Nie chcą żyć w gettach!

(fot. shutterstock.com)
Marta Dzbeńska-Karpińska / slo

Ludzie starsi ufają ludziom, ale nie są naiwni jak dzieci. Oczekują trochę sympatii, trochę ciepła, trochę ustępowania miejsca w tramwaju, a ponieważ tego nie ma, są zaszczuci… Dzisiaj jest ich ponad pięć milionów, kiedyś i TY dołączysz do tej grupy.

Marta Dzbeńska-Karpińska: Mówi się, że na starość dziecinniejmy…

Psychogeriatra, prof. Tadeusz Parnowski: Za bardzo fiksujemy się na dzieleniu ludzi na grupy wiekowe czy na ich przydatność. Problem z dzieckiem jest taki, że trzeba je wyposażyć w pewne umiejętności i wiedzę, żeby mogło dalej sprawnie funkcjonować w życiu. Problem z ludźmi starymi jest taki, że niezależnie od tego, jak zdrowo będziemy żyli - i w sensie psychologicznym, i fizycznym - następuje powolne starzenie się, czyli pogarszanie się wydolności całego organizmu. Słabną funkcje poznawcze: pamięć, koncentracja uwagi, logika, kalkulacja itd. Spada wydolność narządowa: wolniej się chodzi, bardziej się garbi, częściej się rozgląda, ma się kłopoty ze wzrokiem i słuchem. Gorzej jest z uczeniem się nowych rzeczy.

Jednak życie zmusza nas do uczenia się?

To prawda, ale człowiek starszy musi to sobie wizualizować, zrozumieć język, ułożyć w głowie, to trwa znacznie dłużej. Można zatem zrozumieć, dlaczego ludzie starsi jeżdżą wolno prawym pasem, dlaczego marudzą i narzekają na nową pralkę z programatorem, dlaczego chcą mieć najprostsze modele telefonu, a nie te z wodotryskami. Po prostu nie wiedzą, jak się z nim obchodzić, i nie są w stanie tego opanować.

Jak im pomagać?

Przez zrozumienie. Nie chodzi im o to, żeby mieli dużo pieniędzy, superluksusowe domy pomocy społecznej, które są jak getta. Chodzi po prostu o to, żeby nie byli izolowani od życia, żeby mieli wokół siebie innych ludzi, no i żeby byli uznawani za ludzi. Za często zdarza się, że są dla innych obciążeniem, balastem, nieprzydatnym dodatkiem do życia.

Często o nich zapominamy.

To prawda. A przecież oni chcą doznawać i przeżywać, chcą mieć wokół siebie roześmiane osoby. Z dziećmi, które tryskają młodością, czują się doskonale, stąd ten związek między dziadkami i babciami a wnukami. Dziadkowie widzą w swoich wnukach siebie samych z okresu dzieciństwa, ale wiedzą już, jakie popełnili błędy. Spokojna wiedza o całym życiu pozwala im traktować wnuki z jednej strony z dystansem, ale z drugiej strony uczyć ich bardzo powoli i spokojnie.

Czy lęk przed starzeniem się jest specyficzny dla naszych czasów? Czy to efekt kultu młodości?

To trudne pytanie. Lęk przed starością i starzeniem się zależy od zachowań społecznych. Jeżeli naznaczymy człowieka, przystawimy mu na czole pieczątkę: "Człowiek stary", to oczywiście będzie lęk przed starością, bo będzie to lęk przed stygmatyzacją. I tak się dzieje. Wykładniki stygmatyzacji to: pieniądze, mieszkania, zajęcia, środowisko, traktowanie przez urzędników. W Polsce brakuje wyobraźni! Czy miejscem człowieka starego są uniwersytety trzeciego wieku, programy wspierające i wycieczki zagraniczne? A jeżeli stary człowiek nie ma zdrowia, to nie będzie z tego korzystał. Robimy dużo dla ludzi starych, ale tylko dla zdrowych. A gdzie środowiska dla chorych?

Ilu jest chorych wśród osób starszych?

Brak takich danych epidemiologicznych. Wiemy, że w Polsce żyje 5 mln 200 tys. osób powyżej 65 roku życia, a to znaczy, że jesteśmy starym społeczeństwem. Wiemy jednak, że wśród populacji osób starszych około 80% cierpi z powodu przynajmniej jednej choroby. Najczęściej są to dwie lub trzy choroby, np. nadciśnienie tętnicze, cukrzyca, osteoporoza, przerost prostaty.

