Adopcja i milczenie

(fot. Cia de Foto/flickr.com/CC)
slo

Po ludzku sprawa wygląda na trudną, jeśli nie beznadziejną. Wtedy stwierdziłem, że mogą tu pomóc Maryja i Józef, wszak to Oni byli najlepszymi Rodzicami.

Wraz z żoną wychowywaliśmy troje dzieci adoptowanych z różnych rodzin. Nie była to historia, którą sobie wymyśliliśmy: była to próba odczytania podpowiedzi Pana Boga i nie miała nic wspólnego z naszymi planami życiowymi. Ustąpiliśmy pod wymową faktów. Nie była to historia łatwa. Kiedy dożyliśmy do wieku emerytalnego, zaczęliśmy sobie zdawać sprawę z powagi sytuacji: wprawdzie córka wyprowadziła się z domu i prowadzi samodzielne życie, ale pozostali dwaj chłopcy, w wieku 25 i 30 lat, praktycznie niezdolni są do samodzielnej egzystencji; choć fizycznie sprawni, obaj są na rentach z powodu różnego rodzaju niesprawności.

Zaczęliśmy zdawać sobie sprawę z tego, jak trudna będzie sytuacja w przypadku śmierci jednego, a tym bardziej obojga z nas. Próby włączenia chłopców w odnalezione rodziny biologiczne dotychczas się nie udawały, mimo utrzymywania kontaktów.

Obrazek św. Józefa towarzyszył naszemu małżeństwu od początku: stanowił jedną z nielicznych pamiątek po domu, w którym się wychowywałem. Do siostry mojej babci przywędrował z dalekiej Ameryki. W domu, w rozmowach, nazywany był "Święty Józef - patron emigrantów". Rzeczywiście pod wizerunkiem znajduje się napis w 4 językach: Le Patriarche St Joseph, El Patriarca Sn Jose - literami większymi, a pod spodem mniejszymi: St Joseph the Patriarch i H. Joseph Patriarch, czyli po francusku, hiszpańsku, angielsku i niemiecku. Święty Józef przedstawiony jest na nim jako mężczyzna w sile wieku, trzyma na swym lewym ramieniu kilkuletniego Jezusa, a w prawym ręku ma lilię. Aureola zaznaczona jest słabo. Wizerunek wpisany jest w owal i ozdobiony elementami roślinnymi wypełniającymi cztery przestrzenie pomiędzy owalem a resztą prostokąta, jaki stanowi obrazek.

Czy ta obecność św. Józefa w naszej rodzinie była zapowiedzią kolejnych adopcji? Stawiam sobie to pytanie dziś, po latach, gdyż jakoś wcześnie, chyba po pierwszej z nich, uświadomiliśmy sobie, że to właśnie św. Józef śmiało mógłby zostać uznany za patrona adopcji: przecież Pana Jezusa adoptował!

Z całą mocą zaczęliśmy to sobie uświadamiać właśnie teraz, gdy poważnie myślimy o tym, jak nasza śmierć wpłynie na dalsze losy naszych dzieci. Po ludzku sprawa wygląda na trudną, jeśli nie beznadziejną: żaden z wymyślonych wariantów nie zapowiadał nic dobrego. Wtedy stwierdziłem, że mogą tu pomóc Maryja i Józef, wszak to Oni byli najlepszymi Rodzicami.

Niespodziewanie dostaliśmy wiadomość od siostry matki młodszego z synów, że jego matka pojawiła się po latach w domu rodzinnym, w pozytywnie odmienionym stanie. Wykazała zainteresowanie swymi dziećmi i zapowiedziała dalsze wizyty. Syn, który widział ją przed laty, już jako dorosły, tylko raz w życiu, cierpiał z powodu tego spotkania, to bowiem trudne zobaczyć matkę w takim stanie.

