywa tego rodzaju gehennę.

To nie przypadek, że najczęściej piekło na ziemi urządzają sobie krewni czy małżonkowie. Nic bowiem nie cieszy tak bardzo, jak dobre więzi z najbliższymi - ale też nic nie rani tak boleśnie, jak konflikty z rodzicem, ze współmałżonkiem czy z własnym dzieckiem. Nieszczęście w rodzinie nie zaczyna się dopiero wtedy, gdy ktoś bije czy poniża swoich bliskich. Przemoc zaczyna się już wtedy, gdy ktoś przestaje kochać, gdy rano obojętnie mija najbliższe osoby, gdy nie okazuje im co chwila nowych znaków pamięci, troski, czułości. Składając przysięgę małżeńską, mężczyzna i kobieta ślubują sobie, że przez całe życie będą kochać i szanować siebie nawzajem oraz swoje dzieci, a nie że jedynie nie będą ich krzywdzić czy maltretować.

Szczęście nie zależy od stopnia fizycznej bliskości, lecz od siły i dojrzałości okazywanej miłości. Jedni ludzie są blisko siebie po to, by wyrządzać sobie krzywdę, inni zaś spotykają się wyłącznie po to, by razem dorastać do świętości. To właśnie dlatego w jednych rodzinach ludzie czują się jak w niebie, a w innych dom rodzinny okazuje się padołem łez. Źródłem mojej ogromnej radości jest serdeczna przyjaźń ze szczęśliwymi rodzinami. O takich rodzinach piszę powieści, gdyż nie znajduję lepszej formy, aby opisać ich szczęście oraz moją radość z istnienia tych, którzy wypełniają Boże marzenia. Ludzie z rodzin nieszczęśliwych czytają te powieści ze wzruszeniem - czasem nawet dziesiątki razy - ale zwykle są przekonani, że to jedynie fikcja literacka. Natomiast ci, którzy żyją w szczęśliwych domach, są pewni tego, że opisuję prawdziwe postaci. Podobnie jak pewni są tego, że istnieje powietrze, którym oddychają.

To nie przypadek, że Bóg "wtrąca się" w najbardziej intymne powiązania między kobietą a mężczyzną. On wie, że własną (jakże ograniczoną!) mocą i mądrością możemy wymyślić jedynie więzi podobne do tych, które proponują nam popularne telenowele i które prowadzą do krzywd oraz rozczarowań. Cynicy oraz ludzie nieszczęśliwi z uporem maniaka będą ciągle proponowali nam znacznie mniejszą "miłość" - a zatem "miłość" niewierną, niepłodną i nieodpowiedzialną. Tymczasem Bóg proponuje małżonkom miłość wierną i nierozerwalną, która przynosi zaskakującą radość. Taką niezwykłą miłością może kochać jedynie ktoś, kto jest blisko Boga-Miłości. Nikt z nas nie jest w stanie zrealizować Bożych zamysłów własną mocą czy w oddaleniu od ich Autora.

Nie każdy związek pomiędzy kobietą a mężczyzną jest drogą do szczęścia. Drogą do radości jest jedynie taki związek, który proponuje sam Bóg. Sakrament małżeństwa oparty jest na miłości z najwyższym znakiem jakości. Bóg nigdy nie proponuje nam niczego mniejszego! Tam, gdzie miłość jest ze znakiem jakości, tam też pojawia się szczęście ze znakiem jakości. Gdy małżonkowie kochają i czują się kochani Bożą miłością, wtedy niemal wszystko sprawia im radość, a codzienne obowiązki nie stają się dla nich czymś uciążliwym. Praca w domu, wychowywanie dzieci, działalność zawodowa - wszystko to traktowane jest przez nich jak radosny przywilej, jak kolejna okazja do tego, aby potwierdzać miłość i by ją z wdzięcznością przyjmować. Tego, kto kocha, nic nie męczy. W czasie spotkania z młodzieżą na krakowskich Błoniach (27 maja 2006 r.) Benedykt XVI mówił właśnie o tęsknocie za szczęściem w rodzinie: "W sercu każdego człowieka jest pragnienie domu, w którym miłość będzie chlebem powszednim. To tęsknota za domem, który napełnia dumą, którego nie trzeba będzie się wstydzić i którego zgliszczy nigdy nie trzeba będzie opłakiwać. To pragnienie jest niczym innym, jak tęsknotą za życiem pełnym, szczęśliwym, udanym".