W Polsce jest za mało geriatrów?

Tak. A są bardzo potrzebni. Stary człowiek jest kruchy i tym się różni od młodych. Rezerwa biologiczna i poznawcza jest znacznie zmniejszona. Choroby występują częściej, a ich przebieg jest przewlekły. Istotnym problemem jest współchorobowość. Posiadanie tych chorób nie zabija, ale inwalidyzuje. Jedna z moich pacjentek nie wychodzi z domu, gdyż kręci jej się w głowie i łatwo się męczy. Jak większość starszych osób pije zbyt mało płynów i jest odwodniona. Ale nie da sobie wytłumaczyć, żeby więcej piła, bo wówczas częściej musi chodzić do ubikacji, co skutecznie uniemożliwia jej spacery. I tak źle, i tak niedobrze. Problemy ludzi chorych są więc bardzo zróżnicowane w zależności od wieku. Inaczej choruje człowiek, gdy ma lat 70, a inaczej, gdy ma 90 lat. Generalnie jednak takimi ludźmi nikt nie zajmuje się programowo. Istnieje bowiem taka wizja ludzi starszych: siwy, przystojny, dobrze ubrany, śmiejący się i najlepiej jeszcze z rakietą w ręku. To jest pokazywanie ludziom nieprawdy i tworzenie błędnych wyobrażeń w skali całego świata.

Czy jest na to jakaś recepta?

Nie, nie ma. Skończyły się tradycyjne relacje rodzinne i rodziny wielopokoleniowe. Człowiek stary został wyrzucony z tej rodziny, w której był mentorem i był potrzebny. W niektórych krajach przypisano ludziom taki model: jak pracujesz, to żyjesz, inaczej nie jesteś potrzebny społeczeństwu. Teraz młodzi wszystko zdobywają na skróty. A ludzie starzy są inni. W tej chwili to pokolenie wymierających mamutów. Ufają ludziom, ale nie są naiwni jak dziecko. Oczekują od społeczeństwa tego, co sami wnieśli. Trochę sympatii, trochę ciepła, trochę ustępowania miejsca w tramwaju, a ponieważ tego nie ma, są zaszczuci…

… i często wyrzucani na margines.

Luksusowe domy typu DPS-ów i ZOL-i czy domy złotej jesieni - bo ładnie brzmi - nie są rozwiązaniem. Są jak getta dla ludzi starych. Nie ma pomysłu na to, co zrobić z ludźmi, którzy mają po 80 lat, jak im pozwolić na godne życie. A gdy brakuje szacunku, rodzi się problem eutanazji. To jest chore!

Ludziom starym jest potrzebne normalne środowisko i normalne miejsce w społeczeństwie. Konsekwencją zaburzenia tych obszarów społecznych jest psychopatyzacja społeczeństwa. Ludzie mają zaburzenia emocji, są egocentryczni i nie widzą przyszłości. Tacy właśnie stają się młodzi ludzie i to my ich wychowujemy. Dajemy w nadmiarze i nie oczekujemy niczego w zamian.

Jak ratować rodziny wielopokoleniowe?

Część osób, na szczęście, żyje w harmonii ze swoimi starymi rodzicami. Pomysłów jest wiele. Są częste kontakty telefoniczne, jest nadzór nad różnymi sytuacjami zdrowotnymi, istnieje kontakt weekendowy. Jaka część osób tak żyje? Tego nie wiem. Obserwuję natomiast wzruszające sytuacje, gdy dzieci przychodzą do szpitala, chociaż ich własne sytuacje życiowe są trudne, i "oddają" swoim rodzicom to, co uzyskali od nich w dzieciństwie. Częste jednak są także sytuacje, gdy np. syn, jedynak, przychodzi do matki, jest bardzo czuły i opiekuńczy. Jednocześnie na słowa lekarza o wypisie do domu zaczyna się wykręcać i wyślizgiwać. Ma ciężko chorą żonę, którą się zajmuje, a teraz jeszcze matka. Nie chce jej oddać do jakiegoś DPS-u, to dla niego jest nie do pomyślenia. Czy to wina człowieka, łamanie zasady miłości dziecko-rodzic? Nie. Wina leży po stronie państwa. Bo ci ludzie mogliby sobie poradzić z problemami przy małej pomocy ze strony państwa, przy klarownych zasadach wsparcia.

