Kochająca się rodzina to nie kwestia szczęścia

(fot. depositphotos.com)
Agata Rusek / dobrawnuczka.blog.deon.pl

Nie ma idealnych mężów, żon, dzieci, rodziców, przyjaciół. Nasze chrześcijańskie życie jest jednak nieustannym zmierzaniem do tego, by idealnym próbować się stać. I pewnie, że to nieosiągalne tutaj, na ziemi! Co nie znaczy, że nie mamy wytrwale próbować.

Każdego wieczora, gdy klękamy z dzieciakami do rodzinnej modlitwy, przepełnia mnie ogromna wdzięczność za ludzi, którymi Pan Bóg mnie otacza. To dla mnie prawdziwy skarb. Codziennie dziękuję więc za rodzinę, przyjaciół, wspólnoty, znajomych, licznych życzliwych ludzi, z którymi mam okazję wchodzić w rozmaite relacje. Jestem o tym głęboko przekonana, że podstawą mojego poczucia bycia szczęśliwą i błogosławioną jest to, że otacza mnie prawdziwy kokon międzyludzkich więzi. Wiem też, że o taki skarb trzeba szczególnie dbać. Pytanie tylko: jak?

DEON.PL POLECA

Powoli

W swoim życiu co rusz przekonuję się, że wszystko co cenne i dobre wymaga czasu. Relacji nie buduje się z prefabrykatów. Szybko, prosto i tanio. Relacje się tka. To misterna, koronkowa robota. Wymaga uważności, wysiłku i – właśnie – czasu. Oczywiście nie byle jakiego czasu, ale czasu przeżytego świadomie. I nie chodzi o to, że więź zbuduję tylko z tymi, z którymi mam szansę codziennie widywać się na głębokich rozmowach o życiu i śmierci. Oczywiście, że nie.

Na pewno bycie w powszedniej bliskości z drugim to najbardziej naturalny sposób tworzenia mocnej relacji, ale mam w swoim życiu i takich ludzi, z którymi spotykam się bardzo rzadko – by nie rzec: sporadycznie – ale czuję się z nimi niesamowicie związana. I gdy przychodzi życiowa burza, jesteśmy dla siebie wsparciem. Jednak te relacje miały czas i szansę, by dojrzeć. Wymagało to po obu stronach pewnego wysiłku, by o wzajemny kontakt dbać i by zaakceptować jego specyfikę. Ale niewątpliwie warto było dać sobie ten czas.

Oczywiście, zdarza się też, że spotykam ludzi, z którymi od razu czuję się zżyta. Niemniej noszę w sobie głębokie przekonanie, że do tego, by dana więź stała się silna, trzeba wielu nitek wspólnie przeżytych chwil, rozmów i swobodnego milczenia. Po prostu. Inaczej nie da rady budować rzeczywistej bliskości.

Wytrwale

Jestem też przekonana, że nie da się tworzyć więzi bez wytrwałości, a z tym to – mam wrażenie – mamy dziś spory kłopot. Przyzwyczajamy się do bezrefleksyjnego życia w pędzie i szybkich zmian, gloryfikujemy nasz indywidualizm i konsumujemy na potęgę – także relacje. A potem dziwimy się, że czujemy się samotni. Może dlatego, że zbyt łatwo dajemy sobie wmówić, że więzi to więzienie? I że gdy zaczynamy się dusić, czuć niekomfortowo albo po prostu nudzić – to trzeba starać się o warunkowe zwolnienie? Albo po prostu zwiewać?

Nie ma idealnych mężów, żon, dzieci, rodziców, przyjaciół, sąsiadów, rodaków, pracodawców itp. itd. Nasze chrześcijańskie życie jest jednak nieustannym zmierzaniem do tego, by idealnym próbować się stać. I pewnie, że to nieosiągalne tutaj, na Ziemi! Co nie znaczy, że nie mamy wytrwale próbować. Zatem – kiedy zawalę, przepraszam, kiedy coś się psuje, to próbuję naprawiać, a kiedy mnie ktoś zrani, staram się przebaczać. Od Pana Jezusa uczę się, że drugi człowiek zawsze wart jest tego, by za niego wciąż od nowa oddawać życie.