Obecnie mówi się wiele o kryzysie małżeństwa. Jednak to nie małżeństwo przeżywa kryzys, gdyż nikt z nas nie wymyśli wspanialszej więzi niż miłość małżeńska i rodzicielska w wersji, jaką proponuje Bóg. Kryzys przeżywają jedynie poszczególni ludzie, którzy decydują się na zawarcie małżeństwa, mimo że nie dorośli jeszcze do miłości wiernej i ofiarnej. Rzecz ma się zatem podobnie jak z ulicami. Mianowicie tworzenie dróg to świetny pomysł, gdyż drogi prowadzą nas do ludzi i ułatwiają nam spotkanie tych, których kochamy. Nie ma ulic patologicznych. Patologiczni mogą być natomiast użytkownicy dróg. Wtedy drogi stają się niebezpieczne dla przechodniów. Nie jest to jednak problem dróg, lecz ludzi. Analogicznie jest z małżeństwem. Jeśli związek małżeński zawierają ludzie dojrzali i szczęśliwi, to stają się oni razem jeszcze szczęśliwsi. Jeśli jednak małżeństwo zawierają ludzie niedojrzali i nieszczęśliwi, to ich związek staje się źródłem jeszcze większego cierpienia.

Szczęściu małżonków i rodziców zagraża zatem każda forma bycia ze sobą, która nie jest oparta na miłości. Współczesne media, a także dominujące trendy kulturowe bombardują nas naiwnymi pomysłami na życie.

Niektórzy ludzie dochodzą do takiej bezmyślności, że deklarują sobie "miłość", a jednocześnie twierdzą, iż pozostają w "wolnym" związku. W oszukiwaniu samych siebie nie przeszkadza im nawet to, że posługują się pojęciami, które są wewnętrznie sprzeczne i które dyskwalifikowałyby ich na każdym egzaminie. To przecież tak, jakby deklarowali sobie, że piją suchą wodę albo że poruszają się pojazdami na kwadratowych kołach... W subiektywnych deklaracjach naiwnych ludzi możliwy jest każdy absurd - także ten największy, czyli twierdzenie, że miłość to związek, który nie wiąże, i że można rozwieść się, pozostając "przyjaciółmi". Kościół nie uznaje rozwodów nie dlatego, że chce przeszkadzać komuś w znalezieniu "nowego szczęścia" z nową osobą, ale dlatego, że poważnie traktuje człowieka, który złożył przysięgę małżeńską. Kościół nie może nikogo łudzić, że można dojrzale kochać i być szczęśliwym wtedy, gdy ktoś łamie poprzednią przysięgę miłości, złożoną świadomie i dobrowolnie. Miłość to najsilniejszy związek, jaki istnieje we wszechświecie. To związek silniejszy od ludzkich słabości, a nawet od śmierci, bo śmierć jest jedynie doczesna, a miłość jest wieczna.

Szczęściu małżeństw i rodzin w dramatyczny sposób zagraża szerząca się obecnie kultura śmierci, bo szczęśliwe małżeństwa i trwałe rodziny są jej bezpośrednim zaprzeczeniem. Wielkim zagrożeniem jest też mylenie miłości z czymś, co miłością nie jest - a zatem ze współżyciem seksualnym oderwanym od miłości, z zakochaniem i uczuciem, z tolerancją czy akceptacją. Warto zauważyć, że w Piśmie Świętym w ogóle nie występuje ani słowo "tolerancja", ani słowo "akceptacja", gdyż Biblia ukazuje wyłącznie realistyczną drogę do szczęścia. A drogą tą jest miłość i prawda - czyli prawdziwa miłość.

Radykalnym zagrożeniem szczęścia w związkach między ludźmi jest kradzież małżeństwa, czyli świętokradztwo. Chodzi tu o kradzież świętej więzi, jaką w zamyśle Bożym jest małżeństwo, i zastępowanie jej egoizmem we dwoje albo dominacją jednej strony nad drugą. Kradzież małżeństwa ma miejsce za każdym razem, gdy ktoś - podstępem, oszustwem, udawaniem czy wzbudzaniem litości - doprowadza drugą osobę do złożenia przysięgi małżeńskiej, a sam nie ma zamiaru albo nie jest w stanie tej przysięgi wypełnić. Na kradzieży nie da się zbudować szczęścia. Tym bardziej na kradzieży czyjejś przysięgi miłości.

Źródło: Miłujcie się!

