Adopcja i milczenie
Po ludzku sprawa wygląda na trudną, jeśli nie beznadziejną. Wtedy stwierdziłem, że mogą tu pomóc Maryja i Józef, wszak to Oni byli najlepszymi Rodzicami.
Wraz z żoną wychowywaliśmy troje dzieci adoptowanych z różnych rodzin. Nie była to historia, którą sobie wymyśliliśmy: była to próba odczytania podpowiedzi Pana Boga i nie miała nic wspólnego z naszymi planami życiowymi. Ustąpiliśmy pod wymową faktów. Nie była to historia łatwa. Kiedy dożyliśmy do wieku emerytalnego, zaczęliśmy sobie zdawać sprawę z powagi sytuacji: wprawdzie córka wyprowadziła się z domu i prowadzi samodzielne życie, ale pozostali dwaj chłopcy, w wieku 25 i 30 lat, praktycznie niezdolni są do samodzielnej egzystencji; choć fizycznie sprawni, obaj są na rentach z powodu różnego rodzaju niesprawności.
Zaczęliśmy zdawać sobie sprawę z tego, jak trudna będzie sytuacja w przypadku śmierci jednego, a tym bardziej obojga z nas. Próby włączenia chłopców w odnalezione rodziny biologiczne dotychczas się nie udawały, mimo utrzymywania kontaktów.
Obrazek św. Józefa towarzyszył naszemu małżeństwu od początku: stanowił jedną z nielicznych pamiątek po domu, w którym się wychowywałem. Do siostry mojej babci przywędrował z dalekiej Ameryki. W domu, w rozmowach, nazywany był "Święty Józef - patron emigrantów". Rzeczywiście pod wizerunkiem znajduje się napis w 4 językach: Le Patriarche St Joseph, El Patriarca Sn Jose - literami większymi, a pod spodem mniejszymi: St Joseph the Patriarch i H. Joseph Patriarch, czyli po francusku, hiszpańsku, angielsku i niemiecku. Święty Józef przedstawiony jest na nim jako mężczyzna w sile wieku, trzyma na swym lewym ramieniu kilkuletniego Jezusa, a w prawym ręku ma lilię. Aureola zaznaczona jest słabo. Wizerunek wpisany jest w owal i ozdobiony elementami roślinnymi wypełniającymi cztery przestrzenie pomiędzy owalem a resztą prostokąta, jaki stanowi obrazek.
Czy ta obecność św. Józefa w naszej rodzinie była zapowiedzią kolejnych adopcji? Stawiam sobie to pytanie dziś, po latach, gdyż jakoś wcześnie, chyba po pierwszej z nich, uświadomiliśmy sobie, że to właśnie św. Józef śmiało mógłby zostać uznany za patrona adopcji: przecież Pana Jezusa adoptował!
Z całą mocą zaczęliśmy to sobie uświadamiać właśnie teraz, gdy poważnie myślimy o tym, jak nasza śmierć wpłynie na dalsze losy naszych dzieci. Po ludzku sprawa wygląda na trudną, jeśli nie beznadziejną: żaden z wymyślonych wariantów nie zapowiadał nic dobrego. Wtedy stwierdziłem, że mogą tu pomóc Maryja i Józef, wszak to Oni byli najlepszymi Rodzicami.
Niespodziewanie dostaliśmy wiadomość od siostry matki młodszego z synów, że jego matka pojawiła się po latach w domu rodzinnym, w pozytywnie odmienionym stanie. Wykazała zainteresowanie swymi dziećmi i zapowiedziała dalsze wizyty. Syn, który widział ją przed laty, już jako dorosły, tylko raz w życiu, cierpiał z powodu tego spotkania, to bowiem trudne zobaczyć matkę w takim stanie.
Odmianą matki syn bardzo się ucieszył i wybiera się wraz z nami na rodzinne spotkanie. Niezależnie od naszych modlitw zawsze namawialiśmy go, by sam też modlił się mimo wszystko za swych biologicznych rodziców. Ufamy, że to zapowiedź dalszych interwencji Pana Boga.
Wszystko to działo się i dzieje na tle innej sprawy: od kilku lat moja gorąca modlitwa do Maryi i Józefa, Świętych, Cichych i Pokornych (w Ewangeliach Józef milczy całkowicie, Maryja wypowiada kilka zdań) jak Ich przyzywam w modlitwie wzorowanej na różańcu - pomaga mi trwać, pokonywać pokusy buntu, a nawet mieć chwile radości w pewnej bardzo trudnej sytuacji, w której się znalazłem wyraźnie z woli Pana Boga. Rozpoczęcie tej modlitwy wiąże się z tym, że otrzymałem w samą porę obrazek Maryi Milczącej, z palcem na ustach; zrozumiałem, że to podpowiedź mająca mnie ratować i zacząłem się do Maryi Milczącej modlić. Potem jakoś szybko skojarzyłem, że przecież św. Józef też milczał. Teraz pociesza mnie myśl, że gdy milczę, jestem w dobrym towarzystwie. Cała ta historia z adopcją pomogła mi zrozumieć, ile to Pan Bóg ma kłopotów z nami, przybranymi dziećmi.
Stanisław, 69 lat, chemik
Józef jest "opiekunem", gdyż umie słuchać Boga, pozwala się prowadzić Jego woli. Właśnie dlatego jeszcze bardziej troszczy się o powierzone mu osoby, potrafi realistycznie odczytywać wydarzenia, jest czujny na to, co go otacza i umie podjąć najmądrzejsze decyzje. W nim widzimy, drodzy przyjaciele, jak się odpowiada na Boże powołanie - będąc dyspozycyjnym, gotowym. Widzimy również, kto stoi w centrum chrześcijańskiego powołania: Chrystus!
(Papież Franciszek, z homilii na inaugurację pontyfikatu, 19 marca 2013 r.)
Skomentuj artykuł