Intymnie i offline

Równocześnie zdaję sobie sprawę, że nie da się budować takiej samej więzi z każdym. Jestem takim typem, który chciałby dobrze żyć z każdym, każdemu pomóc i jeszcze przy okazji naprawić świat.

Ogólnie, to chciałabym być Panem Jezusem, tylko że bez krzyża, ma się rozumieć Dużo czasu zajęło mi zrozumienie, że moją rolą nie jest zbawianie świata, ale wytrwałe chodzenie po Jego śladach. Oznacza to dla mnie m.in. konieczność akceptacji, że tak po ludzku jestem w stanie „w pełni” być tylko dla garstki najbliższych ludzi. I to nie jest złe.

Tkanie więzi potrzebuje intymności, a ta z zasady wyklucza tłok. Kiedy chcę z kimś wejść w bliższą relację, wiem, że muszę najpierw zbudować przestrzeń, w której i ja, i druga osoba poczujemy się bezpiecznie. W której zobaczymy się takimi, jakimi jesteśmy, a nie takimi, jakimi chcielibyśmy, by nas widziano. W której poczujemy się zaakceptowani i… wyjątkowi! Pielęgnowanie szacunku dla intymności, to dla mnie pierwszy krok do budowania wzajemnego zaufania. A bez zaufania nie ma trwałych więzi.

No i nie da się tkać relacji, jeśli nieustannie czujesz na sobie oko Wielkiego Brata. Dlatego „intymnie” znaczy dla mnie „poza siecią”. To nieustające zmaganie, by żyć bardziej off- niż on-line paradoksalnie stało się dla mnie dużo łatwiejsze w pandemicznych czasach. Odkrycie, że świat się nie kończy, gdy wyłączysz smartfona po powrocie z pracy do domu, że istnieje życie bez Facebooka, Instagrama, a nawet bez Spotify'a może naprawdę zrewolucjonizować jakość naszej codzienności. I więzi.

W dobrym otoczeniu

Myślę, że w ogóle warto przyjrzeć się uważnie, czym wypełniamy przestrzeń naszego życia. Jakimi słowami, obrazami, muzyką się otaczamy. Bo więzi potrzebują empatii i czułości, a te z kolei wyrastają z wrażliwości. Codzienność bardzo skutecznie tępi czy zagłusza to, co w nas subtelne i delikatne, zwłaszcza, jeśli nie pielęgnujemy w sobie zachwytu nad wartościami niematerialnymi – nad pięknem, dobrem, szlachetnością, elegancją, uprzejmością itd.

Ta myśl wraca do mnie zwłaszcza od momentu, gdy po raz pierwszy napisała do mnie Czytelniczka – Pani A. Rok temu w okresie świątecznym podzieliła się ze mną mało znanym wierszem ks. Jana Twardowskiego („O zachowaniu się osiołka i wołu w Noc Narodzenia”). Od tamtej pory od czasu do czasu ze sobą korespondujemy, a mnie nieustannie ujmuje Jej niezwykła wrażliwość. Niemal w każdym mejlu jest jakiś celny, poetycki komentarz do tematu, o którym rozmawiamy. Pewnego razu, gdy snułyśmy rozważania na temat przygody życia z Bogiem, podesłała mi utwór Kazimierza Wierzyńskiego „Alviano”, wspominając, że zachwyciła się nim jako nastolatka. Przyznam, że przeczytałam – piękny, skądinąd, wiersz – i jedyne, co miałam w głowie po jego lekturze, to donośne: „Czym ją rodzice karmili, że potrafiła docenić takie piękno jako NASTOLATKA?!??!”. I co się okazało? Ano to, że Pani A. od małego była wychowywana w otoczeniu dobrych słów i literatury najwyższej próby. Rodzice dbali, by obcowała z tym, co piękne i wartościowe. Nie znam Pani A. osobiście, ale jest to taki Człowiek, przy którym nie sposób nie westchnąć z zachwytu: „Ach, jakże piękne jest Twoje stworzenie, Panie!”

Odkrycie, że świat się nie kończy, gdy wyłączysz smartfona po powrocie z pracy do domu, że istnieje życie bez Facebooka, Instagrama, a nawet bez spotify'a może naprawdę zrewolucjonizować jakość naszej codzienności. I więzi.