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Dlaczego zadowalasz się imitacją szczęścia?
Komentarze (24)
IU
iza uhryn
11 kwietnia 2015, 11:41
Księże Marku,serdecznie dziękuję za te tak mądre słowa, które pomagają żyć mądrzej , piękniej i lepiej.Bóg zapłać.Codziennie dziękuję Bogu za tak wspaniałych Kapłanów, którzy napełnieni mądrością Ducha Św. uczą nas wiernych jak z każdym mądrym wyborem upodabniać sie do Chrystysa.
S
smutna
7 kwietnia 2015, 22:13
Chciałabym uwolnić się z toksycznego związku i chciałabym spotkać na swojej drodze kogoś kochanego, dobrego, uczciwego..bardzo bym chciała....
K
k
7 kwietnia 2015, 23:51
Mam to samo pragnienie...
A
autor
7 kwietnia 2015, 17:06
Słuchając jakieś 1,5 roku temu konferencji ks. Drzewieckiego odniosłam wrażenie, że to kolejny super ekspert od pouczania, sam dał przykład swojego zachowania, który miał być potwierdzeniem jego tezy, w ktrym to przykładzie dał znakomity pokaz jak ranić ludzi i być z siebie zadowolonym. Po tej konferencji ks. Drzewiecki przestał być dla mnie jakimkolwiek autorytetem.
F
fh
8 kwietnia 2015, 00:31
A ja kiedys posłuchałem nagrań z jakichś rekolekcji - może to te same? - i po przemyśleniu wiem gdzie może być problem ze zrozumieniem ks. Dziewieckiego. Po pierwsze - mówił chyba do młodzieży więc trzeba wziąć poprawkę że częśc nauk jest dostosowana do wieku. Po drugie na wstępie oświadczył  że proponuje wyłącznie optymalną wg niego drogę. Ergo - po trzecie - pozbył się wiekszości zagadnień nieoczywistych/nieostrych. No i tu jest pies pogrzebany - dzisiaj wiekszość ludzi nie startuje swojego rozwoju duchowego z pozycji optymalnej i to często bez swojej winy. Poza tym parę razy przeoczył niektóre rzeczy. Np. dziwił się że w szkole wiszą prawa ucznia a nie ma wykazu obowiązków. Żeby bylo jasna - popieram to stanowisko. Tyle że to nie wynikało pewnie z przyzwolenia nauczycieli na swawolę tylko wręcz przeciwnie - głęboko zakorzenionej w mentalności nauczycieli postawy feudalnej - uczeń/dziecko to poddany dorosłych i możemy mu nakazać co chcemy - więc nie zrobimy listy obowiązków bo wtedy by nas ograniczała. Oczywiście większość nauk ksiedza była niezwykle wartościowa i inspirująca, wolę myśleć że nie "był z siebie zadowolonym" tylko że promieniował radością i entuzjazmem dla Słowa Bożego :)
1
119
8 kwietnia 2015, 02:24
Nie ma problemu ze zrozumieniem księdza Dziewieckiego. Jego intencje, sposób myślenia i braki widać jak na dłoni.
T
theON
6 kwietnia 2015, 06:19
A w jaki sposób kocha ludzi ksiądz Dziewiecki (poza tym, że mnoży słowa i rzuca oskarżenia bez umiaru?) W powyższym tekście widać rozbudowaną retorykę, ale za to żadnej miłości bliźniego. Szczęście duchownych polega często na tym, że nie mają oni żadnych trosk doczesnych i łatwo im perorować o tym, jak to jesteśmy sami sobie winni, co wcale nie musi być prawdą. Poza tym widać, że nikogo ksiądz nie kocha, bo nie wie, że właśnie miłość bliźniego często wiąże się z bólem, z powodu np. cierpienia drugiego człowieka. Nie wyobrażam sobie, że mógłbym być głupkowato szczęśliwy, wiedząc, że ludzie których kocham, cierpią. Byłaby to znieczulica typowa dla faryzeuszy, którzy tak kochają Boga, że dla ludzi nie starcza im już żadnych pozytywnych uczuć.
M
marce19@o2.pl
15 sierpnia 2014, 22:38
Co ciekawe, wybieramy nie tylko imitację szczęścia, ale również imitację wolności. Wydaje nam się, że brak przywiązania np. do Przykazań Bożych lub nauki Kościoła czyni nas wolnymi, bo w końcu niczemu już wtedy nie podlegamy. Jest tylko jeden ale - ten stan wolności, który pozwala nam się rozwodzić, naginać prawdę do własnych celów, dbać tylko o swój garnuszek, ubierać się w pięknych salonach odzieżowych, kupować piękne samochody i inne - jest niczym innym, jak brakiem wolności od własnego egoizmu (w przypadku trzech pierwszych przejawów wolności oraz uzależniania własnej wartości od tego co się posiada (w przypadku dwóch ostatnich). Uwalniamy się od Przykazań Bożych a wpadamy w niewolę braku własnej wartości, przestajemy się czuć Synami Bożymi i od tej pory musimy otaczać się wskaźnikami prestiżu, aby mieć w ogóle do siebie szacunek.