Odmianą matki syn bardzo się ucieszył i wybiera się wraz z nami na rodzinne spotkanie. Niezależnie od naszych modlitw zawsze namawialiśmy go, by sam też modlił się mimo wszystko za swych biologicznych rodziców. Ufamy, że to zapowiedź dalszych interwencji Pana Boga.

Wszystko to działo się i dzieje na tle innej sprawy: od kilku lat moja gorąca modlitwa do Maryi i Józefa, Świętych, Cichych i Pokornych (w Ewangeliach Józef milczy całkowicie, Maryja wypowiada kilka zdań) jak Ich przyzywam w modlitwie wzorowanej na różańcu - pomaga mi trwać, pokonywać pokusy buntu, a nawet mieć chwile radości w pewnej bardzo trudnej sytuacji, w której się znalazłem wyraźnie z woli Pana Boga. Rozpoczęcie tej modlitwy wiąże się z tym, że otrzymałem w samą porę obrazek Maryi Milczącej, z palcem na ustach; zrozumiałem, że to podpowiedź mająca mnie ratować i zacząłem się do Maryi Milczącej modlić. Potem jakoś szybko skojarzyłem, że przecież św. Józef też milczał. Teraz pociesza mnie myśl, że gdy milczę, jestem w dobrym towarzystwie. Cała ta historia z adopcją pomogła mi zrozumieć, ile to Pan Bóg ma kłopotów z nami, przybranymi dziećmi.

Stanisław, 69 lat, chemik

Świadectwo pochodzi z książki "Cuda świętego Józefa. Świadectwa i modlitwy"

>>ZDOBĄDŹ WŁASNY EGZEMPLARZ<<

Józef jest "opiekunem", gdyż umie słuchać Boga, pozwala się prowadzić Jego woli. Właśnie dlatego jeszcze bardziej troszczy się o powierzone mu osoby, potrafi realistycznie odczytywać wydarzenia, jest czujny na to, co go otacza i umie podjąć najmądrzejsze decyzje. W nim widzimy, drodzy przyjaciele, jak się odpowiada na Boże powołanie - będąc dyspozycyjnym, gotowym. Widzimy również, kto stoi w centrum chrześcijańskiego powołania: Chrystus!
(Papież Franciszek, z homilii na inaugurację pontyfikatu, 19 marca 2013 r.)

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Adopcja i milczenie
Komentarze (4)
D
demokracja.net
18 marca 2015, 19:30
Dziękuje za piękne świadectwo, wiary, odwagi, Miłości.
E
Ewa
28 lipca 2014, 06:40
Nie bardzo rozumiem.Pan Stanisław adoptował dzieci, dzieci niepełnosprawne. Teraz doszedł do wieklu emerytalnego i nie wie co będzie z dorosłymi juz ale niepełnosprawnymi dziecmi jak ich - rodzicw zabraknie.Teraz  odezwała sie matka jednego z nich, ale ta matka - tez jest w mniej więcej wieku p Stanisława - no załózmy że trochę młodsza. Czyli p Stanisław po prostu chce zepchnać "kłopot" na te matkę napewno steraną życiem schorowaną  i juz niemłodą osobę.  Sądze, ze bliższa osoba dla niepełnosprawnego chłopca raczej byłaby córka Stanisława, która mieszka osobno i me rodzinę - niz jego własna matka zapewne własnie stara i chora. Nie widzę tutaj zadnej interwencji sw Józefa ani Boskiej.Sytuacja jest identyczna tylko spadnie na kogoś innego.
B
B.
18 marca 2015, 17:46
Chyba, że p. Stanisław adoptował dziecko np. w wieku lat czterdziestu, gdy już naprawdę przekonali się z żoną, że nie uda się z własnymi, zaś matka biologiczna miała np. lat piętnaście. Wtedy można by liczyć na to, że matka biologiczna będzie dłużej żyła.
T
Tomek
28 lipca 2014, 03:52
dziekuje za to swiadectwo; daje mi / nam duzo wsparcia nie Wam Bog blogoslawi!