Często myślę więc o Niej, gdy po raz nie wiadomo który przypominam synkowi, by ściągnął łokcie ze stołu, a sztućce rozłożył zgodnie z zasadami savoir-vivre’u. Może to się wydawać mało istotne, ale jestem przekonana, że umiejętności tkania wyjątkowych więzi nie da się nauczyć bez wychowywania do zachwytu nad tym, co niematerialne i troski o to, co niewymierne, a co sprawia, że ten świat jest choć odrobinę piękniejszy.

Z otwartą głową i sercem

Przekonałam się też już niejednokrotnie na własnym przykładzie, że choć więzi potrzebują stałości i wytrwałości, to nie da się ich budować bez gotowości na zmiany. Myślę o tym, zwłaszcza patrząc na swoje relacje z dziećmi i z własnymi Rodzicami. Choć nasze więzi rodzinne postrzegam jako bardzo silne, to jednocześnie widzę wyraźnie, jak bardzo zmienia się ich charakter na przestrzeni lat. Wiem, że nie możemy drugiego człowieka traktować jak monolit postawiony na naszej drodze życia raz na zawsze. Każdy z nas się zmienia, każdy z nas żłobiony jest przez różne doświadczenia, wybory, decyzje. Ale pokusa argumentu „bo przecież zawsze tak było!” bywa czasami przemożna… Modlę się więc nieustannie o otwartość serca i mądrość w budowaniu moich relacji z innymi. Wiem, że trwała więź to taka, która jest jednocześnie i mocna, i elastyczna.

Z Bożą pomocą

Zdarza mi się usłyszeć od różnych ludzi, że mam wielkie szczęście żyć we wspaniałym małżeństwie i rodzinie. Odpowiadam wtedy, że kochający się ludzie i dobry dom to nie jest coś, co się ma, tylko to jest coś, nad czym się pracuje każdego dnia. I to nie jest kwestia szczęścia, tylko zawierzenia swojego życia Komuś, kto jest od nas o niebo mądrzejszy. Kwestia wzoru, który obierasz jako drogowskaz na życiowym szlaku. Gdyby nie Boża bliskość i obecność w moim życiu, to bez wątpienia nie wiedziałabym, jak żyć, by żyć „na pełnej petardzie”. Pewnie uparcie testowałabym swoje autorskie sposoby, a szczęścia szukała tam, gdzie go na pewno nie ma. Pan Bóg w swoim Słowie, sakramentach i niesamowitej hojności ciągle daje nam lek na zło, bolączki i marności tego świata. Jest wielu, którzy dają czasem całkiem sensowne recepty. Ale tylko On ma lek!

Modlę się więc nieustannie o otwartość serca i mądrość w budowaniu moich relacji z innymi.

Więc kiedy w życiu czuję się niepewnie, gdy coś w moim otoczeniu zaczyna szwankować, pojawiają się trudności, niepowodzenia, wątpliwości – zwracam się do Niego. Czasem odpowie mi swoim Słowem, a czasem wymownym milczeniem. Najczęściej jednak przemawia do mnie przez obecność innych ludzi w moim życiu. Przez cudownego męża, dzieci, rodziców, przyjaciół, wspólnoty. Dzień po dniu, wzorując się na Nim – na Bogu, który w samej swej istocie jest relacją – tkamy nasze wzajemne więzi. One nigdy nie były, nie są i nie będą idealne! Ja nie mam co do tego złudzeń Jak wszyscy wokół mamy swoje słabości, troski, grzechy. Nie zmienia to jednak faktu, że właśnie przez te misterne, żmudnie tkane więzi najwyraźniej słyszę, jak przemawia do mnie Miłość.

Agata Rusek - zawodowo związana z osobami starszymi, od 5 lat koncentruje się raczej na młodszych pokoleniach (czyt. jest mamą trójki szkrabów)


Tekst pochodzi z bloga dobrawnuczka.blog.deon.pl. Chcesz zostać naszym blogerem? Dołącz do blogosfery DEON.pl!
Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Kochająca się rodzina to nie kwestia szczęścia
Komentarze (2)
GK
Gosia Kurzawa
15 stycznia 2021, 10:44
dziękuje...
ET
~Ewa Tom
14 stycznia 2021, 19:13
piękny tekst i budujący ... i niosący nadzieję :) - no piękny po prostu :)