1
1076
16 sierpnia 2014, 02:46
Ci, którzy ubierają się w drogich salonach i kupują piekne samochody, najpewniej tego nie czytają, za to dla pozorów jeżdzą do jezuitów na rekolekcje żeby zdobyć sobie ich przychylność (wiadomo - ten zakon jest zawsze po stronie władzy, a nie zwykłego człowieka). Natomiast większość ludzi usiłuje związać koniec z końcem i od czasu do czasu wysłuchuje jacy to są egoistyczni, od facetów w koloratkach, którym nic w życiu nie brakuje, którzy w wiekszości nie chorują ani nie nie mają żadnych trosk.  Pozostaje tylko gorzka refleksja na temat (nie)sprawiedliwości ich Boga.
A
artt
16 sierpnia 2014, 06:16
Drogi Bracie/Siostro zycia nie znasz. Ile jest wlasnie dobrych przykladow kaplanow ktore nam swieckim pomagaja znalezc Boga! Ilez tam jest wyrzeczen a im wiecej switosci u ksiezy tym my jestesmy blizej Boga.
1
1076
16 sierpnia 2014, 07:24
Być może są tacy i tacy. Oczywiście nie dla wszystkich, ci nieliczni dobrzy i pełni poświęceń są tylko dla wybranych, dla reszty jest potępienie ze strony wyniosłych i obojętnych księży doszukujących się egoizmu i innych wad u wszystkich, tylko nie w sobie samych.
M
marce19@o2.pl
16 sierpnia 2014, 15:37
nie oceniajmy innych - od tego też powinniśmy być wolni. po drugie - jest jeden ciekawy artykuł ks. Dziewieckiego na temat męczeństwa związanego z brakiem doświadczenia miłości w swoim życiu. Pamiętasz ten wiersz Mickiewicza? Nic nam, nic nam nie potrzeba. Zbytkiem słodyczy na ziemi Jesteśmy nieszczęśliwemi. Ach, ja w mojem życiu całem Nic gorzkiego nie doznałem. Bo słuchajcie i zważcie u siebie, Że według Bożego rozkazu: Kto nie doznał goryczy ni razu, Ten nie dozna słodyczy w niebie chodzi mi o to, że jeśli w trakcie życia nie nauczymy się kochać (choć to czasami bolesne), to tak jakbyś nigdy tego życia nie przeżyli. I cóż nam po tysiącach rzeczy, które posiadamy, cóż po w pełni zabezpieczonym bycie, jeśli nie mamy dostępu do najpotężniejszego uczucia we wszechświecie, czyli miłości? I trwając w niewoli podążania za rzeczami, za uznaniem inych, może się okazać, że jesteśmy tylko godnymi współczucia męczennikami braku Prawdziwej Miłości, której źródło jest w Najświętszym Sakramencie... pozdrawiam
1
1076
17 sierpnia 2014, 13:30
Będę oceniać innych tak długo, jak długo będę przez nich niesprawiedliwie oceniany. Wydaje się Wam, że jeśli siedzicie w murach zakonnych to dla samego tego faktu jesteście lepsi niż reszta świata. Fakty są takie, że żyjecie jak pączki w maśle a na temat innych ludzi wymyslacie sobie to co jest wam wyodne i co usypia wasze i tak nieczynne sumienie.  Ja na przykład nie zazanałem w zyciu żadnej słodyczy i niczego dobrego, chociaż służyłem Bogu dziesiątki lat. I doskonale wiem co to znaczy miłość, poswięcenie i wyrzeczenie dla drugiego człowieka. Ja to wiem w praktyce. Nie mam tysięcy trzeczy i nie chcę mieć, w przeciwieństwie do księży, którzy mają znacznie więcej niż ja, podczas gdy miłość jest dla nich frazesem często goszczącym na ich ustach, ale niczym więcej. A uznanie ze strony innych ludzi mam od dawna gdzieś. Wiersz Mickiewicza proszę więc odnieść do siebie samego.
8 kwietnia 2015, 06:47
Piękne słowa, bo płyną prosto z serca. Tak, trzeba nam prawdziwie pokochać siebie i drugiego Człowieka, żywą Istotę, bo to w Nas jest ten, którego nazywamy Bogiem. Pozdrawiam serdecznie :)
J
JO
15 sierpnia 2014, 22:13