A więc jedną z recept na szczęśliwą starość jest szczęśliwe życie rodzinne i małżeńskie?

Tak, bo te emocje i więzy działają nawet w otępieniu. Seniorzy nie rozumieją naszych słów, ale są wyczuleni na brzmienie głosu: czy mówi się do nich spokojnie, powoli i z uśmiechem, czy też twardo i ostro. Rozumieją bliskość. Mieliśmy taką parę osiemdziesięciolatków. Żona zaczęła chorować, występowały zaburzenia zachowania, które były przyczyną hospitalizacji. Chcieliśmy ją wypisać, na co mąż stuknął laseczką: "Co? Ja 60 lat miałem ją w domu i wystarczy! Teraz jestem sam i rozumiem, co znaczy wolność". Cóż, bywa i tak… Aby zlepić dobrą rodzinę wielopokoleniową, jest potrzebny niezwykły wysiłek wszystkich członków rodziny, ale przede wszystkim rodziców, bo to oni są osobami znaczącymi. Każdy błąd rodziców w stosunku do dzieci mści się potem na nich samych.

Czy jest tak, że jeśli ktoś ma pomysł na własne życie, ma też potem pomysł na własną starość?

Tak. Mądrzy rodzice ukierunkowują dzieci do nabywania sprawności intelektualnych i poznawczych poprzez kursy językowe, szermierkę, sport, uczestnictwo w grupach zainteresowań. Dbają o edukację dziecka. Dzięki temu dorastający człowiek chce wtedy coś zrobić w życiu, rozumie różnorodność świata, co pobudza jego własne zainteresowania. Ale można być "zawężonym" przez rodziców, którzy nic nie proponują: szkoła, dom i koniec. Ten niewielki wkład intelektualny powoduje w życiu dojrzałym zawężenie horyzontów i brak ciekawości poznawczej. Dlatego im więcej tych propozycji, tym więcej w dorosłym życiu pomysłów na pracę i na to, co robić po pracy. Osoby wykonujące pracę bez przyjemności, zainteresowania częściej miewają tzw. depresję niedzielną: fotel, piwko, telewizja, nareszcie nie idę do roboty. A przecież można, realizując różne wymyślone lub podpatrzone pomysły, wolne dni spędzić czynnie: rower, spacer po lesie, muzeum, dobra książka.

Czyli od dziecka pracujemy na swoją starość?

Tak. Jesteśmy tacy w starości, jacy byliśmy przez całe życie. Starość jest kumulacją naszego życia. Zwyczajnie i już.

Co to jest starość?

Istnieje co najmniej 7 definicji starości w zależności od tego, jaki wymiar akcentujemy. Można wziąć pod uwagę np. wiek albo kryterium użyteczności: osoba stara przestaje być użyteczna dla swojej najbliższej rodziny albo dla funkcjonowania większych grup społecznych. W definicji biologicznej starość to przewaga rozpadu nad powstawaniem, śmierci nad życiem. Starość to okres, w którym ilość odpadów somatycznych zaczyna się zwiększać. Znamy także kilka definicji społecznych. Ale nie ma jasnej granicznej linii, która mówi, kiedy zaczynamy się starzeć. To zależy także od nas: jeżeli się cieszymy, jeżeli żyliśmy mądrze i sensownie, w pełnym zadowoleniu z siebie, ale nie w sensie hedonistycznym, to ta starość będzie późniejsza. Będziemy mieli dobre przykłady z własnego życia, a z drugiej strony będziemy czerpali napęd z dalszej obecności w życiu innych ludzi.

***

Tadeusz Parnowski od 1971 roku pracuje w Instytucie Psychiatrii i Neurologii w Warszawie. W latach 1991-2003 prezydent Polskiej Fundacji Alzheimerowskiej, członek międzynarodowych organizacji geriatrycznych (ADI, AE, PTA). Założyciel Polskiego Stowarzyszenia opiekunów osób z chorobą Alzheimera i prezydent Towarzystwa Psychogeriatrycznego. Organizator i kierownik pierwszego oddziału psychogeriatrycznego i Poradni Zaburzeń Pamięci w Polsce. W roku 2006 został mianowany profesorem psychiatrii i kierownikiem II Kliniki Psychiatrycznej w Instytucie Psychiatrii i Neurologii w Warszawie. Żonaty, jedno dziecko i jeden wnuk.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Nie chcą żyć w gettach!
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.