Strasznie naiwny i nieprawdziwy tekst. Wszyscy jesteśmy grzesznikami. Nikt z nas nie potrafi kochać. Szukamy namiastek miłości w czym się da, bo nie potrafimy z niej zrezygnować. I wszyscy to robimy. Tylko Bóg jest miłością. Zbawia nas, ale ta siła pochodzi z Niego, a nie z nas.
A
artt
16 sierpnia 2014, 02:13
Jasne masz rację. Tylko Bóg i miłość Boża jest nas w stanie wypełnić, dać nam pełne szczeście. Jednak tu uczymy się od Niego tej milości. Ważne aby ta miłość byłą zawsze czysta i bezinteresowna. Zawsze staram się mieć taką miłość wobec ludzi choć bardzo czesto jest trudno. Mamy również szereg różnych przykłądów pięknej ludzkiej miłości wzorowanej na tej Bożej miłości. Na przykłąd błogosłąwienie małżeństwo Quatrocchi, Joanna Bretta Molla i piękny przykłąd Maksymiliana Kolbego, który oddał życie za drugiego. Oczywiście wszyscy czerpali ten przykłąd i siłę z tej wielkiej Miłości. Bóg pokazuje i uczy nas tej czystej i bezinteresownej miłości do innych w służbie innym czy to w rodzinie czy w innych miejscach. Jesteśmy grzesznikami, to prawda ale to nie znaczy że mamy grzeszyć. Siłą w naszym Panu. Nie wiem czy z sensem piszę bo późno,ale na południu innaczej czas plynie.  Niech radośćw Duchu Świętym będzie z Tobą!
PI
Pył i Światło
30 lipca 2013, 06:12
Coś podobnego, a ja myślałem, że po to, aby się rządzić. Tak przecież postepuje władza duchowna w przytłaczajacej większości przypadków.
ŚW
Światło Wiary
28 lipca 2013, 14:10
Wygląda na to, że być może mało widziałeś lub nie szukasz dalej, gdyż: - ksiądz nie oskarża, tylko mówi o pewnych zjawiskach - te zjawiska mają miejsce i istnieją tacy ludzie, którzy gonią za szczęściem szukając go nie tam, gdzie trzeba, choć nie wiedzą, że szukają tak naprawdę miłości - nie wszyscy księża wożą się drogimi furami i prowadzą niemoralne życie, tak naprawdę to jest to niewielki odsetek, a oskarżenia padają od strony wiadomych mediów i os. publicznych, którym wyraźnie nie po drodze z Kościołem, i chcą wszelkimi sposobami dyskredytować go, a prawda nie jest ich narzędziem - Kościół to nade wszystko my, ludzie, i wszyscy jesteśmy za niego odpowiedzialni, a władza duchowna została ustanowiona, aby służyć, kto prawdziwie służy, ten jest prawdziwie wielki. Kto ma uszy, niechaj słucha.
PI
Pył i Światło
27 lipca 2013, 17:24
Zakłada ksiądz że ludzie szukają szczęścia w posiadaniu przedmiotów, np. nowego samochodu, albo w niewłaściwej miłości, a to nieprawda, wiem, że tym, czego brak najbardziej boli wiele osób, to własnie brak drugiej osoby do kochania zgodnie z przykazaniami Bożymi lub brak zdrowia, swojego, lub najbliższych im osób. Nieładnie tak niesprawiedliwie oskarżać, a potem osądzać z tego, co księdzu się samo wymysliło na nasz temat. A może mierzy nas  ksiądz miarą osób duchownych, bo to księża są często krytykowani za posiadanie najdroższych samochodów i niezgodne z planem Bożym relacje z kobietami (nie tylko z kobioetami zresztą). Widzę też, że obecnie dopuszcza Ksiądz istnienie prawdziwej miłości, bo jeszcze niedawno głosił ksiądz, że kto w ogóle modli się o miłość, ten źle się modli. Nie sposób utrzymać młodych przy kościele, kiedy im się wmawia konieczność pozostania samymi w zyciu, nieprawdaż? Władza duchowna też nie może posunąć się za daleko, bo może na tym stracić.
M
maja
26 lipca 2013, 22:05
Dziękuję za ten artykuł
A
asd
31 sierpnia 2012, 00:48
cudny artykuł
N
Nika
30 sierpnia 2012, 23:38
 A czym jest milosc w malzenstwie wedlug autora? Jak by ja ksiadz zdefiniowal? Po czym poznam, ze milosc jest albo jej nie ma?
&
<><
30 grudnia 2011, 02:03
"Współczesne media, a także dominujące trendy kulturowe bombardują nas naiwnymi pomysłami na życie." ew. wyłączyć telewizor ale nie rezygnować z Różańca
OO
obroną odmawianie Rożańca!
29 grudnia 2011, 17:33
"Współczesne media, a także dominujące trendy kulturowe bombardują nas naiwnymi pomysłami na życie."